Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2011, 18:35   #70
Suriel
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Coś musiało być w tej wodzie, albo w powietrzu. Albo w ogóle w tym miejscu. Jess długo walczyła ze zmęczeniem, głodem, chorobą i sennością. Gorączka trawiła ją od środka, słyszała dziwne dźwięki dochodzące do niej spośród ruin jakie ją otaczały. W końcu przegrała, oczy same się zamknęły wszystko przestało mieć znaczenie, zapadła w sen.

Dziwny i niezrozumiały. Szła jakimś tunelem z mnóstwem drzwi. Wszystkie były zamknięte. Poczuła wiatr na skórze. Drzwi na końcu korytarza się otworzyły i stanęła w nich jej siostra. Uśmiechała się do Jess, wyciągnęła rękę. W tym momencie drzwi się zatrzasnęły. Jess zaczęła biec. Drzwi oddalały się coraz bardziej. Krzyczała. Za sobą usłyszała zgrzyt zamka. Odwróciła się, w drzwiach za nią stał mężczyzna w ciemnym skórzanym płaszczu z biczem w ręku. To był mężczyzna, którego przesłuchiwała w Bostonie. Był młodszy, ale była pewna że to właśnie on. Jess zerwała się do ucieczki, szedł za nią. Był coraz bliżej. Czuła jego zgniły oddech na karku. Zarzucił jej bicz na szyję.

Jess się obudziła, coś ją dusiło. Chwyciła za łańcuch oplatający jej szyję. Poczuła szarpnięcie. Ktoś wlókł ją przez ruiny. Kamienie, gruz, wystające pręty raniły jej ciało. Poczuła przeszywający ból w nodze, kiedy pręt rozciął jej nogę. Nie to jednak było najgorsze. Jess się dusiła, brakowało jej powietrza, przed oczami zaczęły wirować jej ciemne plamy. Straciła przytomność.

Świadomość powróciła wraz z bólem. Leżała czymś przygnieciona. Na początku nie mogła się zorientować gdzie jest, co się z nią dzieje. Miała problem z otwarciem oczu. Były czymś zaklejone, najprawdopodobniej zaschniętą krwią. Jess musiała się uderzyć, kiedy wleczono ją po ruinach.
Leżała na jakimś wozie przygnieciona stertą nagich ludzkich ciał. Oblepionych krwią i ekskrementami. Jess także była naga, zniknęły jej wszystkie rzeczy. Chciała krzyczeć, ale głos uwiązł jej w gardle. Udało je się dojrzeć, że wóz ciągnięty jest przez dziwne istoty, pół ludzkie, pół zwierzęce przypominające Minotaury z legend. Wóz był eskortowany przez uzbrojone humanoidalne postaci z twarzami zasłoniętymi maskami z metalu, skóry i plastyku. Jess próbowała się poruszyć, wtedy z góry zaczęła lać się jakaś ciecz, zalewając jej usta. Musiała się odwrócić, żeby się nie utopić. Zaczęła wymiotować. Chwile potem straciła przytomność.


Kolejny przebłysk świadomości był jeszcze gorszy niż poprzedni. Jakby schodziła w coraz głębsze czeluści piekieł.
Wóz zatrzymał się przed ogromną konstrukcją. Jej wierzchołek znikał pośród zadymionego nieba, miał przynajmniej dwadzieścia pięter. I w całości wykonany był z ciał. Rzuconych jedno na drugie. Wiatr przynosił szaleńcze zawodzenie nieszczęśników, którzy posłużyli jako „budulec” do wzniesienia tej budowy.

Oprawcy eskortujący szarpnęli za dźwignie przy wozie. Ciała zaczęły się wysypywać jak śmieci na miejskim wysypisku. Bezwładne ciało Jess wypadło na ziemię wraz z innymi. Chciała się ruszyć, wydostać ale była przygnieciona innymi ciałami.
Do sterty natychmiast doskoczyli zamaskowani nadzorcy i zaczęli wyciągać ciała, które miały posłużyć jako budulec wieży. Jess poczuła, że jakieś ręce chwytają ją i wyciągają ze sterty.
Jej przeznaczeniem jednak nie okazała się wieża. Istota, która ją wyciągnęła zaczęła nagle przeraźliwie krzyczeć i gulgotać. Jess upadła na ziemię. Podszedł do nich inny nadzorca ubrany w wojskowy płaszcz. Jego twarz była śmiertelnie biała, a oczy płonęły czernią. Ich spojrzenia się spotkały, Jess poczuła strach większy niż kiedykolwiek w swoim życiu. Mężczyzna podszedł i kopnął ją trafiając w głowę. Kolejny raz straciła przytomność.


Tym razem powrót do rzeczywistości nie był już tak brutalny. Obudziła się w jakimś dziwnym pokoju, ściany przeżarte grzybem, wilgoć. Była sama, leżała ubrana w zgrzebną koszule która śmierdziała krwią, moczem i potem, ale dawała ciepło które tak bardzo było teraz jej potrzebne. Ktoś ją umył i przyniósł w to miejsce.
Za ścianą słyszała wrzaski bólu, przerażenia. Błagalne jęki o litość.
Nie wiedziała gdzie się znajduje i co może ja czekać. Czuła strach, ale też powoli popadała w stan rezygnacji, bardzo bliski apatii.

Po twarzy Jess zaczęły spływać łzy.
Nie wiedziała jak długo przebywała w tym pomieszczeniu. Czasami zapadała w krótkie drzemki, albo traciła przytomność.

W pewnej chwili drzwi do pokoju się otworzyły i stanęło w nich dwóch chyba ludzi. Obaj ubrani w czarne długie płaszcze, z twarzami zakrytymi maskami. Widoczne były tylko oczy. Przerażające, puste oczy.

- Zajmij się Ekstrakcją X-635 – usłyszała głos jednego z przybyłych. Prawdopodobnie on tu rządził. Stanął pod ścianą i z obojętnością przyglądał się swojemu pomocnikowi i Jess. Drugi z przybyłych trzymał w ręku dziwne urządzenie, odwrócił się w jej stronę.
Ich spojrzenia się spotkały. Jess przeszedł dziwny dreszcz. Jego oczy płonęły chęcią mordu. Próbowała się wcisnąć w jak najdalszy kąt pryczy. Szedł powoli w jej stronę.

-X-635 rozpocznij ekstrakcję – postać z tyłu chyba zaczęła się niecierpliwić.

Kolejne wydarzenia potoczyły się w przyspieszonym tempie. Napastnik odwrócił się, chwycił drugiego za ręce i fachowo przerzucił nim nad głową w stronę pryczy na której siedziała. Ciało przeleciało nad nią, uderzając z dużym impetem w ścianę. Bezwładnie opadło na pryczę. Jess zareagowała praktycznie nieświadomie. Ciało wyuczone w setkach godzin treningów zareagowało automatycznie. Zeskoczyła z pryczy, unikając przygniecenia. Osłabione ciało jednak się poddało, ta odrobina adrenaliny wystarczyła jedynie na jeden ruch. Jess opadła na kolana i z przerażeniem obserwowała dalszy rozwój sytuacji. Napastnik doskoczył do ciała swojego przełożonego i wbił mu w oko długi szpikulec urządzenia, które pierwotnie miał użyć na Jess. Przez chwile stał w bezruchu i wpatrywał się w swoje dzieło. Jess próbowała się odczołgać od niego. Wtedy się do niej odwrócił.

-Chcesz żyć to chodź.... Kingston- powiedział i wyciągnął w jej stronę rękę.
Patrzyła chwile z przerażeniem, skąd wiedział kim jest, czemu zabił tego drugiego i dlaczego chce jej teraz pomóc. Czy na pewno chce jej pomóc, czy jest to jakaś chora gra.

Chęć przeżycia wzięła górę nad rozsądkiem, a może to w jaki sposób do niej się zwrócił przekonało Jess że może to być jej szansa. Chwyciła wyciągniętą rękę. Postawił ją na nogi. Kiedy wyszli na korytarz puścił Jess przodem. Sam szedł za nią czasami szturchając, popychając do przodu jak niewolnika. Mijali na korytarzu podobne do niego istoty. Nie zwracali na nich uwagi, jakby to było normalne w tym miejscu. Normalne i to miejsce. Te dwa słowa się wykluczały w umyśle Jess. To co ją otaczało, co działo się w jej otoczeniu na pewno nie było normalne. Szła korytarzem który przypominał schron atomowy z lat 50, otoczona przez istoty jak z horroru, ubrana w łachmany. Traktowali ją jak niewolnice i tak zaczynała się czuć. Z zamyślenia wyrwał ją silny cios z tyłu. Poleciała w przód, przeturlała się kilka metrów. Boleśnie uderzyła w jakiś wystający kamień. Jęknęła. Leżała na ziemi bojąc się wykonać jakiś ruch. Jej oprawca podszedł do niej, chwycił za kark i podniósł jak szmacianą lalkę. Ruszył do przodu w stronę bramy.

Nikt ich nie zatrzymywał.
Wyszli na zewnątrz, mężczyzna jakby od niechcenia poprowadził ją w stronę ruin Metropolis, czuła na sobie wzrok strażników przy bramie. Mężczyzna się do niej nie odzywał, gestem pokazał jedynie ze ma ruszać dalej przed siebie.
Weszli w ruiny.

Jess rozglądała się ukradkiem, obmyślała w głowie możliwości ucieczki. Wiedziała że w tej chwili jedynie cud może jej pomóc.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline