Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2011, 17:41   #136
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Więc dotarliście bezpiecznie na miejsce. Na jakieś miejsce. Czarna Rosa odleciała z Maginią na pokładzie. Nikt z was nie przeciwstawiał się takiej sytuacji [pomimo intrygujących gwizdów i wiwatów słyszanych z daleka z pokładu statku]. Z założenia jednak samotna, nieprzytomna kobieta na statku pełnym marynarzy jest równie bezpieczna co nieprzytomna kobieta w towarzystwie drowa, Ufo i wilka. Pomijamy wojownika – Słotwini to porządny naród był…

Trafiliście zatem na sporą wyspę, gdzie dominuje krajobraz pastwisk, łąk, rozlewisk i kamienistych wzgórz. Są też owce. Jak mówią orkowie – są owce, jest dobrze! Udało się wam odnaleźć ludzką osadę, o której wspominał kapitan Czarnej Rosy. Są i wieśniacy, bez pochodni, ale za to z widłami.

Kiti; Gdy przemierzaliście równiny i łąki miałaś mnóstwo czasu na przeżuwanie liny okrętowej swoich szeleczek. Ostatecznie udało ci się przegryźć sznur w jednym miejscu, teraz wystarczyło tylko trochę gimnastyki, przełożenie łapy przez drugą szelkę z liny, trochę akrobacji, tarzania się po ziemi, i wyrwałaś się z uprzęży. Znowu wolna!

Wszyscy;

Wieśniacy przyglądali się wam przez moment. Byli wyraźnie zdumieni widokiem obcych, i to jakich! Mroczny elf, wilk, Ufo, wojownik. Wyglądaliście trochę jak grupa „przepraszam, jest tu w okolicy cyrk, bo się zgubiliśmy…?” Od razu zgadliście, iż obcy w okolicy bywają rzadkością. Żaden z wieśniaków nie chwycił jednak za pochodnię i nie rzucił się w waszym kierunku z wyciem godnym inkwizycji. Po prostu się na was gapili. Ostatecznie, była to grupka typowych, prostych ludzi, którzy na widok zbroi, broni i wilka biorą grabki i chowają się do chaty. Tak, był to raczej ten typ. Wyglądali na ubogich, zapracowanych i nieskorych do burdy. Kiedy Dirith ruszył w ich kierunku wyglądali raczej na „omg god save us” niż na „I kill you!”.

- Witajcie. - powiedział spokojnie drow kiedy był już w zasięgu kilku metrów od chłopów.
Wieśniacy skłonili się na ile umieli, jeden odważniejszy starszy chłop odparł:
- Witajcie.
- Wiecie może jak nazywa się ta wyspa?
Chwila milczenia – z reguły wie się, gdzie uprawia się pole. No, chyba ż akurat leży się w rowie ale to inna historia.
- Canvas – odparł zdaniem złożonym jeden z chłopów.
- Albo chociaż gdzie jest jakieś najbliższe miasto, albo jakiś zamek lub inna większa siedziba?
Starszy mężczyzna wskazał niedbale ręką na lasy widoczne na horyzoncie.
- Do zamku przez las – powiadomił, znów bardzo szczegółowo i ochoczo.
- Nie zapomnij zapytać, czy nie mają czegoś do jedzenia i picia! – wojownik szepnął gorączkowo do elfa
- Ano som owoce, wazyfa i mięso, ryby – powiedział z dumą chłop. – Jutro wieziem na targ ale możem i dziś sprzydyć.
Od strony zabudowań wiejskich przybiegła jakaś kobieta. Tutejsza, chłopka, uboga, zapracowana, zmarnowana, zmęczona, ot, typowy tubylec. Biegła ku wam jakby was oczekiwała. Zwolniła jednak i zatrzymała się, rozpoznawszy że nie jesteście raczej tymi, na których czekała. Mimo to, była już zbyt blisko aby zawrócić i odejść od tak. Wyczuła że zwróciła wasza uwagę i wzbudziła jakieś podejrzenia, więc odezwała się z nadzieją:
- Czy udało się wam znaleźć smoczy płomyk? Czy jesteście posłańcami?
Po waszych zdumionych minach zgadła, że nie, i dodała;
- Przepraszam, czekam na posłańców… mieli przynieść lek dla mojej rodziny… Długo czekam, oni umierają, a nikt nie przychodzi!... Nie wiem co się dzieje w zamku, gdzie się wszyscy podziali... zostaliśmy całkiem sami!...
- Nu, kiedyś było tu więcej rak do pracy – mruknął któryś chłop.
- I żołnierze. A teraz ni ma, wilki przyłażą żreć owce, bestie porywają krowy, chochliki jakie czy coś kradną z pola kapustę... – splunął inny chłop. – Przeklęta wyspa...
- Dziś w nocy zaczaimy się na to coś, co mi krowę zabrało!
- Tak. Dziś w nocy.
- Pewnie to jakieś piekliszcze.

Kobieta załamana brakiem wieści o posłańcach z lekami zawróciła smętnie w kierunku wsi. Usłyszeliście też żywą rozmowę dwóch mężczyzn i zauważyliście dwóch starszych panów, którzy usiedli z fajkami na prowizorycznej ławce z pnia drzewa przed jedną z chat.
- Tego roku są moje!
- Nie, zeszłego były twoje!
- Bzdura, dwa lata pod rząd kradłeś!
- Kradłeś! Toż to moje własne drzewo!
- Nie jest twoje!
- Jest! – oburzył się dziadek. – Mój pradziad sam je posadził, wyhodował z ziarenka! – pokazał palcami wielkość ziarenka.
- Na mojej ziemi!
- Bynajmniej! Wiesz przecież że ziemia jest płaska i kawałek po kawałku, rok z rokiem, trochę się kurczy bo brzegi obsypują się do oceanu w którym pływa! I proszę ciebie z latami to drzewo się przesuwało bo ląd się kurczył a tu na wyspie to nawet kurczy się szybciej bo wyspa też się kurczy bo tez jest na oceanie!
- Ale to wciąż moje drzewo!
- Bzdura! Jak mam córkę i ona przejdzie na twoją działkę to nie jest twoja! I drzewo też nie jest! Ono po prostu urosło i się przesunęło!
- Póki nie przesunie się z powrotem to twoja działkę jest moje!
- Nie jest nawet na twojej działce, jest na granicy!
- Aaaa bo granica też się przesunęła jak się wyspa kurczyła!
- To moje jabłka bo to moje drzewo!
- Nie, moje, bo to moja działka!!!
Dziadek zauważył was nagle.
- O nie, nie zaczepiaj ich znowu!
- Umowa to umowa! Jeśli sto osób powie, że to moje drzewo, jest moje!
- Ale i tak oszukujesz w wynikach! Naciągasz, zapominasz i nic z tego nie wynika, krętaczu!
- Spisuję sobie! – dziadek z dumą wskazał na kreski wyryte na pniu.
- Na moim drzewie?! Kto ci pozwolił pisać po moim drzewie?!
- Nie jest twoje!!!
- E! Nieznajomi! – dziadek pomachał do was laską. – Witajcie! Podjedźcie, proszę!
- Oh nie...
- Dobry dzień, nieznajomi... Wybaczcie że zabieramy wam chwilkę... mamy taki problem; moje drzewo znalazło się na jego działce bo ziemia się skurczyła a drzewo urosło. Czyje jest to drzewo? – spytał, a oba dziadki wpatrywały się w was wyczekująco.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline