Wątek: The Cave
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2011, 18:04   #102
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Drzwi zatrzasnęły się za Tonym. W czterech ścianach gabinetu Marcusa Fanninga można było jeszcze dosłyszeć zagubione echo przeprowadzonej rozmowy, przygłuszone chodzącą drukarką. Piąta z jedenastu stron akt byłego operatora Colina Dwighta Harlowa wysunęła się ze szczeliny. Kapitan Fanning siedział oparty o wygodne krzesło i się zastanawiał. A miał wiele do zastanowienia. Choćby nad tym, że już nie ma przeczucia, teraz już ma pewność, że Tony Harewood znowu będzie chciał się spotkać z Colinem. Fanning nie mógł do tego dopuścić. Powiedział to nawet Tonyemu, ale ten nie słuchał. Udawał, że nie wie o co chodzi. Twierdził, że rano to było umówione wcześniej spotkanie.

Wzrok Marcusa beztrosko utkwił w planie Londynu. Nie przemawiały do niego tłumaczenia Tonyego. Teraz miał jednak robotę do zrobienia.

***

- Cholera - zaklął. Spojrzał uważnie na północną cześć mapy, na którą lampił się przez ostatnie półgodziny bez wyrazu. - Jasne, że się spotka. Jasne, że tak!.

Wstał, złapał za telefon i wystukał 72-44. Telefon Hearwooda nie odpowiada. Wyszedł z gabinetu, szybko pokonał korytarz dzielący go od schodów, zszedł na dół i bez pukania wszedł do gabinetu Tonyego. Ten z lekko udawanym przestrachem spojrzał na forsującego przez drzwi Fanninga.

- Coś się stało? - zapytał Tony z niedowierzaniem.
- Dzwoniłem, gdzie byłeś?
- Tutaj, ale nic nie dzwoniło. - Wzrokiem wrócił do rozwiązywanej krzyżówki. Spostrzegł pomazany atramentem palec, więc zaczął go czyścić. - Coś się stało?
- Nie, nic - zastanowił się i po chwili dodał. - Kurwa, 71-44. Czemu nie zasalutowałeś?
- Noga mnie boli, sir. - rzucił z bólem. Udawanym ale zawsze.
- Siadaj, Kurwa. - Powiedział i wyszedł.

Tonny siedział jeszcze chwilę wpatrzony w drzwi. Teraz już nie szybko wróci, pomyślał. Spojrzał na zegarek, który wyświetlał właśnie kwadrans po dwudziestej pierwszej. Najwyższa pora, skończył myśl. Wstał. Krzyżówka wylądowała w szufladzie, a jej miejsce zajęła aktówka. Na głowę zarzucił czapeczka, zgasił światło i wyszedł.

*

- Co może łączyć strzały w hotelu Julia z takimi osobami jak dr Rodger Benz, sir Jozef Wils?

Marc zatrzymał się gwałtownie i odwrócił. Panienka, która goniła za nim z otwartym notesikiem i długopisem w dłoniach, miała może 28 lat. Była piękną i szczuplutką blondynką o niebieskich oczach. A w oczach tych blask definiował charakter. Zatrzymała się w odległości dwóch kroków. Stukot obcasów w wąskim korytarzu apartamentowca ucichł. Nastałą ciszę przerywały wciąż na nowo rozlegające się sygnały karetek. Wada tanich apartamentów w centrum.Grymas twarzy Marka szybko zmienił się na bardziej przystępny. Podszedł do niej, objął ja, podniósł i ucałował. Nie stawiając na ziemi, przeniósł przez próg, zaniósł do sypialni.

***

- Kiedy przyjechałaś?
- A co? Nie lubisz niespodzianek?
- Takie lubię.
- To dobrze,
- wtuliła się w szyję Marc'a. - mam jeszcze jedną. Dostałam stypendium.
- Brawo.


Nastała cisza. Leżeli w ciemnej pościeli w pokoju, w którym dominującym zapachem był zapach ich ciał. Syreny od strony parku były mniej drażniące. Niestety przypominały Marcowi o dzisiejszym dniu. W sumie, przez dwadzieścia cztery godziny wydarzyło się bardzo dużo. W takie dni chciał wrócić do patrolówki.

- Eva?.
- Mmhhy?
- Zapytałaś się mnie dzisiaj o Benz i Wilsa. Czemu?
- Jak to czemu? A nie widziałeś wiadomości?
- Nie miałem czasu. Jestem na nogach od... bardzo długo jestem na nogach.
- Eric Smart, Dziennikarz z The Timesa
- Oparła się na łokciu lekko podekscytowania. Krągłość wyłoniła się spod narzuty, pod którą leżeli. - opisał czyjeś relacje z wyprawy. Dostał je podobno od swojego informatora po strzelaninie w tym hoteliku. A gdy zapytany...

Marc nie leżał już w łóżku. Wskakiwał właśnie w pośpiesznie porzucone wcześniej spodnie.

- Marc? Gdzie się wybierasz?
- Muszę załatwić pewną sprawę. Zamówisz sobie coś?
- Marc, cholera, nie rób tego.
- Wrócę zanim się skapniesz, że mnie nie ma.


***


- Czemu nikt do mnie nie zadzwonił?
- A co my wiedzieliśmy, że nie masz telewizora? No dobra, ok, ok. Kryshet kazał siedzieć cicho. Mówił, że masz się wyspać.
Z nad przeciwka jakiś ford jechał na długich. Marc przytrzymał telefon barkiem i dał długimi. Palanty, pomyślał i zaraz tą myśl porzucił.
- Jutro się wyśpię. Adres. Chcę adres tego dziennikarza.
- White już tam jedzie...
- Pieprze to, chce ten adres zanim MI5 go dopadnie jak Beercorna.

*

Rich był chłopakiem po przejściach. Dzisiaj rzuciła go dziewczyna. Dokładnie w tym samym czasie kiedy już myślał, że będzie dobrze. Że znalazł tą jedyną. Tą, która rozumie. To ona przychodzi oddać mu klucze twierdząc, że to nie to. Chyba żaden facet nie wie czym jest to "to". Chyba żaden. Zmęczony nie był ale musiał się obudzić. Otrząsnąć. Dzisiejszy telefon był nie pożądany. Dzisiejszy wieczór powinien być przeznaczony na zachlaniepały! A tak, właśnie wciągał na nogi czarne buty, wkładając czarne nogawki w cholewy. Kabura z Browningiem leżała samotnie na blacie stołu. Obok parowała kawa. W radiu prezenter zapowiedział pasjonujące słuchowisko. Jeszcze nie skończył, gdy Richard Nerch wyszedł z szatni.


Jechali dwoma wozami. Centrala nie zgodziła się na dodatkowych ludzi. I tak Gerbert marszczył nos. Ośmioro ludzi, mówił, to do Izraela a nie na akcje wewnętrzne. A ja i tak wysłałem już Jacka po tego dziennikarza. Pół wydziału zajętych jedną sprawą to wystarczająco. Richa mało to obchodziło. Wiedział tyle na ile mu pozwalano, miał tego świadomość, ale nie był głupi. Gerbertowi podobny zignorował tych ludzi i wykrwawia się aktualnie w szpitalu. Nie znał go osobiście, ale była to jakaś szycha, bo po tym jak oberwał, cały Security Service się tą sprawą zainteresował. Terroryści. Bojownicy o coś tam.

- Wjeżdżamy od południa - odezwał się głos dowódcy w słuchawce w uchu. - Widzieliście mapy.



- Dwóch, - ciągnął dalej dowódca - Mat i Haris, przy samochodzie. Rich i Robin na dach. Reszta wchodzi od północy. To będzie bułka z masłem chłopaki. Kto stawia u Harego?

Rozmowa przybrała bardziej naturalny obrót. Rich nie brał w niej udziału, polerował szmatką swojego M4A1

*

Colin Harlow, Nikołaj Radović
Sytuacja zdawała się być klarowna. Mieliście wszystko obmyślane. Wszystko zaplanowane. Stanęliście na tej samej ulicy, przy której wcześniej Tony przekazywał akta Colinowi. Wąska, równoległa do głównej, uliczka pomiędzy dwoma wielkimi magazynami. W sam raz na skryte schadzki. Z góry wiedzieliście jednak, że coś pójdzie nie tak.

Pierwszym co poszło nie tak, a też kompletnie was zaskoczyło było to, że Tony podjechał do skrzyżowania u wylotu uliczki. I machnął do was. Stanowczo chciał byście szybciutenieczko jak tylko się da jechali za nim.

Drugim było to, że banda dzieciaków wyszła z zakrętu kopiąc piłkę z przeciwnej strony.

A Nikołaj siedział sobie na dachu z dwoma gnatami udając snajpera. Z prawej strony, kilka ulic dalej, zaparkował jakiś samochód.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline