Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2011, 17:47   #31
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Sposobu w jaki Ankarian uciekał z resztą towarzyszy, na pewno nie chciał on zapamiętać. Ten zjazd kanałami do bajora, zmył z niego resztki jego elfiej dumy, którą stracił prawie całą po śmierci żony. Już nawet przez to wszystko, co działo się wczoraj, zapomniał o piwie, które obiecała mu Sharlene. Jednak i tak odechciało mu się jakichkolwiek alkoholi. W ogóle miał już dosyć niemal wszystkiego. Nie mógł patrzeć na jedzenie, bo ciągle przypominał mu się zapach z kanałów i wiedział, że po zjedzeniu czegoś, od razu by to zwrócił. Ciuchów, które miał wtedy na sobie pozbył się od razu, bo nie pozbyłby się z nich smrodu chyba do końca swojego życia, które trwać powinno jeszcze długo. Chociaż po tym wszystkim co się ostatnio działo, to może jednak tak długo nie potrwać. Jednak elf i tak się tym nie przejmował. W końcu i tak nie miał po co, ani dla kogo żyć, więc nikt nie rozpaczałby po jego śmierci. Jakoś wcale nie mógł spać. Może przez ten smród, albo przez coś innego. Raczej to drugie. Znowu wspomnienia nie pozwalały mu odpocząć nawet przez chwilę. Gdy schodził na śniadanie ledwo rozumiał co działo się wokół. Słysząc informację, która przekazał mu i reszcie, karczmarz, nawet nie zwrócił na to uwagi i od razu zamówił butelkę wody. Dopiero, gdy upił z niej duży łyk, trochę się rozbudził i poprosił karczmarza, aby powtórzył to co przed chwilą mówił. Gdy gospodarz spełnił jego prośbę, rozejrzał się i dostrzegł jakąś kobietę. Ruszył za resztą towarzyszy do stolika przy którym ona na nich czekała. Wysłuchał rozmowy, którą przeprowadziła ona z Sharlene i nie wtrącał się prawie wcale.

Chwilę po tym jak Diana Valnor opuściła lokal Ernest pożegnał się z resztą grupy, tłumacząc, że musi coś załatwić i sam również wyszedł z karczmy.

Zaraz po wyjściu tajemniczej kobiety naradzający się wcześniej Ankarian i Sharlene zauważyli ich znajomego niziołka, który po wejściu do tawerny bezpośrednio udał się do zajmowanego przez nich stolika.

- Przepraszam za niezapowiedzianą nieobecność. Musiałem coś załatwić. Mam nadzieję, że nic mnie nie ominęło... - rzekł malec z szerokim uśmiechem patrząc na pełny kufel stojący przed elfem.

- Widziałeś może na zewnątrz naszą rudą znajomą? - spytała Sharlene odstawiając kufel.

Gdyby tylko elf był równie szczęśliwy z powodu kufla stojącego przed nim, jak niziołek, to wszystko byłoby dobrze. Jednak mu jakoś przeszła ochota na to piwo. Starał się nawet na nie nie patrzeć.

- Trochę Cię ominęło - powiedział do niziołka.

- Skoro tak to streśćcie mi pokrótce co to jest. Nie wyszedłbym gdybym nie miał ważnego powodu... - rzekł niziołek delikatnie się uśmiechając.

Sharlene streściła mu rozmowę sprzed paru minut.

- Jutro spotkamy się z człowiekiem, który prawdopodobnie pomoże nam złamać szyfr - skończyła wypowiedź sięgając po swoje piwo.

- Ciekawe. Jak rozumiem dyskrecja przed Dianą nie wchodzi w rachubę. Ogólnie zamierzamy przystać na jej propozycję? Płaci nieźle. - powiedział z ekscytacją halfling.

- Każdy bonus się przyda - mrugnęła Sharlene. - Co do bonusów... Wygląda na to, że dla ciebie są dziś dwa piwa. - Rzuciła elfowi pytające spojrzenie.

- Tak, bierz to ode mnie. - Odparł elf natychmiast, podsuwając kufel z piwem do niziołka i napił się swojej wody, na co Sharlene uśmiechnęła się szeroko.

- Miło... - powiedział uśmiechnięty niziołek. - Czasem przestaję was rozumieć, ale uznajmy to za gest czysto kurtuazyjny.

Dziewczyna potrząsnęła głową, chcąc jakby powiedzieć “Sama nie bardzo rozumiem”.

- Cały czas chodzi mi po głowie to co stało się w Jamie... Czy was ten człowiek zaczepiał? - zwróciła się do elfa i Eugena.

- My mieliśmy dużo kłopotów z tymi zbirami, którzy nas gonili. Żaden człowiek nas nie zaczepiał - odparł po chwili Ankarian. - Poza tym bardziej musieliśmy się przejmować otworzeniem drzwi , bo inaczej pewnie nas by tu nie było - dodał.

- Prawdę mówiąc mnie też ten człowiek cały czas trapi. Obawiam się, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. Poza tym wydawał się sprawiać wrażenie bardzo wolnego, jeżeli wiesz o co mi chodzi. - powiedział z smutną miną niziołek.

- “Czuję na tobie jego myśli”... Tak właśnie powiedział? - odezwała się Sharlene

- Tak, ale co to znaczy? Sam nie wiem kogo miał na myśli. Może tego kto najprawdopodobniej śledzi każdy nasz krok? Mam tu na myśli osobę, która ogłuszyła Ankariana. - odparł hobbit.

- Możliwe, ale wtedy chyba na nich też by napadł - tu spojrzała na Ankariana i Eugena. - Najpierw zaczepił mnie. Nie jestem pewna, ale możliwe, że wyczuł twoją obecność zanim cię zaatakował. Ankarian był chyba wtedy za drzwiami, to całkiem blisko, więc o jego obecności też powinien wiedzieć... Możliwe też, że tylko my mieliśmy styczność z osobą, której szukał.

- Szkoda, że nie ma w stolicy mojego bliskiego przyjaciela. On by nam pomógł go namierzyć a nawet może by się go skutecznie pozbył. - rzekł pewnie halfling błyszcząc uzębieniem. - Niestety nie widziałem go od bardzo dawna i wydaje się, że długo nie zobaczę. Może powinniśmy poszukać tego łowcy, któremu Magnar sprzedał strzałę, którą został ogłuszony nasz przyjaciel. Nazwał go Falkenberg, o ile dobrze pamiętam.

Sharlene zamyśliła się na chwilę.

- Wiesz co? - zwróciła się do Oskara. - Myślę, że moglibyśmy sprawdzić jeszcze piwnicę na Hebrenstasse. Nawet, jeśli nic tam nie znajdziemy, to warto się upewnić.

- Najpierw znajdźmy tego łowcę - wyrwał się od razu elf. - Muszę mu się ”odwdzięczyć” za to co mi zrobił - dodał po chwili.

- Spokojnie! Mamy czas. Jeśli tak ci zależy, to najpierw załatwimy sprawę łowcy - powiedział Sharlene

- Mógłbym się dowiedzieć czegoś więcej o tym człowieku poprzez kontakt z osobą z jego towarzystwa. Broń często kupowana u Magnara trafia w ręce osób otwierających takie listy gończe jakimi łowcy nagród się kierują przy podejmowaniu jakiś działań. Mam tu na myśli wyłapywanie zbirów... - powiedział halfling, sięgając po pierwszy z jego kufli.

- Postaraj się o nim dowiedzieć, jak najwięcej. Potem ja się nim zajmę - powiedział szybko elf i upił trochę wody. - Pożałuje, że ze mną zadarł - dodał już dużo ciszej.

- Nie uraź się elfie, ale nie wiem czy powinniśmy pozwolić Ci działać w taki sposób. Jak ten człowiek ma za sobą podobnych sobie możemy kiepsko skończyć. Z tego co wiem są niepozorni, ale dzięki temu już niejeden osiłek się już przeliczył - powiedział malec po opróżnieniu kufla. - Cóż... Skoro najpierw zajmujemy się tym człowiekiem to może dobrym pomysłem będzie zabrać się za to jutro, po spotkaniu z Dianą i jej znajomkiem. Jak byśmy mieli tego łowcę z głowy moglibyśmy we dwójkę wybrać się do tej piwnicy. Jakieś inne pomysły?

- Z Dianą spotykamy się wieczorem - przypomniała Sharlene cicho. - To spotkanie może zająć nam trochę czasu, a nie sądzę, żeby włóczenie się po nocy w poszukiwaniu łowcy było dobrym pomysłem.

- Ehh... Myślałem, że z rana. Skoro tak będzie trzeba zająć się tym dzień później. Pojutrze z rana. Co wy na to? - spojrzał pytająco po drużynie niziołek.

- Mi tam wszystko jedno. Pójdę z wami, ale to wy ustalcie kiedy - oznajmiła Sharlene

- Ja wolałbym się tym zająć jak najszybciej, ale mogę już poczekać ten jeden dzień. Chociaż nocą też mógłbym się nim zająć - powiedział Ankarian po krótkim namyśle.

- Oh, nie bądź już taki mściwy! Trzeba zastanowić się jeszcze, co zrobimy z listem gończym. Cała dzielnica będzie nas tropić. Diana mówiła, że trzech ochroniarzy przeżyło napad szaleńca, ale wygląda na to, że hycel też się wylizał. Będziemy mieć go teraz na głowie. Myślicie, że pamięć osiłków wystarczy, żeby sporządzić nasze portrety? - uśmiechnęła się kpiąco.

- Ty nie wiesz co to znaczy być mściwym - odezwał się elf po chwili. - Zabiłem kilku strażników dlatego, że jeden z ich patrolu zabił moją żonę - wyrwało mu się trochę za dużo i zamilkł natychmiast.

Dziewczynie zrzedła mina, ale nie odezwała się do niego.

- Jak myślisz, Oskar?

- Uważam, że nie sporządzili mojego portretu na tyle dobrze abym musiał się o siebie obawiać. W końcu moja charakteryzacja była dość dobra aby jej nie przejrzeli. Szukając niziołka o parędziesiąt lat ode mnie starszego. Martwi mnie jednak fakt, że szukają go w towarzystwie babki wyglądającej identycznie jak ty. Jak ja bym został wynajęty aby nas znaleźć nie zajęłoby mi to dłużej niż tydzień. Pewnie szuka nas więcej osób więc za parę dni powinni nas znaleźć. Chyba, że przeniesiemy się do innej dzielnicy i w całkowicie spokojne miejsce, na co nas nie stać. - mówiąc to Oskar zdał sobie sprawę jak łatwym są teraz celem.

- Eh... Rozpuszczę włosy i naciągnę kaptur na twarz. Poza tym, makijaż zmienia człowieka. Może będą szukać ladacznicy, wtedy będziemy mieć więcej czasu... - mruknęła zmartwiona. - Szlag by to...

- Zamówcie mi coś do picia. Ale coś mocniejszego od piwa - powiedział elf cicho i westchnął. Może i nie był wypytywany o to co mu się wyrwało, ale samo wspomnienie o tym go dobijało i musiał się napić.

- Rumu? - spytała Sharlene niemrawo.

- Może być rum - Odparł od razu Ankarian. Nawet się nie zastanawiał, bo chciał po prostu coś wypić.

Dziewczyna machnęła do barmana i parę minut później podano im butelkę rumu. Sama też miała ochotę się napić.

- Cholera, że nie pomyślałam wcześniej...

Elf chwycił butelkę rumu i pociągnął z niej kilka dużych łyków. Czuł gorszy ból niż ból, który powodowały wszystkiego jego rany, które zdobył na wojnie.

- Dzięki - mruknął cicho, odkładając butelkę na stół.

Oskar wydawał się jakby zamyślony aż do teraz. Nagle poruszył się i szybko powiedział:

- Coś mi się przypomniało! Jak ty odwiedzisz psich braci aby zdobyć interesujące nas informacje? I nie obraź się, ale w sumie makijaż i rozpuszczenie włosów to za mało aby nie zostać wykrytym. Jeżeli łowcy znają chociaż jednego stałego bywalca tej tawerny już o nas wiedzą. Myślę, że ciężko będzie nam się wykaraskać. Szkoda, że nie mamy więcej pieniędzy znalazłbym nam dobry azyl.

