Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2011, 14:19   #89
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Kostaki z westchnieniem opadł na krzesło, wypuścił z objęć dziewczynkę i pieska.

- No co? - zapytał niewinnie. - Miałem je zostawić?

- Nie, oczywiście, że nie. - Drwinę w jej głosie nawet on wychwycił. - Wszak powinnością silnych jest bronić słabszych przed gwałtem i nieprawością.
Przeniosła następnie wzrok na dziewkę w futrze u stóp swoich teraz spoczywającą.

- Wiernieście służyły pani swej, Sarze?

Dziewczyna klęcząca przed nią przycisnęła do ust jej starczą dłoń, zrosiła ją gorącymi łzami, zapewniając o swojej lojalności, przydatności i umiejętnościach. Dziewczynka bawiła się się pieskiem, ukryła twarz w jego białej sierści. Zza pazuchy wydobyła mały szylkretowy grzebyk. W końcu nic dziwnego, dzieci nikt nie przecież nie pyta o przekonania czy stanowisko.

Szarlatani są mistrzami iluzji. A iluzja to nie tylko zręczne palce oszukujące oczy. To także poleganie na tym, czego oczy nie chcą widzieć.

- Dziecko? - Luisa zwróciła się bezpośrednio do dziewczynki. Mała podniosła głowę, rozejrzała się, jakby się chciała upewnić, czy o nią chodzi. Twarz miała zaskoczoną i niewinną, ale jej oczy były oczami starej kobiety, doświadczonej, chytrej i przemyślnej.

- Pani Sara... była dobraaa - wydukała dziewczynka, mnąc kraj sukienki w palcach i zerkając na Luisę nieśmiało. Oczy jej zawilgotniały, z nosa wyciekł najprawdziwszy smark, dzięki czemu dona de Todos mogła naocznie stwierdzić, że w mieście władanym przez jej brata nie tylko Rzemieślnicy przejawiają talent do wystawiania przekonujących teatrum.

- A czy mnie służyć będziesz?? - Dona de Todos przyglądała się uważnie dziecku, dokładnie studiując jego twarz, taką dziecinną, taką niewinną, a jednak nie do końca będącą tym co widziała. - Czy mnie wiernie służyć będziecie?? Wiernie?? Lojalnie??

Ładna dziwka popłakała się, nie wiedzieć, czy z wdzięczności, czy ze szczęścia.
- Tak, tak! - kiwała skwapliwie główką.
Dziewczynka zaś się zastanawiała. Ledwie moment. Po nim zaś nastąpiła nie do końca zaskakująca w jej sytuacji wolta.
- Nie ma wyboru. Dla mnie, już nie. Sługa może poruszać się pomiędzy lojalnością a zdradą. Do czasu. Sara naprawdę jest dobra - Kostaki wstał, zaniepokojony poważnym głosem dziecka, ale dziewczynka już schyliła się, podnosząc z ziemi pieska. - Ale Matuzalem będzie służył - pogłaskała pudla z uśmiechem. - Ja mam na imię Catalina, pani de Todos - dygnęła leciutko.

Luisa zastukała laską w podłogę i w drzwiach stanęła jedna z jej służek.
- Zabierz dziewczynę. - Rozkazała. - Umyjcie ją,przebierzcie, doprowadźcie do porządku.
- Idź z nią. - Nawet nie spojrzała na towarzyszkę dziewczynki.

A kiedy zostali sami zwróciła się ponownie do małej.
- A jeżeli zażądam dowodu lojalności??

Catalina odstawiła psa, schowała starannie grzebyk za pazuchą.
- Jesteś bystrzejsza niż twój wykidajło... - oznajmiła wesoło i bezczelnie.
- Ej! - warknął Kostaki.
- ... i wiesz, kiedy takie życzenie - ciągnęło nierażone dziecko, zmieniając "rozkaz" na "życzenie" z uśmiechem świadczącym, że zrobiło to świadomie - nie będzie spełnione.
Podeszła do patery z owocami, z której wybrała sobie dojrzałą figę, zważyła owoc w małej dłoni.
- Szarlatani nie cieszą się powszechną przyjaźnią Spokrewnionych. Ale także wiedzą, co to wdzięczność. Zarówno za okazaną pomoc, jak i za zadany cios. I mają długą pamięć, dona de Todos.

- Bardzo dobrze. - Luisa uśmiechnęła się do dziewczynki, ale był to zimny i wyrachowany uśmiech. - Spokrewnieni ogólnie mają długą pamięć.


- Kostaki. - Zwróciła się do swojego przyjaciela, tym razem ton jej głosu był inny, dużo serdeczniejszy. - Przeprowadzamy się. I potrzebujemy więcej służby. Potrzebujemy i kogoś kto zna to miasto - Tu spojrzała na dziewczynkę. - dobrze. Naszym nowym domem będzie pałac hrabiego Vargasa

Góral łypał podejrzliwie na przeżuwającą figi dziewczynkę. Rozjaśnił się na słowa Luisy, gwizdnął przeciągle.
- Pałaaaac. Nie tracisz czasu, Luisa.
Catalina z apetytem wepchała w usta ostatnią figę.
- Znam miasto - oznajmiła z pełnymi ustami. Słodki sok ciekł jej po brodzie. - Siłą rzeczy, od dupy strony najdokładniej.
Kostaki wytrzeszczył oczy, słysząc wulgarne słowa z ust dziewczynki, mimo woli roześmiał się rubasznie.

- A teraz chcę poznać szczegóły. Co tam się właściwie stało?? - Spojrzała pytająco na Kostakiego.

Gangrel strzelał kostkami ogromnych dłoni, oblizał wargi. Ani chybi zmalował coś poważnego. Donę de Todos ogarnęło dziwne uczucie - na poły zgroza, na poły rozbawienie.

- Z przodu tłum był, szarpać mi się nie chciało, to ode tyłu zaszedłem... - zaczął głosem, jakim wyznaje się księdzu na spowiedzi szczególnie wstydliwe grzeszki. - Tedy zachodzę, a tam dwóch knechtów trzyma dziewkę, rozdzianą, trzeci już na niej podryguje... No, tedy puknąłem w głowę, raz jeno, delikatnie.

Catalina grzebała w owocach, wreszcie zdecydowała się na pomarańczę.
- Raz jeno, delikatnie - poświadczyła, oglądając słoneczny, pachnący owoc z pożądliwością na twarzy. - Wyrwał tralkę z poręczy schodów, i raz jeno, delikatnie puknął. Mózg prysnął pod sufit.

Kostaki chrząknął.
- Tedy tamtych dwóch też musiałem...
- Ale delikatnie - usprawiedliwiła go dziewczynka fałszywie poważnym tonem. - Nie cierpieli, a przynajmniej nie cierpieli zbyt długo.
- I naprawdę nie wiedziałem, że to inkwizycja, dopóki żem tego klechy tam w korytarzu nie zobaczył! Myślał żem, że to jeno knechty po żołniersku zabawiają się.
- Sługa Trędowatych mówił co innego - zasugerowała groźnie Luisa.
- Tam sługi będę słuchał! - żachnął się Kostaki.
- W każdym bądź razie - pociągnęła Catalina wesołym tonem. - Twój Cerber był widziany i został przeżegnany przez Adama Schireben, proboszcza kościoła Zwiastowania, który wkroczył nam dzisiaj do burdelu jak do własnej kaplicy, na czele braci inkwizytorów i knechtów, by wypalić ogniem wiary to gniazdo grzechu, wszeteczeństwa i rozpusty, jak nam oznajmił ode progu.
- Zabił go? - spytała zimno Luisa.
- Ależ skąd. Tylko raz, delikatnie...
- Złapał za gardło, podniósł do góry, prawie udusił przy tym, zapytał, czy dobrze zapamiętał sobie jego twarz, bo on księdza ma dobrze w pamięci. I że odwiedzi go w razie potrzeby. Potem rzucił nim w nadbiegających pachołów. To było głupie, ale takie spektakularne. Potem uciekliśmy.
- Odeszliśmy.
- Niech ci będzie. Potem odeszliśmy, bardzo szybko, przypadkiem tylko klucząc po zaułkach.
Dona de Todos westchnęła głośno, było to westchnienie typu "o Boże!! gorzej już chyba być nie może" lub "za jakie grzechy??"
Pokręciła też z rezygnacją głową. Następnie przeniosła wzrok na dziewczynkę.

Grzech obżarstwa.

Przeszło dostojnej matronie przez myśl przyglądając się z odrazą pożerającemu kolejne łakocie dziecku.

Kostaki powiedział już wszystko co mógł i Ventrue dobrze o tym wiedziała, ale nie były to te szczegóły, które chciała poznać. A nie panujący nad swoim obżarstwem potwór w skórze dziecka wiedział znacznie więcej. I dona de Todos chciała to wiedzieć.

- Szczegóły!! - Wbiła wzrok w potworka, dudniąc przy tym pacami o blat stołu.

Dziewczynka wpierw obrzuciła ją złym spojrzeniem,potem zadrgała jej broda, zawilgotniały oczy, z których potoczyły się strugi rzęsistych łez. Wybuchnęła urywanym szlochem. Kostaki potarł czoło dłonią:

- Dona de Todos - choć mówił z szacunkiem i rewerencją, jak zawsze, gdy nie byli sami, w jego głosie znać było przyganę. - To tylko dziecko. Mała dziewczynka, której zabrali dom, skrzywdzili...
- Ty widzisz, to co one chcą żebyś widział. - Uśmiechnęła się dobrotliwie do przyjaciela. - Na mnie twe łzy nie działają. - Zwracając się do płaczącego dziecka już się nie uśmiechała. - Me stare oczy przejrzeć mogą wiele. Szczegóły chcę poznać.

Dziewczynka przerzuciła spojrzeniem pomiędzy panią de Todos a góralem.
- Przyszli z trzy godziny po tym, jak Sara wyszła na naradę do księcia. Dwóch braci inkwizytorów i knechci, zwykłe bydło. - głos miała ostry i zły. - Oskarżyli Sarę o sprowadzanie czarami zacnych mieszczan na drogę rozpusty... konszachty z diabłem dorzucili jak zwykle, żeby dobrze wyglądało. Ogłosili przepadek majątku - i zaczęli trzepać równo od góry do dołu, a przy okazji żaden, co chciał, nie przegapił okazji, by sobie ulżyć na ładnej dziwce, przemocą i za darmo. Inkwizytorzy i proboszcz Schireben w tym czasie ryli po komnatach w poszukiwaniu dowodów domniemanej współpracy. Co grubsze sprawki zdążyłam ukryć, ale obydwie wiemy, że jak chcą znaleźć, to znajdą, choćby i mieli podłożyć. Część dziewczyn zabrali na przesłuchanie, podejrzanie, że tylko te co ładniejsze, i co im do reszty urody nie zdążyli zepsuć. I naszego Santiago, wykidajłę, też... biedak sam się prosił. Umysłu wielkiego to on nie miał nigdy, ale coś go od wczoraj gryzło wyraźnie, miejsca sobie znaleźć nie mógł... jak kościelni przyszli, całkiem mu mózg rozmiękł, ze strachu chyba. Drzwi im otworzył, a potem gacie spuścił, obrócił się i nadstawił się do inkwizytora jak się suka psu nadstawia, jęczał jak głupi jaki... - Catalina machnęła ręką. - Sara się wścieknie. Wsadziła w ten burdel masę pieniędzy.

Dona de Todos nie odpowiedziała już nic potworowi w skórze dziecka, chociaż dobrze wiedziała, że ostatnie zdanie wypowiedziane przez małego obżartucha jest jak najbardziej prawdziwe, niestety.
Satar wampirzyca nie miała jednak czasu teraz roztrząsać tego wszystkiego. Jej myśli krążyły wokół nowej siedziby, którą podarował jej w swej łaskawości hrabia Vargas. I nie było istotne, że za ten przepiękny pałac przehandlowała potencjalnego potomka swego brata. Ba, była nawet z siebie bardzo zadowolona dona de Todos. I to bardzo.

Przenosiny do nowej siedziby odbyły się w miarę sprawnie, zwłaszcza, że nie stara Vantrue nie miała za dużo rzeczy.

Na koniec zostawiła bratu krótki list, w którym wyraziła wdzięczność za gościnę. Nie omieszkała także zaprosić go do swojej nowej siedziby. A wszystko to ubrane w jakże miłe dla ucha słówka.

A gdy służba wniosła ostatnią skrzynię Luisa wygodnie rozsiadła się w swej komnacie czekając co też przyniesie jej noc. Jej i miastu. Bo przyjmując prezent do hrabiego, wyraźnie zaakcentował, że zamierza na dłużej pozostać w domenie swego brata.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline