Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2011, 19:36   #16
Drusilla Morwinyon
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Tigras Wagir:



Minęły całe miesiące, od chwili, gdy przekroczywszy bramy twierdzy Tigras wyruszył z resztą Gwardii na odsiecz zjednoczonej armii królestwa. Bitwa za bitwą, walka z walką jego towarzysze ginęli, od mieczy, kłów i pazurów tworzonych przez lordów stworów lub porażeni potęgą ich magii.
W końcu jednak wojna - przynajmniej pozornie dobiegła końca. Bitwy zmieniły się w potyczki niewielkich grupek, lordowie byli ścigani i zabijani...
Nadal jednak w lasach roiło się od maruderów - ludzi, którzy nie mając gdzie wracać zajęli się łupieniem tych z wiosek, które jakoś przetrwały.
Kotołak nie pozostawał w żadnym miejscu zbyt długo - zważywszy na to, że z całego oddziału pozostał jedynie on nie byłoby to zbyt rozsądne.
Wreszcie jednak nadszedł dzień, gdy coś się zmieniło, zaś on przyciągany być może siłą przywiązania ruszył w kierunku miejsca, z którego wszak nie tak dawno temu odjechał na wojnę...
Na swoje nieszczęście, wiatr niosący ze sobą deszcz, a nierzadko zmieszany ze śniegiem utrudniał podróż, która przeciągała się o wiele bardziej niż się spodziewał.
Tej nocy miał już udać się na spoczynek, gdy do jego nozdrzy dotarł dziwnie znajomy zapach. Czyżby w pobliżu znajdował się któryś z jego pobratymców? Podążając za wonią dotarł w pobliże polany, gdzie nawet z oddali dostrzec można było płomienie ogniska oświetlające dwie postaci. Człowiek z cała pewnością by go ni dostrzegł, jednak jego rasa nie na darmo obdarzona była nie tylko lepszym węchem, ale wzrokiem, dzięki czemu mógł stwierdzić, że choć stojący z obnażonym mieczem mężczyzna należy do rasy ludzi, to drugi, mniejszy kształt z cała pewnością należy do samicy z jego gatunku.
Na jego szczęście wiatr wiał mu w twarz maskując zapach byłego gwardzisty...

Deth:


Rozglądanie się niewiele dało - cienie kładły się na wszystkim, zaś przyzwyczajone do światła ogniska oczy wojownika poza kręgiem światła widziały jedynie ciemność.
Kotołaczka przyglądając mu się uważnie podkuliła lekko uszy.

- Nic. Wydawała mi ie, że coś poczułam. To wszystko.

Jeszcze tylko tego brakowało by człowiek rzucił się w ciemność. Nie miała wątpliwości, że w walce w takich okolicznościach w jakich się znaleźli nie miałby zbytnich szans na zwycięstwo nawet ze zwykłym zwierzęciem, jeśli zaś w pobliżu znajdowali się rozbójnicy lub któryś z ocalałych tworów wampirzych władców byłaby by już to z całą pewnością pewna śmierć. Nie sądziła jednak, by takie wyjaśnienia trafiły do wojownika,, zwłaszcza, że zdawał się bardzo pewny swych umiejętności.

- Lepiej usiądź i jedz. - mruknęła, choć w głosie czuło się lekkie zdenerwowania.

Snorri Olafson:

Ostatnie wyraźne wspomnienie Snorriego stanowiły zbliżające się w nieprzyjemnie szybkim tempie czubki drzew daleko w dole. Cała reszta stanowiła jakby niewyraźny sen, a raczej koszmar. Wojownik pamiętał, że kilkakrotnie budził się widząc nad sobą jakieś twarze słysząc język, jakiego nie rozumiał, choć niektóre słowa brzmiały w jego uszach dziwnie znajomo.
Nie będąc pewnym jak długo pozostawał w takim stanie wreszcie odzyskał przytomność na tyle by rozejrzeć się wokół.
Znajdował się w niewielkim pokoju, dość skromnie umeblowanym, ot wąskie drewniane łóżko, stolik, krzesło i skrzynia na rzeczy. Ubrania wikinga zapewne znajdowały się właśnie w niej, jako, że ten leżał nagi, a jego ciało skrywały jedynie bandaże... i przykrywający go koc.
Broń stała oparta w kącie pomieszczenia.
Próba sięgnięcia po nią zakończyła się ponownym opadnięciem na łóżko - obrażenia poniesione w czasie upadku dały o sobie znać.
Przez ponad miesiąc mężczyzna znajdował się w miejscu lecząc swe rany ucząc się języka od zajmującej się nim starszej już kobiety, która jeśli wierzyć jej słowom przygarnęła go po tym jak myśliwi znaleźli go poranionego w lesie.
Osada w której się znajdował nazywana była Azylem - a to z powodu narzuconego na wszystkich, którzy do niej weszli Geas - zakazu używania przemocy w obrębach miasta.
Cała reszta wedle plotek pogrążona była w czymś w rodzaju wojny domowej....

Wreszcie nadszedł dzień, w którym obrażenia wojownika zagoiły się na tyle, by po raz pierwszy wyruszył na przechadzkę po osadzie. Całą zdawała się znajdować na otoczonej odnogami rzeki wyśle pośrodku zaś osady otoczona sporym brukowanym placem znajdowała się sięgająca nieba wieża, zdająca się jakby wyrzeźbiona z jednego kawałka skały przez jakiegoś olbrzyma, a nie zbudowana ludzkimi rękami...


Uruf:



Zamieć rozszalała się po raz kolejny zasłaniając im widok rzeki. Zmęczeni podrożą drżeli kuląc się do siebie w podmuchach lodowatego wiatru.
Wilczyca milczała, cóż, ani pogoda ani głód nie sprzyjały konwersacji. Wszelkie osady jakie w ciągu kilku ostatnich dni mijały były opuszczone i spalone, nieliczne zwierzęta, jakie spotkali po drodze płoszyły się na najlżejszy nawet ślad obcej woni, więc zminnokształtnym przyszło głodować.
Od dwóch dni próbowali dostrzec jakiejś przejście, most lub bród na majaczącej w oddali rzece, nadal jednak nic nie widzieli, zaś zamieć przeszkadzała w poszukiwaniach.
Tej nocy Urufa znowu dręczyły senne wizje - wizje miejsc w jakich nigdy nie był, ludzi, których nie znał...
Tym razem przybrała ona formę wznoszącej się ku niebu wieży..Otaczające ją istoty, przezroczyste i eteryczne przypominały bardziej widma niż prawdziwe istoty.
Zdawały się śpiewać coś, choć wilkołak nie słyszał słów tańcząc jakby w legendarnych elfich kręgach zmuszeni pląsać do rytmu zaklętej melodii do końca życia.
Uruf w swym śnie dostrzegł jak okno na górnych poziomach wizy otwarło się ukazując twarz białowłosej kobiety... Jej szkarłatne oczy spoczęły na nim a usta rozchyliły w delikatnym uśmiechu odsłaniając rząd kłów...
W tym momencie mężczyzna z krzykiem obudził się.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.

Ostatnio edytowane przez Drusilla Morwinyon : 06-02-2011 o 19:39.
Drusilla Morwinyon jest offline