Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2011, 23:52   #14
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Ciekawszej ekipy można było ze świecą szukać w promieniu stu mil. Jak zwykle wynikną z tego kłopoty. Zaczęło się na samym początku, jak jakiś medykus jął w oczywisty sposób urazić pannę, i omal nie pożarł go wzrokiem jakiś fanatyk Sigmara. Revan obserwował całą sytuację z należytym spokojem. Ze względu na swoją posturę nikt nie oczekiwał od niego więcej. I dobrze, nie musiał się wysilać.

Na miejsce dotarli szybko. Gardził zabobonnymi chłopami. Nie miał nic do nich samych, ale Revan nie miał łba na karku tylko po co, żeby nim komuś przywalić.

Przyszli całym tłumem. Smród to pierwsze, co dało się wyczuć. I to dalej niż na 2 mile. Ciała poległych były naszpikowane strzałami niczym jeże. Rozbójnicy nie zostawili by swoich szyp od tak, zwierzoludzie raczej to samo. Zapach krwi kręcił w nosie. To miejsce pachniało zwykłą rzeźnią, a nie bitką.

Zaczął przeszukiwać pobojowisko nim ktokolwiek zdążył powiedzieć „Sigmarze Młotodzierżco”. Revan widział zbyt wiele walk i ich pozostałości, by dać się nabrać. A coraz mniej mu się to podobało. Obszedł wóz dookoła, zobaczył wywrócone kufry ze sprzętem kupca. Jakieś ubrania, żywność, biżuteria… Zobaczył jak kupiec mu się przygląda z daleka, stojąc obok grupki wieśniaków i żywo gestykulując. „Co za pajac” – pomyślał.

Ktoś się poślizgnął, całkiem niedaleko niego. Revan odwrócił się szybko, za szybko w jego mniemaniu. Widział twarz Jonasa wykrzywioną przez grymas niedowierzania. Wszakże trudno uwierzyć, jak szybko można wyrżnął o ziemię w mniej niż sekundę. Pomógł mu wstać. Przez chwilę patrzył jak gramoli się z kałuży pełnej juchy. Podszedł do jakiegoś chłopa, i wyjął mu z ręki pochodnię. Ten nie protestował. Podszedł do zabitego ze strzałą w głowie. Zauważył, jak w ręce ściska jakiś przedmiot. Był to skórzany mieszek, z pieniędzmi i jakimiś twardymi przedmiotami, prawdopodobnie kośćmi. Szybkim ruchem zgarnął łup, i włożył za pazuchę. Miał nadzieję, że żaden fanatyk tego nie widział. Odciągnął kołnierz zabitego, sprawdził rękawy. Zawsze mógł powiedzieć, że szukał jakichś abominacji, znaków chaosu, czy inne brednie. Spojrzał w mrok, który był granicą lasu. Widział dobrze w ciemnościach, tak jak elfy, ale nie chciał się z tym afiszować. W końcu ma na karku 4 fanatyków religijnych. Zawsze mógłby ich rozpłatać, ale po co robić niepotrzebną drakę. Uniósł wyżej pochodnie, oślepiał go jej blask, i wszedł w chaszcze. Nie uszedł daleko, gdy usłyszał przed sobą trzask gałęzi. Było za dużo krzaków tutaj, więc mogło to być cokolwiek, nawet ork i by go nie zauważył. Dobył miecza, cicho, aby nie zaalarmować pozostałych, i wszedł w krzaki.

Na jego widok lis umknął w las. Zdążył zobaczyć tylko jego biało rudy ogon. Pachniało jak w rzeźni. Spojrzał w dół, i ujrzał wiadra. Wiadra z zakrzepniętą krwią. ”Ciekawe” – pomyślał. I zaczął wracać do „drużyny”, uprzednio chowając miecz.

Miał już ogólne pojęcie o akcji. Napastnicy zaatakowali ze wschodu, wskazywały na to powbijane w ciała i wóz szypy. Nie byli to rozbójnicy, ani zwierzoludzie, a jedyne co zniknęło to córka kupca.

Wrócił do ekipy. Nikt nie zapytał się co znalazł w krzakach, lepiej dla niego. Zaczął przyglądać się coraz uważniej kupcowi. Religijni fanatycy wybierali się w kierunku lasu, za jakimś znaleziskiem. Wzrok Revana spotkał się z Kayą. Dyskretnie przekazał jej gestem ręki wiadomość. Czekał na rozwój wydarzeń.
 
Revan jest offline