- Nie kop leżącego, proszę... Coś wymyślimy - mruknęła sięgając po rum. - Hmmm... A co do azylu... Myślę, że mogłabym spróbować załatwić nam inną kryjówkę. Mam... znajomego, który może udzieli nam schronienia.

- Dobrze. Jestem zmuszony zgodzić się na każdą dobrą kryjówkę. W sumie mam parę takich na oku, ale niestety są one w posiadaniu moich znajomych krasnoludów. Nie wiem czy Ankarianowi by to nie przeszkadzało. Wiadomo jakie są wśród nich poglądy po tej, jak to nazywali, wojnie - rzekł Oskar po czym opróżnił drugi z kufli.

Elf przez moment się nad czymś zastanawiał, ale nie nad kryjówką u krasnoludów. Nagle zerwał z szyi sznurek na którym wisiały dwie złote obrączki.

- Jeśli potrzeba pieniędzy, to weźcie to - powiedział, kładąc je na stole.

Sharlene uniosła brwi.

- Zachowaj to. Równie dobrze mogłabym ukraść pierścienie tamtemu - wskazała kciukiem za siebie - i byłyby więcej warte. Doceniamy to, ale zachowaj je - powtórzyła.

Ankarian sięgnął po obrączki, ale nagle cofnął rękę.

- Za dużo przypominają i nie są mi już potrzebne - rzekł po chwili, zostawiając je na stole.

- Może ja je wezmę a za pieniądze z sprzedaży będę mógł nam załatwić jakąś dobrą kryjówkę? Co prawda będę musiał się nieco wysilić, ale nie powinno być problemu. Priorytet to zmiana otoczenia, mam tu na myśli dzielnicę - powiedział Oskar z nietęgą miną.

Sharlene złapała obrączki i schowała je do kieszeni.

- Sugerujesz, że kryjówka, którą ja proponuję nie będzie dobra? Karczma w dzielnicy kupieckiej będzie w sam raz.

- Karczma to miejsce publiczne i zawsze będzie znacznie mniej bezpieczna od spokojnego domostwa lub choćby słabiej urządzonego lokum w dzielnicy kupieckiej. Jednak muszę się zgodzić, że jest to o niebo lepsze wyjście niż pozostanie tutaj - odparł niziołek po czym zamówił sobie spory posiłek.

- Zaufajcie mi - uśmiechnęła się Sharlene.
 
Saverock jest offline  
Stary 24-01-2011, 22:24   #32
 
Karagir's Avatar
 
Reputacja: 1 Karagir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetny
Kąpiel. Wieczorem. Rano także. Perfumy. Na Verenę, cały czas czuł ten smród. Zlecenie skopane…chociaż nie do końca. Nikt chyba tam już nie pójdzie…

Siedział ze wszystkimi, słuchając biernie rozmowy. Był jak zwykle mocno zamyślony. Docierała do niego cała rozmowa, ale notował ją w pamięci, bez ochoty na udzielanie się. Ostatnie przeżycia mocno nim wstrząsnęły. „Ale jak już zacznę pisać książkę o naszych przygodach…”

- Nie. Powiedzmy, że grupka złożona z trojga ludzi, elfa i niziołka raczej rzuca się w oczy.

„Jasne. W Altdorfie. Stolicy, gdzie ulice zmieniają swoje położenie średnio raz w tygodniu, gdzie pełno nieludzi, gości z Kataju, Indu, Arabii, gdzie jest centrum tego naszego cholernego Imperium, rzucamy się w oczy. Ta laska ściemnia. Albo któryś z moich towarzyszy ma coś jeszcze na sumieniu i nie chce za bardzo się przyznać. Altdorf. Ponad sto tysięcy ludzi. Ktoś nas śledzi. Może niekoniecznie normalnie, może za pomocą magii. Albo ci, którzy nas obserwują niekoniecznie są ludźmi. Hmmm…może jednak ktoś tu coś jeszcze nabroił. Zabawne w sumie jest to, że wszystkie nasze rozmowy i spotkania załatwiamy przy stole w karczmie, gdzie chodzi każdy, a nie chociażby w pokoju na górze.”

…co do szyfru, myślę, że będę wam w stanie pomóc…jeśli nie w jego złamaniu…


Eugen ożywił się nieco. Ciekawe wiadomości, zaiste ciekawe. „Czy w końcu dostanę jakąś wiadomość od Ivy? Pisała co prawda, że zajmie jej to chwilę, ale…nie mogę być taki niecierpliwy!” - zganił się uczony.

Kobieta nie powiedziała nic o szaleńcu w łachmanach. „Celowo, czy nie daliśmy jej tego opowiedzieć?”

…zabiłem paru strażników dlatego, że jeden z ich patrolu zabił moją żonę…

„To jest MOCNO zastanawiające. Pytanie, czy to było wśród jego ludu, czy gdzieś w naszej cywilizacji”.
Obserwował Elfa rzucającego obrączki na stół. Rzeczywiście, potrzebowali gotówki i schronienia.

Niewiele myśląc rzucił na stół swoje dwie księgi. Dwieście koron w okładkach, jak by nie patrzeć.

- W zasadzie chciałem powiedzieć parę rzeczy, tradycyjnie po ciężkim zamyśleniu…nie, nie jestem obłąkany – uśmiechnął się – Po prostu…zapadam się czasem w takie ciągi myślowe, wiecie… - spojrzał na towarzyszy – w porządku, nie wiecie.

Po pierwsze, zachowujemy się jak banda amatorów, załatwiając wszystkie możliwe sprawy przy stole, a nie na przykład na górze, w jednym z naszych pokoi.

Po drugie, moje zasoby są do waszej dyspozycji. Mogę – możemy jeszcze zdobyć trochę grosza lecząc – znam się na tym. Znajdźcie tylko klientów, a trochę Karli się posypie.

Po trzecie, mam tutaj wybitnie dyskretny lokal, w wybitnie dyskretnej dzielnicy, z bardzo dobrą ochroną i pokojami, których okna nie wychodzą na ulicę. Rozumiem, że każde z nas ‘coś ma’, co jest w sumie zabawne, nie uważacie?

Po czwarte…napijmy się jeszcze, proszę
– podniósł kieliszek z rumem do ust.
 
Karagir jest offline  
Stary 27-01-2011, 21:40   #33
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
ROZDZIAŁ II Oczy na niebie


Sharlene

Sharlene wybrała się do oberży braci Schantzheimer przed południem zaraz po tym jak skończyli naradę. Szła ulicami Altdorfu szybkim tempem, z kapturem naciągniętym na twarz. Podobnie jak ostatnio również i tym razem nie zastała w oberży zbyt wielu gości. Mężczyzna, z którym kilka dni wcześniej uzgadniała szczegóły zlecenia siedział przy tym samym stoliku zajęty rozmową z niskim jegomościem w wieku około czterdziestu lat. Gdy tylko spostrzegli dziewczynę gestem dłoni zaprosili ją do stołu a oberżyście nakazali przygotować kolejkę piwa.

- Witaj, doszły nas słuchy o tym co stało się w jamie. Z tego co słyszałem akcja nie poszła dokładnie tak jak się spodziewaliśmy ale hycel wyleciał z interesu a to jest najważniejsze. Ten magik, o którym rozpowiadają to jeden z twoich?

- Powiedzmy - uśmiechnęła się tajemniczo, siadając do ich stolika. - Teraz, dotrzymajcie umowy. Co wiecie o Kemperze?

- Zanim dziadyga zapadł się pod ziemię moi chłopcy widzieli go kilka razy w towarzystwie jednego ze stałych bywalców mojej oberży. Ów człek nazywa się Ulrich Rammelof i jest urzędniczyną na imperialnym dworze. Nikt ważny - pracuje tam jako skryba czy w archiwum, nie pamiętam. Tak czy owak na tydzień czy dwa przed zniknięciem delikwent był w domu Kempera. Chłopaki widzieli jak przyszedł tam z jakimś zawiniątkiem a opuścił dom z pustymi rękami.

- Często ten człowiek tutaj bywa?

- Nawet bardzo często. Od jakiś sześciu miesięcy nie opuścił ani jednego meczu.

- Dobrze - mruknęła do siebie i zamyśliła się na chwilę, popijając paskudne piwsko przyniesione przez barmana. - Zatem przyjdę tu znowu za jakiś czas. Będziesz łaskaw mi go wtedy wskazać - było to bardziej stwierdzenie oczywistej rzeczy, niż prośba. Bądź co bądź, wykonała zadanie, więc mogła tego zażądać.

- Pewnie - potwierdził mężczyzna - ale pod jednym warunkiem. Jeżeli będziecie chcieli go zgarnąć macie to zrobić poza oberżą. Fakt, że wystawiam swoich klientów raczej nie przysporzyłby nam renomy.

- Oczywiście - uśmiechnęła się. - Czy to wszystko, co masz mi do przekazania? Może o czymś sobie jeszcze przypomnisz?

- Jedna sprawa. Jeśli jeszcze nie wiecie hycel wyznaczył za was nagrodę. Jakieś dwie godziny przed twoim przyjściem tutaj był tu człowiek, który pytał o ciebie. Nikt mu nic nie powiedział - tutejsi podobnie jak my nie przepadają za Icheringiem ani jego sługusami. Reszta dzielnicy może być jednak bardziej skłonna do współpracy. Pieniądz otwiera każde drzwi szczególnie tutaj, gdzie ludzie niewiele mają. Tak więc pilnuj się. Aha - najbliższą okazję do pogadania z Rammelofem będziesz mieć jutro wieczorem.

Zmartwiła się nieco, słysząc, jak prędko zaczęli jej szukać. Jeśli list gończy tak szybko obiegł dzielnicę, musi powiedzieć reszcie, żeby wynieść się stąd jak najszybciej. Całą nadzieję już wczorajszego wieczora postanowiła złożyć na razie w rękach Piliusa Braga. Gospodarz lubił ją, kiedy u niego pracowała, więc ma nadzieję, że zechce podać jej pomocną dłoń i tym razem. Oczywiście nie musi wiedzieć wszystkiego, tak jak poprzednim razem nie dowiedział się, że to z jej ręki zginął Veren. Cóż, a jeśli nie on, to na pewno któraś z dziewczyn, z którymi kiedyś dzieliła piętro gospody okaże więcej serca. Tak czy siak, zna jeszcze parę innych miejsc w tamtej dzielnicy, które mogą zapewnić im schronienie przed łowcami głów. Prychnęła pod nosem. “I to wszystko dla marnych dziewięćdziesięciu koron...”

- Dobrze, panowie. Jeśli to wszystko, to spodziewajcie się mnie jutro wieczorem. Poinformujecie mnie jutro, czy ktoś znowu się o mnie nie pytał. - I naciągnąwszy kaptur na czarne loki wyszła z karczmy.

Wszyscy

Pod wieczór kiedy siedzieli w głównej sali „Wron” spożywając kolację wrócił Ernest. Od momentu gdy tylko przekroczył próg pozostali dostrzegli, że coś jest nie tak. Na ogół poruszał się energicznie a teraz ledwo powłóczył nogami. Kiedy przecisnął się przez tłum dostrzegli na jego płaszczu brunatną plamę. Mężczyzna padł na podłogę. Pozostali dopadli do niego. Eugen rozsuną poły płaszcza. Ernest został dźgnięty dwa razy: w brzuch, skąd sączyła się teraz brunatna posoka i kilka centymetrów poniżej serca. Było za późno, by go ratować lub chociaż ulżyć jego cierpieniom. Kiedy jedna z dziewek usługujących tego wieczora gościom dostrzegła konającego podniosła wrzask. Zanim Ernest zmarł zdołał jeszcze wychrypieć:

- Uciekajcie z miasta, wystawił nas...
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 27-01-2011 o 21:42.
stega jest offline  
Stary 28-01-2011, 00:51   #34
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Dzisiejszy dzień charakteryzował przepiękny, jasny, bezchmurny poranek. Malec nie był świadom nadciągających chmur zbliżających się wydarzeń. Rano zjadł obfite śniadanie zapite dwoma dzbanami mleka. Po chwili odpoczynku przy kłębach dymu wydobywających się z jego fajki Oskar wybrał się do Wolfganga. Starzec był już na nogach o czym świadczyły stosy różnych pergaminów w obu obcych językach jakich sekrety razem odkrywali - Khazalida oraz Eltharina.

- Dzisiejszego dnia odczuwam głód wiedzy. - powiedział niziołek przed zabraniem się do roboty.

Cała nauka niejednego mogłaby zwalić z nóg. Trwała dobre parę godzin. Widać było, że studiujących rękopisy łączyło zamiłowanie do poszerzania swych horyzontów. Podczas ich nauki Wolfang, głównie z uwagi na malucha, musiał zrobić trzy przerwy wypełnione jedzeniem i piciem w milczeniu. Do "Wron" Oskar wrócił dopiero późnym popołudniem.

***

Widząc Ernesta stał się blady jak kreda. Posiłek, który spożywał niemal znalazł się na blacie stolika, który zwykle wraz z towarzyszami zajmowali. Natychmiast stając Oskar znalazł się nad konającym towarzyszem. Nie znał go najlepiej, ale wspólnie przeżyte chwile zdołały już halflinga do niego przekonać. Niziołek miał nosa do ludzi i tym razem również się nie mylił uznając go za godnego zaufania. Ernest zamiast szukać pomocy poświęcił się aby zawiadomić resztę o zbliżającym się niebezpieczeństwie! "Uciekajcie z miasta, wystawił nas..." huczało mu w głowie niczym dzwon pogrzebowy.

- Zajmijcie się nim... - powiedział z zaszklonymi oczyma niziołek.

- Niestety. Dla niego jest już za późno. - odparł mu na to uczony Eugen.

Wszelka nadzieja na ratunek stała się dla umierającego przeszłością. Halfling stał nad nim nie opuszczając go aż do ostatnich chwil...

***

Po tym jak ochłonął w swym lokum niziołek oświadczył reszcie, że przyśpieszy poszukiwania Falkenberga. Nie zamierzał czekać aż po trupach znajdą jego i Sharlene chyba najbardziej odpowiedzialnych za to co się stało. Nie zamierzał patrzeć jak coś podobnego spotyka resztę. Postanowił działać!

Po oznajmieniu reszcie swej decyzji powiedział, że spotkają się jutro z samego rana w okolicy starego magazynu, który był im pomocny przy śledztwie mającym na celu odnaleźć niegdyś zaginionego syna biednego Taglifa. Do tego czasu każdy ma się kryć w bezpiecznym miejscu. Nie chciał nawet słyszeć, że ktokolwiek z nich zostaje na noc w tej nie budzącej już poczucia bezpieczeństwa tawernie.

Przed wyjściem halfling zabrał swoją torbę do której spakował wszystkie rzeczy. Dla uspokojenia zapalił fajkę. Schodząc oddał klucze karczmarzowi i podziękował za gościnę.

- Drogi karczmarzu. Dziękuję za wspaniałą obsługę oraz doskonałe wyczucie mego kulinarnego gustu. Mam nadzieję, że za jakiś czas wrócę aby znów móc u Ciebie gościć. Niestety na dziś dzień muszę odejść. Żegnaj i do zobaczenia.

***

Ciężkie, pancerne wrota otworzyły się. Nie bez pomocy, bo krasnoludzką tawernę otwierali zawsze Ci sami dwaj brodaci ochroniarze w razie czego pozbywający się klientów nieproszonych w tych skromnych progach. W środku Oskara uderzyła fala mozaiki zapachów wśród których przeważała woń krasnoludzkiego spirytusu. Rozglądając się po tawernie niziołek spostrzegł, że nic się nie zmieniło od jego ostatniej wizyty. Ogromna sala wzdłuż której ścian były poustawiane równo stoliki prezentowała się tego wieczoru nieziemsko. Po całym przybytku krążyła obsługa, składająca się z paru krasnoludów oraz halflingów, starająca się zapanować nad zamówieniami składanymi przez ogrom bywalców. Po lewej od wejścia znajdowała się olbrzymia, dębowa lada wypolerowana na błysk przez póltorametrowego, brodatego oberżystę zwącego się Grim. Poza nim z obsługi niziołek znał Runtgara będącego dowódcą grupy najemnej sprawującej tu ochronę. W sumie poza kucharzem i paroma kelnerkami cały personel składał się z krasnoludów.

Każdy kto chciał zamówić pokój korzystał z piętra obstawionego stale ochroną. Każdy klient nie czujący się wcześniej bezpiecznie zyskiwał takie właśnie poczucie w "Brodatym Kuflu".

- Oskar! Co tam słychać?! - zakrzyknął zza lady Grim. - Słyszałem, że się u Ciebie nie przelewa. Cały czas w biegu! Coś podać? Aha! Tam siedzą Magnar oraz reszta Starej Gwardii. Idź z nimi pogadaj. Na pewno się ucieszą na widok twej pyzatej gęby!

- Miło mi Cie widzieć Grim. Słuchaj ja zaledwie na chwilkę, ale chętnie sobie z wszystkimi pogadam. Trzeba dbać o dobre znajomości! Podaj piwo i pajdę chleba z cebulą i grzybami. - przywitał się i złożył zamówienie halfling idąc po tym w kierunku wskazanego stolika.

Podchodząc bliżej niziołek rozpoznawał część z mijanych osób. Zdawałoby się, że krasnoludy i niziołki nadal lubiły to miejsce. Sam by pewnie tu bywał częściej, ale teraz ma za dużo problemów na głowie.

- Patrzcie kogo my tu mamy! - zawołał z lekkim uśmiechem Magnar. - W końcu przybyłeś nas odwiedzić! Siadaj i opowiadaj co tam u Ciebie i po co żeś przylazł. Ostatnio jakoś ciężko złapać Cie nie zajętego!

Halfling dosiadł się i zaczął opowiadać. Poza Magnarem przy stoliku siedziało dwóch krasnoludów jeżeli można nazwać pozycję w jakiej się teraz znajdowali. Nieco za dużo wypili i co dla niego komfortowe, zdecydowali się ruszyć do pokoi na górę. Cała opowieść zawierała z grubsza ostatnie wydarzenia podkreślając śmierć jednego z bliskich mu towarzyszy.

Magnar zdawał się posmutnieć, ale Oskar nie chciał go obciążać żadnymi duchowymi wyznaniami więc jego opowieść poparta była narracją behawiorystyczną. Po otrzymaniu zamówienia niziołek przeszedł do rzeczy po raz kolejny pytając o łowcę, który kupił od krasnoluda strzały.

Jak się okazało niedawno Magnar widział tego człowieka w okolicy karczmy „Beim Starken Mensch” co w powiązaniu z tym co przed śmiercią wyznał Ernest nasuwało małemu jedną myśl: "Ta gnida współpracuje z Borhą. Jeszcze popamięta dzień kiedy wszedł pomiędzy młot a kowadło!".

Jako, że jedzenie, picie oraz późniejsza rozmowa wyczerpała Magnara chciał on udać się do swego domu na spoczynek. Po krótkiej wymianie zdań z Grimem Oskar wynajął pokoik pomiędzy pokojami ekipy ochroniarzy. "Teraz jestem bezpieczny" pomyślał kładąc się na sztywnym łóżku. Chciał się wyspać, aby jutrzejszego ranka spotkać się z towarzyszami i przekazać im czego się dowiedział.
 

Ostatnio edytowane przez Lechu : 03-02-2011 o 12:38. Powód: Malutki błąd ortograficzny wychwycony przez MG ;)
Lechu jest offline  
Stary 30-01-2011, 13:41   #35
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Ankarian przez cały czas nie ruszał się z „Trzech Wron”. Inni może mieli jakieś zajęcia, ale on nie miał zamiaru się nigdzie ruszać. Za dużo ostatnio powiedział i musiał jakoś o tym zapomnieć. Miał nadzieję, że nikt nie będzie go o to więcej wypytywał, bo tego by już nie zniósł. Wolałby znosić najgorsze tortury niż o tym opowiadać. Większość dnia, aby jakoś zająć swoje myśli, zastanawiał się czego też mógł od niego chcieć łowca nagród, który go ogłuszył w noc włamania do domu Kempera. Jedynym czego był pewien było to, że powinien uważać. Jednak i tak miał zamiar w końcu go dorwać i się z nim policzyć. Miał nadzieję, że niziołek dowie się o nim wystarczająco dużo, aby można go było potem znaleźć. Właściwie to było teraz najważniejsze do elfa.
***
Gdy wieczorem zleźli się wszyscy poza Ernestem, już wcale się nie odzywał, bo nie chciał, aby znowu mu się coś wyrwało. Ten jeden raz, to było zdecydowanie za dużo. Jadł powoli kolację. Dopiero, gdy Ernest padł na podłogę, do elfa zaczęło docierać to co działo się wokół. Tak, jak reszta, podszedł od razu do towarzysza. Po śmierci mężczyzny, nawet się nie odezwał. Nie dlatego, że go to wcale nie obchodziło, ale dlatego, że walczył ze swoimi najgorszymi wspomnieniami. Przed jego oczami znowu pojawiła się scena pokazująca najgorszą chwilę w jego życiu. To co się teraz stało, sprawiało, że wszystko było wyraźniejsze. Dopiero słowa niziołka, który kazał każdemu gdzieś się ukryć, do niego dotarły. Na pewno był to dobry pomysł, ale ciekawe, gdzie miał się ukryć elf. Szczególnie, kiedy nie miał w ogóle głowy do zastanawiania się nad kryjówką. Najchętniej zalałby się w trupa i czekał tutaj, aż zjawi się ktoś, kto będzie chciał go zabić. Przynajmniej nie musiałby się już przejmować tymi wszystkimi problemami. Ale skoro nie tylko on był zagrożony, to ten sposób byłby zwykłym tchórzostwem. W takiej sytuacji wszyscy musieli sobie pomagać, więc nie mogli ginąć w jakiś durny sposób. Ankarian długo się zastanawiał nad kryjówką i w końcu postanowił udać się za miasto. Był elfem, więc właśnie na łonie natury czuł się najlepiej i najlepiej sobie radził. Nic innego mu nie przychodziło do głowy. Chociaż to i tak wydało się dobry pomysłem. W końcu, nawet jeśliby ktoś go znalazł za miastem, to i tak elf miałby przewagę nad przeciwnikiem. Może nie jakaś wielką, zważając na jego stan, ale zawsze chociaż małą. Nawet nie wysilał się z robieniem jakiegoś obozowiska, bo było to bezcelowe. Oddalił się trochę od miasta i wlazł na jakieś drzewo. Chwilę wpatrywał się w gwiazdy, a potem zasnął, aby obudzić się trochę wcześniej. Nie chciał dawać reszcie powodów do obaw, więc nie powinien się spóźniać na umówione spotkanie.
 
Saverock jest offline  
Stary 30-01-2011, 18:01   #36
 
Karagir's Avatar
 
Reputacja: 1 Karagir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetny
Początek dnia spędził w bibliotece, ucząc się intensywnie jak za dawnych lat. Czytał głównie o szyfrach. Tak mu dobrze szło, że niemal spóźnił się na umówione spotkanie. Był znowu zamyślony, do momentu wejścia Ernesta...

Jego towarzysze niestety nie byli w stanie ukryć swoich reakcji. Eugena to nie ruszało - niestety albo na szczęście. Widział, że nie był w stanie pomóc Ernestowi i to go bolało, ale czas na ból zostawił sobie na koniec - dopóki był pewien, że tego człowieka nie da się uratować.

Po deklaracji Oskara niemal marszobiegiem ruszył uliczkami Altdorfu. Dwa razy zabłądził - cóż, jedno z Kolegiów Magii musiało mieć egzaminy, któryś z nich nie poszedł najlepiej - aż cztery ulice zmieniły swój bieg, a takie zjawiska były rzadkie nawet jak na stolicę.
Mijając bramę ze znajomym rysunkiem Mannslieba zwolnił kroku, zastanowił się, po czym ruszył dalej.

"Dzisiaj do Vereny". Zrobił parę kroków, po czym wrócił jednak do pierwszego pomysłu. Sceptyczny Elf nie zdążył się nawet odezwać - Eugen zdecydowanym tonem powiedział:

- Dzisiaj chcesz się mnie zapytać o przyczynę zwiększenia opłat portowych w Marienburgu w 2335, odpowiedź brzmi - krach spółki Hockenbutt'a i defraudacja funduszy portowych - wypalił do Elfa, który był wyraźnie zaskoczony.
- Skąd... - zaczął ochroniarz.
- Rozpracowałem Twój system, bracie. Otwieraj szybko, proszę.

