Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2011, 12:17   #94
Akwus
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Kapitan Frank Kress

Nigdy chyba jeszcze umysł kapitana nie był tak bardzo rozdarty, nigdy jeszcze serce nie wskazywało mu tak odmiennej drogi niż rozum. Nigdy wcześniej na szalach wagi nie musiał kłaść jednocześnie przyjaźni oraz lojalności.
Rozkazy były jasne, szereg innych zobowiązań również, jedno w najmniejszym stopniu nie szło w tę samą stronę co drugie.

Z każdym uderzeniem serca pozostawało mu mniej czasu do namysłu, pętla zaciskała się coraz bardziej i koniec końców Kress wiedział, iż wybrać będzie musiał. ~ To nie robota dla Ciebie przyjacielu, służąc D`Arvill zatracasz swoje ideały. ~ Słowa Jean Pierra, które rycerz wypowiedział w dniu ich pożegnania wciąż chodziły mu po głowie. Było w nich tak wiele z prawdy, z którą jednocześnie musiał i nie chciał się pogodzić. ~ Zostaw to i jedź ze mną. Jesteś rycerzem do cholery, nie pachołkiem na posyłki. Co jeśli któregoś dnia Lord lub jego synalek postanowią wydać ci rozkaz, którego wykonanie będzie wymagało nie tylko nadstawienia życia, ale i czegoś więcej.
Zbył wtedy słowa rycerza sztucznym śmiechem zapewniając, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji. Teraz oddałby wiele by cofnąć się do tamtego dnia i zamiast spalić gotowe już wypowiedzenie służby, złożyć je tak jak planował i być teraz gdzieś na szlaku razem z Jean Pierrem nie musząc podejmować decyzji, która dobrze skończyć się nie mogła.

- Mości kapitanie, wieszajcie tego robaka, bo patrzeć na kanalię nie mogę! A słowo jeszcze powie jedno a wyrywać języki każę! Dość już tego!
Dopiero ostatnie zdanie Lorda wyrwało go ze stanu zamyślenia, w jednej chwili powróciły wszystkie rozkazy jakie wydał do tej pory jego suweren.
~... kapitanie Kress rozkazuję wam obwiesić Onego przybłędę … ~ Pierwsze z poleceń było najłatwiejsze. Jąkała był dla Kressa zupełnie obcym człowiekiem i dając znak zbrojnym do przerzucenia przez belę konopnego sznura Frank miał nadzieję, że zyska kolejne sekundy podczas których tak wiele mogło się jeszcze wydarzyć.

Silne ręce trójkowego z zamkowej załogi chwyciły Jeana, który starając się coś wydukać został zaciągnięty pod sznur. Kress dał jednak znać dłonią, by samą egzekucję wstrzymać jeszcze nim nie załatwi spraw pozostałych. Paź ostał się więc stojąc na spękanej beczce z pętlą równo zaciśniętą wokół szyi.

~ … Powieście również mości Tupika... ~ Wykonanie tego polecenia miało przyjść już z jednak o wiele większym problemem. Niziołek, któremu Kress zawdzięczał właściwie swoją pozycję, choć dbający wiele o swoją prywatę i tak często irytujący kapitana słowotokiem, który umiał przekonać go w niemal każdej sytuacji, był jednak oddanym człowiekiem D`Arvill i skazanie go było w oczach Kressa fatalnym pozbywaniem się ważnych sojuszników.
- Potrzebujesz powtórzenia rozkazu Kapitanie? - Berengar nie zamierzał odwlekać czegokolwiek z powodu dylematów Kresa - Jeśli nie jesteś na siłach...
Kress gestem dłoni wstrzymał dalszy wywód kpiącego z niego Berengara. Ścisnął twarz i ruchem głowy wydał kolejne polecenie swoim ludziom. Dwóch wiernych żołnierzy pochwyciło niziołka i niczym worek ziemniaków zaniosło pod dębową belkę. Pętla przygotowana przez czeladź była spasowana specjalnie na Tupika, a kuchcik, który ją przygotowywał zacierał ręce z radości, iż mógł przyłożyć rękę do śmierci tego, który zawsze faworyzował w czeladnej jego konkurentów.

Ci którzy jeszcze przed chwilą obrzucali się wzajemnie oszczerstwami teraz stali na dwóch sąsiednich bekach, z bliźniaczymi powrozami wokół szyj, które starali się wyciągać ponad możliwość. Przed Kressem stał zaś największy dylemat. ~ Sierżant Kuno zasłużył na to wierną służbą, bym ściął go sam.
Skoro za wierną służbę nagrodą miało być ścięcie rodowym mieczem, to Frank mógł być niemal pewien swojego końca. Zgadzał się w pełni z tym, że Wittram postąpił niewłaściwie, że Kedgard powinien być wzięty żywcem, osądzony i stracony jeśli taka będzie wola lorda. Choć sam był szlachcicem nie przejmował się zupełnie podniesieniem ręki przez kogoś z innego stanu na równego sobie. W zajeździe stoczyli bitwę, bitwę, w której nie czas było na ocenianie pozycji poszczególnych jej uczestników. Gdyby Kuno zrobił to samo kilka minut wcześniej, gdy jeszcze toczyły się walki, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Fakt że zgładził osamotnionego już, rannego człowieka, który w żaden sposób nie mógł już im zagrodzić kuło jednak w honor.

Duży pniaczek stanął ciężko na dziedzińcu przytargany przez dwóch pachołków podczas gdy inny wręczał lordowi rodowe ostrze. Frank czuł, że sytuacja zaczyna wymakać mu się z rąk, że los towarzyszy za chwilę przesądzi się przelatując mu miedzy palcami.

~ Ciebie przyjacielu nie chcę więcej widzieć na mojej ziemi... ~ W jednej chwili myśli kapitana przyspieszyły tak bardzo, że kolejne sceny same zaczęły układać się w idealny plan. Bał się podnieść wzrok na otoczonego przez czterech ludzi Wittrama, który bardzo powoli postępował w stronę swojego końca. Skupienie się na Profesorze i pozostałych gościach mogło ponownie odwlec to co wydawało się nieuniknione a co więcej, dawało pewną nadzieję...
- Słyszeliście słowa lorda! Wynoście się, lub za pół pacierza każdy z was wyląduje w lochu!
Przez chwilę wśród sprowadzonych przez nich na dziedziniec zapanowało nerwowe poruszenie. Część chciała czym prędzej wydostać się z zamku nim padnie ofiarą wisielczego hobby lorda, część niezdolna do samodzielnego opuszczenia zamku modliła się cicho, by pozostali zabrali ich ze sobą zamiast porzucić w tym miejscu.
- Ty! - zwrócił się celując palcem w Profesora - Słyszałeś co Lord ma ci do powiedzenie, na co czekasz jeszcze, aż zmieni zdanie, odmieni swą łaskawość i każe obwiesić cię razem z innymi? Na ścięcie raczej bym nie liczył GRAFIE. Wyrzucić ich! - Ostatnie krzyknął już do zbrojnych, którzy poczęli otaczać zebranych kołem.
- Jesteś miłośnikiem karawan - powiedział zbliżając się do profesora - więc zabierzesz przy okazji wszystkich których tu zebrałeś. Każdy kogo pozostawisz będzie wtrącony do lochu i zapewne pozostanie tam do rychłej śmierci.
Kończąc ostatnie słowa był już o pół kroku od Heinricha - Potrzeba ci zachęty? - Pchnął zaskoczonego profesora tak, że ten aż oparł się o stojący za plecami wóz. - Pistolet. - Wyszeptał tak cicho że usłyszeć mógł to jedynie sam zainteresowany.

- Dość! - Jeszcze przed chwilą uśmiechający się do akcji Kressa Berengar znudził się widać oczekiwaniem na egzekucję, którą wystąpienie kapitana odwlekało w jego oczach niepotrzebnie. - Kończ to kapitanie!

Kress odsunął się tyłem od Profesora poprawiając pas i kiwając mu jedynie porozumiewawczo głową.

O ile do tej pory mogło wydawać się, że sprawy toczą się trochę zbyt szybko, tak teraz nabrały one jeszcze większego tempa. Dwaj zbrojni oparli nogi na beczkach które stanowiły podstawę życia Tupika oraz Jeana, dwóch innych przytrzymało coraz silniej wyrywającego się Kuno dociskając jego głowę do pniaczka. Zgrzyt wyciąganego ze zdobionej pochwy rodowego miecza zginął zaś zagłuszony przez okrzyki zbrojnych, którzy swoimi ostrzami coraz bardziej spychali gości w stronę zamkowych wrót. Kress wiedział, że na reakcję ma już tylko sekundy. Przyglądając się lordowi który zajmował właśnie miejsce po prawej stronie sierżanta wzniósł do góry dłoń by w odpowiednim momencie dać znać swoim ludziom rozkaz do wykopania beczek. W ogólnym zamieszaniu nikt nie zwrócił jednak uwagi, że kapitan pierwszy raz owy gest wykonuje lewą ręką, prawą zaciskając wokół schowanego za pasem przedmiotu...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 07-02-2011 o 12:32.
Akwus jest offline