Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2011, 15:54   #16
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Gdy krasnolud usłyszał pytanie, skierowane do dziewczyny przez jegomościa z torbą, wybuchnął śmiechem. Jego komentarze co do zdolności myślenia poszczególnych osób, które zaangażowały się w pomoc napadniętemu kupcowi, były równie zabawne. Ale, ktoś mógłby poczuć się urażony, na przykład jakiś honorowy krasnolud... Skalfkrag zmierzył tylko mężczyznę wzrokiem i potem go już zupełnie ignorował.

Podróż przez las nie była niczym szczególnym. Jak to w nocy bywa, było ciemno. Ciemności były tym bardziej nieprzeniknione, że niebo zasnuwały chmury, a drzewa rosły gęsto i blisko drogi. Coś czaiło się w mroku, ale nie było to niczym szczególnym. Lasy, jak wiadomo są miejscem niebezpiecznym z samej swojej definicji. Szczególnie lasy Imperium cieszą się złą sławą jako siedlisko mutantów, zwierzoludzi, żadnych krwi kultystów i elfów. Tych ostatnich jest nieco mniej niż przedstawicieli pozostałych grup, ale są równie niebezpieczni. Wie o tym każdy, a w szczególności przedstawiciele brodatej rasy.

Gdy dotarli na miejsce napadu, krasnolud przystąpił do oględzin, zupełnie nie zwracając uwagi na działania pozostałych. Pierwsze co mu nie pasowało to krew. Było jej tyle co w rzeźni, stąpał wręcz w krwawym błocie, które oblepiało mu buty. Głowy, które zabrał po chwili jeden z jego towarzyszy, też się nie podobały krasnoludowi. Nie dlatego, że nie gustował w zwierzętach, ale to były zwyczajne kozie głowy, a nie łby zwierzoludzi. To cuchnęło mistyfikacją na milę... Naszpikowane strzałami ciało było kolejną rzeczą na jaką zwrócił uwagę. Zwierzoludzie nie używali broni strzeleckiej, to było pewne. A więc może gobliny? Wyrwał jedną z szyp i przyglądnął się jej. Goblińskie pociski tak nie wyglądały. Była to zwyczajna strzała, o stalowym, kutym grocie. Takie można było kupić w każdym miasteczku.

Zastanowił się, łącząc fakty w całość. Patrząc logicznie, to kupca zaatakowało stado zmutowanych chaotycznych kóz, o niewidocznych ciałach. Do tego uzbrojone były one w łuki i miały strasznie dużo krwi. Skalfkrag ryknął śmiechem, co za brednie!

Podszedł do bladego, przerażonego kupca, który stał na skraju drogi w towarzystwie kilku chłopów z pochodniami. Inni najemnicy rozeszli się po krzakach.
- Więc twierdzicie, że nic nie widzieliście? - zapytał kupca.
- Usłyszałem jeno świst strzał, ktoś krzyknął, konie się spłoszyły i wywróciły wóz. Ostatnie co pamiętam, to jak leciałem na ziemię. Pierwszą rzeczą po przebudzeniu był widok krwi, kozich głów i martwych ciał. Uciekałem jakby mnie sam Khorne gonił - odparł kupiec.
- A ta wasza córuchna, to ile wiosen sobie liczy? - W głowie khazada pojawiło się pewne podejrzenie. W Tilei spotkał się z takim przypadkiem. Ba, tam takie sprawy były na porządku dziennym.
- Moje dziecko kochane, toż to jeszcze podlotka, ledwie dziewiętnaście wiosen skończyła. Jechaliśmy do Altdorfu, żeby tam w świątyni Sigmara służbę podjęła. Bo my ludzie wierzący i religijni .
- Tak... - krasnolud popatrzył spode łba. - To pewnie już jakichś pretendente ma, co? A ładna? - Skalfkrag wykonał rękami gest imitujący obfite piersi i biodra.
- Jak śmiecie krasnoludzie obrażać moją Juliettę! - Kupiec pokraśniał ze złości, jednak po chwili ochłonął. - Ano kręcili się, kręcili. Ale to chłystki same, młokosy z mlekiem pod nosem. Ona przeznaczona jest na służby świątynne, jej nie w głowie teraz mężczyźni.
- Tak jeno pytam, bo mi tu coś śmierdzi. To z pewnością nie byli zwierzoludzie, jak twierdziliście. Ktoś to wszystko, tą całą jatkę, upozorował. - Krasnolud podrapał się wymownie po nosie. - I ona tak z własnej woli do tej świątyni szła?
- Z bożej woli szła, z bożej. Ja jeno kupcem jestem, nie znam się na wojaczce. Mówię szczerze com widział i słyszał. Ja... Ja się nawet w tym miejscu przebywać boję... - dodał zawstydzony. - Uratujcie tylko moje dziecko.
- Naturalnie, skoro tyle płacicie to możecie wymagać. Ale czy nie dziwne jest, że zaginęła tylko dzieweczka, a wszystko inne zostało. - Powiódł ręką wokoło, wskazując na wóz i rozrzucone pakunki. - Nie macie może jakichś wrogów?
- Wrogów! Ha! Połowa kupców z Bohenhafen chciałaby mnie wygryźć z interesu, ale do pięt mi nie dorastają. Przez lata pracy wzbogaciłem się bardzo i wiele osób łypie łasym okiem na mój majątek. Twierdzicie krasnoludzie, że to mogło być porwanie dla okupu?
- Nic nie sugeruję - Skalfkrag pogładził brodę. - Poza tym, że nie byli to zwierzoludzie ani zielona hołota, tylko banda oprychów, która upozorowała to wszystko. A tacy mogli dziewkę porwać dla okupu, albo w innych celach, sami wiecie jak jest... Młoda, świeżutka...
- O nie! Moje biedne dziecko! Ratuj ją krasnoludzie, a nagroda Cię nie minie. Ręczę moim słowem, na Sigmara! - zaczął panikować kupiec.
- Spokojnie. - Najemnik poklepał kupca po ramieniu. - Damy radę.

- Hej, ludziska! - ryknął gdy odwrócił się od kupca. - Nie rozłazić się! Śladów szukać, butów nie kopyt! To jakieś zwyczajne oprychy. Dostaniemy tych figli di puttana, co córeczkę panu Ottonowi porwali!
 
xeper jest offline