Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2011, 17:12   #39
Raeynah
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Eugen spojrzał na Niziołka, wystarczyło mu parę sekund, aby położyć płaszcz na podłodze magazynu, zmusić go, żeby usiadł i odsłonił rękę.

- Pokaż to... - zaczął, wyciągając równocześnie nerwowo narzędzia i bandaże ze swojej torby. - Najpierw zajmiemy się tym, a potem poopowiadasz... kto ci to w ogóle zrobił?

Niziołek nie tylko był przemoczony do suchej nitki. Jego twarz wyrażała taki ból jakiego jeszcze nigdy nie miał okazji odczuwać. Nieco przyciszonym, drgającym głosem malec zaczął swoją opowieść:

- Nie zdziwię się jak po tym co wam powiem nie będziecie chcieli się ze mną zadawać. - Omiótł wzrokiem obecnych. - Dopuściłem się czegoś za co to - spojrzał na powyginaną dłoń - jest najniższym wymiarem kary. Nie chcąc was narażać, lub po prostu z własnej głupoty, nie powiedziałem wam prawdy o moim pobycie w “Czarnym Kucyku”. Jak się okazało przede mną były co najmniej 2 osoby wypytujące o Kempera. Jakieś wielkie indywiduum zaciągnęło mnie do pokoju na piętrze, gdzie siedział Uwe Koch. Ten wiedział, że nie jestem przyjacielem Bernarda z dawnych lat. Na szczęście okazał się naiwny i udało mi się mu wmówić, że pracujemy dla niejakiego Wolfganga Skellera. Zgodziłem się dla niego pracować. Miałem mu donieść kiedy i gdzie znajdziemy Kempera. Niestety nie wiedziałem jakie to poniesie za sobą konsekwencje. Teraz mamy tydzień na znalezienie Bernarda albo każdy z nas będzie... - zrobił smutną minę. - Wiecie, co mam na myśli... A teraz wy powiedzcie co o tym sądzicie i czy macie jakieś nadzwyczaj bezpieczne kryjówki? Ja mam jedną, ale niestety wśród krasnoludów, gdzie Ankarian nie będzie mógł z nami przebywać. Więc mój azyl odpada...

Eugen w międzyczasie uporał się z jednym palcem malca. Wstał i założył ręce.

- Źle zrobiłeś. Powinniśmy pracować jak jedna drużyna. Niezależnie od intencji powinniśmy o tym wiedzieć - zaczął surowo. - Co się jednak stało, to się nie odstanie, więc teraz powinniśmy pomyśleć, jak uporać się z obecną sytuacją... znaleźć Elfa... no i parę odpowiedzi na dręczące nas pytania. Szczerze mówiąc, zacząłem się zastanawiać, czy nie zostaliśmy wystawieni na samym początku tej imprezy...

- Bardzo możliwe
- wtrąciła dziewczyna, która do tej pory stała w milczeniu przypatrując się Oskarowi z miną w stylu “wylałeś”. Wsparła ręce na biodrach. - Ernest powiedział, że ktoś nas wystawił. Tylko jedna osoba przychodzi mi na myśl. Nie uważacie, że coś może być nie tak z naszym zleceniodawcą?

- Jestem niemal pewien, że wystawił nas Borha. Od samego początku współpracuje z Falkenbergiem, którego mój przyjaciel wiedział niedawno w okolicy karczmy, w której spotkaliśmy się z naszym chlebodawcą, jeśli można go tak nazwać. Jak już mówiłem Falkenberg to ten łowca, który ogłuszył naszego przyjaciela elfa. Gdyby był w stolicy mój stary przyjaciel sprawa zarówno Kocha, jak i reszty załatwiłaby się jednej nocy. Niestety osoba, o której myślę wyjechała niemal rok temu i jak ją znam nie wróci przynajmniej przez następny rok. Jakieś pomysły? Gdzie w ogóle podziewa się elf? Nie wie jak ważne sprawy mamy teraz do omówienia...
- rzekł niziołek patrząc służalczo na Eugena reperującego jego drugi palec.

Sharlene podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz.

- Jest już niemal całkiem jasno. Mam złe przeczucia... - westchnęła cicho. - Co do kryjówki, to załatwiłam nam schronienie w dzielnicy kupieckiej. Spokojna okolica, raczej nie powinni szukać nas w takim miejscu. Trzeba będzie tylko nieco odpracować koszty naszego pobytu tam. Łup który zgromadziłam przez ostatnie dwa miesiące nie był wystarczający. Ale nasz gospodarz to dobry człowiek, więc wyżywienie też będziemy mieć zapewnione - powiedziała odchodząc od okna i kucając przy Eugenie. Zaczęła przyglądać się jego pracy.

- Szczerze mówiąc to, co ostatnio mi krąży po głowie to pomysł zbyt zwariowany, aby był prawdziwy, ale... - zawachał się Eugen. - No dobra, zastanawiałem się, co bym zrobił na miejscu poszukiwanego, aby sprytnie zniknąć z okolicy wiedząc o tym, że kilka albo kilkanaście osób zaczyna mnie intensywnie szukać. Tak więc - kontynuował wywód, kończąc opatrywanie ręki Oskara - wpadłem na pomysł, że będąc taką osobą znalazłbym grupę ewidentnie początkujących - bez urazy, ale jako grupa chyba nie jesteśmy jeszcze zbyt dobrzy - poszukiwaczy przygód i zleciłbym im poszukiwanie samego siebie, wiedząc o tym, że wcześniej czy później popełnią jakiś błąd i zaczną świecić się na mapie miasta jak latarnia. Mówiłem, że zwariowane? Albo jeszcze lepiej - poprosić o to jakiegoś przyjaciela... albo szlachcica, na którego mam haka. Wymusić coś takiego, wziąć trochę koron i zniknąć z miasta. Zastanawiam się, czy taka osoba, z taką wiedzą i doświadczeniem sama z siebie się stoczyła, czy po prostu całe to zachowanie naszego ‘celu’ nie było rozmyślną zasłoną dymną, aby się usunąć w odpowiednim momencie. Przecież teraz, przy tylu grupach poszukujących go i z takim ‘życiorysem’ każdy wcześniej czy później dojdzie do wniosku, że po prostu leży na dnie Reiku, albo gdziekolwiek indziej martwy. Zwariowane, ale chciałem, żebyście wiedzieli jak dziwne opcje rozpatruję myśląc o tej sprawie. Jeszcze ostatnia opcja - cała impreza jest po to, żeby zobaczyć, kto go zacznie szukać, albo żeby określona osoba wpadła w pułapkę poszukiwań na niego.

- To, że jego postępowanie Kempera od kiedy odszedł z armii jest udawane wiemy już od dość dawna. Jak traumatyczne przeżycia musiałby mieć on za sobą aby zacząć chlać i błąkać się po burdelach co nie miara? Wydaje mi się, że on to wszystko miał zaplanowane. Aha! Ten urzędnik, o którym była mowa w jego dzienniku też był w jamie. Nazywają go Eckhard i pracuje ponoć w imperialnym skarbie. Co dokładnie robi nie wiem, ale okazji do położenia łap na złocie miał co niemiara i z tego co wiem, nie jeden raz się na to złoto pokusił - dopowiedział swoje Oskar.

- Hmmm... Nie wiem czy wspomniałam - wtrąciła Sharlene - będąc u Schantzheimerów zdobyłam namiary na człowieka, który najprawdopodobniej przyniósł coś Kemperowi, zanim ten zniknął. Bodajże Ulrich Rammelof... tak, chyba właśnie tak się nazywał. Jest urzędnikiem na imperialnym dworze. Możliwe, że będzie miał dla nas jakieś istotne informacje. Dziś wieczorem mamy okazję go namierzyć. Powinien być wówczas w “Wieprzu”. Wygląda więc na to, że trzeba będzie się rozdzielić... no bo jeszcze czeka nas spotkanie z Rudą. Hmmm... Oby Ankarian dotarł do nas do tego czasu... Ktoś wie, gdzie się udał?

- Niestety, nie mam bladego pojęcia, gdzie mógł się udać nasz kolega z eskapistycznymi zapędami
- stwierdził Eugen. - Jeżeli chodzi zaś o kryjówkę... mam jedną, opancerzoną, zabezpieczoną i nie stanowiącą problemu dla Elfów, jeżeli o to chodzi. Jeżeli chodzi o zapłatę... jeżeli zmieścimy się w jednym pokoju, to nie będzie problem, dopóki... będę dbał o pewną... hm... relację - wydukał Eugen. - Także mamy coś w zapasie. Lokal jest strzeżony i niezależny od lokalnych... interesów rodzinnych. W każdym razie będę mógł tam podpytać o osoby z wyższych sfer i dowiedzieć się, jak z taką porozmawiać, kiedy i przede wszystkim gdzie.

- Pierwsza sprawa: dla mnie oba wasze azyle nie stanowią problemu. Jednak jeżeli miałbym wybrać pomiędzy odrobiną pracy za więcej miejsca a darmową ciasnotą wybiorę zawsze to pierwsze. Jak w przybytku o którym mówiła Sharlene jest kuchnia to tam właśnie siebie widzę. Nie wiecie jak ja potrafię gotować. Kochani czegoś takiego nie jedliście w najlepszych spelunkach tej dzielnicy. Na pewno szef tego lokalu nie będzie miał zastrzeżeń jak tylko spróbuje jakiegoś dania przeze mnie przygotowanego. Co do samego podziału naszych sił jest to dość dobry pomysł. Ja mógłbym sprawdzić piwnicę domu Kempera. Sharlene mogłaby skontaktować się z znajomymi, którzy zostali we "Wronach” czy aby ktoś o nas nie wypytywał. Z tego co zdążyłem zauważyć mało rzeczy ujdzie ich uwadze i może oni mogliby nam pomóc w namierzeniu nieznanych nam zagrożeń. Ostatnia sprawa to dojście do urzędnika. Najlepiej by to zrobił Ankarian przy drobnej pomocy Eugena. Pewnie we dwóch potrafilibyście coś z niego wyciągnąć. Nie mamy zbyt wiele czasu więc elf nie musiałby być delikatny. Aha! Nie możemy zapominać o tym wstrętnym łowcy... znając życie jeszcze dzisiaj znajdzie go Uwe Koch więc w sumie go możemy se darować. Chyba o niczym nie zapomniałem...
- zastanowił się po swym długim wywodzie malec.

- Nie należy nie doceniać przeciwników - uśmiechnęła się Sharlene. - Co do reszty się zgadzam, ale trzeba zachować ostrożność. Poza łowcą nagród poluje na nas trzy czwarte dzielnicy.

- Masz całkowitą rację. Może jako, że ja muszę zachować całkowitą dyskrecję przy zwiedzaniu piwnicy Bernarda a wśród grupy zajmującej się “Wieprzem” mamy dobrego wojownika w postaci Ankariana może chciałabyś jakąś pomoc bądź ochronę na czas odwiedzin “Wron”? Mogę zaoferować jedynie krasnoludzką pomoc, ale nie sądzę aby w tej dzielnicy były osoby zdolne se poradzić z tym kogo mam na myśli...
- wycedził z uśmiechem hobbit.

- Dziękuję, ale moja twarz sama już przyciąga uwagę. Widziałeś listy gończe?

Halfling z zaciekawieniem przecząco pokiwał głową.

- Oskarze, Sharlene, może po prostu zwiedzimy i porównamy te miejsca? Wiesz, myślę, że chodzi nam przede wszystkim o miejsce, którego brama otwiera się tylko dla wybranych gości, w którym pokoje gościnne nie mają okien dostępnych z ulicy. Znam właścicielkę czegoś takiego, a jeżeli chodzi o kuchnię - cennik zaczyna się od korony za herbatę, więc myślę, bez urazy, że mógłbyś się czegoś nowego nawet nauczyć, a możliwe, że szef kuchni również. W każdym razie, nie możemy tutaj sterczeć i czekać na elfa, trzeba działać. Jeżeli chodzi o namierzenie urzędnika musimy założyć, że mamy tylko siebie. W takim przypadku urzędasa trzeba by wyciągnąć z lokalu metodą na kurtyzanę, na trutkę, albo coś jeszcze. - Eugen zamyślił się. - Elf na pewno będzie próbował tu dotrzeć. Jakiś pomysł na wiadomość dla niego?

- Ja mam pomysł, aby nie wyciągać urzędniczyny z “Wieprza” a niech sam stamtąd wyjdzie wpadając w ręce elfa. Co do wiadomości to mam pewien plan: można kogoś tu przysyłać aby codziennie sprawdzał czy aby jakiś elf się tu nie kręci. Kogoś kto wyczuje elfa spod kaptura... w sumie mam taką osobę, ale może macie inny pomysł - odpowiedział niziołek.

- A powiedz, kogo ty nie znasz? - zakpiła Sharlene. - Gdyby białogłowy umiał czytać ze złodziejskich symboli, to zawsze można wyskrobać coś na drzwiach, ale szczerze w to wątpię...

- W sumie znam mało osób, ale za to bardzo dobrze. Jak znasz wszystkie możliwości swoich kontaktów możesz trafić niemal wszędzie
- odparł z uśmiechem Oskar. - A co do tych symboli to jestem pewien, że nie zwróci na nie żadnej uwagi. Mogę poprosić znajomego, aby napisał w Eltharinie gdzie i kiedy ma być elf... Albo sam to napiszę. Od jakiegoś czasu uczę się tego języka. Powoli, mozolnie, ale z pomocą znajomego sam bym to napisał - dodał malec.

- Masz
- dziewczyna wyjęła z torby kawałek papieru i podała go Oskarowi razem ze znalezionym na podłodze kawałkiem węgla. - Zależy nam na czasie. Spróbuj coś sklecić. Może ją zrozumie, nawet strasznie okaleczoną.

- Droga Esmeraldo. Już mam się zabierać do pisania wiadomości do elfa z krwi i kości? Zaledwie po paru lekcjach jego języka? Gdybym nie zdradzał swoją aparycją takiej mądrości i sprytu -
puścił do zebranych oczko - to pewnie bym nie był w stanie temu podołać. Ale skoro nalegacie to spróbuję. Najwyżej elf umrze ze śmiechu - dodał z uśmiechem niziołek i wziął się za pisanie.

Drogi elfie.
Bądź tu w okolicy południa lub wieczoru - jak w południe nie zdążysz. Codziennie o tej porze będziemy sprawdzać to miejsce. Masz stać przed wejściem do magazynu.
Mały”


- Nie sądzę, aby nasz towarzysz był w stanie to odczytać. Może pójdę z tym do mojego znajomego a on mi to poprawnie napisze. Kartkę bym tu wywiesił za niecałą godzinę. Co wy na to? - powiedział niziołek z dziwnym grymasem patrząc na swoje dzieło.

- Starałeś się - parsknęła Sharlene na widok jego grymasu. - To leć. Tylko szybko.

Oskar złapał kartkę i ostrożnie zabrał swą dłoń z rąk Eugena. Podziękował mu po czym wyszedł. Najszybciej jak się dało ruszył do Wolfganga. Ten był jeszcze zaspany, ale już wstał. Poszło szybko, bo okazało się, że halfling zrobił zaledwie parę błędów. Dziękując starcowi niziołek pobiegł do magazynu. Po drodze sam się skarcił za brak odpowiedniej ostrożności. Jak by ktoś go śledził mógłby narazić Wolfganga albo co gorsza doprowadzić kogoś do magazynu. Jednak tak się nie stało a niziołek zdyszany po raz wtóry stanął przed Sharlene i Eugenem. Jedyne co go uszczęśliwiało to papirus przyniesiony od starego uczonego.

- Napisany... przez fachowca... - wydyszał niziołek podając zawiniątko kobiecie.

- Dobra - powiedziała, rozłożywszy papierek. - Miejmy nadzieję, że Ankarian go nie przegapi - “o ile w ogóle tu dotrze”, dodała w myślach, szybko klnąc siebie za pesymizm.

Znalazła we framudze drzwi stary, zardzewiały gwóźdź i nadziała na niego karteczkę.

- Musi starczyć. Dobra, zwijamy się.

Szybko pomogli spakować Eugenowi jego narzędzia i ostrożnie wymknęli się z budynku. Sharlene starała się prowadzić ich jak najciaśniejszymi uliczkami, byle tylko umknąć przed wzrokiem przechodniów. Po pół godziny szybkiego marszu znaleźli się przed gospodą pod “Złotą Różą”. Dziewczyna otworzyła drzwi i wprowadziła ich do środka. Minęli ladę, za którą stała Anya i weszli na górę po schodach. Sharlene otwarła przed nimi swój stary pokój, zamykając go po chwili na klucz. Zasłoniła okna, które co prawda nie wychodziły na ulicę i nie były za duże, ale wolała być, póki co, ostrożna. Potem usiadła na łóżku.

- Mamy dla siebie jeszcze pokój obok - poinformowała oparłszy się o poduchę.

- Mi się tu podoba. Spokojnie. Twoje miejsce również sprawdzimy - powiedział halfling patrząc na Eugena. - Zapomniałem wam o czymś powiedzieć... - powiedział nagle posmutniały niziołek. - Dzisiaj wieczorem mam zanieść księgę z kodem do “Czarnego Kucyka”...

Sharlene uniosła brwi.

- Miło z twojej strony, że wspomniałeś! I co zamierzamy z tym zrobić? Ruda też chciała zobaczyć księgę!

- Niesamowite, że mamy kolejne ciekawe wieści - stwierdził cynicznie Eugen. Po czym zaczął wypakowywać pióra, kałamarz i księgę, najwyraźniej pamiętnik, czy notatnik, bo wiele stronic było niezapisanych. - Dawaj tą księgę, przepiszę tyle, ile się da, damy radę zorganizować coś do jedzenia i lampkę wina? Wybaczcie, ale na browar przy pisaniu zazwyczaj nie mam ochoty - stwierdził Eugen.

- Zaraz coś załatwię - westchneła Sharlene. - Oskar, chcesz zobaczyć kuchnię? Masz okazję.

- Bardzo chętnie, moja droga
- powiedział niziołek podając uczonemu księgę, która jak dotąd przysporzyła im więcej kłopotów niż przydatnych informacji.

- To chodź.

Wyszli z pokoju zostawiając w nim pochylonego nad papierami Eugena i zeszli drewnianymi schodami na parter. Sharlene minęła stojącą przy szynkwasie blondyneczkę i otwarła przed Oskarem drzwi, które się za nią znajdowały. Prowadziły do niezbyt szerokiego korytarza, po którego obu stronach widniały po dwie pary drzwi. Dziewczyna oznajmiła, że są tam spiżarnie, które gospodarz sumiennie zaopatruje w różnego rodzaju produkty. Weszła w pierwsze drzwi na lewo, skąd wydostawała się smuga chwiejnego światła.

- Oto i kuchnia - powiedziała wszedłszy do środka. Pomieszczenie było wielkości około pięć i pół metra na czery. Pełno w nim było różnego rodzaju szafek, wypełnionych po brzegi naczyniami, sztućcami i innymi podobnego rodzaju przedmiotami. Na wprost znajdował się duży piec, w którym palił się lichy płomyk. On i parę świec stanowiło oświetlenie wnętrza. Po prawej znajdował się szyb wentylacyjny - nieduża dziura w suficie połączona z kominem, która, z tego co mówiła Sharlene, wychodziła na podwórze. W rogu kuchni dostrzegli mężczyznę. Miał na sobie za duży fartuch, który wisiał na nim jak na wieszaku. Z rękawów wystawały chudziutkie ręce, a kiedy się odwrócił zobaczyli twarz człowieka góra czterdzistoletniego, o zabidzonych rysach i podkrążonych oczach. Był ogolony, o kędzierzawych włosach. Na ich widok uśmiechnął się blado.

- Sharlene, dziecino! - pisnął niemal. - Skąd się tu wzięłaś?

- To długa opowieść -
uśmiechnęła się w opowiedzi i podeszła by uścisnąć znajomego. - Oskarze, to Caspar, tutejszy kucharz.

- Witam. Miło mi Cie poznać
- powiedział krótko i z uśmiechem Oskar kłaniając się nisko. - Podałbym Panu rękę, ale niedawno się skaleczyłem i czekam aż rana się zagoi - dodał po chwili nieco zakłopotany.

- Ależ nie szkodzi, nie szkodzi. Co was tu sprowadza, dziecko? Nie widziałem cię odkąd zamordowano tego całego szlachciurę.

- Nie teraz, przyjacielu. Jesteśmy po długiej podróży
- uśmiechnęła się. - Przyszłam tylko prosić cię o coś na obiad i butelkę wina. Głodni jesteśmy, nic nie jedliśmy od wczoraj.

- Oczywiście, oczywiście - powiedział i zaczął grzebać po szafeczkach, które znajdowały się najbliżej. - Brag wie, że tu jesteś?

- Mhm, załatwiłam to z nim wczoraj wieczorem. Jeśli się zgodzisz, to mój przyjaciel chętnie potowarzyszy ci w kuchni. Widzisz, nie stać nas było na pokrycie wszystkich kosztów, więc będziemy musieli nieco odpracować koszty jego gościny.


- Złoty człowiek, zaiste złoty - powiedział wychodząc z kuchni. Wrócił po chwili z butelką czerwonego wina. - Oczywiście, że twój przyjaciel będzie mile widziany w mojej kuchni. Przyda mi się pomoc, a wydaje mi się, że się na tym znasz, Oskarze. Nie wiem tylko, czy dasz sobie radę - dodał wskazując na jego dłoń. - Jesteś ciężko ranny?

- Nie na tyle ciężko aby nie móc przydać się w kuchni
- powiedział z uśmiechem halfling. - Uważam, że z moją ręką jest coraz lepiej i już niedługo będzie sprawna.

- Cieszę się z tego. Niziołki słyną ze swoich zdolności kulinarskich. Mam nadzieję czegoś się od ciebie nauczyć! - powiedział szczerząc zęby i podając dziewczynie tacę z wazą zupy. - Jeśli będziesz chciała czegoś jeszcze to daj znać. Tylko nie przesadzajcie, nasze spiżarnie mają swój limit.

- Dziękuję, przyjacielu
- uśmiechnęła się. - Oskar, weź wino.

Na pożegnanie hobbit ukłonił się nisko i trzymając butelkę w zdrowej ręce ruszył wraz z towarzyszką na górę. W ich apartamencie zastali ślęczącego nad dokumentami Eugena.

- Kuchnia niczego sobie - rzekł wesoło Oskar nalewając wszystkim wina. - Obsługa też całkiem miła.

- Zmieniłbyś zdanie o obsłudze, gdybyś zastał mnie tu jako kelnerkę.
- Uśmiechnęła się do niego nalewając sobie zupy do miski.

- Wino nienajgorsze, zdrowie! - Eugen oderwał się od przepisywania. Spojrzał na zupę i nie mógł się powstrzymać - po chwili we trójkę pałaszowali gorącą, parującą zupę. Gdy zjedli, Eugen podniósł milczący toast i spojrzał na Sharlene i Oskara.

- Za przygody!

Sharlene uśmiechnęła się i podniosła kieliszek. Potem wypiła troszkę i zamyśliła się.

Niziołek również uniósł lampkę wina po czym wypił całą wartość - “Każdy powód do picia dobry” pomyślał z nie odgadnionym uśmiechem.