Nadal zdumiony Elf wpuścił Eugena do 'Krwawego księżyca'. Uczony poszukał wzrokiem Ilony, podbiegł do niej, szepnął kilka zdań. Illy wzięła pęk kluczy zza lady i poszła z nim po schodach na górę. Eugen został w przydzielonym pokoju, otworzył pamiętnik i zaczął pisać. Po chwili weszła jedna z kelnerek, przynosząc wino i posiłek.

Illy przyszła parę godzin później, z dwoma butelkami 'Graala'. Zapowiadała się fantastyczna noc...
 
Karagir jest offline  
Stary 30-01-2011, 23:37   #37
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
- O, jesteś, Słonko! - usłyszała Sharlene, kiedy przekroczyła próg swojej kwatery. Gabriel leżał z nogami wyciągniętymi na jej łóżku. Zwykle takiemu zdaniu towarzyszyłby szeroki, łobuzerski uśmiech. Tym razem mężczyzna wyglądał na poważnego, świdrował ją wzrokiem. Rzuciwszy płaszcz w kąt spojrzała na niego pytająco. Przed chwilą wróciła z “Wieprza”. - Gdzie byłaś?

- Mówiłam ci już, że to, gdzie bywam...

- Odpowiedz, do cholery! -
warknął, przerywając jej w pół zdania. Wstał i podszedł do niej. - Byłem dziś pod “Brodatym Kupcem”. Spotkałem kilku znajomych, którzy przekazali mi parę nowinek. Wiedziałaś, że jakaś kobieta rozniosła kryjówkę hycla? - spytał unosząc brwi i wymownie się w nią wpatrując. Kiedy nie odpowiedziała, kontynuował. - Jakiś koleś namiętnie jej szukał. Wszystkich w knajpie wypytywał o nią - tu wyciągnął z kieszeni spodni jakiś papier i rozwinął go przed jej oczyma. Był to nieudolny portret kobiety... kobiety, mimo wszystko, bardzo podobnej do niej samej. Skrzywiła się nieco. - Coś ty nawywijała, Cartouche?

Wzięła swoją podobiznę w dłonie. “Mam inny podbródek”, pomyślała.
- Czy pod “Brodatym” dalej obsługuje Bruno? - spytała z uśmiechem, ignorując jego pytanie. Złożyła obrazek spowrotem, wyminęła stojącego przed nią Gabriela i podeszła do stojącego w lewym rogu pomieszczenia biurka. Kiedy przeglądała spoczywające w szufladzie papiery biurko drgnęło lekko. W drzwiczkach jednej z wbudowanych weń szafeczek pojawił się nóż Gabriela.

- Jeśli chciałeś trafić we mnie to następnym razem spróbuj pięćdziesiąt centymetrów w prawo - zakpiła nie przerywając wcześniej podjętej czynności.

Nie czytała żadnego z papierów, ale stanie z nim twarzą w twarz było dziwnym uczuciem. Wolała zająć się czymś innym, choćby i bezsensownym przerzucaniem listów i dokumentów byle tylko tego uniknąć.

- Za twoją głowę wyznaczono pięćdziesiąt koron. - Jego głos był już spokojny. Stał za jej plecami. - Gdybym chciał, już miałbym te pieniądze w garści... Ale nie chcę.

- Co chcesz usłyszeć?
- westchnęła odwracając się do niego. - Że narażałam tyłek dla mieszka złota? To już wiesz. Że przebrana za ladacznicę babrałam się w gównie? To też już wiesz.

- Głupia jesteś
- uśmiechnął się smutno. - Chciałbym, żebyś powiedziała mi, co się dzieje? Zawsze jestem gotów ci pomóc.

- Jakoś tego nie odczułam przez ostatnie sześć miesięcy. Tym razem też postaram dać sobie radę sama, dziękuję.

- Jesteś zbyt pewna siebie.
- Gabriel zmarszczył brwi. - Ładna, ale czasem głupia jak żadna inna. Sam nie wiem, czemu jeszcze żyjesz. Ściągasz na siebie kłopoty. Działalność moja i chłopaków jest zagrożona, jeśli zaczną cię tu szukać...

- Czyli moje życie też jest zagrożone, jeśli naprawdę tak myślisz
- przystawiła mu do piersi wyrwany z biurka nóż. Spojrzała na niego smutno. - Wiesz, jak to jest, kiedy kogoś zabijasz? Jakie to uczucie, kiedy wbijasz sztylet w jego ciało? - spytała cicho, wstydząc się własnych słów. - To jest nieco jak krojenie wołowiny... tylko dziwnie się czujesz, kiedy osoba, z którą przed chwilą rozmawiałeś pada martwa u twoich stóp. Kiedy wiesz, że więcej się nie odezwie, nie powie, co myśli. - W jej oczach zaszkliły się łzy. - Nie chcę cię zabijać, więc nie stawiaj przede mną takiego ultimatum. Nic ci nie powiem, bo nie chcę, żebyś i ty miał mieć przeze mnie kłopoty.

Odsunęła się i upuściła nóż na ziemię. Gabriel stał, wpatrzony w miejsce, w którym przed chwilą znajdowała się jej twarz. Nie poruszył się nawet, kiedy zeszła na dół.

***

Resztę popołudnia spędziła na dole, w towarzystwie ekipy. Nie spędzali wieczora w komplecie. Ernest nie wrócił jeszcze, odkąd rano ich opuścił. Uśmiechnęła się do niego, kiedy w końcu jego twarz pojawiła się w drzwiach gospody. Uśmiech ten szybko zniknął z jej twarzy, kiedy dostrzegła na jego twarzy wyraz bólu. Ledwo szedł. Wstała, a kiedy dostrzegła na jego braniu plamę krwi nabrała powietrza w płuca. Szybko podbiegli do niego.

Eugen szybko ocenił jego stan na zbyt ciężki, by można mu było pomóc. Raniony dwa razy w klatkę piersiową teraz zgiął się w pół leżąc na drewnianej podłodze. Ciężko było dziewczynie patrzeć na jego agonię, jego oddech był nierówny, coraz płytszy.

- Uciekajcie z miasta, wystawił nas - wychrypiał ledwie słyszalnym głosem, zaciskając z bólu powieki.

Złapała go za rękę, pozwalając, by ścisnął jej dłoń. Łzy ponownie napłynęły do jej oczu.

***

Wróciła na górę i zamknęła za sobą drzwi. Oparła się o nie i oddychając głęboko wpatrywała się w ścianę przed sobą.

- Sharlene?... Cartouche, co z tobą? - Gabriel zgramolił się z łóżka. Podszedł do niej i stwierdziwszy, że pobladła potrząsnął nią. - Co się stało?

Zerknęła na niego nie odzywajac się słowem. Na dole jakaś kobieta zaczęła krzyczeć. Nie otrzymawszy odpowiedzi odsunął ją od drzwi i zszedł na dół. Ona otarła twarz i usiadła bezradna na skraju łóżka. “W co ja się wpakowałam?” Zacisnęła dłoń. Jeszcze chwilę temu trzymał za nią konający Ernest.

Na schodach rozległy się czyjeś kroki i po chwili Gabriel wpadł do pokoju. Zamknął za sobą drzwi na klucz i paroma susami doskoczył do niej. Odgarnął jej włosy z twarzy.

- To był jeden z twoich?

Potrząsnęła głową. Usiadł obok niej i przytulił ją. Nie miała nawet siły go odepchnąć, sparaliżowana... może strachem? Może była po prostu w szoku.
“Wystawił nas”? Kto?

- W coś ty się wpakowała?... - wypowiedział jej myśli na głos, kiedy oparła głowę na jego ramieniu.

Siedzieli chwilę w ten sposób, milcząc, aż dziewczyna się uspokoiła. Uwolniła się z jego objęć i złapała za leżący przy łóżku worek. Zaczęła pakować do niego swoje rzeczy.

- Co ty robisz? - spytał mężczyzna patrząc, jak dziewczyna przywiązuje miecz do pasa.

Nie odpowiedziała. Zaczęła zgarniać do worka biżuterię zalegającą w szufladach. Na spodnie nałożyła swoją spódnicę. Wziąwszy swoje rzeczy wyszła z pokoju. Gabriel złapał ją na schodach zanim zdążyła zejść na parter. Nic nie powiedział, po prostu chwycił ją za ramię i spojrzał jej w oczy. Uśmiechnęła się zadziornie, jak zawsze, i zaplotła mu ręce wokół szyi. Ucieszyła się, kiedy odwzajemnił uścisk.

Na dole zastała trzech, spośród czterech jej kompanów. Ciało Ernesta zniknęło, i wątpiła, czy chce wiedzieć, co się z nim stało.
Oskar oznajmił, co zamierza. Zgodziła się, że trzeba się stąd jak najszybciej wynieść. Mały wyszedł jako pierwszy, potem ona skierowała się ku drzwiom.

- Spróbuję załatwić nam schronienie w gospodzie mojego znajomego - rzuciła przez ramię. - Oskar ma rację. Zostanie tutaj nie jest najlepszym pomysłem... Idziecie ze mną? - spytała i nie czekając na odpowiedź reszty wyszła z gospody.

***

Szyld nad drzwiami “Złotej Róży” wciąż był czysty i wyglądał niemal jak nowy. Była sama, reszta drużyny postanowiła znaleźć inne schronienie.

Wnętrze nie zmieniło się bardzo: ściany wciąż pokrywały te same, bogate tapety, w pozłacanych świecznikach i żyrandolach błyskał ogień, a w ramach wciąż były te same obrazy. Za ladą stała dziewczyna o blond włosach. Sharlene nie przypominała jej sobie, była pewnie nowym nabytkiem Piliusa. Podeszła do niej i oparła się o ladę.

- Witamy pod “Złotą Różą”. W czym mogę służyć? - uśmiechnęła się do niej uprzejmie.

- Chciałam spotkać się z Piliusem. Gdzie go znajdę?

Panienka wytarła ręce w fartuszek.

- Przepraszam, kogo? - spytała marszcząc brwi.

Sharlene westchnęła i położyła na ladzie swój worek.

- Pilius Brag. To imię twojego chlebodawcy - uśmiechnęła się z politowaniem, na co dziewczyna wytrzeszczyła oczy zdumiona.

- Tak, wiem - mruknęła, wyraźnie zawstydzona. - Ja...

- Sharlene! -
usłyszała z prawej pogodny głos gospodarza. Pilius Brag zszedł po schodach prowadzących na górę, gdzie znajdował się jego gabinet i pokoje jego pracowników. Był to mężczyzna na oko pięćdziesięcioletni. Czarne włosy zaczesane, jak zwykle, do tyłu były poprzetykane gdzieniegdzie siwymi pasmami. Bokobrody, bródkę i wąsy wciąż miał intensywnie czarne. Od czasu jak widziała go po raz ostatni dorobił się nieco pokaźniejszego brzuszka, którego obwód dodatkowo powiększały bogato zdobione szaty. Widząc Sharlene rozpostarł ramiona w ojcowskim geście. - Sharlene, dziecko! Jak się cieszę, że cię widzę Co cię sprowadza? - uścisnął ją. - Weź się w garść, Anja! Wierzę, że sobie poradzisz. To dziecko wogóle sobie z niczym nie radzi - mruknął cicho.

- Też cieszę się na to spotkanie - uśmiechnęła się szeroko i ucałowała jego dłoń z szacunkiem.

Człowiek uśmiechnął się i zaprosił ją na górę. W jego gabinecie przybyło nieco ksiąg, na biurku urosły sterty papierzysk. Kupiec rozsiadł się na dużym, obitym szmaragdowo zielonym suknem fotelu i wskazał jej krzesło przy biurku.

- W czym mogę ci pomóc, dziecko? - uśmiechnął się. - Parę ładnych lat minęło, odkąd nas opuściłaś.

- Nie zmieniło się tu dużo. Wszystko zostało raczej tak, jak to zapamiętałam
- stwierdziła z uśmiechem rozglądając się dookoła, na co Brag pokiwał głową. - Do rzeczy, muszę prosić cię o schronienie.

