Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-02-2011, 13:12   #111
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Kiedy plany zostały opracowane, role przydzielone... a Vincent „Tajna broń” Drakano wyruszył na swą tajną misję, trzeba było oblać zwycięstwo!


Przyszłe zwycięstwo w każdym razie. Nyhm więc zamówił kolejne butelki wina, w celu zabicia czasu, tak jak i dodania animuszu sobie i drużynie.
-Wszak pozytywne morale, to podstawa!- tłumaczył półelf. A komu przyszłoby się spierać z bohaterem, prawda?
No cóż, gdy dzielna drużyna ratunkowa, przygotowywała się do odbicia poety z rąk oprawców, inni bywalcy Wesołej Pończoszki przygotowywali się na wieczorne atrakcje.
Większość w podobny sposób jak Nyhm... ale nie tylko. Dzielną drużynę obserwowało kilka par oczu, niekoniecznie przychylnych par oczu.
Oraz pewna niekoniecznie przychylna czarodziejka... za pomocą magii.

Ale póki co...zabawa trwała.

Dotarcie Vincentowi do Smoczych Grot nie zajęło młodemu poszukiwaczowi przygód zbyt wiele czasu. Tak jak radził półelf tuż przed wyjściem, młodzieniec nie ruszył w kierunku głównego wejścia, tylko jednego z bocznych wejść mających zaprowadzić młodego podróżnika wprost młodego odkrywcę wprost w głąb legowiska smoka!


To że od lat opuszczonego legowiska i spenetrowanego przez setki odkrywców, legowiska... było szczegółem bez znaczenia.
Vincent na palcach przemierzał ciemne jaskinie kierując się ku głębi. Musiał zachowywać się cicho. Wszak od jego dyskrecji i rozwagi zależało życie poety. Nyhm wyraźnie przestrzegł przed nadmierną brawurą. Bowiem w razie jakichkolwiek podejrzeń porywacze Romualda, mogli poecie poderżnąć gardło.
Gdy tak przemierzał mroki jaskini usłyszał głosy. Liczne głosy.
Z których najbardziej wybijał się głośny kobiecy głos.
- Ile jeszcze będziemy tu siedzieć?!- poirytowany kobiecy głos należący do kobiety ubranej w wyzywająco skąpą i jednocześnie bardzo odważną w kroju suknię.


Niewątpliwie bardzo drogą, tak samo jak noszona przez nią biżuteria. Kobietę przywykłą do luksusów.
Kobietę krzyczącą w tej chwili na rosłego bahamutianina uzbrojonego w topór.


Uzbrojony w topór, który jednym machnięciem przeciąłby Vinca na pół bahamutianin, znosił w ciszy pyskowania i narzekania kobiety na nudę i niewygody, aż warknął. –Będziemy tu tyle, ile będzie trzeba. Zapłacono ci wystarczająco sporo samico. A to proste zadanie, więc nie narzekaj.
- Tssk...-odparła kobieta i machnęła szeroko dłonią.- Liczyłam na robotę w cywilizowanych warunkach. A nie to...
Owym "tym" była szeroka jaskinia z kolumnami, oświetlona tańczącymi światełkami. Zapewne efektem czaru o tej samej nazwie. Była to prosta sztuczka, którą czasami potrafili wykonać osobnicy nie będący czarodziejami ( w tym często gnomy.)
Oprócz tańczących świateł, kilku futer dla wygody, było tu jeszcze dwóch wojowników, krasnolud i człowiek. Oraz skrępowany jak baleron Romualdo leżący pomiędzy krasnoludem a ludzkim wojownikiem.
Łysy krasnolud uzbrojony w dwa topory, burknął.- Za moich czasów, najemnicy znali swoje miejsce, prawda Tarsimarze?


Bahamutianin imieniem Tarsimar przytaknął, drugi mężczyzna wstał i sięgając po broń rzekł.- Można powiedzieć drodzy "pracodawcy", że... wam nie do końca ufamy. Nie było bowiem w kontrakcie mowy o porwaniu.


Krasnolud odparł.- Bo nikt tego nie planował. Ale była mowa o trudnej robocie. Włamanie się do fortecy krasnoludzkiej wszak nie będzie łatwe. Ale gdy odzyskamy klucz... możecie być pewni, że dostaniecie swój udział.

Po przygotowaniu się i zaprawie „wojennej” cała dzielna drużynka ruszyła by uwolnić Romulada. Nyhm był szczególnie w dobrym humorze. Co nie było dziwne zważywszy ile trunków w siebie wlał przed wyprawą. Półelf pokraśniał na twarzy, od czasu do czasu bełkotał coś pod nosem, no i ... trzymał pion tylko w teorii, chwiejąc się na wierzchowcu na boki, niczym ścięte drzewo tuż przed upadkiem.
No... ale cóż... był wszak bohaterem i do pomocy zgłosił się bezinteresownie.
Katrina trzymała się blisko Cypia, a Gaccio blisko Katriny.
Natomiast sam Cypio trzymał mocno jajo, nie dopuszczając by ktokolwiek inny mógł je dotknąć. Niziołek nie mógł wszak pozwolić, by gwiazda poety zgasła, tylko przez to że, jajo znów zginie.
Negocjatorzy jechali na przedzie. Trzeźwiejąca bardka i mający ją wspomóc Kenning.
Zaś Hibbo milczący i zamyślony, zamykał tyły.

Zbliżali się do głównego wejścia do Smoczych Grót. Było cicho i ciepło.
Ptaszki świergotały, a główne wejście do jaskini kusiło chłodem... i odstraszało mrokiem.
I właśnie z tego mroku powoli wyszła ciemnoskóra gnomka o krótko przyciętych acz niesfornych włosach koloru ciemnoblond.

Która krzyknęła.-Heja.. zakładam, że macie to o co prosiłam? Ja mam waszego wierszokletę całego i zdrowego. Więc możemy przystąpić do wymiany. Po pierwsze, pokażecie mi to jajo, z bliska. Podejdę do was i sprawdzę czy to ono. Potem wrócę do jaskini i przyprowadzę wam półelfa. Też będziecie mogli sprawdzić czy to Romualdo. Jakieś pytania chłopcy i dziewczęta?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-02-2011, 21:14   #112
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cypio dryfował w niebycie nowych doznań. Tyle się działo, TYLE SIĘ DZIAŁO!! Fantastycznych, cudownych, niesamowitych rzeczy! Smocze jajo, które jest kluczem, smoczy dziedzic ziejący - ponoć - kwasem, smocze jaskinie pełne jaszczurek (ani chybi młodych smoczków), no i smoczydła! Smoczy sen kendera spełniał się w tempie ekspresowym. Co prawda chwilami jeszcze chlipał za porwanym Romualdem, jednak super plan heroicznego ratunku przysłaniał niedogodność chwilowego braku poety przy boku. W końcu dłuższa melancholia nie leżała w naturze kenderów. Uratują Romualda, on - Cypio Swiftbzyk, Cipciem zwany, niespełniony bard, mag i poeta - uratuje, okryje się sławą, chwałą i smoczą łuską, a wdzięczny pólelf rzuci mu się w ramiona i... Ach, mały mężczyzna zatopił się w marzeniach, kraśniejąc i blednąc na przemian, a napędzane adrenaliną serduszko łopotało w piersiach jak uwięziony ptak... no, smok raczej.

Niestety, ku niepomiernemu rozczarowaniu Cypia na tajną broń do ratowania poety został wybrany Drakkano. I choć kender miał mocne postanowienie ulotnienia się i podążenia za smokowatym, uniemożliwiła mu to ścisła ochrona w postaci pozostałych członków drużyny - nieświadomych zresztą, że chronią Cypia przed samym sobą. Ale nie z takimi problemami radził sobie dzielny kender. Ponieważ... i on miał tajną broń! Prócz siebie samego, rzecz jasna i Puchatka (przeżartego obecnie wyrzucanymi z kuchni na kompost frykasami). Toteż gdy rozmowa-planowanie zmieniła się w regularną pijatykę, kender zsunął się pod stół i wywlókł swój tobół na korytarz, potem zaś w zaciszny kąt gdzie otworzył główną kieszeń i wsadził w nią głowę.
- Alfredzie! Alfredzieeee! Aaaaaaalfred, gdzie jesteś, powsinogo!!??!! Tyle razy ci mówiłem, zebyś nie podróżował tyle po krainie zecy , bo się zgubis! Wyłaźże, psygoda ceka!!

- Znów cię wzięło na bohaterowanie? - z wnętrza plecaka dobył się burkliwy głos i na powierzchnię wytchnęło... w zasadzie to nic, ale zatkało Cypiowi nos. Kender cofnął się, parskając.
- No wies! Tza śpiesyć Romualdowi na ratunek! Smokami w smoki! Cekają nas bohaterskie sarze, góry skarbów i krystalowe smocki!
- Chyba gumowe, do cyckania w kołysce - mruknał Alfred deMon i wysunął się z plecaka. - Romek to ten, co mu majtki ze sznura zwędziłeś? - prócz wrodzonej marudności kolejny z towarzyszy Cypia nie grzeszył przesadną inteligencją, pamięcią zaś (zwłaszcza do imion) nie dorównywał nawet emerytowanej kurze podwórzowej.
- Same spadły! A zwrócić się wstydziłem, wies dobrze - oburzył się Cypio, po czym wziął się pod boki. - Ale dość słów - psygoda ceka! A konkretnie ceka na ciebie, bo mnie, niestety ceka tylko krystałowy smok. Więc wezmies i zrobis tak...

Alfred wywróciłby oczami, gdyby tylko je miał. Jak na przykład wtedy, gdy Cypio chciał go przebrać w smoking, twierdząc że każdy kamerdyner chodzi w smokingu. Albo... ach, szkoda gadać - kolejna przygoda czekała na deMona pod postacią śledzenia smokowatego; większym wyzwaniem było jednak zapamiętanie skomplikowanych instrukcji, którymi uraczył go Cypio. Wreszcie Alfred westchnął i zniknął pod drzwiami karczmy, wylatując na zewnątrz. Nie odmówił sobie jednak przyjemności pociągnięcia Alfonsa za ogon i uszy, wywołując u psa nerwowe ujadanie połączone z dziwnymi podrygami (mającymi być chyba skakaniem). Alfred był jedyną osobą wywołującą u Puffcia objawy nerwicowe. Nawet nieumarły musi mieć przecież coś z życia. Potem ruszył za Drakkano.

***

W czasie podróży Cypio zasypywał wspólników pytaniami, pomysłami i sugestiami dotyczącymi Romualda, klucza, porywaczy, smoków, jaskiń i - z niewiadomych powodów - żółtych motyli. W najgorszym położeniu była Katrina, która obiecała że zajmie się kenderem. Kobieta odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy wreszcie dotarli do jaskiń. Potem zaś pojawiła się gnomka.

- Ha! Ty wstrętna porywacko! - zanim ktokolwiek się odezwał Cypio wyrwał do przodu, wymachując hoopakiem. Nażarty Puchatek pokłusował do przodu, nadzwyczaj czujnie strzelając na boki oczyma. Chłodny mrok jaskini nieprzyjemnie kojarzył mu się z niedawnymi uszno-ogonowymi doznaniami i wolał mieć się na baczności.
- Oddawaj Romualda - wykrzykiwał dalej kender - bo naślemy na ciebie strasliwego krystałowego smoka! I zwykłego tez! I zadnych stucek, bo... bo... bo znikniemy ci jajo! Najpierw pokaz Romualda, bo jesce ty nam zniknies i z jajem i z nim! Psecies kto by chciał oddawać tak cudownego Romualda, najwięksego poetę nasych casów, światło mych ocu i usu i nosa casami równiez! Ha! A jeśli mu włos z głowy spadł, albo z innych cęści ciała, albo wystrasyłaś jego wenę, to poznas moc mego hoopaka! - na poparcie swych słów zakręcił młynka bronią, a Puffcio zawył histerycznie, czując zimny powiew na karku.


 
Sayane jest offline  
Stary 18-02-2011, 20:03   #113
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Tajna broń w postaci młodego zaklinacza o smoczej krwi w mgnieniu oka spakowała swoje manatki do plecaka. Drakano upewnił się że ma ze sobą linę, eliksiry, kusze, Psikusa oraz swoje gadające ostrze. Zbiegając ze schodów myślał jeszcze o zakupie jakiejś mikstury, ale jego fundusze mu to uniemożliwiały. Gdy reszta drużyny obradowała zaciekle przy winie ( a przynajmniej zaciekle piła) chłopak podbiegł do stolika przy którym spożywał śniadanie. Wrzucił do plecaka, drugie, trzecie i na wszelki wypadek czwarte popołudniowe przekąski i zarzucając swój bagaż na ramię oznajmił wesoło.
-To ja ruszam, dam wam jakiś znak gdy już zbadam okolicę! – mówiąc to wyszczerzył zęby i tajniacko stuknął się w bok nosa. W sumie nie wiedział czemu miał służyć ten gest, ale coś podpowiadało mu, że jest on ważny. Głos który przemawia do każdego tajnego agenta, starego detektywa. Niektórzy utożsamiali tą siłę z samym bóstwem szpiegów i ubranych na czarno jegomości. Była to moc, która kazała stukać się w bok nosa, mieć niedogolone policzki, pić kawę czarną jak sama noc, oraz zjadać ciastka z dziurką. Tak siła ta była niezgłębiona...
Vinc pomachał wszystkim i ruszył na spotkanie przygody!
Przygoda właśnie brała poranną kąpiel ale to już inna sprawa...

~*~

Zaklinacz skryty pod osłoną niewidzialności, oraz przy pomocy dużej skały obserwował i słuchał rozmowy porywaczy. Łatwo było można wywnioskować, że krasnolud i rosły smokoczłek to trzon operacji, a kobieta i wojownik to najemnicy. Vinc wywnioskował również z ich rozmowy, że kryształowe jajo to jakiś klucz, do miejsca w krasnoludzkiej fortecy. Co za tym idzie coraz mniej podobało się zaklinaczowi oddawanie im owego jaja. Wszak włamania zawsze czynione były przez złych ludzi!
Chłopak ukrył się za kamieniem i cicho mruknął do swego oręża.
- Trzeba jakoś dyskretnie spróbować uwolnić Pana Romualdo. Nie można dopuścić by jajo trafiło w ich ręce, nie wiem co chcą ukraść ale na pewno nie robią tego dla dobra świata. Może zakradnę się do Romualda i spróbuję jakoś odwrócić ich uwagę od niego?
- Trzeba uważać z brawurą Vinc. –mruknęło ostrze- Nie wiemy czy nie mają tam jakiś zabezpieczeń, weź tego lenia lepiej do roboty przymuś, niech się przyda. – miecz miał na myśli oczywiście chowańca młodego maga.
Drakano przytaknął i podrapał delikatnie Psikusa za uchem by go obudzić. Pseudosmok ziewnął i przeciągnął się, a w tym czasie Vinc ochronił go zaklęciem niewidzialności. Smoczek spojrzał na swojego pana i rozpoczął ich kontakt mentalny.
- O co chodzi...ssss... Sssssprawdzić cośśś? – zasyczał w głowię Vinca.
- Możesz rzucić okiem na ta salę? Chcemy upewnić się, że nie ma tam niczego ukrytego pod osłoną niewidzialności.
Pseudosmok przytaknął i wdrapał się na skałę która służyła zaklinaczowi za osłonę przed wścibskim wzrokiem. Stanął na niej i bacznie rozejrzał się po sali, po czym szybko zsunął się ze skały przekazując swemu właścicielowi wiadomość.
- Mają Psssssa. Niewidzialnego, to jakiśśśś czar. Po za tym nic dziwnego...ssss
Vinc skupił się i pogrzebał w pamięci. Tak, wiedział co to za czar. Wierny ogar Mordekaina to popularne zaklęcie strzegące. Pies bowiem zaczynał szczekać gdy jakaś istota wchodziła na chroniony obszar, nie ważne czy była niewidzialna czy też nie. To dość mocno komplikowało całą sytuację.
- Więc z robienia zamieszania chyba nici. – mruknął Vinc do swej broni i wytłumaczył jej sytuację.
- Ja na twoim miejscu młody zbadałbym okolicę. Lepiej się rozejrzeć i sprawdzić czy nie ma tu ich więcej. W sensie najemników, psów nie spodziewałbym się w większej ilości.- miecz zamyślił się i dodał.- Psikusa lepiej zostaw tu niech obserwuję tych, a jak gdyby działo się coś podejrzanego niech da Ci znać telepatycznie.

Chłopak przytaknął i wytłumaczył dokładnie swemu chowańcowi co ten ma robić. Następnie poprawiając miecz przy pasie ruszył by zwiedzić bibliotekę i obszary do niej przyległe, bowiem z tego co pamiętał z mapy to właśnie w tych okolicach się znajdował.

Młody nie pomylił się, bowiem główna sala znajdowała się zaledwie parę minut drogi na północ od miejsca pobytu porywaczy. Po podłodze walały się puste butelki po trunkach i nie tylko, były one jednak całkowicie nieprzydatne. Chłopak nie miał czasu na podziwianie widoków, bowiem bardzo wczuł się w powierzone mu zadanie. Chociaż trzeba przyznać że freski poświęcone smokom zatrzymały go na chwilę. Obejrzał jak to na płaskorzeźbach przedstawione są wizerunki potężnych gadów, w myślach zaś obiecał sobie że kiedyś wróci w to miejsce by dokładnie obejrzeć tą cudowną sztukę.
Biblioteka i sala sztuki były równie puste, nie było tam najemników czy poszukiwaczy przygód z przypadku. Tak więc Vinc pewny że nic go nie zaskoczy, wrócił do chowańca którego wcześniej pozostawił na obserwacje.

~*~

- Przydałoby się dać im jakiś znak, i informacje o tym co usłyszeliśmy. – mruknął Vinc po jakimś czasie obserwowania najemników. Jak pomyślał tak i zrobił bowiem wyjął pióro, kałamarz oraz kawałek karki z plecaka i zaczął pisać na skale znajdującej się obok niego.
„To ja Vincen...” zaczął, lecz od razu oderwał ten kawałek kartki. Wszak musiał użyć jakiś pseudonimów! Gdyby wiadomość wpadła w niepowołane ręce mogłaby wyrządzić wiele szkód. Tak więc potrzeba było jakaś zaszyfrować najważniejsze imiona! Na szczęście Vinc należał do osób kreatywnych i po chwili z zapałem skrobał na kartce papieru. Kilka razy cos pokreślił, i tusz kapnął mu z pióra na kartkę, ale jaki normalny nastolatek przejmuje się czymś takim jak estetyka? Po kilku minutach zaciekłego skrobania chłopak z dumą spojrzał na swój twór.

”Ja wasza Tajna broń, oraz Niewidzialna latająca zagłada, która dostarczyła Ci ta tajną wiadomość zbadaliśmy już miejsce, gdzie przetrzymywany jest pojmany "Ptaszek". Dzięki zdolnością, a wręcz niezwykłym zdolnością pozostawania niezauważalnym udało nam odkryć do czego służy owe jajo.
Jest ono jakimś kluczem do krasnoludzkiej twierdzy, do której porywacze ptaszka chcą się prawdopodobnie włamać.
Ptaszek strzeżony jest przez czterech osobników. Dużego Bah..Bahu... smokoczłeka, krasnoluda najpewniej wojownika, mężczyzny którego rola pozostaje mi nieznana, oraz drogo ubraną kobietę. Jedno z nich na pewno zna się na magii bowiem obszar chroni zaklęcie Wiernego ogara Mordekaina.
Czar ten uniemożliwia mi jakąkolwiek próbę uratowania porwanego, bowiem zaklęcie wykrywa osoby które wejdą na dany obszar.
Osobnicy Ci przebywają niedaleko dużej sali zaznaczonej na mapie która pokazywał nam Mroczny czarnoksięznik. Dokładniej to na południe od niej.
Jeżeli chcecie mi coś przekazać mówcie do Niewidzialnej latającej zagłady, ona przekaże mi to telepatycznie.”
Wasza Tajna broń.


Chłopak uśmiechnął się i spojrzał na Psikusa.
- No zanieś im to, tylko ostrożnie.
Chowaniec przytaknął i chwycił w paszcze list po czym pofrunął w mrok korytarzy, nieświadomy tego że minął tajnego szpiega wysłanego przez Cypia.
Vinc zaś został sam, martwiąc się o swojego zwierzaka.

~*~

- Przekazane... ssss – odezwał się głos w głowie rudzielca po upływie jakiegoś kwadransa. – Teraz negocjują sss...- streścił chowaniec słowa Gaccia. – Pani Katrina każe Ci uważać i nie robić głupsssstw.
- Dobra, będę ich tu póki co obserwował. Jak by mnie potrzebowali daj znać. I trzymaj się blisko nich. – odpowiedział mentalnie Vinc a kamień spadł mu z serca, bowiem o swego zwierzaka martwił się jak o nikogo innego.
A teraz pozostała mu już tylko nudna obserwacja, i oczekiwanie na dalsze zadania.
 

Ostatnio edytowane przez Ajas : 25-02-2011 o 14:36.
Ajas jest offline  
Stary 18-02-2011, 22:51   #114
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Katrina patrzyła jak wino leje się strumieniami do kieliszków, a potem takimi samymi strumieniami do gardeł, a właściwie do jednego gardła. Prym w piciu jak nic objął Nhym. Opróżniona butelka goniła drugą butelkę. Służki jedna za drugą odwiedzały piwniczkę zamtuza przynosząc kolejną zamówioną przez oblewającego... przyszłe zwycięstwo pólelfa.


Katrina w pewnym momencie szturchnęła Gaccia łokciem w bok i kiedy mężczyzna zwrócił na nią swoją uwagę wyszeptała mu do ucha:
- Myślisz, że to rozsądne tak się zalewać przed tymi negocjacjami?
-Odrobinkę nie zaszkodzi, a Nyhm jest...- wskazał na półefla dodając ciszej.-Nyhm jest nerwowy. Na trzeźwo łatwo traci głowę.
- Myślisz, że jak się zaleje w trupa będzie mniej nerwowy? Nerwowy jak nerwowy, ale czy się nie wygada, że Vinc polazł pierwszy do tych grót jako nasza “tajna broń”? - spytała szeptem niespokojna o los smokowatego, któremu mogło grozić zdemaskowanie.
-Nie jestem pewien, czy jeszcze o tym pamięta. On teraz wchodzi w heroiczną “fazę.”-odparł cicho Gaspaccio popijając wina i patrząc jak półelf deklamuje jakieś wierszydło o sobie, machając rękami na boki i wykonując ruchy biodrami, które Katrinie kojarzyły się z kopulacją.

Dzewiczyna wzruszyła ramionami na widok jaki jej się rozpościerał przed oczami i na tłumaczenia Gaccia. - W sumie to twój przyjaciel. I twojego przyjaciela mamy uratować z rąk porywaczy... chyba wiesz co robisz, wplątując, tego.... - machnęła dłonią w kierunku półelfa - Mam nadzieję, ze nie narobi nam kłopotu. Negocjacje i tak mogą być ciężkie. Zwłaszcza, że nie ustaliliśmy w sumie czy oddajemy to jajo czy nie. I czego one mają dokładnie dotyczyć. - zaczęła się zastanawiać, ale w sumie są negocjatorzy to oni przecież chyba to wiedzą. - Dużo musi jeszcze wypić, abyśmy ruszyli i aby mu nerwowość całkiem przeszła? I co to za “faza”? - dopytywała się Katrina szeptem.
-Ciii...wiem, że teraz zachowuje się niepoważnie, ale w przeciwieństwie do mnie, Nyhm jest prawdziwym awanturnikiem.-odparł szlachcic cichutko.
- Skąd ty bierzesz tych swoich przyjaciół? - wymsknęło się dziewczynie, jednak od razu dodała - Wiem... wiem... skąd z zamtuzów, w których razem balujecie.
-Też...on się akurat napatoczył, gdy... napadli na mnie bandyci. Dwa lata temu. Niewiele po nich zostało. Jak jest fazie...to....bywa naprawdę groźny dla wrogów.odparł szlachcic.
- Ech... tylko niech w tej swojej fazie nie pomyli któregoś z nas z wrogiem, bo kiepsko to widzę... - wyszeptała wprost do ucha Gacciowi Katrina. - Długo mu to zajmie? - spytała jeszcze rozglądając się po pomieszczeniu.
-Jeszcze odrobinkę? Nie martw się wszystko będzie dobrze.- mruknął wieczny optymista Gaccio i objąwszy ją ramieniem, zaczął delikatnie i czule całować to ucho, to policzek.-Zobaczysz.

