Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2011, 15:46   #23
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Metamorfoza trwała. Dziąsła krwawiły wypełniając usta Lilith metalicznym posmakiem. Odkształcające się z ohydnym, mlaszczącym dźwiękiem rozciąganych mięśni i ścięgien kości, raziły mózg nieprzerwanym ciągiem impulsów przejmującego bólu. W dodatku to srebrzyste migotanie. Doprowadzało bestię do szału. - Nie! Nie teraz! - Poprzez purpurową mgłę wściekłości widziała wycofujących się ludzi i ich wymierzone w nią kusze.
- Zabije nas! Zabije nas bezmyślne bydlę - wściekała się w duchu na swoje drapieżne, chciwe krwi alter ego. Przyczyną połowy jej błędów życiowych z reguły bywało to, że odczuwała tam, gdzie powinna myśleć, a myślała tam, gdzie powinna odczuwać. Przypadek sprawiał, że dziś mogło się to zmienić, kończąc wszelkie przemyślenia, jak i odczuwanie. Definitywnie.

Błąd za błędem. Znów dała się podejść. Straciła czujność w najgorszym momencie jaki mogła sobie wybrać. Co jej pozostało? Uciekać? Walczyć o życie? Bestia rwała się naprzód i Lilith wciąż musiała trzymać ją mocno za pysk. Dość łatwo mogła wyobrazić sobie finał, gdyby jej się nie powiodło. Problem w tym, że tamta korzystała mniej więcej z tych samych obszarów mózgu. Lepiej żeby nikt z tamtych nigdy nie dowiedział się, jakie obrazy przekazywała siłą sugestii. W odwecie część ludzkiej osobowości Lilith, podrzuciła jej wizję własnego truchła potraktowanego jedną z zabawek Tilneya. Może właśnie to ją ocuciło. Chociaż gdyby nie amulet... Mieli szczęście. Ta chwila zwłoki ocaliła im karki. Po prostu mieli szczęście. Tylko czy Kocica mogła liczyć na podobne?

Posiedli całą jej broń, a części ekwipunku znajdującego się w torbie (o ile cokolwiek przetrzymało kontakt z kopytami monocerusów) nie zdążyłaby nawet wydobyć, nie mówiąc o użyciu go. W międzyczasie dostałaby przynajmniej kilkoma bełtami. Wystawiła się im jak kaczka do odstrzału. Została jej tylko garść trującego proszku, z którym sama też musiała obchodzić się bardzo ostrożnie i jedynie cień szansy na przeżycie. Zaskoczyło ją więc niebywale pewne i proste stwierdzenie szarookiego wojownika, podające w wątpliwość jej krwiożercze intencje. Jakoś jednak nie potrafiła dopatrzeć się szerszego poparcia owej hipotezy pośród jego towarzyszy. Miary goryczy dopełnił, raczej nieprzemyślany w jej zrozumieniu, przytyk blond-włosego młodziana, skierowany wyraźnie pod jej adresem. Jedyna Thyone zrozumiała jej uczucia. Można powiedzieć, iż bolesny grymas na jego twarzy po kopniaku wymierzonym ciężkim butem dziewczyny w pełni usatysfakcjonował Kocicę.

- Czyżbysz do nich należał? Nie sządżę! - chrapnęła nosowo w stronę barda. - Wyglądasz na takiego, co woli szpijacz szłodki miód. A szkoda... Prrawdżiwi mężczyżni nie jedżą miodu, prrrawdżiwi mężczyżni jedżą pszczoły - wysyczała.
- Skąd to znasz? - zainteresował się Aucassin, niezbyt zdeprymowany skierowanymi w jego stronę słowami.
- Że niby czo? – fuknęła ostro, odrobinę sfrustrowana niefrasobliwym zachowaniem gładkolicego młodzieńca.


Nawet nie wyglądał na specjalnie przestraszonego. Wlepiał w nią tylko roziskrzony wzrok, a grdyka prowokująco (Kocica wodziła za nią wzrokiem, jak zahipnotyzowana, od czasu do czasu mlaszcząc nerwowo) latała mu w górę i w dół, nie dając sobie rady z zasychającym z przejęcia gardłem. Nie była przekonana o co w tym tak naprawdę chodziło, ale miał w sobie coś z mentalności leminga. Uderzające podobieństwo.
Lubiła lemingi. Były kruchutkie i chrupiące w środku. I takie akuratne. W sam raz na jeden kęs. Czasem niemal same pakowały się w łapy. Znakomita przekąska. Szczególnie jeśli nadarzała się okazja, by przedtem nadziać je na ruszt i opalić futerko.
Wyszczerzyła się radośnie do ślicznego ludzia.
Nawet nie chodziło o to, że był młodziutki i apetyczny. Sęk tkwił w tym, że absolutnie nie potrafił rozsądnie skalkulować opłacalności pewnych słów i działań. Bogowie kochają głupców. Może dlatego jeszcze żył. Chociaż jeśli miałaby mu coś doradzić, to sugerowałaby, aby wypuszczając się w jakieś bardziej niebezpieczne miejsca, zwłaszcza na Pustkowia, zawsze podróżował z kimś smaczniejszym od siebie. Lub przynajmniej z kimś takim, jak Thyone, kto w odpowiednim momencie kopałby go w jakieś wrażliwe miejsce.

Aucassin wpatrywał się w were z jeszcze większym - choć wcześniej zdawać by się mogło, że to niemożliwe - przejęciem. Przechylił lekko głowę, jakby chciał przyjrzeć się were z nieco innej perspektywy.
- Nie... nikt w to nie uwierzy... - mówił do siebie.
- Mogłabyś się przez moment nie ruszać? - zwrócił się do were. - Dwie, trzy minutki...
Nie czekając na odpowiedź, i gniewną reakcję Thyone, wziął do ręki płaską, zawieszoną na pasie, torbę i rozłożył ją. - Dwie minutki... - powtórzył proszącym tonem.

- A czo? Muszicze lepiej wymierzycz? Taa... jaszne! A potem mnie szprzątniecze i po krzyku? - Przyczaiła się uginając lekko kolana, a wzrokiem szukając drogi ucieczki, która dałaby jej jakieś szanse przeżycia. Odwrót nie dawał szans wcale. Prowadził przez otwarty teren i wystawiał jej plecy na strzały. Poza tym mogła jedynie spróbować wspiąć się po pełnej załomów i półek ścianie skalnej i dostać się na szczyt, zanim któryś z kuszników skutecznie by ją z niej zdjął. Czuła, że wykonanie wyroku wsiało na cieniutkim włosku. Odroczenie wykonania go zapewniał jej chyba chwilowo, względny bezruch. Jakaś nadzieja przecież jednak istniała. Widzieli co się z nią dzieje, a jednak nie stracili panowania nad nerwami. Może i nie dopuszczali myśli, że zdoła im zaszkodzić zanim ją utłuką, ale jeśli zauważy choć cień zagrożenia, drogo sprzeda swoją pręgowaną skórę. Przynajmniej jednego zabierze z sobą przed Spowiednika.

- Nie bądź głupia! - Aucassin gestem o znanym na całym świecie znaczeniu popukał się w czoło. - Jak się będziesz ruszać, to kąt padania promieni słonecznych się zmieni.
Thyone parsknęła śmiechem, co spotkało się z rzuconym spode łba spojrzeniem barda.
- Aucassynie, daj spokój - wtrąciła się Fradia, mimo wtrącenia się do rozmowy nie spuszczająca were z oczu. - Widać ona nie chce mieć portretu. Musisz pogodzić się z tym, że nie każda kobieta zna twoją sławę. A może ona akurat nie ma ochoty na pozowanie.

- Pożowanie? Na cholerę czi to? - sapnęła, zdezorientowana irracjonalnym zachowaniem "leminga" i śmiechem dziewczyny. Wcale nie wpłynęło to na nią odprężająco, zważywszy na ilość ostrych, stalowych grotów czekających tylko na jeden znak, lub podejrzany ruch. Nawet Tilney, mimo wcześniejszych deklaracji nie wykazywał szczególnej chęci spuszczenia jej z celownika.

- Wszak zanim sobie pójdziesz, to chociaż cię narysuję... - Bard zdawał się być zaskoczony zaskoczeniem were. - A jak mam to zrobić, jak się będziesz stale kręcić?
Teraz nie tylko Thyone była rozbawiona. Również na twarzach Tilney'a i Waltera pojawiły się tłumione uśmieszki.

Już niczego nie rozumiała. Łatwiej byłoby się domyślić na podstawie zmarszczek na skorupce, co kombinuje orzech. Za to napięta atmosfera odrobinę straciła na gęstości. Może nie warto było się tak spinać? Może rzeczywiście przypadkiem trafiła na tak zwanych "dobrych ludzi"? Niewiele brakowało, a sama roześmiałaby się, rozbawiona tą myślą.

- Aucassin chce, jak mi się zdaje, namalować twój portret, gazte. - W słowach Mark'a również czaiło się rozbawienie wywołane zaistniałą sytuacją i przebiegiem dialogu.

- Żawsze to jakasz namiasztka trofeum sz polowania na żwierzołaka. - Jakkolwiek podejrzanie to mogło wyglądać, wyszczerzyła się szeroko do zebranych. - Czo żamierza, jeszli mogę wiedżecz, począcz sz tym arczydżełem? Żapreżentowacz publicznie w sztoliczy Imperium? Proszczej od raszu żdiącz szkórę sz were.

- Nie bywam w stolicy - odparł Aucassin, szkicując naprędce portret. - Byłbym tam przyjęty równie gorąco, jak ty. A to będzie do mojej prywatnej kolekcji. I może potem, kopia, do kroniki Mark'a.

- Jeszcze jaczysz chętni na przeczudnej urody obrażek? Przybracz jakąsz szczególną poszę, miszczu? - zapytała z przekąsem, opierając rękę na wdzięcznie wysuniętym w bok biodrze.

- Nie, dziękuję. - Bard uśmiechnął się czarująco. - Jesteś bardzo miła, że zechciałaś mi poświęcić trochę czasu. Z pewnością zachowam cię we wdzięcznej pamięci.


- Proszę bardżo. Nie poleczam szę na pszyszłoszcz. - Nie oszukujmy się. Specjalnego wyboru nie miała. - I czo dalej? - dodała po chwili milczenia. - Będżemy tak sztali do wieczora? Nie szczerpły wam palcze na szpustach? - Zainteresowała się życzliwie, rozprostowując się nieco obszerniejszym ruchem. Wciąż nie śmiała jednak odsunąć od piersi, zaciśniętego w dłoni medalionu. Strzeżonego Aure strzeże.

- No, to jest pewien problem. - Mark skinął głową. - Szkoda, że nie zechciałaś poczekać trochę z tą przemianą. Mamy twoją broń, a Tilney, na dodatek, ma pewne zobowiązania, które przy takim wyglądzie, jak w tej chwili trudno wypełnić. Gdyby nie to, to zaraz moglibyśmy iść każdy w swoją stronę.
- Nie możesz się tak przemienić... z powrotem? - spytał.

- Ż dwojga żłego, lepiej niech już tak żosztanie. - Aż wzdrygnęło nią, kiedy pomyślała o kolejnej przemianie. - Póki czo nikogo żagryżacz ni roższarpywacz nie żamierzam, a i szama wolałabym jeszcze pożycz. Dla wszysztkich nasz byłoby jednak beszpieczniej - powiedziała z całą powagą na jaką było ją stać - gdybyszmy szę tutaj roższtali. Besz uraży i żobowiążań.

- W takim razie, skoro, jak widać, nie potrzebujesz już opieki, zostawimy ci twoją broń i dolinkę do dyspozycji - powiedział Mark. - I nie będziemy ci się plątać pod nogami - dodał.
- Fradio, połóż na kocu rzeczy naszej przyjaciółki. Pożegnamy się bez czułych uścisków i od razu - odwrócił się w stronę Egerii - ruszymy poszukać tych twoich porywaczy. Z pewnością, tak jak my, nie uniknęli kłopotów, to nam zbyt wiele nie uciekli.
- Bywaj! - skinął głową w stronę were.

Poruszona przypadkowo usłyszaną informacją, Kocica utkwiła wzrok w twarzy Mark'a i zastrzygła uszami...
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 12-03-2011 o 08:53.
Lilith jest offline