Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2011, 13:12   #111
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kiedy plany zostały opracowane, role przydzielone... a Vincent „Tajna broń” Drakano wyruszył na swą tajną misję, trzeba było oblać zwycięstwo!


Przyszłe zwycięstwo w każdym razie. Nyhm więc zamówił kolejne butelki wina, w celu zabicia czasu, tak jak i dodania animuszu sobie i drużynie.
-Wszak pozytywne morale, to podstawa!- tłumaczył półelf. A komu przyszłoby się spierać z bohaterem, prawda?
No cóż, gdy dzielna drużyna ratunkowa, przygotowywała się do odbicia poety z rąk oprawców, inni bywalcy Wesołej Pończoszki przygotowywali się na wieczorne atrakcje.
Większość w podobny sposób jak Nyhm... ale nie tylko. Dzielną drużynę obserwowało kilka par oczu, niekoniecznie przychylnych par oczu.
Oraz pewna niekoniecznie przychylna czarodziejka... za pomocą magii.

Ale póki co...zabawa trwała.

Dotarcie Vincentowi do Smoczych Grot nie zajęło młodemu poszukiwaczowi przygód zbyt wiele czasu. Tak jak radził półelf tuż przed wyjściem, młodzieniec nie ruszył w kierunku głównego wejścia, tylko jednego z bocznych wejść mających zaprowadzić młodego podróżnika wprost młodego odkrywcę wprost w głąb legowiska smoka!


To że od lat opuszczonego legowiska i spenetrowanego przez setki odkrywców, legowiska... było szczegółem bez znaczenia.
Vincent na palcach przemierzał ciemne jaskinie kierując się ku głębi. Musiał zachowywać się cicho. Wszak od jego dyskrecji i rozwagi zależało życie poety. Nyhm wyraźnie przestrzegł przed nadmierną brawurą. Bowiem w razie jakichkolwiek podejrzeń porywacze Romualda, mogli poecie poderżnąć gardło.
Gdy tak przemierzał mroki jaskini usłyszał głosy. Liczne głosy.
Z których najbardziej wybijał się głośny kobiecy głos.
- Ile jeszcze będziemy tu siedzieć?!- poirytowany kobiecy głos należący do kobiety ubranej w wyzywająco skąpą i jednocześnie bardzo odważną w kroju suknię.


Niewątpliwie bardzo drogą, tak samo jak noszona przez nią biżuteria. Kobietę przywykłą do luksusów.
Kobietę krzyczącą w tej chwili na rosłego bahamutianina uzbrojonego w topór.


Uzbrojony w topór, który jednym machnięciem przeciąłby Vinca na pół bahamutianin, znosił w ciszy pyskowania i narzekania kobiety na nudę i niewygody, aż warknął. –Będziemy tu tyle, ile będzie trzeba. Zapłacono ci wystarczająco sporo samico. A to proste zadanie, więc nie narzekaj.
- Tssk...-odparła kobieta i machnęła szeroko dłonią.- Liczyłam na robotę w cywilizowanych warunkach. A nie to...
Owym "tym" była szeroka jaskinia z kolumnami, oświetlona tańczącymi światełkami. Zapewne efektem czaru o tej samej nazwie. Była to prosta sztuczka, którą czasami potrafili wykonać osobnicy nie będący czarodziejami ( w tym często gnomy.)
Oprócz tańczących świateł, kilku futer dla wygody, było tu jeszcze dwóch wojowników, krasnolud i człowiek. Oraz skrępowany jak baleron Romualdo leżący pomiędzy krasnoludem a ludzkim wojownikiem.
Łysy krasnolud uzbrojony w dwa topory, burknął.- Za moich czasów, najemnicy znali swoje miejsce, prawda Tarsimarze?


Bahamutianin imieniem Tarsimar przytaknął, drugi mężczyzna wstał i sięgając po broń rzekł.- Można powiedzieć drodzy "pracodawcy", że... wam nie do końca ufamy. Nie było bowiem w kontrakcie mowy o porwaniu.


Krasnolud odparł.- Bo nikt tego nie planował. Ale była mowa o trudnej robocie. Włamanie się do fortecy krasnoludzkiej wszak nie będzie łatwe. Ale gdy odzyskamy klucz... możecie być pewni, że dostaniecie swój udział.

Po przygotowaniu się i zaprawie „wojennej” cała dzielna drużynka ruszyła by uwolnić Romulada. Nyhm był szczególnie w dobrym humorze. Co nie było dziwne zważywszy ile trunków w siebie wlał przed wyprawą. Półelf pokraśniał na twarzy, od czasu do czasu bełkotał coś pod nosem, no i ... trzymał pion tylko w teorii, chwiejąc się na wierzchowcu na boki, niczym ścięte drzewo tuż przed upadkiem.
No... ale cóż... był wszak bohaterem i do pomocy zgłosił się bezinteresownie.
Katrina trzymała się blisko Cypia, a Gaccio blisko Katriny.
Natomiast sam Cypio trzymał mocno jajo, nie dopuszczając by ktokolwiek inny mógł je dotknąć. Niziołek nie mógł wszak pozwolić, by gwiazda poety zgasła, tylko przez to że, jajo znów zginie.
Negocjatorzy jechali na przedzie. Trzeźwiejąca bardka i mający ją wspomóc Kenning.
Zaś Hibbo milczący i zamyślony, zamykał tyły.

Zbliżali się do głównego wejścia do Smoczych Grót. Było cicho i ciepło.
Ptaszki świergotały, a główne wejście do jaskini kusiło chłodem... i odstraszało mrokiem.
I właśnie z tego mroku powoli wyszła ciemnoskóra gnomka o krótko przyciętych acz niesfornych włosach koloru ciemnoblond.

Która krzyknęła.-Heja.. zakładam, że macie to o co prosiłam? Ja mam waszego wierszokletę całego i zdrowego. Więc możemy przystąpić do wymiany. Po pierwsze, pokażecie mi to jajo, z bliska. Podejdę do was i sprawdzę czy to ono. Potem wrócę do jaskini i przyprowadzę wam półelfa. Też będziecie mogli sprawdzić czy to Romualdo. Jakieś pytania chłopcy i dziewczęta?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline