Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2011, 18:00   #24
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca Blaithinn & Kerm


Spojrzała na przygotowane posłanie, zerknęła dyskretnie na śpiącego już Marcella i w końcu pokiwała głową.
- Tylko może trochę więcej liści przyniosę. - powiedziała ścinając te same, z których Tingis przygotował posłanie. - Tak będzie bardziej miękko. Tylko pamiętaj, co mówiłam o okazywaniu zainteresowania. - spojrzała krzywo na mężczyznę.
- W takim tłumie? - Tingis był rozbawiony. - Za kogo ty mnie uważasz...
Prawdę mówiąc w środku nocy, gdy wszyscy spali, świadków jako takich by nie było, ale mimo wszystko zawsze wolał więcej prywatności.
Zaśmiała się cicho.
- Niektórym taki daszek za prywatność by starczył, ale cieszę się, że Ty do nich się nie zaliczasz. - powiedziała z uśmiechem i ułożyła się na liściach przeciągając się lekko.
Jego urocza rozmówczyni była nie tylko kusicielsko pociągająca, ale i nieco przewrotna. Jeśli miała zamiar sprawdzic jego odporność na damskie wdzięki...
Dorzucił kilka gałązek do ognia. Kolejnych kilka kłębków dymu uniosło się do góry, płomyki łapczywie rzuciły się na nowe jedzenie, nieco rozjaśniając panującą dokoła ciemność.
Niewolnicy, a raczej byli niewolnicy, spali. Nawet Gunar dał spokój próbom rozbicia łańcuchów.
- Mam nadzieję - powiedział Tingis - że nie uciekniesz z krzykiem, gdy się przysunę bliżej. To posłanie, mimo licznych zalet, jest dość wąskie.
Z taką współlokatorką wąskość posłania była zaletą, ale o tym akurat nie chciał wspominać.
Leara widząc spojrzenie Tingisa, gdy się przeciągała, sklęła się w myślach. Pomyśleć, że po tym wszystkim, w dalszym ciągu zachowuje się, tak lekkomyślnie.
- Uciekać nie mam zamiaru, tylko pamiętaj by rączki trzymać przy sobie. - powiedziała z lekkim uśmiechem i pogładziła leżący tuż obok niej sztylet. - Choć jak pokazałeś na tratwie, umiesz się zachować, więc nie przewiduję problemów.
- Problemy mają to do siebie - powiedział Tingis żartobliwie - że się pojawiają zwykle wtedy, gdy sobie ich nie życzymy. Na tratwie spałaś przy mnie, przytulona, i nic się nie stało. Pamiętaj co mówiłem. Lubię z kobietami mile spędzać czas. A do mile - podkreślił słowo - potrzebne są dwie strony.
- Możesz więc spokojnie spać - dodał. - Co nie znaczy, że mi się nie podobasz - wyjaśnił ewentualne wątpliwości. - I nie preferuję chłopców - dorzucił szeptem, by rozwiać ewentualne wątpliwości.
Znów ten cichy śmiech.
- Nie twierdzę, że lubisz. I pamiętam co było na tratwie, dlatego mówię, że nie powinno być problemów. - powiedziała z uśmiechem. - To kładziesz się? - dodała po chwili klepiąc miejsce obok siebie.
- Jasne. - Tingis słowa wnet poparł czynem. - Możesz zamknąć śliczne oczęta i spokojnie spać. Przyda nam się troszkę odpoczynku po morskich przygodach.

***

Zasnęła nawet nie wiedząc kiedy. Ostatnią, rozpływającą się myślą było zastanowienie czemu w zasadzie nie przeszkadza jej bliskość Tingisa, umknęła ona jednak równie szybko jak jej świadomość.

Znajomy głos krzyczący z przerażeniem ocucił ją wyjątkowo szybko, w jej dłoni pojawił się chłodny sztylet uspokajając ją lekko. Wiedziała, że powinna rozpoznać właściciela głosu, ale na chwilę obecną jej uwagę zaabsorbowały zielone światełka. Pierwszym skojarzeniem były błędne ogniki, ale czy one występowały w dżunglach? Poza tym ogniki z całą pewnością nie biły w bębny. Czyli musieli wyśledzić ich tubylcy i to parający się magią. Te wszystkie myśli przeleciały przez głowę Leary niczym błyskawica. Chwilę później Marcello krzyknął, by uciekała. Szczerze powiedziawszy i tak nie miała zamiaru tu zostawać, ale bieg przez dżunglę w środku nocy groził połamaniem nóg. Rozejrzała się jeszcze lekko i oceniwszy, że światełka są zdecydowanie za blisko na kombinowanie zerwała się szybko i pobiegła w przeciwnym kierunku. Tuż za nią biegł Tingis który stracił chwilkę by zabrać brudno-szary fragment żagla, który przed chwilą służył im za posłanie. Parę metrów za nimi słychać było tupot pozostałych mężczyzn.

Uciekali ku morzu, co było o tyle łatwe, że musieli pamiętać tylko o tym, że trzeba schodzić w dół.
W lesie było ciemno jak u Kuszyty... pod koszulą. Gigantyczne liście uderzały po twarzy, pnącza próbowały przewrócić bądź zatrzymać, bose stopy co chwila coś miażdżyły. Dziewczyna wiedziała, że w taki sposób zbyt daleko nie pobiegnie. Zaczęła rozglądać się po bokach zastanawiając czy nie rzucić się gdzieś w krzaki i ukryć, przez co o mały włos się nie wywróciła. Podtrzymał ją Tingis i pociągnął dalej. Znowu szaleńczy bieg i nagle poczuła szarpnięcie w bok. Kompletnie zaskoczona poleciała z cichym okrzykiem prosto w paprocie, które zasłoniły ich przed nadbiegającą za nimi trójką. Przeturlali się przez nie i niespodziewanie wpadli prosto w jakiś wykrot. Nim Leara zdołała wysunąć z dołu głowę, by jakoś dać tamtym znać, już odbiegli. Zaklęła po zamorańsku i schowała się ponownie w chaszcze mając nadzieje, że przynajmniej i tubylcy ich nie zobaczą.
- Ciiii... - syknął Tingis prosto do ucha Leary.
Nagle poczuła na sobie jego rękę i już, już miała dać mu w zęby kiedy dotarło do niej, że przykrywa ją żaglową płachtą, mniej rzucającą się w oczy niż jej obrusowa szata.
- Dziękuję... - szepnęła okrywając się dokładniej. Martwiła się o Marcella, ale pozostawało mieć nadzieję, że szybko zorientują się co ona i Tingis zrobili i sami pójdą w ich ślady. Inaczej będą mieli spory problem z ponownym odnalezieniem się.

Skuleni, zachowując się ciszej niż mysz pod miotłą, starali się nawet nie oddychać, by jakimkolwiek szmerem nie ściągnąć sobie dzikich na kark.
Leara ściskała sztylet. Tingis trzymał rękojeść tulwara.
 
Blaithinn jest offline