- Wiecie co? - mruknęła Sharlene po chwili. - A może to wszystko chodzi o Kempera?... Może to właśnie on zlecił nam szukanie samego siebie. Tak jak powiedział Eugen. Może chciał dowiedzieć się, kto go szuka i w jakim celu? Bo niby czemu Borha nie chciał wyjawić nazwiska mocodawcy? Albo czemu łowca nagród nie zabił Ankariana, kiedy miał okazję, tylko pozbawił go przytomności? Może Kemper nie chciał, żebyśmy węszyli w jego domu. Wynieśliśmy parę dokumentów, które mogą mieć jakieś znaczenie. Wydaje mi się, że w mniemaniu Kempera mieliśmy być właśnie taką bandą początkujących, którzy mieli odciągnąć od niego jego wrogów?... Hmm, nie wiem...

- Chyba jest za sprytny, zakładając taką możliwość, żeby nie pomyśleć o tym, że możemy wyciągnąć z jego domu jakieś dokumenty, zwłaszcza mające takie znaczenie
- wtrącił Eugen - na pewno każdy średniorozgarnięty człowiek przewidziałby, że w pierwszej kolejności udamy się do jego domostwa...

- Otóż to. Dlatego uważam, że za tym zleceniem musi stać ktoś inny. Nie ryzykowałby utraty jakichkolwiek zabezpieczonych dokumentów, nie mówiąc już o bagnie w jakie możemy go wciągnąć tak namolnie go poszukując. Póki co pozbyliśmy się części jego wierzycieli więc działamy na jego korzyść. Niestety ten stary łachmyta, Koch, chce go pojmać i wydusić z niego informacje jakie zdołał poznać pracując jako imperialny szpieg
- zadumał się niziołek.

- Wydaje mi się, że właśnie dlatego siedzi nam na ogonie ten łowca nagród. Odkąd ostatni raz byliśmy na Hebrenstasse więcej się nie pojawił.

- Jedno jest pewne: za dużo wśród tego naszych własnych przypuszczeń. Spójrzmy prawdzie w oczy. Mamy zbyt mało informacji aby namierzyć Bernarda. Musimy się pośpieszyć, bo za tydzień może być już za późno na jakiekolwiek działanie. Nie chce was martwić, ale jedynym co teraz można zrobić to spotkać się z Dianą i zanieść księgę do “Czarnego Kucyka”. Ja zajmę się tym drugim przy okazji starając się coś wyciągnąć od Kocha na temat łowcy i tego co może pisać w tej księdze. Pewnie będzie miał na miejscu jakiegoś specjalistę od tego typu szyfrów...
- zastanowił się Oskar uświadamiając sobie jak wiele czeka ich pracy.

Dziewczyna przygryzła wargi. Nie mogła się nie zgodzić z towarzyszami. Dopiła swoje wino i poszła zobaczyć stan drugiego z pokoi. Wewnątrz były już dwa łóźka. Parę szafek i lustro stanowiły jego umeblowanie. Był podobnej wielkości, co tamten.

- Kto chce, to pokój obok jest jeszcze wolny - powiedziała wracając do pomieszczenia, w którym siedziała reszta. - Mam tylko nadzieję, że nasz elf w nic poważnego się nie wpakował...

- Nie martw się. Ankarian da sobie radę lepiej niż którekolwiek z nas. Ja się przeniosę do drugiego pokoju do czasu aż będę wychodził do “Kucyka”. Muszę się przygotować -
zapowiedział swój zamiar Oskar po czym po cichu opuścił pomieszczenie.

Eugen był skupiony już tylko na przepisywaniu. Zostało im w sumie niewiele czasu do umówionego spotkania z Dianą. Pociągnął kolejny łyk wina i pisał dalej.

Sharlene postanowiła mu nie przeszkadzać. Położyła się na jednym z łóżek i zaczęła bawić się obrączkami elfa, które wyciągnęła z kieszeni.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"
Raeynah jest offline