Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2011, 01:11   #69
Sam_u_raju
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
post by Ariel, Gryf & Sam_u_raju

Jeśli słowa wampira wzbudziły w Cohenie jakieś emocje, najwyraźniej wziął sobie za punkt honoru ich nie okazać - jego twarz wciąż była tą samą pokerową maską, w której wszedł do lokalu.

Rafael odwrócił wolno wzrok od lustrowania twarzy Patricka na przedstawione mu przez Jacooba nowiny i przeniósł na swojego stwórcę.
- Czy jak Bó... jak Demiurg jeszcze był to ta wojna również trwała? Czy to pole walki nie ma końca? A co z Jezusem... to też jest mit? I tak JAcoobie chce się tam nauczyć wchodzić i wychodzić. Wiem, ze to możliwe szczególnie teraz..

- Jezus był Przbudzonym, a wszak wasza religia, ta dominiujaca mówi, ze każde z was jest synem bożym, nieprawdaż – młody ciałem wampir kiwnął na kelnera po drugi drink dla siebie. - Suszy mnie coś dzisiaj. Chyba po chińszczyźnie, którą się wczoraj raczyłem. A co do twojego pytania o wojnę. nie mam pojęcia jak było zawszze i nie obchodzi mnie to. Wojna jest i pewnie będzie. Leje się po pyskach na lewo i prawo. Tak to już jest.

- Nie będe z Toba dyskutował na temat religii.- machnał ręką były ksiadz - Wiekszośc i tak z tego co mnie uczono, iluzja wywróciła do góry nogami. Liczyłem na to, że skoro siedzi po prawicy Boga- Ojca to nam maluczkim chociaż pomoże. W takim bądź razie skazani jesteśmy na łaskę i niełaskę Aniołów Śmierci i Archontów?

- Na ich łaskę bym nie liczył, Rafi. Nie otrzymali jej od Demiurga wiec i sami raczej jej wam nie dadzą. Mówiąc wam, myślę - ludziom. A co do twoich wycieczek do Metropolis, Rafi, serdecznie ci je odradzam. Prawie każdy cię tam będzie chciał schrupać. Świeży Wydarty jest jak wisienka na torcie. Mimo że gówniana w smaku i mała, to każdy chce ją zeżreć. I chuj wie czemu.

- Słodki Jezu - szepnął Rafael z przyzwyczajenia - zatem jesteśmy tylko i wyłącznie po to by w jakiś tam sposób karmić tych po drugiej stronie kurtyny... Jak w jakimś cholernym Matriksie... - teraz po raz pierwszy łyknął z butelki - Dlaczego nie powyrzynali się na amen. Co trzyma apokalipse w ryzach? Brak Demiurga? Nikt go nie szuka? Kto rządzi z jednej i drugiej strony? Jeżeli nie jedna postać to może kilka? Nie ma dobra? To jest iluzja? Sami sobie tworzymy wartości czy to jest właśnie w nas ta iskra ?! - podniósł nieświadomie głos. Niebo właśnie zwaliło mu się na głowę

- Oj Rafi, Rafi - mruknał Jacoob kręcąc głową. - Czaisz wolniej niż moja babcia, bez jaj. Nie mozesz być aż tak ślepy. Czy praca w policji lub seminarium tak pierze umysł, że potrzebujesz odpowiedzi na wszystko. Nie wolisz poszukać jej sam? Prawda cię wyzwoli - zaśmiał sie z pewnym cieniem goryczy. - Pytasz mnie o to, czy ludzie są dobrzy czy źli. Powiem ci szczerze. Ja ich lubię. Szczególnie ich krew. Ale, w odróżnieniu do ciebie, ja nigdy nie byłem człowiekiem, wiesz. Więc nie wiem, co tak naprawdę czujecie czy myślicie. Taka smutna prawda. Co do tego kto tam rządzi? Po jakiego wała musisz to wiedzieć? Co ci to da. Rzucisz koktajlem mołotowa w wieżę ktoregoś z nich? No bez jaj, Rafi. Jesteś jak mały szczurek kryjący się w zakamarkach wielkiego domu i mówiący, jak tylko właścicel walnie w kimę, ja tutaj poszaleję. A jak mi podskoczy to go użrę w paluch. I efekt będzie taki, że właściciel wezwie deratyzatora i wyciągną cię z wygodnego domku za ogonek. I tyle. Ja zresztą też jestem niewiele większym zwierzakiem, chociaż pewnie groźniejszym. Jak kocur lub duży piesek. Ale i ja wiem, któremu zwierzęciu zleźć z oczu, jak zapędzi się do salonu. Hierarchia, Rafi. Hierachia, której próba zmiany kończy się zazwyczaj mocno … tragicznie.

Napił się drinka po tym przydługim monologu i spojrzał na słuchającego w ciszy Cohena.

- Ja też - powiedział prawie szeptem i po dłuższej chwili Alvaro - chce znać tą hierarchię. Mała rzeka może powalić mury, mały kamień w lawinie może zburzyć domy. Może i jestem myszą, kretem, czymkolwiek małym ale nie muszę się z tym godzić. Nie muszę. Choćby za cenę njstraszliwszą i jak mniemam nieodwracalną bez tych wszystkich czyśćców, raju, nieba i piekła. Wiedza pozwoli mi jednak na lepsze działanie. Jednak jak nie chcesz to nie mów. Twoja wola, nic myszy do kota jak sam zauważyłeś. Mam jedno pytanie Jacoob... osobiste i nie przeszkadza mi to, że siedzi tutaj Patrick. Chce by słyszał. Powiedz mi na tyle szczerze ile umiesz. Wyciagnałes mnie z tego paralizu bo... potrzebowałes mnie, bo miałes jakąs iskrę człowieczeństwa czy raczej kotek chce sie pobawic myszka?

Jacoob siorbnął głośno drinkiem.
- Widzę, ze lokal jednak cię nastroił na zwierzanki, Ale na macanki nie licz, dobra.Co do twojego uporu. Zrób dzisiaj eksperyment. Porwij dwulatka i wrzuć do rzeki z mostu. Jak dopłynie do brzegu, znaczy że da sobie radę. Jak nie dopłynie, a pewnie tak się stanie, to będzie dokładnie w tej samej sytuacji, w której ty teraz jesteś. Pierdoły o małych kamyczkach, rzeczkach i rusałkach zostaw dzieciakom w Iluzji. Bo to wszystko warte tyle, co kupa postawiona w krzakach. A co twojego osobistego pytania, Rafi. I zwierzanek przy koledze. Nie ma sprawy. Wybrałem ciebie z dwóch powodów. Po pierwsze, byłeś mi potrzebny, gdyż jako jedyny miałeś wiedzę na temat sprawy. Po drugie - twoi przodkowie mieli mój gatunek w drzewie genealogicznym. W twojej krwi znajdowała się skaza. Pierwiastek, który umożliwiał przemianę. Stąd pewnie twoja obsesyjna wiara w anioły. A krew jest duszą, czy jak to szło. Jednym słowem, byłeś wampirem nim się spotkaliście. lecz o tym nie wiedziałeś. Tyle w temacie. Więcej nie pytaj, bo się na ciebie obrażę. I nie jesteś dla mnie myszką. Tak zwykłem nazywać panienki, z którymi chodzę do łóżka.

Alvaro lustrował spojrzeniem Jacooba. Nie było mu do śmiechu choć odpowiadała jemu lekkosc słów wampira. Widać było, że chce coś jeszcze powiedziec zapytać...
- Ile masz jeszcze “dzieci”? Ile z nich poswieciłes dla dobra sprawy? - pytał spokojnie bez zadnych złosliwych spojrzen, czy agresywnego tonu głosu - Chce wiedziec na czym stoje Jacoobie. Kiedy mam sie schowac do nory gdyby udało sie nam choc troche wskazac kryjowke Astarotha..

Kroczył po cienkiej tafli lodu. Na własne życzenie. Obecna sytuacja zaczęła go przytłaczać z wolna.

- Nie wiem ile mam dzieci Rafi. Ile przetrwało czas, jaki żyję w iluzji. Ilu poświęciłem. Tylu ilu musiałem. I ani jednego więcej. Dałem ci drugie życie. Beze mnie leżałbyś myty gąbką przez wąsatą pielęgniarkę narzekającą na swoją pracę. Może co jakiś czas smyrła by cię po jajkach, kto wie. Żyjesz, chociaż na to nie liczyłeś. I stoisz na nogach, co chyba jest samo w sobie świetnym uczuciem, które As chciał ci zwyczajnie odebrać, no nie. Schowasz się, kiedy ci powiem, zginiesz - kiedy ci powiem, uciekniesz - kiedy ci powiem. Zrobisz to, co ja bym zrobił, gdyby poprosił mnie mój pan. Nie będziesz się wymądrzał, miał własnego zdania, lub myślał że wiesz lepiej. W samym śledztwie możesz robić co chcesz. To ty jesteś, byłeś, gliniarzem. Wiesz lepiej co robić. Ale jak już namierzycie jego nowy garniturek, to sprawę czyszczenia zostaw mnie. A jeśli będziesz chciał się w te czyszczenie włączyć, to na moich zasadach, bo nieposłuszeństwo lub wahanie może oznaczać jego tryumf. Ufasz mi albo nie. Nie ma drogi pomiędzy. Sam musisz zdecydować, Rafi. Sam. I, nim podejmiesz tą decyzję, pamiętaj jedno - nie mierz mnie ludzka miarą. Bo tak naprawdę wasza ludzka miara to tylko … iluzja. Nic tak naprawdę nie mierzy. Nawet długości wacka. Jak się nad tym zastanowić.

- Wszystko zrozumiałem jasno i wyraźnie Jacoobie - kolejna marionetka odchyliła się na krześle.

Cohen sprawiał wrażenie, jakby wyłączył się gdzieś w momencie opowieści Jakooba o Metropolis. Zdawał się pogrążony we własnych myślach, co jakiś czas, z grzeczności czy też odruchowo, przenosząc spojrzenie z jednego rozmówcy na drugiego. Cisza zastała go błądzącego wzrokiem gdzieś za oknem. Trwało dobrą minutę, zanim w końcu się odezwał.

– Co do garniturka i czyszczenia, proponuję nie dzielić skóry na nieupolowanym niedźwiedziu... lub innym zwierzątku, którego tożsamość dopiero poznamy. – Spojrzał na Jakooba i odstawił pustą butelkę na stolik. – Nie wykluczam jakiejś poważniejszej współpracy w miarę rozwoju wydarzeń. Mogę ci obiecać, że zrobię wszystko co będzie konieczne by skurwiel, który to zrobił, się znalazł i poniósł konsekwencje. Dosłownie wszystko. Od tego właśnie jesteśmy jak, z przeproszeniem, dupa od srania. Co do całej reszty: nie zwykłem i nie mam zamiaru wnikać w wasze spory rodzinne. To co mnie interesuje w tej chwili najbardziej, to czy obaj rozumiecie moje warunki uczestnictwa Szczurka w śledztwie i czy Kotek się na nie zgadza.

- Kotek się zgadza - uśmiechnął się Jacoob. - Już myślałem że Rafi pana zanudził na śmierć, tak blado pan wyglądał. Ten lokal chyba otworzył jego prawdziwą naturę - mrugnął figlarnie w stronę kelnera.

- Zatem dobrze, słodziaki, skoro wszystko jest jasne... posiedziałbym z wami w tym miłym lokalu choćby i do rana, ale mam jeszcze dziś sporo do zrobienia. Jakoob, jeśli masz coś, co może nam się przydać w śledztwie, w najlepszym interesie nas wszystkich będzie, jeśli się tym podzielisz. Z drugiej strony jeżeli coś pozostało niejasne, wydaje mi się że teraz jest najlepszy moment, żeby zapytać - nasze drogi mogą się rozejść na dłuższy czas.

- Bar “Na rozdrożach” – rzucił jakby od niechcenia Jacoob - Przebywa tam czasami pewien informator. Nazywa się Goergio. Czasami wie wiele rzeczy ale nie pomaga takim jak ja.

Patolog skinął głową.

- Dzięki. Pogadam z nim. - wstał i sięgnął po płaszcz - Miło było cię poznać. To było... dziwne, ale interesujące spotkanie. Chodź, “Rafi”, mamy mordercę do złapania.

- Acha Jakoob... - rzucił Silent kiedy zbierali się do wyjścia - mam dla ciebie wiadomość od kocicy de Sadea. Masz przestać. Astaroth jest ich. Przekazują tobie ostrzeżenie, ich zwierzyna, ich polowanie Nie będą tolerować kolejnego Red Hook i wtrącania się do sprawy

- To się jeszcze zobaczy – Jacoob uśmiechnął się drapieznie

Chwilę później byli już z Coehenm na zewnątrz zmagajac się z falami zimna. Alvaro upewnił się, że Jacoob ich opuścił a nikt inny ich nie śledzi. Mógł teraz porozmawiać z Patrickeim bez obecności Jacooba. Chciał podzielić się z nim swoimi odkryciami i kawałkiem papieru wciśnietym do kieszeni przez nieznana mu soobę nie tak dawno temu w metrze. Musiał z nim pogadać żeby nie zwariować. Potem, o ile Cohen nie bedzie miał in nych planów względem niego to spróbuje rozwiązać zagadkę szczura z kieszeni….a \le to jak już znajdzie się w mieszkaniu jakie obecnie wynajmował.

Koty i szczury

Niech Cie diabli porwą Jacoob….

Już dawno porwali
 
Sam_u_raju jest offline