Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2011, 22:35   #23
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Popołudnie – 13 Mitrul 1385

Miasto Nyth

-Doskonale! Cozart! Synu! - handlarz woła w chłopaka zajmującego się końmi przy wozie. Barczysty, muskularny, piegowaty chłopak spojrzał w stronę swojego ojca i uśmiechnął się. Był wysoki i na swój sposób poczciwy. Konie natomiast były równie potężnie zbudowane co ich pan, przypominały nieco konie pociągowe używane do przewożenia wagonów z rudą w kopalniach, ale były większe i miały dłuższą sierść.

Chłopak podszedł do ojca, ukłonił się w stronę grupy i uśmiechnął się.


- Jestem Cozart, miło mi was poznać. Gdzie mam się z wami zabrać?- przedstawił się.

-Nie daleko za miasta, kierunek będę ci wskazywała w trakcie drogi.- odpowiedziała Sybilla. Chłopak nieco krzywo spojrzał na nią.

-Wolałbym znać wcześniej nasz cel…- ojciec obdarzył go ostrym spojrzeniem -Ale czasy są ciężkie, więc nie będę wybrzydzał.- dodał szybko. Był bardziej umięśniony i wyrośnięty niż ojciec, ale najwidoczniej bardzo go szanował.

-Chcecie jechać już teraz na wozie, czy przez miasta na nogach przejdziecie?- ruszył w stronę wozu, usiadł na miejscu dla powoźnika i wydał komendę koniom. Kawałeczek zbliżył się do grupy i pociągnął za lejce hamując. - Kto ma ochotę niech wsiada! Przez miasto ciężko się będzie co prawda przebić dzisiejszymi czasy, ale jest to możliwe!- dodał szczerząc zęby.

I rzeczywiście, droga przez miasto nie była łatwa. Sybilla, Gaspare i Nadia siedziały na wozie, reszta szła obok. Gdzie niegdzie były zastoje co prawda, ale wystarczyło pociągnięcie za lejce, rżnięcie koni i przestraszeni ludzie i nieludzie automatycznie, instynktownie odsuwali się. Mimo to, droga była długa i powolna. I kiedy wreszcie udało się im wyjechać za bramy miasta… by natrafić na pola namiotowe, gdzie wędrowni kupcy i poszukiwacze przygód się urządzili z braku miejsca w mieście. Nyth było ostatnio naprawdę przeludnione.

Tutaj też nie było łatwo przejechać, choć nieporównywalnie lżej niż w mieście. W końcu droga była wolna. Reszta wsiadła na wóz, a Sybilla wskazywała Cozartowi drogę wprost do lasu.

Las Lethyr

Las Lethry ciągnął się daleko na północ, aż do Wielkiej Doliny, gdzie nieostrożni mogli paść ofiarą druidów, którzy bardzo znielubili obcych. Ta część lasu znajdowała się jednak na terenie Thesk i była w miarę bezpieczna. Oczywiście niewiadomo było co kryło się w głębi lasu, i był to niegdyś teren łowiecki Nytha, od którego miasto ma swoją nazwę, ale krańce lasu były w miarę bezpieczne.

Wóz ostrożnie wjechał w las, na szczęście drzewa były dość szeroko od siebie oddalone, gdyż nie było tu żadnej ścieżki po której wóz mógłby pojechać. Sybilla wskazywała kierunek, a Cozart coraz bardziej się krzywił.

Dalej nie pojedziemy, za gęsty las- oznajmił w końcu. Sybilla kiwnęła głową i zeszła z wozu, delikatnie opadając na ziemię.

-Dobrze, zatem ty poczekasz tutaj, a my ruszymy dalej- oznajmiła.

-Nie to żebym się bał, potrafię o siebie zadbać, ale sam? Te ostatnie wydarzenia raczej nie napawają optymizmem….- odparł.

- Jeśli ktoś ma ochotę to może zostać z tobą… - wzruszyła ramionami. –Ale nie martw się, nic ci tutaj nie grozi. Jestem wyrocznią, znam się na takich rzeczach – dodała z uśmiechem na co młodzieniec mimowolnie też się uśmiechnął, ale nie wyglądał na pocieszonego.

Konsternację przerwała Nadia, która z szeroko otwartymi oczami wskazywała na coś pomiędzy drzewami… coś bardzo dziwnego.

 
Qumi jest offline