Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2011, 22:05   #14
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
… Już rozmiar czaszki orka był przerażający. A pożółkłe zębiska wystające z masywnych szczęk były iście olbrzymie. Debonair stał dysząc ciężko i spoglądając na podłogę. Zaraz jednak podniósł wzrok. Przeciwnicy nie czekali, w przeciwieństwie do właścicieli setek par oczu naokoło wpatrujących się w niego z cierpliwością neobizona z New Toscany lub Białej Pajęczycy z Dna Hive Primus na Garii. Było ich dziesięciu, jedynie dwóch mniej od liczby jego palców tworzących święty symbol zębatki Omnisjasza, dziesięciu nabitych mięśniami na podobieństwo ogrynów - i o inteligencji tego podgatunku ludzkiego rodzaju, ale nie zmieniało to faktu że wyglądali niczym ściana ciała i żelaza. Ściana, która właśnie runęła na niego. Tyle że Golem nie miał zamiaru dać się zmiażdżyć!

Chwycił orczą czaszkę w jedyną ludzką jeszcze dłoń i ruszył na ich spotkanie. Nogi uderzały w żelazną podłogę niczym stalowe tłoki - i tak właśnie było, gdy serwomotory poruszały wewnętrzne mechanizmy bionicznych kończyn, płuca pracowały jak miechy a lewe oko płonęło gniewną czerwienią. Debonair wyszczerzył kły i wpadł z impetem na pierwszego serwitora, wyrzucając go wręcz w powietrze. Pałka energetyczna następnego walnęła go w korpus, ale jedynie ryknął z bólu i ciosem metalowej pięści odrzucił go od siebie. Wpadł między dwóch następnych i choć padający serwitor zakłócił rytm jego biegu, przedarł się i przez tą parkę. Elektryczne bicze spadły na jego głowę pozostawiając paskudne pręgi i Golem podziękowałby sobie w duchu za przezorność by nie aktywować uzbrojenia przeciwników, gdyby nie osadzony na gąsienicach serwitor który powstrzymał jego szarżę, mimo że wygiął się cały na wyjącym podwoziu pod naporem cielska Kausa. Ten nie mógł się uwolnić od dłoni sięgających do jego gardła, a następni serwitorzy już szli i toczyli się w jego kierunku. W desperacji zamachnął się orczą czaszką i walnął nią w głowę serwitora. Uderzenie było tak silne że łepetyna cyborga obróciła się i zamarła na dłuższą chwilę a Debonair wyrwał się z jego uścisku. Kopniakiem unieszkodliwił następnego obrońcę, przemknął pod ciosem drugiego, zamłócił kończynami raz jeszcze i runął do przodu, prosto do celu. Czuł już ból serca, ale zacisnął zęby i gnał przed siebie, doganiany przez dwóch atletycznych serwitorów. Wiedział że to nie przelewki, że nie odpuszczą - sam ich przecież programował. Stłuczenia i rany bolały jak wszystkie demony, ale odpuszczenie walki i rozjechanie przez serwitora bojowego byłoby haniebną porażką i Golem z desperacją kręcił głową co i rusz na boki, oceniając odległość od ścigających.
- Teraz! - wrzasnął i rzucił się na tego który (jeszcze) poruszał się na nogach, przewracając go na podłogę i przetaczając się przez niego. W sekundę potem gąsienicowy serwitor wpadł na metalowe kończyny towarzysza i również się wywrócił z piskiem metalu i w deszczu iskier sypanych przez trące o podłogę gąsienice. Golem poderwał się nadal ściskając orczą czaszkę i pognał przed siebie, ignorując mechaniczne zawodzenie tuż za sobą.
- Nie! Dogonicie! Mnie! - wrzasnął triumfalnie i ślizgiem wpadł na fosforyzujący pas podłogi przed samą ścianą sali - Przyłożenie! - ryknął waląc czaszką orka o podłoże. Zerwał się na równe nogi.
- Zwycięstwo! - krzyknął wznosząc oba ramiona nad głowę - Golem mistrzem jeeeest!!!
Na bezgłośny rozkaz światła podsufitowe rozpaliły się aktynicznym blaskiem a długie rzędy serwitorów po obu stronach boiska jęły klaskać i wznosić okrzyki, które w uszach Mistyka Maszyn brzmiały niczym muzyka, niczym słodki smak triumfu.
- Jeeeeaaa! - ryczał wraz z nimi, ignorując pobitą drużynę przeciwną, stojącą nieruchomo niczym odłączona od zasilania - co było zresztą prawdą. Wystarczy że pozbierał serwitorów z połowy okrętu Inkwizycji by oklaskiwały jego triumf, na co mu jeszcze gratulacje przeciwników?
Naraz zamarł i wsłuchał się w słowa rozlegające się w jego uszach.
- Dziękuję, Adepcie - rzucił uprzejmie i zamyślił się.
- No, no, no, znowu się zobaczymy, Lady Inkwizytor Octavio Rivlain - powiedział do siebie i sięgnął po ręcznik.
- Posprzątajcie tutaj - mruknął do najbliższych serwitorów a resztę odesłał krótkim sygnałem.
Uśmiechał się do siebie w trakcie wycierania się. Miał powody. Leciała na niego, tego był pewien. Tylko zgrywała nieprzystępną.
Pogwizdując niemelodyjnie ruszył do swych kwater. Lady Inkwizytor Octavia Rivlain czekała na niego. A od orka była zdecydowanie ładniejsza...



Mistyk Maszyn, Wybraniec Boga-Maszyny, Kapłan Techniki Kaus “Golem” Debonair z hukiem metalowych buciorów i szumem serwomechanizmów maszerował ku sali odpraw. Maszerował a podłoga drżała. Odziany był w paradną, metalizowaną, rdzawoczerwoną szatę zdobioną złotem, lewą, mechaniczną dłoń trzymał na rękojeści wykonanego z cudowną precyzją miecza, noszącego symbole kuźni Legio Invicta, w prawej - jeszcze biologicznej - trzymał złotą zębatkę Adeptus Mechanicus. Ukryty pod szatą wierny pistolet boltowy, zdobycz jeszcze z czasów gangerki w Hive Primus, obciążał prawe udo. Grube kable sterczały z jego ramion, nóg, niekształtnego, rozdętego torsu i wielkiej głowy, spotykając się w zasobniku na plecach Kausa. Zgodnie z tradycją Mechanicus okrągłą, grubokościstą (i poznaczoną siniakami) twarz praktycznie przesłaniał mu kaptur. Tradycja po prawdzie wydawała mu się głupią, ale z tradycją się nie dyskutuje - tradycję bierze się jaką jest, kocha się ją całym sercem i się do niej stosuje. Tak więc mało co widział przez ten oby-go-złośliwa-rdza-z-Darthuru IV-przeżarła kaptur, ale zgodnie z tradycją prezentował go całemu światu. Jak Adeptus Mechanicus przystoi. Z rozbawieniem przyjął scenę pozbywania się przez zapewne-wkrótce-już-towarzyszy-broni uzbrojenia, samemu uśmiechnął się pod kapturem do strażnika.
- Nie będę dodawał ci ciężaru, dobry człowieku - powiedział uprzejmie głosem głębokim i zaskakująco ludzkim, bowiem w stosunku do niższych szarż bywał kordialny. Poczekał aż wszyscy wejdą przed nim, by dłuższą chwilę nacieszyć oczy widokiem Lady Inkwizytor Octavii Rivlain. Szczególną uwagę poświęcił jej rozkosznym, rumianym jabłuszkom, w rzekomo niewinny sposób wyzierającym znad gorsetów czy innych kolczug (Kaus jakoś nigdy nie pojął subtelności damskich ubiorów). Och, był pewien że ich dumna właścicielka o lodowatych manierach niejedną wiosnę już miała na karku - a raczej niejedną setkę wiosen - ale w niczym nie umniejszało to jego zapałów by, dosłownie i w przenośni, położyć na nich łapy...
Ach tak, już czas - zorientował się i zaczął grobowym głosem:
- Witam ... - przez chwilę Kaus przeszukiwał pamięć ciesząc się utkwionym w nim (a raczej wbitym) spojrzeniem Octavii - panno, to jest Lady Inkwizytor Rivlain, panowie - skłonił się lekko. Z pomrukiem serwomechanizmów podniósł dłonie składając je w symbol Omnisjasza.
- Niech błogosławieństwo Boga-Maszyny spłynie na wasze ciała i wszelkie mechanizmy w waszym posiadaniu - zaintonował i przyjrzał się ciekawie zebranym. Przez chwilę miał nadzieję że jedna z obecnych tu osób jest kobietą, jednak właścicielka blond loków i zgrabnego tyłeczka okazała się być panem porucznikiem Simonem Albriechtem a nie panią porucznik. Nic to, Golem był zdeklarowanym hetero, ale jak to stare przysłowie powiada "na bezrybiu dla rekina i wędkarz rybą jest". Tym chętniej jednak wrócił spojrzeniem do jedynej tu obecnej przedstawicielki płci pięknej...

- Trzysta czterdzieści plus minus sto trzydzieści lat - ćwierknął mu w uchu moduł logiczny wyrywając Golema z zamyślenia i ten skonsternowany spojrzał na płytkę danych - Tyle ma lat - wyjaśniła maszyna pomocnie - Wyjątkowo wysoki procent niepewności - wie jak ukrywać swój wiek.
- Intrygantka kuta na cztery nóżki, powiadasz - mruknął czemuś pod nosem i na wszelki wypadek spojrzał na jej nogi - niestety również ukryte, tyle że pod ciężką suknią.

Podniósł płytkę danych, podłączając ją poprzez MIU do modułu logicznego. Dzięki temu miał nieskrępowaną niczym możliwość podziwiania dalej wdzięków Lady Inkwizytor, w połączeniu z fantazjowaniem na temat skrytych pod ciężką materią rozkoszy. Tak, tak, tego typu zainteresowania i dywagacje nie mieszczą się specjalnie w dogmatach Adeptus Mechanicus, ale kto z nas jest bez winy, niech pierwszy naciśnie spust działa laserowego! I gdy właśnie zagłębiał się w rozważania na temat koloru, kroju, wymiarów i w ogóle obecności bielizny na różowym ciele Lady Inkwizytor, impuls od maszyny logicznej rozproszył wszelkie myśli o kobiecych wdziękach.
- Jasny gwint - mruknął jedną z najstarszych klątw Adeptus Mechanicus czytając pospiesznie. - Dżungla...
Oczami wyobraźni dostrzegał jeden z najcięższych możliwych terenów w jakich cywilizowanemu człowiekowi przychodzi toczyć walkę. Korozja. Brud, smród i Kowale Spaczenia jedni wiedzą co innego. Wsłuchał się w pytania i odpowiedzi towarzyszy, pokiwał głową ze współczuciem gdy w spojrzeniu Wilka dostrzegł (błędnie, rzecz jasna, ale czego się spodziewać po facecie o wrażliwości płyty chodnikowej) gorący afekt do Lady Inkwizytor. Sam miał tak nie raz. Kobiety dzieliły się na nienawidzące Kausa, kochające go i kochające go ale jeszcze przez niego nie zdobyte. Fakt że tych pierwszych było najwięcej nigdy nie ostudził jego gorącego serca...

Odchrząknął gdy energiczny Kosmiczny Marine jako przedostatni podniósł się z krzesełka i powiedział swoje, a kiedy wzrok wszystkich obecnych skupił się na nim odezwał się w te słowa:
- Do tej pory nie poruszyliśmy kwestii dowodzenia, a rzecz to nader ważna. Zgaduję że, droga Lady Inkwizytor, nieprzypadkowo czekasz na moje słowa i zapewniam że jeśli taka jest twa wola, wezmę na siebie ten ciężar. Adeptus Mechanicus nigdy nie uchylali się od zadań które nakłada na nich obowiązek wobec świętego Boga-Maszyny - powiedział stosownie ponurym, grobowym wręcz tonem.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline