Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2011, 21:40   #91
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupikowi na moment ugięły się nogi, nie na długo jednak, zbyt wiele razy ocierał się o śmierć by przy kolejnym wyroku bać się białogłowej damy... oswoił się już z jej widokiem, choć sam przed sobą zaklął, iż wciąż
wywoływała u niego miękkość nóg. Był przygotowany przynajmniej częściowo na taki obrót spraw. Spodziewał się ich odkąd Lord powrócił na zamek a przypominając sobie Malcolma palącego w kominku żołnierzyki
zrozumiał, że jabłko pada jednak niedaleko od jabłoni...

- Panie - Tupik ukłonił się jak zazwyczaj , nie umniejszając w niczym swej niemal aktorskiej wręcz lojalności. - Racz wytłumaczyć pokornemu słudze, że w sytuacji jaka na zamku zaistniała nie miał żadnego wyjścia, jak poczynić to co poczynił.
Ludzie Kedgara przeważyli w bitwie o miasto a ten nie wysłałby nikogo, ba , wręcz plądrował by sklepy wraz z innymi gdyby szlachectwa nie otrzymał. To miała być smycz na której Malcolm mógł go trzymać i na jej mocy jednym z najbogatszych
w okolicy ludzi kierować. W końcu nikt nie lubi szlachectwa tracić - a te wymaga choćby zbrojnego stawienia się na wezwanie. Może i źle pomyślałem, ale pewnie dlatego, żem nigdy szlachcicem nie był , jeno interesami się zajmowałem i mając z dwojga do wyboru - opróżnienie skarbca by Kedgara nająć, lub najęcie go za nadanie szlacheckie które miało go w ryzach trzymać, wybór był dla mnie oczywisty i nie kwestionowany przez syna twego Malcolma.

Z drugiej strony zamachowcy i spiskowcy na zamku , o co podejrzewałem nawet sir Zygfryda, goście tacy jak sir Richelieu jednym rozkazem mogli mnie skazać na śmierć, za krzywy uśmiech. Jak w tych okolicznościach miałem syna twego skutecznie chronić? Bojąc się, że za każdą akcję ktoś mnie powiesi lub wybatoży?


Tupik dał czas na przemyślenie Lordowi halflińskich posunięć, gotów przy braku jego aprobaty i nie cofnięciu rozkazu poprosić o rzecz ostateczną

- Jeśli zdania swego nie zmienisz, pozwól przynajmniej na mnie pierwszym wykonać wyrok, nie chcę patrzeć jak ginie zasłużony członek D'Arvill choćby tylko częściowo przeze mnie. Za wierną służbę i obronę życia Panicza Malcolma, zgodzisz się choć na to?
- zadał pytanie czekając na decyzję Lorda. Był przygotowany na każdą odpowiedź, ale na tej zgodzie zależało mu wyjątkowo.

Berenger długo ciężkim wzrokiem mierzył niziołka, w końcu skrzywił usta okryte gęstym wąsem. Przy odrobinie dobrej woli można było by wziąć to za uśmiech. Tyle, że panu na D'Arvill nikt by dziś dobrej woli nie zarzucił. - Mówisz pięknie i już z racji tego cię na zamek wziąłem. Jednak wszystko co mówisz malcze, potrafisz obrócić na sto sposobów. I obracasz tak długo, aż korzyści zyskasz. Jednak jedynie dla siebie, z czym godzić się mogłem tak długo, dopóki moim kosztem rzecz nie została uczyniona. Jednak podstępne rozdawnictwo ziem o które moi przodkowie walczyli krwią płacąc, któreś zdradliwie czynił na rzecz swego kumotra i kompana w interesach dziś ubitego, były owym nadto. Dziś twój spisek się nie powiódł a ja dość mam zdrad, intryg i knowań. Ale że mego pierworodnego ocaliłeś, tę jedną łaskę ci uczynię. By nie mówiono, żem prośbie idącego na śmierć odmówił. Mości kapitanie, powieście go pierwszego!

- Dziękuję wasza Lordowska mość - halfling ukłonił się z niemrawym uśmiechem satysfakcji, jedynie takiej która wynikała z w miarę udanego planu ochronnego sierżanta. Resztki zaś szacunku niestety w jednej chwili wyparowały.

- W takim razie pozwól więc, że przypomnę, że jako szlachcic oczekuję sądu , regentów, lordów i całą resztę niezbędną, gdzie praw swego życia będę mógł bronić. Sam przed chwilą wspomniałeś, że nadanie szlacheckie zostało na moją rzecz uczynione... - Halfling wytrzymał gromkie spojrzenie Lorda po czym kontynuował - bardziej już od jego ludzi. - Gdyby jednak ktoś postanowił wykonać uprzedni rozkaz o zabiciu mnie, to przypomnę na co został skazany wasz sierżant, dokładnie za to samo. Za zabicie szlachcica bez sądu. - Tupik po chwili znów wrócił wzrokiem do Lorda, wytrzymując jego spojrzenie - w końcu nie gorsze niż Harapa w sali tortur, która i halflingowi szykował.

- W ramach własnej łaskawości, za miejsce na zamku i pracę jaką mi Lordzie udostępniłeś, aby nie drażnić Ciebie swą obecnością i jak to ująłeś knowaniem, szacowny Lordzie gotów jestem wraz z profesorem Heinrichem , bez sądu na wygnanie się udać... W tenże sposób proponuję też potraktować sierżanta Kuno, łagodząc swój wyrok co by jego ścięcie nie stało się niemożliwym w świetle słów swych rzuconych, a przecie jako szlachcica, Lorda i pana tych ziem - ważnych i ważących o honorze... - Tupik skończył wywód, już i tak nie miał nic do stracenia prócz głowy... a tej gotów był bronić do końca. Jeszcze wszystkich kart nie zużył a i słowo honor zaakcentował z taką mocą i spojrzeniem , aby dać do zrozumienia, że w rękawie może mieć jeszcze kilka kart. Rzucił też krótkie spojrzenie w stronę pokojów panicza - na tyle długie jednak by Lord je wyłapał.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 06-02-2011 o 21:45.
Eliasz jest offline  
Stary 07-02-2011, 09:07   #92
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Jechał na wozie, gdzieś zanim koń, ktoś go prowadził. Tavesson spojrzał się w kierunku zwierzęcia. Widział jak patrzy się to zwierze na niego. On z rezygnacją pokiwał głową. popatrzył na szlachciankę uprzednio w zajeździe poznaną. Nieprzytomna, rozgorączkowana. Pomocy jej trzeba będzie - medykiem nie był ale to wiedział. Jeżeli jej nie pomogą w miarę szybko to i wtedy nie trzeba będzie jej pokoi i wart organizować. Siedział tak i myślał i przyglądał się ludziom. Nic z tego nie rozumiał, dlaczego pan tych ziem, którego to uratowali, chce teraz powywieszać połowę z bohaterów, a drugą połowę wygnać precz ze swych ziem? Czyż to nie oni im pomogli? Czyż to nie oni wyprowadzili lorda i pana tutejszych ziem z lochów du'Pondów i nie przyprowadzili go tutaj? A może kłamali i jakimiś podstępnymi sztuczkami do władzy doszli. Tak czy tak błędny rycerz postanowił czekać co stanie się dalej, ostatecznie on nie jest tutaj w nic zamieszany i raczej poza wygnaniem nic mu zrobić nie mogą.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 07-02-2011, 10:30   #93
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Słowa Tupika wyraźnie poruszyły Lorda Berengera. Każdy, czy znający go dłużej, czy też nie, wiedział że siedzący w siodle i spoglądający z wysokości na dziedziniec pan na D'Arvill tężeje. Że wybuch musi nastąpić, albo też z lic Lorda tryśnie każdą porą skóry krew. Służba w jednej chwili prysnęła na boki znajdując dla się na dziedzińcu ogrom zajęć. Na podobieństwo jej poszli co mniej doświadczeni woje. Lord zaś w końcu opanował się. Ale i tak ryknął gromkim głosem spoglądając wprost na Tupika.


- Nic z tego podstępna kanalio! Wiedziałem ja, że każde słowo na swą korzyść obrócisz! Jednak teraz niedoczekanie twoje. Nadanie Khedgara ogłoszono, potwierdzić je publicznie musiałem bo nie czas byl na spory. O twoim się jedynie tajemnie dowiedziałem. I nie zdążyłem cię chudopachołku wynieść do stanu wyższego. Mości kapitanie, wieszajcie tego robaka, bo patrzeć na kanalię nie mogę! A słowo jeszcze powie jedno a wyrywać języki każę! Dość już tego !

Berenger spojrzał wymownie na Kressa, który wiedział, że oto nadeszła pora, by i on wypowiedział się w sprawie. Wiele, całkiem wiele oczu spoglądało nań z nadzieją. I nie mniej z obawą.

O czym on doskonale wiedział.

Uczynić jednak mógł tylko jedno...

.
 
Bielon jest offline  
Stary 07-02-2011, 12:17   #94
 
Akwus's Avatar
 
Reputacja: 1 Akwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie cośAkwus ma w sobie coś
Kapitan Frank Kress

Nigdy chyba jeszcze umysł kapitana nie był tak bardzo rozdarty, nigdy jeszcze serce nie wskazywało mu tak odmiennej drogi niż rozum. Nigdy wcześniej na szalach wagi nie musiał kłaść jednocześnie przyjaźni oraz lojalności.
Rozkazy były jasne, szereg innych zobowiązań również, jedno w najmniejszym stopniu nie szło w tę samą stronę co drugie.

Z każdym uderzeniem serca pozostawało mu mniej czasu do namysłu, pętla zaciskała się coraz bardziej i koniec końców Kress wiedział, iż wybrać będzie musiał. ~ To nie robota dla Ciebie przyjacielu, służąc D`Arvill zatracasz swoje ideały. ~ Słowa Jean Pierra, które rycerz wypowiedział w dniu ich pożegnania wciąż chodziły mu po głowie. Było w nich tak wiele z prawdy, z którą jednocześnie musiał i nie chciał się pogodzić. ~ Zostaw to i jedź ze mną. Jesteś rycerzem do cholery, nie pachołkiem na posyłki. Co jeśli któregoś dnia Lord lub jego synalek postanowią wydać ci rozkaz, którego wykonanie będzie wymagało nie tylko nadstawienia życia, ale i czegoś więcej.
Zbył wtedy słowa rycerza sztucznym śmiechem zapewniając, że nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji. Teraz oddałby wiele by cofnąć się do tamtego dnia i zamiast spalić gotowe już wypowiedzenie służby, złożyć je tak jak planował i być teraz gdzieś na szlaku razem z Jean Pierrem nie musząc podejmować decyzji, która dobrze skończyć się nie mogła.

- Mości kapitanie, wieszajcie tego robaka, bo patrzeć na kanalię nie mogę! A słowo jeszcze powie jedno a wyrywać języki każę! Dość już tego!
Dopiero ostatnie zdanie Lorda wyrwało go ze stanu zamyślenia, w jednej chwili powróciły wszystkie rozkazy jakie wydał do tej pory jego suweren.
~... kapitanie Kress rozkazuję wam obwiesić Onego przybłędę … ~ Pierwsze z poleceń było najłatwiejsze. Jąkała był dla Kressa zupełnie obcym człowiekiem i dając znak zbrojnym do przerzucenia przez belę konopnego sznura Frank miał nadzieję, że zyska kolejne sekundy podczas których tak wiele mogło się jeszcze wydarzyć.

Silne ręce trójkowego z zamkowej załogi chwyciły Jeana, który starając się coś wydukać został zaciągnięty pod sznur. Kress dał jednak znać dłonią, by samą egzekucję wstrzymać jeszcze nim nie załatwi spraw pozostałych. Paź ostał się więc stojąc na spękanej beczce z pętlą równo zaciśniętą wokół szyi.

~ … Powieście również mości Tupika... ~ Wykonanie tego polecenia miało przyjść już z jednak o wiele większym problemem. Niziołek, któremu Kress zawdzięczał właściwie swoją pozycję, choć dbający wiele o swoją prywatę i tak często irytujący kapitana słowotokiem, który umiał przekonać go w niemal każdej sytuacji, był jednak oddanym człowiekiem D`Arvill i skazanie go było w oczach Kressa fatalnym pozbywaniem się ważnych sojuszników.
- Potrzebujesz powtórzenia rozkazu Kapitanie? - Berengar nie zamierzał odwlekać czegokolwiek z powodu dylematów Kresa - Jeśli nie jesteś na siłach...
Kress gestem dłoni wstrzymał dalszy wywód kpiącego z niego Berengara. Ścisnął twarz i ruchem głowy wydał kolejne polecenie swoim ludziom. Dwóch wiernych żołnierzy pochwyciło niziołka i niczym worek ziemniaków zaniosło pod dębową belkę. Pętla przygotowana przez czeladź była spasowana specjalnie na Tupika, a kuchcik, który ją przygotowywał zacierał ręce z radości, iż mógł przyłożyć rękę do śmierci tego, który zawsze faworyzował w czeladnej jego konkurentów.

Ci którzy jeszcze przed chwilą obrzucali się wzajemnie oszczerstwami teraz stali na dwóch sąsiednich bekach, z bliźniaczymi powrozami wokół szyj, które starali się wyciągać ponad możliwość. Przed Kressem stał zaś największy dylemat. ~ Sierżant Kuno zasłużył na to wierną służbą, bym ściął go sam.
Skoro za wierną służbę nagrodą miało być ścięcie rodowym mieczem, to Frank mógł być niemal pewien swojego końca. Zgadzał się w pełni z tym, że Wittram postąpił niewłaściwie, że Kedgard powinien być wzięty żywcem, osądzony i stracony jeśli taka będzie wola lorda. Choć sam był szlachcicem nie przejmował się zupełnie podniesieniem ręki przez kogoś z innego stanu na równego sobie. W zajeździe stoczyli bitwę, bitwę, w której nie czas było na ocenianie pozycji poszczególnych jej uczestników. Gdyby Kuno zrobił to samo kilka minut wcześniej, gdy jeszcze toczyły się walki, sprawa wyglądałaby zupełnie inaczej. Fakt że zgładził osamotnionego już, rannego człowieka, który w żaden sposób nie mógł już im zagrodzić kuło jednak w honor.

Duży pniaczek stanął ciężko na dziedzińcu przytargany przez dwóch pachołków podczas gdy inny wręczał lordowi rodowe ostrze. Frank czuł, że sytuacja zaczyna wymakać mu się z rąk, że los towarzyszy za chwilę przesądzi się przelatując mu miedzy palcami.

~ Ciebie przyjacielu nie chcę więcej widzieć na mojej ziemi... ~ W jednej chwili myśli kapitana przyspieszyły tak bardzo, że kolejne sceny same zaczęły układać się w idealny plan. Bał się podnieść wzrok na otoczonego przez czterech ludzi Wittrama, który bardzo powoli postępował w stronę swojego końca. Skupienie się na Profesorze i pozostałych gościach mogło ponownie odwlec to co wydawało się nieuniknione a co więcej, dawało pewną nadzieję...
- Słyszeliście słowa lorda! Wynoście się, lub za pół pacierza każdy z was wyląduje w lochu!
Przez chwilę wśród sprowadzonych przez nich na dziedziniec zapanowało nerwowe poruszenie. Część chciała czym prędzej wydostać się z zamku nim padnie ofiarą wisielczego hobby lorda, część niezdolna do samodzielnego opuszczenia zamku modliła się cicho, by pozostali zabrali ich ze sobą zamiast porzucić w tym miejscu.
- Ty! - zwrócił się celując palcem w Profesora - Słyszałeś co Lord ma ci do powiedzenie, na co czekasz jeszcze, aż zmieni zdanie, odmieni swą łaskawość i każe obwiesić cię razem z innymi? Na ścięcie raczej bym nie liczył GRAFIE. Wyrzucić ich! - Ostatnie krzyknął już do zbrojnych, którzy poczęli otaczać zebranych kołem.
- Jesteś miłośnikiem karawan - powiedział zbliżając się do profesora - więc zabierzesz przy okazji wszystkich których tu zebrałeś. Każdy kogo pozostawisz będzie wtrącony do lochu i zapewne pozostanie tam do rychłej śmierci.
Kończąc ostatnie słowa był już o pół kroku od Heinricha - Potrzeba ci zachęty? - Pchnął zaskoczonego profesora tak, że ten aż oparł się o stojący za plecami wóz. - Pistolet. - Wyszeptał tak cicho że usłyszeć mógł to jedynie sam zainteresowany.

- Dość! - Jeszcze przed chwilą uśmiechający się do akcji Kressa Berengar znudził się widać oczekiwaniem na egzekucję, którą wystąpienie kapitana odwlekało w jego oczach niepotrzebnie. - Kończ to kapitanie!

Kress odsunął się tyłem od Profesora poprawiając pas i kiwając mu jedynie porozumiewawczo głową.

O ile do tej pory mogło wydawać się, że sprawy toczą się trochę zbyt szybko, tak teraz nabrały one jeszcze większego tempa. Dwaj zbrojni oparli nogi na beczkach które stanowiły podstawę życia Tupika oraz Jeana, dwóch innych przytrzymało coraz silniej wyrywającego się Kuno dociskając jego głowę do pniaczka. Zgrzyt wyciąganego ze zdobionej pochwy rodowego miecza zginął zaś zagłuszony przez okrzyki zbrojnych, którzy swoimi ostrzami coraz bardziej spychali gości w stronę zamkowych wrót. Kress wiedział, że na reakcję ma już tylko sekundy. Przyglądając się lordowi który zajmował właśnie miejsce po prawej stronie sierżanta wzniósł do góry dłoń by w odpowiednim momencie dać znać swoim ludziom rozkaz do wykopania beczek. W ogólnym zamieszaniu nikt nie zwrócił jednak uwagi, że kapitan pierwszy raz owy gest wykonuje lewą ręką, prawą zaciskając wokół schowanego za pasem przedmiotu...
 

Ostatnio edytowane przez Akwus : 07-02-2011 o 12:32.
Akwus jest offline  
Stary 07-02-2011, 14:34   #95
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Zdziwienie Wolfborga rosło... i rosło.... i rosło.... końca nie było widać. Berenger oszalał innego wyjścia nie było. Zdurniał do reszty.... Każdego jego posunięcie było szalone. O ile wieszanie pazia by jeszcze uszło... O tyle upieranie się przy egzekucji Kuna gdy można było go wykorzystać w walce przeciw Dupontom było głupie. A wieszanie wiernego niziołka było szczytem, który przewyższało jedynie odebranie nadanej Profesorowi ziemi. W zasadzie bez powodu lekko Berenger pozbył masy żołnierzy... Bowiem większość karawany to byli właśnie ludzie którzy walką zarabiali na życie i to zapewniło im przetrwanie walk z orkami. Pozostali też walczyć potrafili ale walczyć w wojnie by nie zamierzali... Jedynie w obronie swojego życia i ziemi której teraz nie będzie.... Profesor i jego ludzie znajdą jednak kogoś kto im to zapewni. Takich jak on ktoś z pewnością przyjmie z otwartymi rękami.

Mógłby odejść. Pojechać do swoich odegrać się na Berengerze za zrobienie z niego durnia. Ale skazał by na śmierć biednego Pazia którego choć mało znał wiedział że dobry z niego chłop. Kuna który zrobił to co zrobić trzeba było, a za to mu teraz mieczem odpłacano. I Tupika najstarszego druga Profesora małego niziołka. Który potrafił bym miłym i ciepłym ale i bezwzględnym gdy trzeba było. Tego zdzierżyć nie mógł.... Zawiodłem Klausa w lesie wróciłem za późno... Zawiodłem Jerome,Gustava, Borna.... Niedawno Juriego i jego brata. Za każdym razem oddawano za mnie życie. Teraz czas na mnie...

Kress zaskoczył go wyjął dyskretnie jeden z trzech pistoletów Profesora i sprytnie go ukrył. Heinrich był pewien że słowa które Kress wypowiada są prawdą. Że kapitan jest ślepy... wierny do końca choćby mu kazali niewinnych zabijać. Teraz okazało się że być może tych niewinnych jest zbyt wielu na raz.... Ale pewnym go być nie można było. Na twarzy malowała się wyraźna walka.... Lojalność i sumienie... Wynik pewny nie był. A on Heinrich Wolfborg musiał być pewny...

Stary już jestem. Na każdego przyjdzie kiedyś kres. By nie powiedzieć po każdego przyjdzie Kress. Ale jeśli mam dać głowę to w doborowym towarzystwie. Był jedynym który mógł po prostu wyjść.

Wykorzystując okazję że Kapitan stoi do niego plecami, jednocześnie go zasłaniając... Dobył pistoletu. Stanął tak że za plecami w niewielkiej odległości miał wóz. Blisko siebie miał jedynie Berengera i Kressa. Reszta bowiem była zajęta trzymaniem niziołka, pazia wykonywaniem licznych poleceń. Byli kilka dobrych metrów od niego a ci dwaj maksymalnie dwa.

Celując w zaskoczonego Berengera powiedział:
-Byłeś mi przyjacielem. Wiernie chciałem stać u twego boku. Życie ci lata temu ocaliłem. Ale teraz przysięgam, choćby miał mnie przeszyć tuzin bełtów pójdziesz do diabła razem zemną. Będzie ci swojsko bowiem niewątpliwie diabeł cię opętał. Zawsze byłeś porywczy ale to mordy tu już przesada. Zatem twój ruch przyjacielu wybieraj. Jestem stary nikogo nie mam czas na mnie przyjdzie i tak niebawem. Ty zaś osierocisz syna i wszyscy tu zginiemy, a wiesz że sam sobie nie poradzi w życiu próbkę tego mieliśmy. Albo wszyscy odejdziemy albo każdy głowę tu da. Ja, Tupik, Jean, Kuno i ty razem z nami jako gwarant. Daje słowo estalijskiego szlachcica że puścimy cie jak będziemy bezpieczni. Znasz mnie słowa dotrzymam. Wtedy będziesz mógł wywrzeć na nas zemstę... Ale uczciwie honorowo w boju. A nie podstępem pochwyconych tak jak teraz. A gdzie twój honor?- głos ani ręka Profesora nie drżały. Było pewne że pójdą do piachu obaj. Nikt nie wykonał żadnego ruchu każdy czekał na decyzję Berengera... Bowiem w jego rękach teraz było wszystko... Jedynie dwóch niedoszłych wisielców poczuło się jakby pewniej. Jeśli się nie uda zginą. Teraz jednak mogli się już ruszyć....

-Każ wszystkim rzucić broń.- zakończył.

Profesor gotów był na śmierć za innych. Czekał i modlił się.....
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 07-02-2011 o 14:44.
Icarius jest offline  
Stary 07-02-2011, 15:15   #96
 
Gniewny's Avatar
 
Reputacja: 1 Gniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodze
Sierżant Kuno Wittram

- Puść. – warknął do trzymającego go gwardzisty, jednego z tych, który przez miesiąc był dla niego jak syn, a sam Kuno dlań jak ostry, acz kochający ojciec. Ludzie, których przywiódł ze sobą Berenger, wszyscy, którzy ostali się na zamku, każdy jeden z nich przeszedł szkolenie pod czujnym okiem i ciężką ręką Wittrama.

Berenger na początku zdawał się zaskoczony, ale Kuno szedł w jego stronę pewnym krokiem, a gdy był już blisko klęknął i spojrzał Lordowi w oczy.
- Lordzie. – wypowiedział to jedno słowo i zamilknął, jakby ważąc swe kolejne słowa. Tak i było, w rzeczy samej.

- Szkoliłem twych ludzi i uczyłem ich tego, czego sam nauczyłem się przez wiele lat, gdy walczyłem ramię w ramię z Kapitanem Kressem. Jeśli twym życzeniem jest wyruszyć na wojnę, wiedz, że Hufiec D’Arvill pójdzie za Tobą na koniec świata i nie będą lękać się śmierci. To dobrzy żołnierze.

- Jednak nim opuścisz swój miecz... Wiedz, że nie czuję ni skruchy, ni żalu, po tym co uczyniłem. Zrobiłem to, co trzeba było zrobić. Rzekłeś i rację masz, że zginął szlachcic. Jednakże... Ja nie zabiłem osoby szlachetnej. Ukręciłem łeb zdradzieckiej żmiji. Człekowi, niegodnemu by stąpać po tej ziemi, po twej ziemi, który zdradziłby Cię, prędzej czy później, gdy tylko nadażyła by się okazja. Mordercy i szumowinie.

Kuno znów zamilkł, tylko na kilka sekund, po czym opuścił wzrok i kontynuował.

- Służyłem Ci Panie wiernie, choć nie byłem zobowiązany do tego słowem. Wierność przysięgać miałem z twymi ludźmi dnia jutrzejszego. Lecz jeśli mam umierać z twej ręki. Uczynię to jako twój wasal.

- Ja, Kuno Wittram, ślubuję Ci wierność Panie. Przysięgam, iż po kres mego żywota będę miał na sercu dobro D’Arvill.

- Lordzie Berengerze... – spojrzał w oczy swego Pana.

- Unieś ten cholerny miecz.
 
Gniewny jest offline  
Stary 07-02-2011, 15:21   #97
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Halflig był zdumiony, niemal łzy pociekły mu po twarzy ze wzruszenia gdy Profesor postawił się w jego obronie, ryzykując wszystko. Tupik musiał przed sobą przyznać, że źle ocenił Heinricha, najwyraźniej zapominając o jego szlacheckim rodowodzie i honorze. Rzeczach które liczyły się bardziej od życia... przynajmniej dla niektórych. Tupik chciał płakać, ale zacisnął zęby wstrzymując łzy na później...wiedział, że jeszcze mu się przydadzą, aby nadać przemowie która szykował dramatyczny gest.

Kiedy wchodził do nory Harapa i widział człeka z głową zanurzoną w worku z tłuczonym szkłem, wiedział już, że większość tortur będzie mu niestraszna... Gdyby miał żyć z wyrwanym językiem , pewnie zrobiłby wiele, by tego uniknąć, ale skoro miał umrzeć tak czy inaczej, nie zamierzał milknąc - jak gdyby już go nie miał.

- Byłem Ci wierny Berengerze aż do śmierci, osłoniłem własnym ciałem twego syna i gotów byłem... wciąż jestem, życie oddać w służbie D’Arvillów. Jednak człowiek z zewnątrz, światowy profesor ma więcej racji niż my wszyscy wierni do śmierci, którzy chyba zbyt długo z lordem przebywaliśmy. Pewne rzeczy lepiej widać z zewnątrz, przez osoby którym wierność i lojalność oczu na zdradę jeszcze nie przesłoniła... Bo jak inaczej nazwać to co czynisz... lordzie? Zdradą własnych ludzi, nie inaczej. Szkoda, że cię nie było kiedy miasto płonęło a w zamku bunt szalał, może wówczas sam składałbyś nadania i cały skarbiec wydał, aby tylko śmierć od siebie odsunąć. Nie było Cię tu, nie było Cię gdy Twój syn objął zgodnie z prawem rządy i wszystko co uczynił jest w mocy prawa. Także moje nadanie, nawet jeśli wszem i wobec jeszcze nie obwieszczone... choć właściwie sam je obwieściłeś, nie musiałeś zaś potwierdzać, bo Malcolm był na prawie gdy je składał.


Tupik zobaczył, że panicz Malcolm obserwuje cała scenerię z uchylonego okna, to ponownie dodało mu odwagi, szczególnie gdy wspomniał moment jak panicz poczuł żądzę władzy, na tym pozostało mu się oprzeć, choć pomysł, że Malcolm przeciwstawi się ojcu był szalony... nie mniej jednak niż myśli halflinga który miał zostać powieszony.

- Jeśli moje nadanie za nic masz, wiedzcie - tu zwrócił się do ludzi, szczególnie tych najbliższych co to wyrok mieli wykonać. Nie wiedział, czy ma rację bo na prawie się nie znał, ale wiedział, że i zwykli człecy tez nie wiedzą... - że Sądy mogą się z opinią Lorda nie zgodzić. Malcolm był na prawie kiedy nadał mi szlachectwo i jako Lord żadnego potwierdzenia nie potrzebował. Berenger był w nie dyspozycji więc choćby nawet był na zamku ale rządzić nie mógł , każde słowo Lorda Malcolma było i jest wciąż na prawie. Co więcej, sam Lord wyciągnięty został z diabelskiej wieży i najwyraźniej pobyt tam źle wpłynął na stan jego umysłu. Oszalał
- ostatnie słowo niemal wykrzyczał, a łzy dopiero w tym momencie zaczęły mu spływać po poliku, jak gdyby sam z sobą walczył oskarżając Lorda. Po prawdzie nie mógł już dłużej wstrzymywać emocji, szczególnie tych wywołanych postawa profesora, którego nie raz podejrzewał o różne niecne czyny przeciw niemu. Kontynuował więc licząc, że …

- Wykonujecie więc rozkazy szalonego człeka, wbrew prawu, logice i zasadom lojalności jakim i ja i sierżant Kuno do końca dochował.

Z hardym spojrzeniem rzucił jeszcze na koniec, gotów zginąć wraz z profesorem, Jeanem, i Kuno ale przyprawę do bigosu tu urządzonego dodając. Dwa lata spokoju z sąsiadami w jednej chwili mogły pójść na marne, lub przypieczętować to co nie w smak było D’Arvillom. Tak czy inaczej Lord musiał popełnić błąd, który szpiedzy z pewnością rychło by donieśli...:

- Więc wszem i wobec określ jeszcze czy związek zawarty przez Lorda Malcolma też się liczy, czy wymaga twojego potwierdzenia?

Po chwili przypomniały mu się jeszcze inne sprawki, które wolał wykrzyczeć nim język miał stracić - a , że straci jeśli plan profesora nie wyjdzie, tego był pewny...

- A śmierć Lady Lucienne zabitej przez twego zausznika Otto, nie była czasem z twojego polecenia? Nawet słowem o śmierci sir Zygfryda nie wspomniałeś, której to Kedgar był winien... tak jakby wcale się on dla ciebie nie liczył, mimo, że jak ja syna twego uratował i nie zrobił nic co by mogło choć częściowo zarazić cie podejrzeniami...

Krople łez powoli użyźniały glebę przez zamkiem, tak niedawno jeszcze zroszonej krwią jego obrońców i zdrajców. Kto był kim w ówczesnej walce było jasne, obecnie każdy mógł nabrać wątpliwości kto był kim. Słowa halflinga były pełne żalu, gorzkich zarzutów, niemiłych lecz prawdziwych. Mylił się ten kto myślał, że Tupik umrze nie wykrzyczawszy swoich żalów i zarzutów, choć po prawdzie zaoszczędził wiele z tych które miał wobec panicza... po prawdzie, dlatego, że krańcem umysłu i woli wciąż na niego liczył...

- Dziękuję Ci Heinrichu , niezależnie od tego jak to się skończy, masz moją wdzięczność, którą przeniosę i w zaświaty jeśli Panienka pozwoli. - zakończył oczekując ruchu Lorda, którego szaleństwa był już właściwie pewien, czekał na straszny wyrok wyrwania języka, gdyż w porzucenie broni niespecjalnie wierzył... choć jak to zwykle bywało w piersiach halflińskich nadzieja umierała ostatnia.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 07-02-2011 o 15:29.
Eliasz jest offline  
Stary 07-02-2011, 16:07   #98
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
- Popopopopopopo-po... obwiesic? Panie, na koooo-oronę Gilesa, ale za co mnie wieeee-eszac chcecececie? - [/i]Jean stojąc na beczce wyglądał na iście przerażonego. Był tak zaskoczony rozkazem że dopiero sznur na karku przywrócił mu język w gębie.
- Ufam intuicji mego majordomusa. Co jak co, ale na łganiu i zdradzie zna się jak mało kto. Skoro mówi, żeś zdrajca, może mieć rację. Zatem, dla pewności. - lord był stanowczy.
- Sasasasasam pokazał przeee-ecie, że jego intencją jeeee-est ukryć swoje cieciemne sprawki, dopókim nananananana twoje polecenie Panie praaaa-awdy o zajściach w karczmie nie rzekł, nananananana zamek mnie wiózł jaaaa-ako swój "nabytek" a dopiero gdym prapraprawdę o jego kooooo-onszachtach z karczmarzem popopopopowiedział, zaczął mnie ooooo-od zdrajców obzywać.
Samiście papapapapapnie go ooooo krętactwa oskarżyli i na tej podstawie niewinnego człeka chcecececececie nanananaan sznur posyłać. Iiiiii to jeszcze gdym nanananananana Twoje wlaaaa-asne polecenie mówić począł?

- Panienka niewinnemu zawisnąć nie pozwoli. Jeśliś praw, pewnie cię uchroni. A teraz milcz już, bym i języka ci wyrwac nie kazał! - Berengar poczerwieniał na twarzy.
- Jaaaaa-am nie szlaszlaszlachcic by swe święte oczy Papapapapapanienka na mój zywot obraaaa-acała, na kogo innego obróci i czyczyczyny oceni, w jej imię Ciecieciecieciecie Panie zaaaa-atem proszę: zmiłuj się naaaa-aad mym żywotem i swooo-oim hohohohohonorem.
- Tedy niechaj ocenia. I milcz chamie, bym nie kazał z tobą katu porozmawiać!
Jean-Blaise obrócił oczy ku niebu zrezygnowany.
Tymczasem Szelma wciąż leżący na wozie skąd zabrali pazia na pieniek, patrzył na wszystko z zaciekawieniem. Stary kocur był nieruchawy lecz sytuacja wyglądała na dziwną. Rudy dwunóg dbający o żarcie dla niego i ciepły kąt do spania dyndał na sznurze choć jeszcze nie tak jak wielu dyndających na traktach, bo nogami w powietrzu nie fikał i krzyczał coś. Krzyczał też i drugi z dwunogów i zanosiło się na rozróbę. Szelma nie rozumiał niczego z tego co się dzieje, ale wspólnie spędzone lata wykształciły pewną więź solidarności z paziem. Kocur zmrużył zielone ślepia i wyciągnął pazury.

Czarny futrzany najeżony kłami i pazurami kształt wystrzelił z wozu ku Berengarowej twarzy. Choć kot nie był wielki, to niespodziewany skok na twarz miał być może szanse na to iż Berengar straci równowagę w siodle, kotu chodziło jednak nie o to a o manifestacje swej złości, co w sumie na jedno wychodziło.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 07-02-2011, 23:10   #99
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację


Powiadają, że są chwile, kiedy człekowi przed oczyma całe życie przeleci w jedną chwilę. Że widzi każdy moment, każde swe potknięcie, sukces, wybór. Widzi i wie, że mógł inaczej. Że wybierając to lub tamto ostatecznie skierował nici przeznaczenia do miejsca w którym właśnie się znalazł. Miejsca i chwili w której przed oczyma życie całe staje. Kiedy tak naprawdę pozostaje już liczyć tylko na cud. Na łut szczęścia, miłosierdzie Pańskie lub przewrotny los. Kiedy kolejny krok zdaje się być ostatnim. Kiedy serce wali w oszalałym rytmie a człek niczym dzikie zwierze szeroko rozszerzonymi z przerażenia oczyma spogląda dokoła wiedząc, że ratunek nie nadejdzie znikąd. Serce i jego rytm. Tak bardzo nieregularny, tak szalony. Pompująca krew w oszałamiającym tempie. Tylko po to, by dokonać ostatniego wysiłku, przed odpoczynkiem po kres świata.

- Thum! Thum! … Thum! Thum! …Thum! Thum!

Dźwięk, który rozsadza pierś i czaszkę. Dźwięk, który zmusza do ostatniego, desperackiego wysiłku. Dźwięk, który mobilizuje siły i wyznacza rytm życia. Dźwięk, który stojący na krawędzi życia człek wysłuchuje z nadzieją i pragnieniem. Pragnieniem wsłuchiwania się weń po wsze czasy.

- Thum! Thum! … Thum! Thum! …Thum! Thum!


***

Tupik stojący na pieńku wyglądać mógł groteskowo, wszak trzeba było popuszczać mu liny, lecz nikt przy zdrowych zmysłach nie zaśmiał by się w tej chwili z majordomusa D’Arvill. Nikt. Z drżącym z przerażenia paziem, który na dworze D’Arvill szukał swej szansy na dostatnią przyszłość nie było inaczej. Na co dzień wywoływał swoją gadaniną śmiech. Teraz jego drżący głos błagający nieubłaganego szlachcica o życie łamał się i przeciągał sylaby, a mimo to nie uśmiechnął się nikt. Nie na dziedzińcu. Uśmiechniętego oblicza panicza Malkolma nie widział nikt. Zbiegał bowiem po kilka stopni by zdążyć na ostatni akt sztuki. Na scenę o której opowiadać mieli potomni.

- Thum! Thum! … Thum! Thum! …Thum! Thum!

Kuno Wittram pamiętał ten dzień, kiedy wróżycha przepowiedziała mu taką właśnie chwilę. „Żyć synku będziesz po kres swych dni bowiem nie zginiesz inaczej, niźli ostrzem tępego miecza ubity”. To wojakowi takiemu jak on raczej nie miało prawa się zdarzyć. Mimo to wiedział klękając przed swoim suwerenem i panem, że miecz rodowy D’Arvill będzie tym, który położy kres jego żywotowi. Może dla tego wyzbył się resztek strachu. Może dla tego zdobył się na odwagę i w oczy swemu panu rzucił swe wyznanie. A później zażądał dla się śmierci. Wiedział, że lekką nie będzie.

- Thum! Thum! ……. Thum! Thum! …….Thum! Thum!

***

Serce spowolniało. Zamierając z przerażenia. Albo też oszczędzając siły na swój ostatni trzepot. Na tę chwilę, kiedy zmuszone będzie do desperackiej walki o przetrwanie. Do walki z góry skazanej na porażkę…

- Thum! Thum! ……… Thum! Thum! ………Thum! Thum!

***

Nikt w takiej chwili nie miał prawa zwracać uwagi na jakiegoś kota, który przysiadł na wozie opodal pieńka przy którym Kuno Wittram szykował się do swego ostatniego aktu posłuszeństwa względem rodu D’Arvill. Jedni spoglądali na majordomusa, który ze łzami cieknącymi po policzkach, rzucał ważkie słowa trafiające u nie jednego na podatny grunt. Na Jeana, który drżał na pieńku z pętlą na szyi niczym osika. Na dumnego Kuno, który dla wielu spośród nich był wzorem do naśladowania. Na Profesora, który położył na szali wszystko dobywając swoich pistoletów. Na Kapitana, którego wzniesiona ręka miała być wyznacznikiem kresu dni wiszących. I na Lorda Berengera, który stanął nad Kunem ze wzniesionym do ciosu mieczem swoich zasranych przodków. Na wszystkich, tylko nie na kota.

Kotu zupełnie to nie wadziło.

Zwierzak jednak był prawdziwym synem swoich przodków. Empatia, którą odziedziczył po swoich przodkach, pozwoliła mu na wyczucie napięcia. Na intuicyjne wyczucie źródła wszelkiego zła. I pewnie dalej lizał by zapamiętale dolną część swego podogonia, gdyby nie jakieś dziwne, intuicyjne poczucie. Zwierzęce i instynktowne.

I niezwykle dramatyczne w swoich następstwach…

***


- Thum! Thum! ……………… Thum! Thum! ……………..…Thum! Thum!


***

Czarny futrzany najeżony kłami i pazurami kształt wystrzelił z wozu ku Berengarowej twarzy. D’Arvill zauważył ruch kontem oka. Krzyknąć „Zdrada!” zdążył. Nie widział co leci. Dobyta ze zgrzytem broń zachwiała sztuczną ciszą, jaka zapadła na dziedzińcu po słowach Jeana. Kres mimo bolesnej rany barku, zareagował błyskawicznie. Szybciej jeszcze zareagował Profesor, który nie wahał się ni chwili. Miał swe drogocenne pistolety. Miał ich dwa. I miał Lorda Berengera. Swego druha, kompana i przyjaciela sprzed lat. Człeka, któremu ocalił życie i któremu dziś w tej właśnie chwili, postanowił dar swój odebrać. Strzelił. Był blisko. Był szybki…

Szybszy jednak był Wittram. Trudno było rzec, czy klęczący doń tyłem sierżant wyczuł intencje strzelca. Dość jednak było rzec, że powstał w chwili, kiedy miecz zaczął kreślić gwałtowny ruch w dół. Nie zdążył opaść, bo na dziedzińcu huknął strzał. A zaraz po nim drugi. Profesor chciał, musiał być pewien tego, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Krwawa plama wykwitła na plecach wstającego sierżanta posyłając go wprost pod nogi Lorda Berengera. Wprost pod opadający miecz. Jednak druga kula musiała dosięgnąć celu. I dosięgła by, gdyby nie kocur, który z impetem wpadł na Lorda. Sprawiając, że miecz opadł prosto na odsłonięty kark i łeb osuwającego się po pieńku Wittrama. Błękitna mgła wystrzału przesłoniła dziedziniec, lecz Heinrich dostrzegł słaniającego się Berengera. Plan wypalił!

I to dosłownie. Kapitan Kress, stojący na uboczu przez swój ranny bark był i tym razem spóźniony. Może zaś była to właśnie kwestia wyborów i uderzającego do głowy, szaleńczego rytmu serca? Tego nie dowiedział się już nikt później. Huk wystrzału od tych pierwszych dzieliły ledwie uderzenia serca.

Nic w perspektywie całego życia…

Wszystko, gdy kolejne uderzenie serca wyznacza jego kres…

- Thum! Thum! … Thum! Thum! …Thum! Thum!

Głowa Profesora eksplodowała w tej samej chwili w której spod nóg spętanych więźniów wykopano pieńki posyłając ich w opętańczy, szaleńczy tan. Tan, który jednak nie cieszył wzroku nikogo. Tan, któremu nikt tak na spokojnie nie mógł poświęcić uwagi. Naraz bowiem z piersi zdumionego, zaskoczonego nagłym bólem kapitana Franka Kressa wyrósł sztych miecza. A dziedziniec w jednej chwili podzielił się na tych, którzy byli za i na tych przeciw…

- Thum! Thum! Thum! Thum!Thum! Thum!

Zdławiony nagłym bólem Niziołek napiął kark mając świadomość, że tylko tak może przedłużyć swą agonię. Przedłużyć swoją szansę na życie. Że tylko to mu pozostało. Walczyć. Jak niegdyś Grzeczny, idący przez życie jak burza. Jak wielu innych dobrych ludzi z Rosenborgu. Jak…

- Thum! Thum! …… Thum! Thum! ……Thum! Thum!

Jean szukał wzrokiem ocalenia. Błagał o nie zdławionymi ustami żebrząc o litość. O oddech. O życie, które wyciekało zeń z każdym uderzeniem oszalałego w swym tanie serca. Przecież Panienka nie powinna pozwolić umierać mu w taki sposób. Przecież nie zasłużył na śmierć. Przecież…

- Thum! Thum! ……….. Thum! Thum! ………..Thum! Thum!

Oddech, który krwawą pianą sączył się z ust Lorda Berengera był ostatnim dźwiękiem, jaki oszalały syn D’Arvill wydał ze swej piersi. Zbiegający po stopniach schodów do swego ojca panicz Malkolm nie poświęcił jednak ojcu ni chwili uwagi. Nowy pan na D’Arvill gorejącym wzrokiem obrzucił dziedziniec, na którym kilku desperatów oddanych skazańcom próbowało przyjść im z pomocą korzystając z zamieszania. I w jednej chwili młodzieniec zrozumiał, że w końcu i on dostąpił łaski bycia wolnym. Zupełnie…

- Thum! Thum! ………………… Thum! Thum! …………………Thum! Thum!

Tupik biegnącego ku niemu, wiernego jak zwykle sługę Norberta, dostrzegł szarpiąc się w ostatnich podrygach desperackiej walki o dech w piersiach. Dostrzegł dzierżony przezeń w dłoni nóż. Wiedział, że wystarczy wszak jedno cięcie i znów piękny, cudowny, kolorowy świat stanie przed nim otworem. Że precz ciśnie służbę u D’Arvill. Nagrodzi po królewsku Norberta i podziękuje mu po ludzku. I będzie…

- Thum! Thum! ……………………….…… Thum! Thum! …………………………………Thum! Thum!

Cios pałki sięgnął nogi oddanego sługi, gdy był ledwie pięć kroków od belki na której podrygiwał w swoim ostatnim tańcu niziołek i paź. Trzasku pękającej kości, który mu towarzyszył ni Tupik ni Jean już nie słyszeli w ogólnym tumulcie i w huku, ogłuszającym huku tętniącej w żyłach krwi. Gasnącymi oczyma ujrzeli jeszcze jasność oślepiającą. Jasność, przy której wszystko inne traciło na znaczeniu. Nie wiedzieli jedynie, że tej nocy jasność ową na dziedzińcu D’Arvill ujrzało znacznie więcej osób…

- Thum! Thum! ……………………….…….……


YouTube - Hoist the Colours (Cover) Full Song with Music



================================================== ========

[Proszę Akwusa, Gniewnego, Icariusa, kseta i Leonceoura o zrozumienie i wybaczenie. Zginęli mimo tego, że pisali. Byli tacy, którzy mieli dołączyć do tej sesji. Byli i tacy co dołączyli, ale ostatnio coś nam skapcieli. Szkoda. Oszczędziłem ich, bo ich żywot dla jakości zakończenia był bez znaczenia.]

[ Wiem, że nie tak zupełnie miała przebiec ta sesja. Wiem również, że od czasów śmierci Księcia Blaise Storma i jego żony Izabel Storm nie napisałem równie podobającej mi się sceny finałowej. Wiem, że pominąłem wydarzenia w zajeździe, ale w kontekście przedwczesnego końca sesji uważam, że opisywanie ich było by zbędne. Dziękuję za grę i kończę tym samym Rycerskie Obyczaje II. Znacznie przedwcześnie. ]


.
 
Bielon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172