- Schronienie? -
mężczyzna uniósł krzaczaste brwi. - A cóż to? Po kiego czorta ci znowu schronienie? Ktoś znów zginął z twojej ręki? - Wzdrygnęła się. Wiedział. Pilius wiedział, że to jej wina.

- Od początku wiedziałeś, prawda?

- Dobre z ciebie dziecko, panno Dhaar.
- Ku jej zdumieniu na jego pyzatej twarzy pojawił się pobłażliwy uśmiech. - Veren był łajdakiem. Nie zabiłabyś go, gdybyś nie miała powodu. Skończony drań, pewnie się do ciebie dobierał! Tak, tak. Inne dziewczyny też miały z nim problem.

Uśmiechnęła się nerwowo. Pokiwała głową. Potwierdziła jego słowa, dodając, że w życiu nie przypuszczała, ze do tego dojdzie. Potem, kiedy skończyli rozmawiać o tamtym incydencie Sharlene powróciła do głównego tematu. Wyznała, że kiedy uciekła z “Róży” znalazła sobie miejsce w pewnej gospodzie w dzielnicy biedoty. Powiedziała, że parę dni temu udała się z narzeczonym w pewne miejsce. Akurat tamtego wieczoru przybył tam starzec, “szaleniec i psychopata, który w napadzie niewytłumaczonej agresji rozszarpał ludzi, którzy tam przebywali”. Wyjaśniła, że tylko ona widziała, jak człowiek wykonuje ręką tajemnicze gesty. Przeżyło tylko parę osób, wśród nich ona, jej narzeczony i kilkoro z ich przyjaciół. Podejrzenia padły na nią, bo nigdy wcześniej nie była w tamtym miejscu i uznano ją winną zmasakrowania dwóch i pół tuzina ludzi za pomocą czarów. Za głowę jej i jej towarzyszy wyznaczono dużą nagrodę, więc jest zmuszona niezwłocznie uciekać z tamtej dzielnicy.

- Jednego z moich przyjaciół zamordowano przed dwoma godzinami. Więc z całego serca jestem zmuszona błagać cię o pomoc, czcigodny panie. - Ostatnie słowa mówiła głosem roztrzęsionym i pełnym pokory. - Gotowa jestem zaoferować w zamian wszystko, co mam, bylebyś zechciał oddać nam choć jedno pomieszczenie.

Podczas jej długiego monologu gospodarz nie odezwał się, jedynie cmokał i od czasu do czasu wzdychał ze współczuciem. Wyglądało na to, że łyknął jej historyjkę.

- Drogie dziecko, ciebie jedną jeszcze bym jakoś ukrył, nie narażając się na dodatkowe koszta, ale cztery osoby? Bardzo chciałbym ci pomóc, ale niestety, obawiam się, że nie będzie mnie na to stać. - Wstał i podszedł do biurka. Zaczął przekładać jakieś papiery. Nie zwrócił uwagi, kiedy dziewczyna wstała i zaczęła grzebać w swoim worku.

- Proszę - powiedziała wysypując na biurko garść biżuterii. Była to garść, którą kradła przez ostatnie dwa lub trzy miesiące. Srebro, złoto, nieduże kamienie szlachetne - no bo w końcu ile można ukraść damom w dzielnicy biedoty? Były to skromne, niewyszukane zdobycze, ale miała nadzieję, że to choć w połowie wystarczy. - To wszystko, co mogę na tą chwilę zaoferować w zamian za pomoc. Wiem, to niewiele, ale gdy tylko zdobędziemy pieniądze oddamy ci co do pensa za twą dobroć.

Mężczyzna przyglądał się chwilę błyszczącym bransoletom i pierścieniom. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zamknął je spowrotem. Spojrzał na nią z uśmiechem.

- Ile pragniecie tu zostać?

- Nie wiem. Dopóki nie znajdziemy czegoś innego zdani jesteśmy na twoją łaskę. Czy to wystarczy na pokrycie choć części kosztów?

Pilius pogładził swój zarost.

- Na część kosztów - tak. Wciąż jeszcze trochę zostaje.
- Zamilkł na chwilę. - Możecie to odpracować. Jeśli pasuje ci taki układ, to zapraszam.

- Postaramy się to odpracować w miarę możliwości. Obawiam się, że będziemy często wychodzić z “Róży”.

- Będziecie robić, kiedy tylko będziecie mogli. Bardziej na rękę wam pójść nie mogę.

- Dziękuję
- ucałowała jego dłoń. - Dziękuję, panie!

Brag zaprowadził ją na drugie piętro, gdzie znajdowały się pokoje jego pracownic. Chyba wciąż zatrudniał dziewczyny z przytułku. Mężczyzna otworzył przed nią jeden z pokoi na końcu korytarza. Z tego co dziewczyna pamiętała, tamto pomieszczenie zajmowała niegdyś brunetka o imieniu Sarah. Pokój, który kiedyś należał do niej znajdował się tuż obok. Ku jej zdumieniu i to pomieszczenie zostało im przydzielone. Brag przekazał jej klucze do obu pomieszczeń i jeszcze raz, usłyszawszy słowa szczerej, podzięki wrócił do swojego gabinetu piętro niżej.

Sharlene zamknęła jeden z pokoi i weszła do pokoju, w którym kiedyś mieszkała. Zamknęła drzwi na klucz i nastawiła duży zegar stojący w kącie tak, by obudził ją o poranku. Rzuciła się na łóżko i wtuliwszy twarz w poduszkę zasnęła.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"
Raeynah jest offline  
Stary 03-02-2011, 01:17   #38
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Ankarian

Ukrycie się poza miastem wydawało mu się dobrym pomysłem. Przynajmniej do rana kiedy z nieba lunął deszcz. Dość szybko po opuszczeniu Altdorfu dotarł do położonego przy drodze niewielkiego zagajnika. Wdrapał się na drzewo, przez krótką chwilę patrzył na gwiazdy po czym usnął. Zbudziły go pierwsze krople deszczu padające mu na głowę. Zebrał manatki i ruszył w drogę powrotną do miasta. Uszedł ledwie paręset metrów gdy usłyszał z tyłu czyjś głos należący do mężczyzny.

- Wybacz ale będziesz musiał pójść ze mną.

Zanim zdołał się odwrócić jego głowę przeszyła fala bólu i stracił przytomność.

Oskar

Z samego rana Oskar ruszył w stronę magazynu, gdzie miał się spotkać zresztą drużyny. Z nieba lało jak z cebra toteż niziołek przemierzając ulice Altdorfu nieraz grzązł po kostki w błocie. Trzymał się skraju ulic by korzystając z ochrony zapewnianej przez dachy okolicznych budynków choć częściowo uniknąć przemoczenia do suchej nitki. „Tylko dzięki łasce Esmeraldy nie zachoruję po tym spacerze” pomyślał Oskar.


Idąc na miejsce rozglądał się wokoło czy nikt go przypadkiem nie śledzi jednak przy takiej widoczności ledwo dostrzegał ludzi znajdujących się kilka metrów przed nim. Kiedy był już kilka przecznic od magazynu drogę zajechał mu powóz. Drzwi do środka otworzyły się z trzaskiem i ze środka wyszedł niemal dwumetrowy osiłek, który chwycił zaskoczonego niziołka za fraki i zawlókł do wnętrza pojazdu. Oprych zamknął drzwi i powóz ruszył w dalszą drogę.

- Mój drogi. Nie widzieliśmy się ledwo kilka dni a ty już zdążyłeś nabroić.

Oskar, podnosząc się z podłogi dostrzegł, że oprócz niego i osiłka powozem jedzie Uwe Koch. Malec widząc postać właściciela “Czarnego Kucyka” zdawał się okazywać pokorę i wielkie uszanowanie dla jego osoby zarazem - “On wie o akcji w Jamie! A niech to szlag!”.

- Drogi Panie Koch. Widzę, że pańscy informatorzy są i tym razem sumienni w powierzonych im zadaniach. Domyślam się o co może Panu chodzić, ale pozwolę Panu powiedzieć nieco więcej a może będę mógł coś dopowiedzieć od siebie. Więcej informacji nikomu nigdy nie wyszło na złe. - rzekł nieco pośpiesznie z pokorą w głosie niziołek.

Koch wyszczerzył zęby we wrednym uśmiechu.

- Gdybyś domyślał się o co mi chodzi byłbyś teraz w połowie drogi do Kislevu. Bruno - mężczyzna zwrócił się do draba, przy którym świętej pamięci Ernest mógłby uchodzić za przystojniaka - pokaż naszemu gościowi jak obchodzimy się z tymi, którzy próbują bruździć nam w interesach.

Oprych chwycił prawą rękę Oskara i złamał mały palec. Niziołek wrzasnął z bólu.

- Ty i twoi przyjaciele zniszczyliście lokal, w który sporo zainwestowałem i który w ciągu tygodnia przynosił mi do kilku tysięcy koron zysku. Normalnie za takie coś pozostawiłbym cię w łapach Bruna i kilku jego kolegów tak by zabawili się z tobą przez parę godzin, po upływie których błagałbyś o śmierć. Jednakże los się do ciebie uśmiechnął. Wczoraj dowiedziałem się kilku rzeczy, które rzucają nowe światło na sprawę Kempera. Powiedzmy, że odnalezienie dziadygi wyrówna straty wyrządzone przez was u Icheringa i być może pozwoli rozszerzyć zakres mojej działalności. Dlatego też chciałbym się dowiedzieć gdzie stoicie z poszukiwaniami tego opoja. I prosiłbym abyś był ze mną w stu procentach szczery. Każde kłamstwo będzie cię kosztować kolejnego palucha.

- Moja biedna ręka... - stęknął bardziej niż powiedział Oskar patrząc na swą podrygującą kończynę. - To co powiedziałem o twoich informatorach cofam. To jacyś idioci. Jeżeli dowiedziałeś się, że to my roznieśliśmy jamę to się grubo mylisz. Byliśmy tam, ale w zupełnie innym celu. Jak chcesz znaleźć odpowiedzialnego za zniszczenia to szukaj faceta w szatach władającego czarami. Najwyraźniej ten, kto Ci przekazywał te mijające się z prawdą informacje uciekał za szybko, aby zobaczyć kto jest realnym zagrożeniem. Jednak jak zamierzasz go szukać, Panie Koch, zalecam uważać, bo wydał mi się osobą o czymś więcej niż tylko silnym charakterze. Jedną myślą niemal połamał mi żebra na najbliższej ścianie. - malec mówił całkowitą prawdę więc przynajmniej tu mógł sobię pozwolić na naturalne odruchy - co do poszukiwań Bernarda to mamy o wiele mniej informacji niż się spodziewałem. Dużo tropów, ale mało z nich wydaje się wiarygodnych. Już od samego początku wiemy, że mieszka na Hebrenstrasse i niegdyś był wojskowym. Niedawno dowiedziałem się czegoś co mnie bardzo zaskoczyło. Otóż Kemper ma szlacheckie korzenie. W wojsku był najprawdopodobniej szpiegiem i to przez posiadane informacje został porwany. naszymi głównymi źródłami byli ludzie, którym wisiał większą, jak na moją kieszeń, ilość gotówki. Byli to: niejaki Uwe Koch - tu halfling pozwolił sobie na lekki uśmiech wyglądający bardziej jak mina zdychającego gada - oraz paru innych. Są wśród nich Alfred Bauer oraz Gunter Ichering, którego gniazdko zostało niedawno zdewastowane przez wymienionego już szaleńca. Jak się okazało nie tylko my prowadzimy śledztwo, bo nie dość, że jeden z moich towarzyszy został napadnięty to inny nie żyje. Mam podejrzenia co do tego kto to zrobił, ale to już pewnie Pana nie interesuje. - halfling skończył patrząc na swą zranioną rękę.

- Może zacznę od początku - odparł po chwili zastanowienia Koch - co do waszej wizyty w Jamie to byliście tam celem otrucia psów Icheringa. Pewien szlachetka, który nie wykazał się należytym pośpiechem przy opuszczaniu miasta uraczył moich chłopców przejmującą historią na temat swoich długów u hycla i braci Schantzheimer i sposobu, w jaki próbował się od nich uwolnić. Jeżeli ten wariat w łachmanach nie zdemolowałby lokalu pewnie wytrulibyście hodowlę. Tak czy owak do czasu aż moi chłopcy nie znajdą tego magika dług za spowodowane przez niego straty ciąży na tobie i twoich towarzyszach. Co do korzeni Kempera to faktycznie coś może być na rzeczy. Czy na pewno powiedziałeś mi wszystko co wiesz. Może jeśli wysilisz pamięć przypomnisz sobie coś więcej odnośnie tych, którzy są zainteresowani osobą Kempera. O tym, że ktoś go szuka wiem od jakiegoś czasu. Moi chłopcy wysłali na tamten świat trzech typów, którzy rozpytywali o niego po dzielnicy. Niestety biedacy nie wiedzieli zbyt wiele na temat swoich mocodawców poza tym, że obiecywali sporo karli za z pozoru prostą robotę.

- W sumie wiem, że Kemper jest osobą wykształconą. Potrafi czytać oraz pisać a co najlepsze zna historię Reiklandu oraz wiele ciekawych strategii wojennych. Skąd to wiem? - powiedział niziołek chwilkę się zastanawiając. - Ma on w domu sporą biblioteczkę, w której przeważają księgi wojskowe oraz te historyczne. Co do tych co szukają zaginionego mam nawet nazwisko łowcy, który zranił jednego z moich przyjaciół. Jego nazwisko brzmi Falkenberg. Wiem, że wypytywał o Kempera i o nas w wielu różnych miejscach. Jak się nim pańscy chłopcy zajmą nie będę miał nic przeciwko. - powiedział niziołek zastanawiając co mogą zrobić z łowcą tacy tępi drągale.

- Hmm... Postaram się znaleźć tego Falkenberga i dowiedzieć się czemu interesuje się Kemperem oraz kto go opłacił. Skoro już rozmawiamy czy nie trafiły w wasze ręce jakieś dokumenty sporządzone lub przechowywane przez Kempera?

- Nic o tym nie wiem. Przejrzeliśmy jego całą domową bibliotekę, ale nie sądzę aby w tak oczywistym miejscu trzymał dokumenty. W sumie jeszcze nie zajrzałem do jego piwnicy. Może tam będzie je trzymał. - odparł zupełnie normalnie halfling. - Informacje jakie mógłby posiadać ten łowca mogą nam pomóc w poszukiwaniach. Jak go Pan znajdzie mogę liczyć na jakąś odpowiedź co do tego co wiedział?

Koch skinął Brunowi, w odpowiedzi na co ten złamał kolejny palec niziołka.

- Wydaje mi się, że nie jesteś ze mną do końca szczery. Na pewno nie znaleźliście żadnych papierów?

- Dobra. Dobra. Mamy je, ale nie rób mi więcej krzywdy. - wykrzyknął niziołek z rozpaczą w głosie. - Jest jakaś księga, która poza pułapką miała szyfr kodowy, który już rozpracowałem. Jej zawartość także jest szyfrowana, ale nie wiemy jak ją rozczytać... Pracuję nad tym. Miałem zamiar to Panu powiedzieć po rozwikłaniu tej zagadki! - powiedział zestresowany hobbit.

- Tylko ta księga czy może coś jeszcze. Nie natrafiliście przypadkiem na jakieś dokumenty sygnowane imperialną pieczęcią?

- Nie. Żadnych dokumentów z pieczęciami. Bym pewnie nie przegapił takowych. Jak mówiłem, muszę jeszcze sprawdzić jego piwnicę. Może tam będzie coś więcej... - dopowiedział w sumie szczerze niziołek albowiem takich dokumentów nie posiadał.

Koch zastukał w ścianę powozu. Po kilku sekundach pojazd zatrzymał się.

- Tu wysiadasz.

Bruno chwycił niziołka za kołnierz, otworzył drzwi i wyrzucił malca wprost na ubłoconą ulicę. Zanim Koch odjechał pozostawiając go samego powiedział:

- Ty i twoi przyjaciele macie tydzień czasu na odnalezienie Kempera i doprowadzenie go do mnie w stanie umożliwiającym wyciągnięcie z dziadygi wszystkiego co może wiedzieć. W międzyczasie nie radziłbym próbować niczego głupiego jak na przykład opuszczanie miasta. Jeżeli nie uda się wam odnaleźć go w tym terminie znajdę innych do tej roboty. Wtedy wasz los będzie przypieczętowany. I jeszcze jedno - przynieś tą księgę dziś wieczorem do “Kucyka”. Chciałbym rzucić na nią okiem.

Eugen, Oskar, Sharlene

2 Pflugzeit 2524

Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami spotkali się pod starym magazynem, który był im pomocny przy poszukiwaniach zaginionego dziecka. Pierwsza na miejscu pojawiła się Sharlene. Dziewczyna skryła się przed strugami deszczu w ponurym wnętrzu budynku i czekała na pozostałych. Chwilę potem dołączył do niej przemoczony do suchej nitki Eugen.


- Długo tu sterczysz?

- Skąd, przyszłam na chwilę przed tobą. Reszta powinna się zjawić lada moment.

Jednak przez następne pół godziny nikt się nie pojawił. Oboje zaczęli się niepokoić czy przypadkiem ich prześladowcy nie dopadli elfa i niziołka. Gdy już mieli opuszczać magazyn w progu pojawił się Oskar. Był przemoknięty, miał całe ubranie poplamione błotem a prawa dłoń wyglądała jakby ktoś przywalił w nią młotem kowalskim. Ogarnął smutnym spojrzeniem pozostałą dwójkę.

- Mamy problem. Trzeba będzie przyspieszyć poszukiwania Kempera
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman
stega jest offline  
Stary 05-02-2011, 17:12   #39
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Eugen spojrzał na Niziołka, wystarczyło mu parę sekund, aby położyć płaszcz na podłodze magazynu, zmusić go, żeby usiadł i odsłonił rękę.

- Pokaż to... - zaczął, wyciągając równocześnie nerwowo narzędzia i bandaże ze swojej torby. - Najpierw zajmiemy się tym, a potem poopowiadasz... kto ci to w ogóle zrobił?

Niziołek nie tylko był przemoczony do suchej nitki. Jego twarz wyrażała taki ból jakiego jeszcze nigdy nie miał okazji odczuwać. Nieco przyciszonym, drgającym głosem malec zaczął swoją opowieść:

- Nie zdziwię się jak po tym co wam powiem nie będziecie chcieli się ze mną zadawać. - Omiótł wzrokiem obecnych. - Dopuściłem się czegoś za co to - spojrzał na powyginaną dłoń - jest najniższym wymiarem kary. Nie chcąc was narażać, lub po prostu z własnej głupoty, nie powiedziałem wam prawdy o moim pobycie w “Czarnym Kucyku”. Jak się okazało przede mną były co najmniej 2 osoby wypytujące o Kempera. Jakieś wielkie indywiduum zaciągnęło mnie do pokoju na piętrze, gdzie siedział Uwe Koch. Ten wiedział, że nie jestem przyjacielem Bernarda z dawnych lat. Na szczęście okazał się naiwny i udało mi się mu wmówić, że pracujemy dla niejakiego Wolfganga Skellera. Zgodziłem się dla niego pracować. Miałem mu donieść kiedy i gdzie znajdziemy Kempera. Niestety nie wiedziałem jakie to poniesie za sobą konsekwencje. Teraz mamy tydzień na znalezienie Bernarda albo każdy z nas będzie... - zrobił smutną minę. - Wiecie, co mam na myśli... A teraz wy powiedzcie co o tym sądzicie i czy macie jakieś nadzwyczaj bezpieczne kryjówki? Ja mam jedną, ale niestety wśród krasnoludów, gdzie Ankarian nie będzie mógł z nami przebywać. Więc mój azyl odpada...

Eugen w międzyczasie uporał się z jednym palcem malca. Wstał i założył ręce.

- Źle zrobiłeś. Powinniśmy pracować jak jedna drużyna. Niezależnie od intencji powinniśmy o tym wiedzieć - zaczął surowo. - Co się jednak stało, to się nie odstanie, więc teraz powinniśmy pomyśleć, jak uporać się z obecną sytuacją... znaleźć Elfa... no i parę odpowiedzi na dręczące nas pytania. Szczerze mówiąc, zacząłem się zastanawiać, czy nie zostaliśmy wystawieni na samym początku tej imprezy...

- Bardzo możliwe
- wtrąciła dziewczyna, która do tej pory stała w milczeniu przypatrując się Oskarowi z miną w stylu “wylałeś”. Wsparła ręce na biodrach. - Ernest powiedział, że ktoś nas wystawił. Tylko jedna osoba przychodzi mi na myśl. Nie uważacie, że coś może być nie tak z naszym zleceniodawcą?

- Jestem niemal pewien, że wystawił nas Borha. Od samego początku współpracuje z Falkenbergiem, którego mój przyjaciel wiedział niedawno w okolicy karczmy, w której spotkaliśmy się z naszym chlebodawcą, jeśli można go tak nazwać. Jak już mówiłem Falkenberg to ten łowca, który ogłuszył naszego przyjaciela elfa. Gdyby był w stolicy mój stary przyjaciel sprawa zarówno Kocha, jak i reszty załatwiłaby się jednej nocy. Niestety osoba, o której myślę wyjechała niemal rok temu i jak ją znam nie wróci przynajmniej przez następny rok. Jakieś pomysły? Gdzie w ogóle podziewa się elf? Nie wie jak ważne sprawy mamy teraz do omówienia...
- rzekł niziołek patrząc służalczo na Eugena reperującego jego drugi palec.

Sharlene podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz.

- Jest już niemal całkiem jasno. Mam złe przeczucia... - westchnęła cicho. - Co do kryjówki, to załatwiłam nam schronienie w dzielnicy kupieckiej. Spokojna okolica, raczej nie powinni szukać nas w takim miejscu. Trzeba będzie tylko nieco odpracować koszty naszego pobytu tam. Łup który zgromadziłam przez ostatnie dwa miesiące nie był wystarczający. Ale nasz gospodarz to dobry człowiek, więc wyżywienie też będziemy mieć zapewnione - powiedziała odchodząc od okna i kucając przy Eugenie. Zaczęła przyglądać się jego pracy.

- Szczerze mówiąc to, co ostatnio mi krąży po głowie to pomysł zbyt zwariowany, aby był prawdziwy, ale... - zawachał się Eugen. - No dobra, zastanawiałem się, co bym zrobił na miejscu poszukiwanego, aby sprytnie zniknąć z okolicy wiedząc o tym, że kilka albo kilkanaście osób zaczyna mnie intensywnie szukać. Tak więc - kontynuował wywód, kończąc opatrywanie ręki Oskara - wpadłem na pomysł, że będąc taką osobą znalazłbym grupę ewidentnie początkujących - bez urazy, ale jako grupa chyba nie jesteśmy jeszcze zbyt dobrzy - poszukiwaczy przygód i zleciłbym im poszukiwanie samego siebie, wiedząc o tym, że wcześniej czy później popełnią jakiś błąd i zaczną świecić się na mapie miasta jak latarnia. Mówiłem, że zwariowane? Albo jeszcze lepiej - poprosić o to jakiegoś przyjaciela... albo szlachcica, na którego mam haka. Wymusić coś takiego, wziąć trochę koron i zniknąć z miasta. Zastanawiam się, czy taka osoba, z taką wiedzą i doświadczeniem sama z siebie się stoczyła, czy po prostu całe to zachowanie naszego ‘celu’ nie było rozmyślną zasłoną dymną, aby się usunąć w odpowiednim momencie. Przecież teraz, przy tylu grupach poszukujących go i z takim ‘życiorysem’ każdy wcześniej czy później dojdzie do wniosku, że po prostu leży na dnie Reiku, albo gdziekolwiek indziej martwy. Zwariowane, ale chciałem, żebyście wiedzieli jak dziwne opcje rozpatruję myśląc o tej sprawie. Jeszcze ostatnia opcja - cała impreza jest po to, żeby zobaczyć, kto go zacznie szukać, albo żeby określona osoba wpadła w pułapkę poszukiwań na niego.

- To, że jego postępowanie Kempera od kiedy odszedł z armii jest udawane wiemy już od dość dawna. Jak traumatyczne przeżycia musiałby mieć on za sobą aby zacząć chlać i błąkać się po burdelach co nie miara? Wydaje mi się, że on to wszystko miał zaplanowane. Aha! Ten urzędnik, o którym była mowa w jego dzienniku też był w jamie. Nazywają go Eckhard i pracuje ponoć w imperialnym skarbie. Co dokładnie robi nie wiem, ale okazji do położenia łap na złocie miał co niemiara i z tego co wiem, nie jeden raz się na to złoto pokusił - dopowiedział swoje Oskar.

- Hmmm... Nie wiem czy wspomniałam - wtrąciła Sharlene - będąc u Schantzheimerów zdobyłam namiary na człowieka, który najprawdopodobniej przyniósł coś Kemperowi, zanim ten zniknął. Bodajże Ulrich Rammelof... tak, chyba właśnie tak się nazywał. Jest urzędnikiem na imperialnym dworze. Możliwe, że będzie miał dla nas jakieś istotne informacje. Dziś wieczorem mamy okazję go namierzyć. Powinien być wówczas w “Wieprzu”. Wygląda więc na to, że trzeba będzie się rozdzielić... no bo jeszcze czeka nas spotkanie z Rudą. Hmmm... Oby Ankarian dotarł do nas do tego czasu... Ktoś wie, gdzie się udał?

- Niestety, nie mam bladego pojęcia, gdzie mógł się udać nasz kolega z eskapistycznymi zapędami
- stwierdził Eugen. - Jeżeli chodzi zaś o kryjówkę... mam jedną, opancerzoną, zabezpieczoną i nie stanowiącą problemu dla Elfów, jeżeli o to chodzi. Jeżeli chodzi o zapłatę... jeżeli zmieścimy się w jednym pokoju, to nie będzie problem, dopóki... będę dbał o pewną... hm... relację - wydukał Eugen. - Także mamy coś w zapasie. Lokal jest strzeżony i niezależny od lokalnych... interesów rodzinnych. W każdym razie będę mógł tam podpytać o osoby z wyższych sfer i dowiedzieć się, jak z taką porozmawiać, kiedy i przede wszystkim gdzie.

- Pierwsza sprawa: dla mnie oba wasze azyle nie stanowią problemu. Jednak jeżeli miałbym wybrać pomiędzy odrobiną pracy za więcej miejsca a darmową ciasnotą wybiorę zawsze to pierwsze. Jak w przybytku o którym mówiła Sharlene jest kuchnia to tam właśnie siebie widzę. Nie wiecie jak ja potrafię gotować. Kochani czegoś takiego nie jedliście w najlepszych spelunkach tej dzielnicy. Na pewno szef tego lokalu nie będzie miał zastrzeżeń jak tylko spróbuje jakiegoś dania przeze mnie przygotowanego. Co do samego podziału naszych sił jest to dość dobry pomysł. Ja mógłbym sprawdzić piwnicę domu Kempera. Sharlene mogłaby skontaktować się z znajomymi, którzy zostali we "Wronach” czy aby ktoś o nas nie wypytywał. Z tego co zdążyłem zauważyć mało rzeczy ujdzie ich uwadze i może oni mogliby nam pomóc w namierzeniu nieznanych nam zagrożeń. Ostatnia sprawa to dojście do urzędnika. Najlepiej by to zrobił Ankarian przy drobnej pomocy Eugena. Pewnie we dwóch potrafilibyście coś z niego wyciągnąć. Nie mamy zbyt wiele czasu więc elf nie musiałby być delikatny. Aha! Nie możemy zapominać o tym wstrętnym łowcy... znając życie jeszcze dzisiaj znajdzie go Uwe Koch więc w sumie go możemy se darować. Chyba o niczym nie zapomniałem...
- zastanowił się po swym długim wywodzie malec.

- Nie należy nie doceniać przeciwników - uśmiechnęła się Sharlene. - Co do reszty się zgadzam, ale trzeba zachować ostrożność. Poza łowcą nagród poluje na nas trzy czwarte dzielnicy.

- Masz całkowitą rację. Może jako, że ja muszę zachować całkowitą dyskrecję przy zwiedzaniu piwnicy Bernarda a wśród grupy zajmującej się “Wieprzem” mamy dobrego wojownika w postaci Ankariana może chciałabyś jakąś pomoc bądź ochronę na czas odwiedzin “Wron”? Mogę zaoferować jedynie krasnoludzką pomoc, ale nie sądzę aby w tej dzielnicy były osoby zdolne se poradzić z tym kogo mam na myśli...
- wycedził z uśmiechem hobbit.

- Dziękuję, ale moja twarz sama już przyciąga uwagę. Widziałeś listy gończe?

Halfling z zaciekawieniem przecząco pokiwał głową.

- Oskarze, Sharlene, może po prostu zwiedzimy i porównamy te miejsca? Wiesz, myślę, że chodzi nam przede wszystkim o miejsce, którego brama otwiera się tylko dla wybranych gości, w którym pokoje gościnne nie mają okien dostępnych z ulicy. Znam właścicielkę czegoś takiego, a jeżeli chodzi o kuchnię - cennik zaczyna się od korony za herbatę, więc myślę, bez urazy, że mógłbyś się czegoś nowego nawet nauczyć, a możliwe, że szef kuchni również. W każdym razie, nie możemy tutaj sterczeć i czekać na elfa, trzeba działać. Jeżeli chodzi o namierzenie urzędnika musimy założyć, że mamy tylko siebie. W takim przypadku urzędasa trzeba by wyciągnąć z lokalu metodą na kurtyzanę, na trutkę, albo coś jeszcze. - Eugen zamyślił się. - Elf na pewno będzie próbował tu dotrzeć. Jakiś pomysł na wiadomość dla niego?

- Ja mam pomysł, aby nie wyciągać urzędniczyny z “Wieprza” a niech sam stamtąd wyjdzie wpadając w ręce elfa. Co do wiadomości to mam pewien plan: można kogoś tu przysyłać aby codziennie sprawdzał czy aby jakiś elf się tu nie kręci. Kogoś kto wyczuje elfa spod kaptura... w sumie mam taką osobę, ale może macie inny pomysł - odpowiedział niziołek.

- A powiedz, kogo ty nie znasz? - zakpiła Sharlene. - Gdyby białogłowy umiał czytać ze złodziejskich symboli, to zawsze można wyskrobać coś na drzwiach, ale szczerze w to wątpię...

- W sumie znam mało osób, ale za to bardzo dobrze. Jak znasz wszystkie możliwości swoich kontaktów możesz trafić niemal wszędzie
- odparł z uśmiechem Oskar. - A co do tych symboli to jestem pewien, że nie zwróci na nie żadnej uwagi. Mogę poprosić znajomego, aby napisał w Eltharinie gdzie i kiedy ma być elf... Albo sam to napiszę. Od jakiegoś czasu uczę się tego języka. Powoli, mozolnie, ale z pomocą znajomego sam bym to napisał - dodał malec.

- Masz
- dziewczyna wyjęła z torby kawałek papieru i podała go Oskarowi razem ze znalezionym na podłodze kawałkiem węgla. - Zależy nam na czasie. Spróbuj coś sklecić. Może ją zrozumie, nawet strasznie okaleczoną.

- Droga Esmeraldo. Już mam się zabierać do pisania wiadomości do elfa z krwi i kości? Zaledwie po paru lekcjach jego języka? Gdybym nie zdradzał swoją aparycją takiej mądrości i sprytu -
puścił do zebranych oczko - to pewnie bym nie był w stanie temu podołać. Ale skoro nalegacie to spróbuję. Najwyżej elf umrze ze śmiechu - dodał z uśmiechem niziołek i wziął się za pisanie.

Drogi elfie.
Bądź tu w okolicy południa lub wieczoru - jak w południe nie zdążysz. Codziennie o tej porze będziemy sprawdzać to miejsce. Masz stać przed wejściem do magazynu.
Mały”


- Nie sądzę, aby nasz towarzysz był w stanie to odczytać. Może pójdę z tym do mojego znajomego a on mi to poprawnie napisze. Kartkę bym tu wywiesił za niecałą godzinę. Co wy na to? - powiedział niziołek z dziwnym grymasem patrząc na swoje dzieło.

- Starałeś się - parsknęła Sharlene na widok jego grymasu. - To leć. Tylko szybko.

Oskar złapał kartkę i ostrożnie zabrał swą dłoń z rąk Eugena. Podziękował mu po czym wyszedł. Najszybciej jak się dało ruszył do Wolfganga. Ten był jeszcze zaspany, ale już wstał. Poszło szybko, bo okazało się, że halfling zrobił zaledwie parę błędów. Dziękując starcowi niziołek pobiegł do magazynu. Po drodze sam się skarcił za brak odpowiedniej ostrożności. Jak by ktoś go śledził mógłby narazić Wolfganga albo co gorsza doprowadzić kogoś do magazynu. Jednak tak się nie stało a niziołek zdyszany po raz wtóry stanął przed Sharlene i Eugenem. Jedyne co go uszczęśliwiało to papirus przyniesiony od starego uczonego.

- Napisany... przez fachowca... - wydyszał niziołek podając zawiniątko kobiecie.

- Dobra - powiedziała, rozłożywszy papierek. - Miejmy nadzieję, że Ankarian go nie przegapi - “o ile w ogóle tu dotrze”, dodała w myślach, szybko klnąc siebie za pesymizm.

Znalazła we framudze drzwi stary, zardzewiały gwóźdź i nadziała na niego karteczkę.

- Musi starczyć. Dobra, zwijamy się.

Szybko pomogli spakować Eugenowi jego narzędzia i ostrożnie wymknęli się z budynku. Sharlene starała się prowadzić ich jak najciaśniejszymi uliczkami, byle tylko umknąć przed wzrokiem przechodniów. Po pół godziny szybkiego marszu znaleźli się przed gospodą pod “Złotą Różą”. Dziewczyna otworzyła drzwi i wprowadziła ich do środka. Minęli ladę, za którą stała Anya i weszli na górę po schodach. Sharlene otwarła przed nimi swój stary pokój, zamykając go po chwili na klucz. Zasłoniła okna, które co prawda nie wychodziły na ulicę i nie były za duże, ale wolała być, póki co, ostrożna. Potem usiadła na łóżku.

- Mamy dla siebie jeszcze pokój obok - poinformowała oparłszy się o poduchę.

- Mi się tu podoba. Spokojnie. Twoje miejsce również sprawdzimy - powiedział halfling patrząc na Eugena. - Zapomniałem wam o czymś powiedzieć... - powiedział nagle posmutniały niziołek. - Dzisiaj wieczorem mam zanieść księgę z kodem do “Czarnego Kucyka”...

Sharlene uniosła brwi.

- Miło z twojej strony, że wspomniałeś! I co zamierzamy z tym zrobić? Ruda też chciała zobaczyć księgę!

- Niesamowite, że mamy kolejne ciekawe wieści - stwierdził cynicznie Eugen. Po czym zaczął wypakowywać pióra, kałamarz i księgę, najwyraźniej pamiętnik, czy notatnik, bo wiele stronic było niezapisanych. - Dawaj tą księgę, przepiszę tyle, ile się da, damy radę zorganizować coś do jedzenia i lampkę wina? Wybaczcie, ale na browar przy pisaniu zazwyczaj nie mam ochoty - stwierdził Eugen.

- Zaraz coś załatwię - westchneła Sharlene. - Oskar, chcesz zobaczyć kuchnię? Masz okazję.

- Bardzo chętnie, moja droga
- powiedział niziołek podając uczonemu księgę, która jak dotąd przysporzyła im więcej kłopotów niż przydatnych informacji.

- To chodź.

Wyszli z pokoju zostawiając w nim pochylonego nad papierami Eugena i zeszli drewnianymi schodami na parter. Sharlene minęła stojącą przy szynkwasie blondyneczkę i otwarła przed Oskarem drzwi, które się za nią znajdowały. Prowadziły do niezbyt szerokiego korytarza, po którego obu stronach widniały po dwie pary drzwi. Dziewczyna oznajmiła, że są tam spiżarnie, które gospodarz sumiennie zaopatruje w różnego rodzaju produkty. Weszła w pierwsze drzwi na lewo, skąd wydostawała się smuga chwiejnego światła.

- Oto i kuchnia - powiedziała wszedłszy do środka. Pomieszczenie było wielkości około pięć i pół metra na czery. Pełno w nim było różnego rodzaju szafek, wypełnionych po brzegi naczyniami, sztućcami i innymi podobnego rodzaju przedmiotami. Na wprost znajdował się duży piec, w którym palił się lichy płomyk. On i parę świec stanowiło oświetlenie wnętrza. Po prawej znajdował się szyb wentylacyjny - nieduża dziura w suficie połączona z kominem, która, z tego co mówiła Sharlene, wychodziła na podwórze. W rogu kuchni dostrzegli mężczyznę. Miał na sobie za duży fartuch, który wisiał na nim jak na wieszaku. Z rękawów wystawały chudziutkie ręce, a kiedy się odwrócił zobaczyli twarz człowieka góra czterdzistoletniego, o zabidzonych rysach i podkrążonych oczach. Był ogolony, o kędzierzawych włosach. Na ich widok uśmiechnął się blado.

- Sharlene, dziecino! - pisnął niemal. - Skąd się tu wzięłaś?

- To długa opowieść -
uśmiechnęła się w opowiedzi i podeszła by uścisnąć znajomego. - Oskarze, to Caspar, tutejszy kucharz.

- Witam. Miło mi Cie poznać
- powiedział krótko i z uśmiechem Oskar kłaniając się nisko. - Podałbym Panu rękę, ale niedawno się skaleczyłem i czekam aż rana się zagoi - dodał po chwili nieco zakłopotany.

- Ależ nie szkodzi, nie szkodzi. Co was tu sprowadza, dziecko? Nie widziałem cię odkąd zamordowano tego całego szlachciurę.

- Nie teraz, przyjacielu. Jesteśmy po długiej podróży
- uśmiechnęła się. - Przyszłam tylko prosić cię o coś na obiad i butelkę wina. Głodni jesteśmy, nic nie jedliśmy od wczoraj.

- Oczywiście, oczywiście - powiedział i zaczął grzebać po szafeczkach, które znajdowały się najbliżej. - Brag wie, że tu jesteś?

- Mhm, załatwiłam to z nim wczoraj wieczorem. Jeśli się zgodzisz, to mój przyjaciel chętnie potowarzyszy ci w kuchni. Widzisz, nie stać nas było na pokrycie wszystkich kosztów, więc będziemy musieli nieco odpracować koszty jego gościny.


- Złoty człowiek, zaiste złoty - powiedział wychodząc z kuchni. Wrócił po chwili z butelką czerwonego wina. - Oczywiście, że twój przyjaciel będzie mile widziany w mojej kuchni. Przyda mi się pomoc, a wydaje mi się, że się na tym znasz, Oskarze. Nie wiem tylko, czy dasz sobie radę - dodał wskazując na jego dłoń. - Jesteś ciężko ranny?

- Nie na tyle ciężko aby nie móc przydać się w kuchni
- powiedział z uśmiechem halfling. - Uważam, że z moją ręką jest coraz lepiej i już niedługo będzie sprawna.

- Cieszę się z tego. Niziołki słyną ze swoich zdolności kulinarskich. Mam nadzieję czegoś się od ciebie nauczyć! - powiedział szczerząc zęby i podając dziewczynie tacę z wazą zupy. - Jeśli będziesz chciała czegoś jeszcze to daj znać. Tylko nie przesadzajcie, nasze spiżarnie mają swój limit.

- Dziękuję, przyjacielu
- uśmiechnęła się. - Oskar, weź wino.

Na pożegnanie hobbit ukłonił się nisko i trzymając butelkę w zdrowej ręce ruszył wraz z towarzyszką na górę. W ich apartamencie zastali ślęczącego nad dokumentami Eugena.

- Kuchnia niczego sobie - rzekł wesoło Oskar nalewając wszystkim wina. - Obsługa też całkiem miła.

- Zmieniłbyś zdanie o obsłudze, gdybyś zastał mnie tu jako kelnerkę.
- Uśmiechnęła się do niego nalewając sobie zupy do miski.

- Wino nienajgorsze, zdrowie! - Eugen oderwał się od przepisywania. Spojrzał na zupę i nie mógł się powstrzymać - po chwili we trójkę pałaszowali gorącą, parującą zupę. Gdy zjedli, Eugen podniósł milczący toast i spojrzał na Sharlene i Oskara.

- Za przygody!

Sharlene uśmiechnęła się i podniosła kieliszek. Potem wypiła troszkę i zamyśliła się.

Niziołek również uniósł lampkę wina po czym wypił całą wartość - “Każdy powód do picia dobry” pomyślał z nie odgadnionym uśmiechem.

- Wiecie co? - mruknęła Sharlene po chwili. - A może to wszystko chodzi o Kempera?... Może to właśnie on zlecił nam szukanie samego siebie. Tak jak powiedział Eugen. Może chciał dowiedzieć się, kto go szuka i w jakim celu? Bo niby czemu Borha nie chciał wyjawić nazwiska mocodawcy? Albo czemu łowca nagród nie zabił Ankariana, kiedy miał okazję, tylko pozbawił go przytomności? Może Kemper nie chciał, żebyśmy węszyli w jego domu. Wynieśliśmy parę dokumentów, które mogą mieć jakieś znaczenie. Wydaje mi się, że w mniemaniu Kempera mieliśmy być właśnie taką bandą początkujących, którzy mieli odciągnąć od niego jego wrogów?... Hmm, nie wiem...

- Chyba jest za sprytny, zakładając taką możliwość, żeby nie pomyśleć o tym, że możemy wyciągnąć z jego domu jakieś dokumenty, zwłaszcza mające takie znaczenie
- wtrącił Eugen - na pewno każdy średniorozgarnięty człowiek przewidziałby, że w pierwszej kolejności udamy się do jego domostwa...

- Otóż to. Dlatego uważam, że za tym zleceniem musi stać ktoś inny. Nie ryzykowałby utraty jakichkolwiek zabezpieczonych dokumentów, nie mówiąc już o bagnie w jakie możemy go wciągnąć tak namolnie go poszukując. Póki co pozbyliśmy się części jego wierzycieli więc działamy na jego korzyść. Niestety ten stary łachmyta, Koch, chce go pojmać i wydusić z niego informacje jakie zdołał poznać pracując jako imperialny szpieg
- zadumał się niziołek.

- Wydaje mi się, że właśnie dlatego siedzi nam na ogonie ten łowca nagród. Odkąd ostatni raz byliśmy na Hebrenstasse więcej się nie pojawił.

- Jedno jest pewne: za dużo wśród tego naszych własnych przypuszczeń. Spójrzmy prawdzie w oczy. Mamy zbyt mało informacji aby namierzyć Bernarda. Musimy się pośpieszyć, bo za tydzień może być już za późno na jakiekolwiek działanie. Nie chce was martwić, ale jedynym co teraz można zrobić to spotkać się z Dianą i zanieść księgę do “Czarnego Kucyka”. Ja zajmę się tym drugim przy okazji starając się coś wyciągnąć od Kocha na temat łowcy i tego co może pisać w tej księdze. Pewnie będzie miał na miejscu jakiegoś specjalistę od tego typu szyfrów...
- zastanowił się Oskar uświadamiając sobie jak wiele czeka ich pracy.

Dziewczyna przygryzła wargi. Nie mogła się nie zgodzić z towarzyszami. Dopiła swoje wino i poszła zobaczyć stan drugiego z pokoi. Wewnątrz były już dwa łóźka. Parę szafek i lustro stanowiły jego umeblowanie. Był podobnej wielkości, co tamten.

- Kto chce, to pokój obok jest jeszcze wolny - powiedziała wracając do pomieszczenia, w którym siedziała reszta. - Mam tylko nadzieję, że nasz elf w nic poważnego się nie wpakował...

- Nie martw się. Ankarian da sobie radę lepiej niż którekolwiek z nas. Ja się przeniosę do drugiego pokoju do czasu aż będę wychodził do “Kucyka”. Muszę się przygotować -
zapowiedział swój zamiar Oskar po czym po cichu opuścił pomieszczenie.

Eugen był skupiony już tylko na przepisywaniu. Zostało im w sumie niewiele czasu do umówionego spotkania z Dianą. Pociągnął kolejny łyk wina i pisał dalej.

Sharlene postanowiła mu nie przeszkadzać. Położyła się na jednym z łóżek i zaczęła bawić się obrączkami elfa, które wyciągnęła z kieszeni.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"
Raeynah jest offline  
Stary 05-02-2011, 22:24   #40
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Pierwsze chwile w nowym otoczeniu a Oskarowi już zaczynało się tu podobać. Halfling ułożył delikatnie na ziemi swoją torbę po wyciągnięciu z niej fajki z odrobiną tytoniu. Zajmując się rozpaleniem fajki zastanawiał się nad tym w jaki sposób będzie mógł kontynuować swoje nauki Eltharina.

- W ukryciu. Poszukiwany przez większość zbirów w mieście. Pomagający w kuchni nowo poznanemu znajomemu. - powiedział zaciągając się dymem. - W sumie to ostatnie nawet mi się podoba...

Do wieczora niziołkowi nie pozostało zbyt wiele czasu. Wiedział, że wizyta u Uwe Kocha, pomimo iż kurtuazyjna, będzie przebiegała w ogromnym napięciu. "Gdyby ten dziad nie przyłapał mnie wcześniej na kłamstwie" pomyślał z krzywym grymasem hobbit. Nie był to na pewno czas na tego typu rozmyślania, ale zaczął się zastanawiać czy z elfem wszystko jest w porządku. Zawsze wydawał się jakiś niedostępny, ale nigdy nie spóźniał się na spotkanie. "Ciekawe kto za tym stoi" zastanowił się chwile Oskar po czym postanowił zejść na dół.

Rozglądając się po głównej sali zauważył, że klientami przybytku są w większości kupcy i bogaci mieszczanie, co w tej dzielnicy nie było niczym niezwykłym. Będąc najedzonym niedawno spałaszowaną zupą pomyślał czy aby dla odstresowania nie mógłby iść i pomóc Casparowi w kuchni.

- Witam Panią. Jestem tutaj nowy i moim zadaniem jest pomoc Casparowi. Jako, że wieczorem będę musiał załatwić coś ważnego może mógłbym teraz pomóc mu w kuchni? - rzekł z uśmiechem niziołek do stojącej za ladą blondyneczki.

- Ależ witaj. Poczekaj tu chwilkę. Zapytam kucharza czy potrzebuje pomocy. - odpowiedziała młoda niewiasta po czym udała się za znane już niziołkowi drzwi.

Zza tych drzwi wyszła inna młoda dziewczyna, jak się domyślał malec, w zastępstwie za nieobecną pracownicę "Róży". Nie miała niestety ona okazji do obsłużenia nikogo gdyż blondynka wróciła lada moment karząc Oskarowi iść do kuchni. Nieco niepewnie wchodząc za drzwi Oskar przeszedł korytarz i stanął u drzwi kuchni. "Głęboki oddech i do roboty" pomyślał pukając i po chwili wchodząc do środka. Ubrany w fartuch chudzielec obrócił się w jego stronę z przyjacielskim uśmiechem.

- Witaj ponownie, niziołku. Ubierz jeden z tych fartuszków i zabieramy się za gary. Mamy sporo klientów do obsłużenia. Jak chcesz wieczorkiem wyjść musisz się dobrze spisać. - wydukał bardzo szybko słowa Caspar pokazując na wieszak przybity do drzwi od wnętrza kuchni.

Wybierając najmniejszy z fartuszków, na nim sięgający do ziemi, Oskar zabrał się do pracy. Caspar nieco mu tłumaczył, ale jak halfling się spodziewał on tez był chętny jego zdania co do kuchni małego ludu.

- Jako, że spore grono naszych klientów powołuje się na gust naszego kucharza czyli mój, będziemy im przyrządzać dania z tej oto listy. - powiedział wskazując na sporych rozmiarów menu znajdujące się na ścianie. "Nie ma to jak naciągnąć klienta na to najdroższe żarcie" pomyślał niziołek wesoło zabierając się do gotowania.
 
Lechu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172