Stare drzwi, choć solidne, przedstawiały niewielkie wyzwanie dla wytrawnych poszukiwaczy przygód. Cyganka szybko uporała się z zamkiem, następnie jednak pan Rzewuski przeprosił ją na stronę, obawiając się umieszczonych w odrzwiach pułapek. Sam też odsunął się nieco i znalezionym kijem pchnął podwoje. Przeciągle zaskrzypiały zawiasy, zatrzeszczały stare deski, a pośród ich odgłosy wkradło się jakieś mechaniczne brzmienie. Wtem z trzaskiem i rumorem w drzwiach padł cios wytrącający Polakowi drąg z ręki. Podróżnik odskoczył, masując obolałą dłoń. W ciemnym przedsionku wisiała uruchomiona pułapka – straszliwa siekiera zamocowana na sprężynowym mechanizmie.
Wnętrze rezydencji ziało mrokiem. Ostrożnie spoglądając do środka, dało się rozpoznać szeroki korytarz, dość przestronny, by zmieścić w nim motocykl i bagaże. Ukontentowani, że nie zapomnieli zabrać lampy z wraku, podróżnicy zapalili światło i przekroczyli progi domu. Ostrożna eksploracja ujawniła jeszcze jedną pułapkę – pod tylnymi drzwiami deska podłogowa była poluzowana, a pod nią znajdował się domowej roboty potrzask ze szczękami z przerdzewiałych noży i widelców. Poza tym rezydencja była pusta. Penetrując zarówno parter, jak i piętro, a nawet niewielką piwniczkę, natykali się na pomieszczenia dawno splądrowane i pozbawione istotnych sprzętów. Być może kiedyś willa świeciła bogactwem, a jej wystrój stanowił dumę właścicieli, ale od tych czasów zdaje się, że hałastra szabrowników ogołociła miejsce do szczętu. Osobliwie okiennice i drzwi pozostawały mocne i porządnie utrzymane. Wreszcie członkowie ekspedycji skierowali kroki po stromych schodach na wieńczący budowlę strych. Pan Ouwerkeerk, choć był w stanie iść o własnych siłach, przyjął pomocną dłoń panny Montgomery.
A strych prezentował gościom zupełnie inną historię. W tym niewielkim kwadratowym pomieszczeniu o czterech oknach jakaś zagubiona dusza zgromadziła przedmioty potrzebne jej do marnej egzystencji. Na desce sufitu wisiała lampa naftowa z połową zbiorniczka. Od lewej strony poczynając znajdowało się posłanie złożone z obrzydliwej starej pierzyny i względnie nowej derki. Dalej drewniany stojak z drylingiem – trójlufową strzelbą śrutową i zapasem amunicji. Następnie stołek z miską, niewielkim kawałkiem mydła i przyborami do golenia, a pod nim wyszczerbione naczynie nocne. W przeciwnym od posłania kącie stał stół, który nieszczęśliwie został zalany przez wodę skapującą z nieszczelnego dachu. Na stole, oprócz nędznej kolekcji narzędzi i przyborów pisarskich, leżała mała książeczka w skórzanych okładkach. Książeczka została kompletnie przemoczona, ale dało się odczytać wytłoczone w skórze litery „DROGIEMU M.D. PRZYJACIELE Z LONDYNU”.
Nad stołem wisiał jeszcze rysunek techniczny o zagadkowym znaczeniu.
Okiennice strychu wyglądały na cztery strony świata, czyniąc to miejsce punktem dogodnym do obserwacji lub do obrony. Zaś za okiennicami nastawał już zmrok.