Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2011, 22:14   #93
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Wbrew temu czego się obawiał, to nie wyrzuty sumienia pierwsze go dopadły. Miał wrażenie, że zaraz gdy minie płot, pożałuje, że poszedł sam. Że nogi będą chciały mu odmówić mu posłuszeństwa na myśl o pozostaniu zupełnie samemu z perspektywą... no właśnie. Bycia poszukiwanym! Przez coś, lub kogoś kto włada smokami. A może przez same smoki? Ale nie. Degary dość szybko przekonał samego siebie, że nie był dla winowajców śmierci Anduvala nikim aż tak istotnym by tak im na jemu zależało. Niee... przecież wówczas nie wycofaliby się z płonącego Domu tak łatwo. Zabrali by wszystkich. Niee... Był po prostu pewnie... niemile widziany, tak przy okazji? Nie najfortunniejsze sformułowanie, ale mniej więcej trafiało w sedno. Szedł więc pewnie środkiem gościńca nie obawiając się chmur, z których mógł spikować smok, ani nielicznych podróżnych podążających w przeciwnym kierunku. Szedł zadowolony z podjęcia właściwej decyzji. Rav, Aglahad i Amarys na pewno pójdą do Haven i znajdą sobie jakieś zajęcie. A on nie będzie musiał mieć egoistycznych dylematów, czy to strach o nich, czy może o własną skórę będzie mu towarzyszył przy każdym niebezpieczeństwie. Teraz przecież się nie bał. Coś zupełnie innego podcięło skrzydła jego wyprawie. I to już po kilku godzinach. Zwyczajne zmęczenie. Jak jakiś złośliwy duch nasuwało Degaremu na myśl wygodne łóżka Domu, lub choćby posłanie jakie zostawił w domku myśliwskim. Przypominało, że może już czas na kolejny przystanek i odpoczynek, a skoro odpoczynek to i może krótką drzemkę na skraju tego zagajnika... albo u stóp tego porośniętego dzikim agrestem wzniesienia... Przetarł spocone czoło i spojrzał na niknący daleko na południu horyzont. Przerzucona przez ramię, nieznośnie już ciężka torba podróżna zdawała się domagać rzucenia na piaszczysty grunt. Wziął głęboki wdech i ruszył w dalszą drogę. A niechże gęś to kopnie, zdepcze i zafajda! Idę!

***

Zmierzch oczywiście zastał go w takim miejscu, że nijak było znaleźć jakieś dogodne do noclegu miejsce. Wpierw las rzadkich i cienkich jak patyki młodych buków, a potem znów droga przez skoszone, gołe pola uprawne... W ciemniejącej w oczach oddali zamajaczył kolejny las. Nie było co grymasić. Tam na skraju spędzi noc...

No dureń z niego. I jak zwykle mądry po fakcie. Mógł do rana poczekać z tą ucieczką! Byłby wtedy chociaż czas przypomnieć sobie czary... Jakieś światełko skombinować... Ledwo co widać psia jucha...

Rzeczywiście. Światło, słabo widocznych pod niskimi ciężko zawieszonymi nad abanasińską nocą chmurami, gwiazd dawało niewielką widoczność. Ledwo dawało się kontynuować podróż duktem...

Zamarł!!!

Coś w ciemności przed nimi poruszyło się! Na samym dukcie!

Zaszurało i zatuptało...

Młody mag nie miał nawet odwagi przełknąć śliny.

Próbując przejrzeć mrok zrobił bardzo, ale to bardzo ostrożny krok do tyłu gdy wtedy znajdujący się chyba zaledwie metr przed nim intruz...

...zakwakał.

Degary czuł, że z wrażenia omal nie osunął się na ziemię. Kaczka. Głupia kaczka. Zaśmiał się z siebie w myślach. Źli władcy smoków wysłali na niego kaczkę! Straszliwy ten stwór znany jest przecież z niesłychanej wręcz zażartości w boju i błyskawicznych ataków kaczych stóp, których ostre pazury są postrachem dla niejednego tłustego pędraka gnieżdżącego się w ziemi!

Zbliżył się do niespodziewanego przybysza. Ten jednak wykazując niezbyt zaskakującą bojaźliwość z kwakiem rzucił się w pola. Co było robić... Ruszył do bliskiego już zagajnika.

I nim nawet zdążył wymyślić jakiś koszmarniejszy jeszcze wizerunek kaczego napastnika, na którym bardzo się teraz skupiał, omal nie połknął swojego serca. Serce to bardzo wyczuwalnie stanęło w jego gardle na widok, a raczej słuch doskonale znajomych głosów Tych Trzech wyskakujących zza najbliższych gęstwin.

- I co kutergrabo? - spytał okrutnie Stam stający tuż przed nim.
- No właśnie kutergrabo! I co? - powtórzył wiernie pytanie Deran, którego po oddechu dało się zlokalizować po prawej stronie.
- Sobie nie wyobrażasz, ale właśnie cię wspominaliśmy... Nic nie powiesz, że się cieszysz?
Brideran dla poparcia zapytania Stama popchnął Degarego w ramię tak mocno, że prawie torba spadła z jego ramienia. Stojący z drugiej strony Deran powstrzymał go przed upadkiem.
- Co się tak telebiesz magusie? No powiedz coś!
Degary nie chciał nic mówić. Nie mówiąc już nawet o tym, że nie chciał tu być, nie chciał nawet myśleć o tym, że mógłby tu być. Ciemność zewsząd i Tych Trzech zewsząd! Stłuką go skopią...

Młody mag Degary poczuł właśnie docierające do niego w całej swej okazałości, absolutnie nieokraszone egoistycznym strachem o samego siebie, wyrzuty sumienia, że zostawił przyjaciół w Domu.

Myśl, myśl! Czego cię uczył Anduval?! Co zrobiłby prawdziwy mag w tej sytuacji???
Zlęknionym spojrzeniem obrzucił obmierzłe oblicza swych wieloletnich oprawców i... wymierzył szybkie, proste uderzenie zaciśniętej w kułak pięści w kartoflasty nos Stama. Potem niebaczny na efekty, zgodnie ze swoim dwupunktowym planem, rzucił się pędem po spowitym mrokiem trakcie prosto w stronę Domu. Modlił się przy tym żarliwie by się okazało, że robotnicy zadbali o jego równość na tym odcinku.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline