Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2011, 14:19   #11
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pamięć napływała falami.
Przypomniał sobie głos, wypowiadający czyjeś imię. Seren? Z niczym mu się to nie kojarzyło. A może Syrena? Nie, to było Seren... Dziewczyna w bieli. A mężczyzna... Czyżby jej się przestraszył? Albo tego, co Seren może zrobić?
Potem był dym. Kłęby dymu. I krzyk. Wwiercający się nie tylko w głąb umysłu, ale i docierający do środka duszy.
Czy kwiaty powinny tak krzyczeć? Chociaż, z drugiej strony, kwiaty raczej nie powinny pić krwi, tak jak tamte czarne róże.
Czarne róże o czarnych sercach... Jeśli spłonęły, to dobrze im tak, pijawkom.

Dopiero teraz dotarło do niego, że nie leży juz na marmurowej posadzce, tylko na trawie. W dodatku kajdany też zniknęły, podobnie jak ołtarz i róże.
Była za to mgła, w której, jak cień przypomnienia tamtej sali, unosił się ledwo dostrzegalny zapach dymu.

Powiadają niektórzy, że w uśmiechu, podobnie jak w oczach, dostrzec można duszę. Jeśli ten uśmiech mówił coś o właścicielce...
Zdecydowanie nie wypadało zacząć dialogu od "Ach, jakie piękne ząbki! I jaki ładny ogonek..." Ani też od skomplementowania kształtów, w znacznej części pokrytych łuskami.
- Dobry wieczór - powiedział. - Czy coś się pali? I kto ma nas... rozerwać na strzępy?
Nim skończył mówić wstał.
Albo nie chciał leżeć, gdy dama (?) stoi (?), albo też uwzględniał możliwość pojawienia się jakiegoś 'rozszarpywacza'. Albo i jedno, i drugie.

Kobieta przechyliła głowę przyglądając się mężczyźnie.
- Jest wieczór. Pali się większość planety. Rozerwać może was każdy, a w szeczególności mieszkające w pobliżu smoki. Czy to wystarczy byście się ruszyli?

- Smoki? Stwory wielkości chałupy, ze skrzydłami i zionące ogniem? W zupełności wystarczy
- odparł Zhaaaw. Nie wiedział, czy wierzyć tak w pożar planety, jak i w smoki, ale na razie nie miał sprecyzowanych planów na przyszłość. Poza tym miał niewielki wybór.obudzonych. I, jak mu się zdawało, gotowych do działania.

- Nie, nie ... Chociaż z tym zianiem ogniem to może i prawda. Smoki to gady, takie trochę większe niż ja. - Mówiąc uniosła rękę nad głowę próbując pokazać ich wielkość
- Poruszają się dość szybko, plują lawą, a przynajmniej te które znam. Mają też niezbyt miły zwyczaj zjadania wszystkiego co się rusza.

Zhaaaw też potrafił biegać. I to całkiem szybko. Ale plucie lawą nie należało do jednej z jego licznych umiejętności. I zdecydowanie nie chciał zostać daniem, czy to głównym, czy to przystawką.
- Rozumiem - powiedział tylko. - Dokąd mamy iść? - spytał, spoglądając przy okazji na pozostałych. Podobnie jak on już wstali.

- Teraz nie mamy zbyt dużego wyboru. Nocą lepiej nie wychylać nosa z kryjówek. Przeprowadzę was do jaskiń, a rano ruszymy dalej.

- Zhaaaw
- przedstawił się. Nie wierzył nigdy w moc magii imion. - Możesz podać swe imię? Jeśli to nie tajemnica...

- Shyede
- odpowiedziała po czym podpełzła do Strażnika, zatrzymując się tuż przed nim. Długi, rozdwojony język wysunął się z jej ust po czym bez wcześniejszego ostrzeżenia musnął brodę Zhaaaw'a.
- Dziwnie smakujesz. Skąd przybywacie?
- zapytała wycofując się nieznacznie.
Zhaaaw w ostatniej chwili powstrzymał się przed próbą skręcenia karku swej uroczej rozmówczyni.

- Center - odparł. Trochę po niewczasie przypominając sobie o sposobach rozpoznawania otoczenia wykorzystywanych przez węże. Widocznie ta kobieta, jesli tego stwora tak można było nazwać, miała dostateczną ilość genów węży.
Jak te stworzenia się zwały? Występowały w baśniach czy legendach... Lamy? Nie... Lamie.
- Ale nie wiem, czy ci to coś powie - dodał.

- Słyszałam o tym miejscu. Niewielu zna tutaj tą nazwę. Większość opowieści zaginęła wraz z tymi, którzy je opowiadali. To tam zabrali Lustro, czymkolwiek by to nie było. Pewnie o to chodzi w tej waszej misji. Jednak ty nie smakujesz jak podróżnicy którzy po nie przybyli.

Zhaaaw uśmiechnął się.
- Bo ja jestem troszkę inny, niż oni - odparł. - Ale Lustro, to fakt, ma coś wspólnego z naszym pojawieniem się tutaj.

- Zatem będziecie pewnie chcieli dostać się do miejsca, w którym było przechowywane. - Widać było że perspektywa takiej podróży nieszczególnie jej odpowiada.

- Jakiś problem? - spytał Zhaaaw. - Więcej kłopotów, niż na innych drogach czy bezdrożach?

- Czy wy chociaż zdajecie sobie sprawę gdzie jesteście? - Zapytała po czym nie czekając na odpowiedz, mówiła dalej.
- Tu nie ma dróg. Przynajmniej w tej części planety. Żeby dostać się do tamtego miejsca musielibyśmy przejść przez najgorsze pola lawy, ominąć smocze siedliska i ... Najlepiej liczyć na cud. Jest jeszcze podziemna trasa. Tam jednak żyją stworzenia z którymi raczej nie chcecie się spotykać. Proponuję wam abyście wymyślili sobie inne zadanie. - Potężny ogon drżał nerwowo przez cały czas trwania przemowy.
- Na przyszłość radzę również nie brać zadań od niektórych zleceniodawców. - Syknęła po czym wysunęła język badając nim powietrze.
- Została godzina do zapadnięcia ciemności.

- Śmierć tu, śmierć tam... Tam nawet cud by nam nie pomógł. Tak mi się przynajmniej zdaje - odparł Zhaaaw. - Nie mieliśmy zbyt wielkiego wyboru.
Szczególnie uwzględniając fakt, że przeniesiono nas tu bez ich wiedzy, dodał w myślach.
- Daleko do tej jaskini? - spytał.

- Nie. Przed nocą powinniśmy zdążyć. Jak się pospieszymy może nawet uda wam się zobaczyć miasto.

- Miasto? Czyje?
Miasto oznaczało zwykle cywilizację. A być może i jakąś pomoc w dotarciu do celu. Ekwipunek, broń...

- Kiedyś mieszkali w nim ludzie. Tak się mówi i to chyba prawda. Teraz jedyne co tam można spotkać to demony, ale one wychodzą tylko w nocy. Jak będziecie chcieli mogę was tam zaprowadzić rano. Nawet nie zboczymy za bardzo, szczególnie że wciąż nie jest ustalone gdzie chcecie iść - syknęła rozdrażniona.

- Smoki też prowadzą nocne życie? - spytał. - Nie popadają w konflikt z demonami? A dotrzeć i tak musimy do tego Lustra. Do miejsca, skąd je wzięto.

- Tu akurat panuje równowaga. Smoki zwykle śpią w nocy.

- Czyli teraz mamy szczęście, bo właśnie kładą się spać?
- upewnił się. - Coś jeszcze oprócz demonów poluje nocami? No i jak upolować takiego demona? Albo smoka? Bo jakieś metody chyba istnieją?

- Jesteś strasznie ciekawski. Niczego was nie nauczyło życie na Center? Nie macie tam smoków? Ksiąg, wieszczy, aniołów? Chcesz żebym uwierzyła, że przysłano was tutaj bez niczego?


Zhaaaw uśmiechnął się szyderczo. Nie wnikał w szczegóły życia na Center, za to pomachał Shyede przed nosem płaszczem, a potem rozpiął kurtkę by pokazać, że nie ma broni.
- Można by powiedzieć, że wysłano nas tu w ostatniej chwili. Wyrywając chwilę wcześniej z rąk pewnego niemiłego faceta.
Nie raczył powiedzieć, że i tak każdy z nich był sam w sobie bronią.

- Czyli równie dobrze mogę was teraz zabić i zaoszczędzić czasu innym. Trochę ciężko ostatnio o pożywienie - stwierdziła wzruszając ramionami i wysuwając kły.

- Pieczony wąż... - Zhaaaw się oblizał. - Dawno nie jadłem i niespecjalnie smakuje, ale skoro są kłopoty z aprowizacją... A ząbki też da się wykorzystać...

Z gardła dziewczyny wydobył się głośny, wrogi syk.

- Skoro nalegasz... - Wypowiadając te słowa odsunęła się od mężczyzny po czym odwróciła i zaczęła sunąć w stronę z której przybyła.
- Jestem pewna, że poradzicie sobie sami. W końcu jesteście tacy potężni... Miłej śmierci życzę.

- Typowa kobieta - skomentował Zhaaaw. - Najpierw zaczyna, a potem się obraża, jak jej się odpowie tym samym. Szerokiej drogi, panno niedotykalska.
Jedyną reakcją było gniewne syknięcie.
- Możemy porozmawiać poważnie? - spytał, ruszając za nią. - Bez głupich docinków?

Jeszcze przez chwilę sunęła jakby nie usłyszała słów Strażnika.
- Nie wiem o czym mówisz - rzuciła, gdy wreszcie zdecydowała się zatrzymać.
- Ja tylko stwierdziłam fakty. Nie pasujecie tu. Nie wiecie nic o planecie ani jej pułapkach. Nie macie broni ani żadnej ochrony poza tą daną wam przez nie. Zadając się z wami ryzykuję własne życie, a wierz mi jest mi ono znacznie cenniejsze niż twoje czy twoich towarzyszy.
- Przez nie?
- spytał Zhaaaw, nie nawiązując do udawanej niewiedzy Shyede, ani do wagi jej życia. - No i uwierz mi, potrafimy się bronić. Poza tym wszystkiego można się nauczyć, a my się uczymy bardzo szybko.

Obróciła się stając z nim twarzą w twarz.
- Ty naprawdę nie wiesz przez kogo tu jesteś, prawda? - Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Mówisz, że potraficie się bronić. Co zatem zrobisz gdy dorwie cię jeden z mieszkańców miast? Co zrobisz gdy Skrzydlaty uzna, że zagrażasz ich pozycji? Znasz może sposób na pokonanie smoka? Potrafisz uniknąć pułapek zastawianych przez Innych? Możecie się szybko uczyć co nie znaczy, że możecie tu przeżyć.

- Skoro są tacy, co potrafią tu przeżyć, to my też potrafimy - stwierdził Zhaaaw. - Jeśli zechcesz nam udzielić paru rad, to pójdzie nam łatwiej. Jeśli nie... To już zależy od ciebie.

- Mówisz jakbym miała jakiś wybór, a go nie mam. Jestem na was skazana. - Bynajmniej nie wydawała się szczęśliwa z tego powodu.
- Czas ucieka. Musimy ruszać.

- Chodźmy więc. Najwyżej po drodze wymienimy jeszcze garść poglądów
- powiedział Zhaaaw.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-02-2011 o 14:29.
Kerm jest offline