Gabinet był urządzony wyraźnie na pokaz. Gdyby Soren chciał rozmawiać ze swoimi podwładnymi w taki sposób, żeby czuli się mali i nic nie znaczący, to też by sobie takie meble załatwił. I obraz, koniecznie duży i dobrze naśladujący go. Tak żeby "petent" widział te same okrutne oczy, gdzie nie spojrzy. Żeby się czuł osaczony. I taki mały, nic nie znaczący w tym pokoju. O tak. Do karcenia podwładnych i przesłuchiwania wrogów ten pokój był świetny. Ale porucznik jakoś nigdy nie czuł takich potrzeb, więc zadowalał się swoją skromną kajutą, z najwygodniejszym materacem na całym okręcie.
- To Beliah? - zapytała baronówna.
Wzruszył ramionami.
- Pewnie tak. Nie znam go - przyznał.
Na zewnątrz ktoś chodził, jakby wartował. Gdy odszedł, baronówna postanowiła ruszyć za nim. Soren zmełł w ustach przekleństwo.
- Jakby co: krzycz - szepnął do Nadii.
Bardzo ostrożnie zamknął za sobą drzwi, wyłączył skrzekotkę i najciszej jak umiał podążył za Aspazją. Stąpał ostrożnie, w pewnym odstępie, żeby nieopatrznym ruchem nie wydać ich obojga. Ale musiał być gdzieś w pobliżu. Z braku Evrosa, najwidoczniej jemu miał przypaść w udziale zaszczyt odstrzelenia kolejnej osoby atakującej panią Mercouri.
W pewnym momencie uśmiechnął się do siebie. Dotarło do niego, dlaczego ta kobieta aż tak go irytuje. Ma zbyt wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach i strasznie lubi być w centrum wydarzeń. Nie potrafi usiedzieć na miejscu, nie potrafi nie podjąć ryzyka, jeśli nadarza się okazja. Krótko mówiąc: jest taka jak on. I całe szczęście, że nie potrafi czytać w myślach (jak mu się wydawało), bo chyba zabiła by go za tę zniewagę.
__________________ Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Ostatnio edytowane przez Radagast : 20-02-2011 o 21:05.
Powód: powtórzenie
|