- Yhm... tak samo mówiłeś w poprzedniej karczmie i co? - westchnęła dziewczyna.
- I wymienimy Romualda na jajo. I wszyscy będą szczęśliwi.- mruczał szlachcic pieszczotliwie tuląc i pieszcząc Katrinę czubkiem języka po szyi.
- Tak... tak... - mruknęła dziewczyna i kiwnęła głową na potwierdzenie - A potem będzie ślub i żyli długo i szczęśliwie... - spojrzała na szlachcica sceptycznie dodając - Zaczynam podejrzewać Gacciu, że wieczny optymista z ciebie. Nic a nic nie znający prawdziwego życia i niosącego wiele niespodzianek, które nie zawsze kończą się szczęśliwie.
Twarz Gaspaccia przybliżyła się do jej twarzy. Pocałował ją namiętnie by po chwili oderwać usta i rzec.-Ciiii... Martwienie na zapas nic nam nie da.-przyłożył palec do ust dziewczyny.-Masz dobre serce Katrino, ale zbyt ponure myśli. Ale... jakoś rozchmurzę twoje życie.
Katrina pocałowała go czule i pogłaskała po policzku. - Będziesz robił za moje słonko, na mym zachmurzonym niebie? - spytała z niewinną miną .
-Oczywiście.-odparł Gaccio tuląc swą ukochaną.
- Tylko wiesz kochany... słonko też niekiedy potrafi spiec... i co wtedy? - dopytywała się dalej z niewinną miną.
-Najpierw to słonko musi cię złapać.- westchnął Gaspaccio.-A ty lubisz mu się wymykać lisiczko.
Roześmiała się i pogłaskała go czule po policzku. Chciała jeszcze coś rzec, ale ugryzła się w język i tylko patrzyła mu w oczy uśmiechając się.
Szlachcic szepnął cicho do ucha Katrinie, nachylając się.- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz.

Katrina chciała mu przytaknąć i powiedzieć, że mu przecież wierzy i że chce wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Uda im się odzyskać Romualdo i szczęśliwie zakończyć ich misję, ale... niestety nie zdążyła. Jej wzrok zatrzymał się na kobiecie, która jak nic podążała do ich stolika. Na jej widok dziewczyna poczuła jak po jej plecach przechodzą ciarki. Gdyby mogła... gdyby mogła cokolwiek zrobić... jednak kobieta z każdym krokiem była coraz bliżej. Jedyne co się dziewczynie udało to zwrócić uwagę Gaccia na zbliżającą się do nich postać.


Gaspaccio zaprosił ją do siebie wykładając leona.-Powrózysz panienko?
A ona rzekła, biorąc monetę i wrzucając ją do sakiewki .

[media]http://www.youtube.com/watch?v=5mERUZmo-fQ[/media]

Podejdź bliżej, pozwól mi pokazać ścieżkę twojego przeznaczenia. Twoja przyszłość jest w tych kartach. Ręce losu rzucają cień na twe życie. Horyzonty twego losu są przygnębiające i ciemność wypełnia drogę przed tobą. Nadchodzi burza ... Uważaj.Uważaj.


Wróżki... co one się znają.-mruknął Gaccio.
Katrina nie mogła wydobyć głosu z zaschniętego gardła, ujęła drżącą ręką kieliszek z winem i upiła z niego dużego łyka. Jednak zanim go odstawiła kobieta odwróciła się na pięcie i odeszła. Dziewczyna w przeciwieństwie do Gaccia nie umiała zlekceważyć słów przez nią wypowiedzianych. Odwróciła się do niego i wyszeptała: - A jeżeli... jeżeli to prawda?
-Eeee tam... Cokolwiek to będzie. Poradzę sobie z tym.-odparł Gaspaccio, z niesłabnącym entuzjazmem.
W przeciwieństwie do młodego szlachcica dziewczyna czuła niepokój, a słowa kobiety raz po raz powracały w jej pamięci, tak jakby właśnie w tej chwili je wymawiała. Zerknęła niespokojnie na Gaccia, ale nie powiedziała już nic więcej wszak on wszystko lekceważył? A może raczej wierzył, że są niezniszczalni, niepokonani, nie... sama już nie wiedziała, jacy są. Westchnęła ciężko próbując pozbyć się tego wspomnienia z myśli i spytała:
- Czy nie powinniśmy już ruszać?
-Chyba tak.-odparł Gaspaccio i cmoknął ją w czoło.- Nie martw się. Jestem przy tobie.
- Wiem... wiem... - pokiwała smętnie głową i cmoknęła go głośno w policzek - Niczym mój rycerz... w nieskalanej zbroi. Podniosła się i ruszyła w stronę stajni, aby przygotować swojego konia do drogi. Przecież miała zamiar nie spuszczać Cypia z oka i pilnować zarówno jego jak i cennego jaja, które on pilnował dla odmiany. Wiedziała, że ją zapewne zgodnie z obietnicą będzie pilnował Gaccio. W sumie ta wyprawa zaczynała się przeradzać w pilnujących... każdy każdego pilnował, tylko czy uda im się upilnować siebie nawzajem przed złowieszczą wróżbą kobiety z zamtuza?
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.

Ostatnio edytowane przez Vantro : 18-02-2011 o 22:53. Powód: poprawki:)
Vantro jest offline  
Stary 25-02-2011, 13:36   #115
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli coś może pójść źle, pójdzie źle w najgorszy możliwy sposób. I tak szło w obecnej chwili.
Żadnych wieści od tajnej broni, rozszalały Cypio dokładający do negocjacji element chaosu i nerwowości.
Niziołek wyrwał się spod “opieki”Gaccia i Katriny i zaszarżował w kierunku gnomki, rzucając groźbami.
Ona jednak zachowała zimną krew mówiąc.-Jeśli mi choć włos z głowy spadnie to wy nie ujrzycie tego niewydarzanego poety nigdy więcej. A teraz... pokażcie, że macie jajo, a pójdę potem po Romualda.
- Ja ci dam “niewydarzonego”! Niewdzięcna, nie docenias wspaniałości psebywania w towazystwie OSOBISTOŚCI! Tylko jaja ci w głowie - chces to mas! AHA! - wrzasnął Cypio, po czym zamaszyście wyciągnął z plecaka... patelnię. Najwyraźniej magia zareagowała na podświadome życzenia kendera... lub jego żołądka. Swiftbzyk przez chwilę ze zdumieniem wpatrywał się w narzędzie mordu przyszłych kurczaczków, po czym odrzucił je i zaczął grzebać w plecaku, mamrocząc inwektywy w stronę gnomki.
Katrina zamarła widząc jak Cypio wyciąga z plecaka dłoń zaciśniętą na rączce patelni. W wyobraźni już widziała jak niziołek okłada zasłaniającą się rękoma gnomkę patelnią po głowie, plecach i gdzie tylko popadnie. Odetchnęła pełną piersią gdy on zamiast tego odrzucił “narzędzie zbrodni” i ponownie zaczął grzebać w plecaku.
Podczas gdy nizioł szukał jaja, przed gnomkę wybiegł opancerzony Hibbo ukląkł i wrzeszczał głośno.-Oni niewinni. To mi powierzyłaś jajo, a jam je sprzeniewierzył w chwili słabości.Mnie ukarz, nie ich.
Po czym klęcząc przed zaskoczoną gnomką próbował zerwać płytę chroniąc jego tors.-Pchnij w serce mocno, życie panicza Romaulda, za moje...
Wyrzuty sumienia gnębiące Hibbo od czasu porwania poety, wreszcie znalazły ujście.
-Na Tymorę i Garla ! Ja nie chcę żadnego życia, tylko moją własność.-jęknęła z irytacją gnomka zakrywając oczy dłonie w geście załamania i irytacji.
- Istny cyrk - westchnął Kenning po cichu. - Teraz już wiem - dodał głośniej - kto tak zawrócił w głowie naszemu przyjacielowi. O niczym innym nie potrafił mówić do samego wieczora, jak o spotkaniu z tobą, choć trwało tylko chwilę. O aniele, spotkanym na ulicy. A i następnego dnia stale się za tobą rozglądał.
Nadal nieco skacowana Bardka analizowała właśnie swoją wciąż odrobinę obolałą głową sytuację, jaka właśnie przed nią miała miejsce. Z powodu wyrwy kurdupla mającego tak naprawdę siedzieć cicho, negocjacje właśnie... tfu, stop!. Do negocjacji jeszcze nawet nie doszło, a już leciały wylewne argumenty względem drugiej strony. Mało tego, po chwili i sam Hibbo dołączył do tego małego burdelu na kółkach, wszem i wobec oznajmiając swoje zadurzenie do obcej im Gnomki. Krisnys jedynie pokręciła z rezygnacją głową...
- Myśl czasami i tym - Powiedziała półelfka, podchodząc do klęczącego Hibbo, i trzaskając go wymownie dłonią w potylicę, po czym zwróciła się do Gnomki - Chwila, chwila panienko, nie tak prędko. Twoje... wasze... a mniejsza z tym - jajo, tuż na wyciągnięcie ręki, co jednak z Romualdo. Nawet go nie widzimy... mamy wam tak na ślepo zaufać, licząc, że nie zostaniemy wyrolowani?.
-Romualdo jest cały i zdrowy...
- odparła gnomka spoglądając na Krisnys.- I będzie wasz. Zresztą nie każę wam jeszcze jaja oddawać. Jeno udowodnić, że macie oryginał. Jak się upewnię pójdę po poetę. Mogę go nawet gołego przyprowadzić, jeśli chcecie sprawdzić czy ma wszystko na miejscu.
“Ona jak nic prosi się o lanie” przemknęło Kartinie przez myśl, pospiesznie zsiadła z konia i nogą odsunęła jeszcze dalej patelnię którą wcześniej porzucił Cypio, coby go jednak nie skusiła do użytku. Jej uwagę przyciągnął kręcący się koło nóg Psikusek, który właściwie znalazł się koło niej nie wiadomo skąd. Pochyliła się, po chwili zerkała z uwagą na kawałek papieru, który po namyśle przekazała dyskretnie Gacciowi.
Gaspaccio przeczytał i zerknął w kierunku gnomki, po czym zerknął na nie biorących udziału w rozmowie Kenninga i Nyhma, zastanawiając się co uczynić. Po czym zapytał ją szeptem. Następnie rzekł do pozostałych.- To my może... wy się naradźcie. I negocjujcie, a my... pospacerujemy sobie. Taka ładna pogoda, aż się prosi o spacer.

Wreszcie dłoń niziołka zacisnęła się na czymś twardy i zimnym. I z triumfalnym uśmieszkiem Cypio wydobył na światło dzienne kryształowe jajo. W pełnym blasku jajo rozbłysło własnym blaskiem. Nazwa “klucz światła” była w pełni zasłużona.
- AHA! - wrzasnął (tym razem słusznie) Cypio, triumfalnie wznosząc jajo. Kryształ zabłysnął w świetle słońca przez jakieś pięć sekund, po czym z powrotem skrył się w czeluściach roztargnionego plecaka. - Jajo jest, a Romuś gdzie, ach gdzie?! Psyprowadź go sybko, bo jak się pseziębi goły to będzie twoja wina!
-Tak...to ono. Poczekajcie tutaj, a ja wam przyprowadzę waszego poetę. Zaraz wracam
.- rzekła gnomka i szybko znikła w mroku jaskini.
- A teraz nas wezmą i zaatakują. - nieoczekiwanie błysnął prekognicją Cypio, po czym szturchnął Alfonso i potruchtał skryć się za jakąś rachityczną brzózką. Rzecz jasna 95% psa wystawało wokoło; ale też wystawało tylko 5% kendera. Głównie kucyk. - Dlatego musimy zaatakować pierwsi. Wsyscy na stanowiska!
Być może Cypio miał i rację. Gnomka wiedziała, ile osób czeka, Jeśli eskortujących będzie zbyt wielu...
Kenning rzucił na siebie zbroję maga i przygotował się do ewentualnego rzucenia czaru. Jednego z tych ciekawszych.
- Odsuńcie się na boki - powiedział.
Raczej nie powinni stanowić celu, który można ogarnąć jednym zaklęciem. Ale równocześnie nie sugerować, że chcą zacząć atak.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 27-02-2011, 00:13   #116
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Negocjacje jako tako szły. Gnomka poszła po Romualda, reszta drużyny pod dowództwem panny Fletcher czekała na jej powrót. W skład ten drużyny wchodził pojękujący oficyjer z wyrzutami sumienia, rozeźlony niziołek ze znudzonym wierzchowcem. No i Kenning.
Reszta drużyny „znudzona negocjacjami” część drużyny oddaliła się. W rzeczywistości Katrina, Gaccio i Nyhm dyskutowali na alternatywnym planem.
Niemniej, póki co negocjacje weszły w sytuację patową. Kenning przejął inicjatywę każąc się swoim odsunąć na boki. To polecenie wyrwało Hibbo ze stanu depresji. Wojak zaczął poszukiwać nowych wrogów i ci się pojawili... ale z innej strony.
Niemniej o tym za chwilę.

Plany Vincenta na heroiczną akcję, rozsypały się w proch już przy pierwszej przeszkodzie.
Kto by pomyślał, że najemnicy zabezpieczą się przed atakiem i niewidzialnymi przeciwnikami. Oczywiście to że po kuli ognistej, niewidzialność była jednym z najbardziej znanych czarów, więc cóż... Naiwnością było sądzić, że się nie zabezpieczyli, choć odrobinę.
Do grupy porywaczy dołączyła gnomka. Spojrzała na całą czwórkę i rzekła.- Brać delikwenta, mają nasze jajo.
Bahamutianin i wojownik wzięli związanego i zakneblowanego przerażonego barda ze sobą i ruszyli w kierunku jednego z wejść. A Vincentowi przyszło robić za obserwatora sytuacji i meldować.

Drużyna ratunkowa numer dwa, pod wodzą pijanego Nyhma uradzała własną sytuację. Półelfi czarnoksiężnik planował frontalny atak, Gaspaccio był za czymś bardziej subtelnym(choć pomysłu nie miał.) ,a Katrina... zwinęła mapę pijakowi, aby ocenić czy dadzą radę dostać się po cichu do miejsca gdzie jest przetrzymywany Romualdo i przy pomocy Pikusia ustalić z Vincentem ewentualny plan odwrócenia uwagi porywaczy.
Problem w tym, że wedle słów smokowatego...porywacze zaczęli się przemieszczać. Przyszła do nich gnomka i opuścili obozowisko, zapewne by dokonać wymiany.
Co spowodowało, że dzielna drużyna numer dwa zawróciła by poczekać aż przyprowadzą Romcia, dać im jajo i zrobić zamieszanie, aby Cypio niechcący je znalazł, znów. Oby.
Nyhmowi podobało się robienie zamieszania... i zgliszcz i wybuchów.
A Gaspaccio coś wspominał, by trzymać się za ubzdryngolonym czarnoksiężnikiem, ze względów bezpieczeństwa.
Po chwili gnomka i jej ekipa zjawiła się na miejscu wymiany. Przewodziła jej negocjatorka którą już znali, ale oprócz niej była szykownie ubrana kobieta, prawdopodobnie czarodziejka. A związanego półelfa, prowadzili pospołu bahamutianin i człowiek wyglądający na wojownika. Orszak kończył krasnolud z dwoma toporami. Gnomka wskazała na związanego Romualdo.- To jest wasz poeta. Jedno z was może sobie go wymacać przed wymianą, by upewnić się, że to nie kant.
Zanim jednak ktokolwiek zdołał zareagować na sytuację i obmacać Romualda. Powietrze zamigotało i ...w miejscu pustego pola pojawiły się krasnoludy w rynsztunku bojowym.


Około dziesięciu krasnoludzkich wojowników.
Pod przewodnictwem kapłana.


Siwobrody starzec rzekł do stojącego obok, jedynego człowieka w tej grupie. Ubranego na biało mężczyznę z kapturem na głowie.


-Brawo Angelo, dobra robota.- rzekł do człowieka krasnoludzki kapłan i głośno rzekł.- Stójcie nieszczęśni, nie wiecie co robicie. Ta kobieta was zwodzi do złego.
-Och....zamknij się Kriguś.-
parsknęła z irytacją gnomka.- Zostaw te napuszone przemowy dla tej bandy brodatych ciołków. Klucz należy do mnie. Ja go znalazłam. Ja odkryłam do czego służy. Ja go wzięłam podczas rozdzielania łupów naszej ostatniej wyprawy. Zanim ci całkiem odbiło stary pacanie.
-Jestem Krigam.
- ryknął krasnolud i dodał patetycznym tonem głosu.- Nieszczęsna Soriamo, czemu chcesz uwolnić zło z sarkofagu Tiamat?
-Jakie zło, jaką Tiamat, ty brodaty ośle?!-
piekliła się gnomka.- Odkąd odziedziczyłeś po bracie te stanowisko głównego kapłana, gadasz jak potłuczony. Każdy wie że Tiamat ma pięć głów, a na pieczęci jest siedem. Nie nauczyli cię liczyć? Po kie licho założyłeś ten zakon strażników grobu. Przedtem pies z kulawą nogą nie ruszał pieczęci.
-Przedtem nie dało się jej ruszyć, a teraz?! Nie dam ci dokonać świętokradztwa w moim mieście!-
ryknął Krigam, a gnomka odparła.- Jakie świętokradztwo, ty porąbany karierowiczu. Użyłeś mojego odkrycia, dorobiłeś mit i podniosłeś swój statut. Ale ja dowiem się co kryje się za pieczęcią siedmiogłowego smoka! Po to są tajemnice by je odkrywać!
Gnomka i krasnoludzki kapłan rozpoczęli pyskówkę zupełnie zapominając o wymianie. I o Romualdo.
-To kogo w końcu rozwalamy?- pijany Nyhm szepnął Katrinie do ucha.- I czy te krasnoludy się nagle rozmnożyły. Czy może to ja mam zwidy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-02-2011, 14:17   #117
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne środki zapobiegawcze, to źle pójdzie coś innego. Tak przynajmniej powiadano. I proszę - sprawdziło się. Co prawda w nieco inny sposób, ale zawsze.
Dialog między porywaczami, a nowo przybyłymi, stanowił ciekawy przerywnik w negocjacjach. Ciekawy, ale całkowicie zbędny. Jeśli obie grupy przejdą od słów do czynów, to może się zrobić całkiem ciekawie. A najgorzej wyjdzie na tym bogom ducha winny poeta.
Czy ludzkość straciłaby wiele, gdyby więcej utworów Romualdo nie ukazało więcej światła dziennego - tego Kenning nie wiedział. Za poezją nie przepadał, ale byli tacy, co lubili wiersze, poematy i takie tam...

Zabrać jajo, rzucić w tłum i poczekać, co wyjdzie z ogólnej zawieruchy?
To by był bardzo ciekawy eksperyment.
Może troszkę niebezpieczny, ale przy odrobinie szczęścia Romualdo wyszedłby z tego prawie cały i prawie zdrowy. W końcu dwudziestka osobników płci obojga, biegająca to tu, to tam, nie zrobiłaby mu zbyt wielkiej krzywdy. Parę kości, troszkę urody... Jeśli panna go kocha, to pogodzi się z pewnymi stratami.

A zatem... spróbujmy...
Pytanie tylko, kto miał rację - krasnolud, czy gnomka? Krigam, czy Soriama?
Jeśli chodziło o ewentualne uwolnienie smoka to Kenning uważał, że zdecydowanie efektowniej wyglądałby smok o siedmiu głowach. Problem polegał na tym, że Kenning nie życzył sobie żadnego smoka. A więc wybór był prosty.

Ten sam czar, co poprzedniego dnia, skierowany został na grupkę, której centrum stanowił olbrzymi Bahamutianin.
 
Kerm jest teraz online  
Stary 06-03-2011, 00:18   #118
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Kiedy Katrina otrzymała wieści od Vinca za pomocą kręcącego się wokół niej Psikusa:

Cytat:
- Ja i Pan Miecz mamy plan. Zaraz tu zrobimy zamieszanie, tylko potrzebna jest mi Pani pomoc. Niech pani stanie tak by Psikus mógł mówić też do Krasnoludów, i proszę go schować gdzieś by go nie widzieli. Do plecaka, czy gdzieś tam. - po tych słowach nastąpiła chwila ciszy, ale po chwili Vinc znowu nawiązał kontakt.- Pan Miecz mówi że to jakieś 15-18 dużych kroków od nich, dobrze by było też gdyby mógł w tym samym momencie mówić do Gnomki ale to nie jest konieczne. I proszę się nie bać bo to co się pojawi nie będzie prawdziwe. - po tych słowach można było być pewnym jednego. Gdzieś tam Vincent szczerzył właśnie wesoło swoje kły. Dawno nie miał okazji robić dowcipów takiej grupie osób.
nie zastanawiała się długo. Złapała maleństwo i ukryła je pod... spódnicą, wszak chyba w tym zamieszaniu nikt jej pod spódnice zaglądać nie będzie, to najlepsze miejsce na skrytkę. Odwróciła się przodem do kłócących się i czekała co Vinc wymyśli. Posyłając mu za pomocą ukrytego Psikusa wiadomość. “Schowany, działaj.”
Gaccio się lekko zaczerwienił, a Nyhm...był zbyt zalany by zauważyć. I zbyt zajęty liczeniem krasnoludów.
Dziewczyna widząc lekko zaczerwienione policzki Gacia uśmiechnęła się do niego z niewinną miną i rzekła:
- Wystraszyło się maleństwo.
- Przyjąłem, odbiór. - zakomendował młody który pod osłoną niewidzialności kręcił się w pobliżu zbiegowiska. Sam nie wiedział czemu to powiedział, ale jakaś wyższa siła wsunęła mu te słowa w usta, a on wiedział, wiedział że były słuszne! Chłopak postanowił działać, a plan już miał, i to jaki! Vincent nigdy nie rozumiał magów którzy uważali, że potęga magiczna leży w deszczach ognia oraz zaklęciach których wymówienie zajmuje więcej niż przygotowanie porządnego posiłku. Fakt, jest to efektowne, ale na dłuższą metę nie użyteczne. Na starość lepiej znać zaklęcia które zabawią wnuki, oraz pogrzeję owsiankę. Tak więc Vinc wymruczał pod nosem kilka słów,wykonał łapami kilka prostych gestów po czym powołał do istnienia jedno z najprostszych zaklęć “Niemy Obraz”. To co najprostsze jednak, bywa śmiertelnie skuteczne gdy używa się tego z głową, albo przynajmniej z wyobraźnią. Vinc wyszczerzył kły i począł kształtowanie iluzji.
Powietrze nad trzymanym przez Cypia jajem zafalowało, niczym podgrzane, następnie pojawił się zielony dym który zaczął rozdzielać się w siedem wijących się smug. Kolumny zielonego dymu zafalowały i zaczęły zmieniać swoją strukturę. Zielony gaz przemienił się w łuski, a to co było wijącym dymem stało się nagle siedmioma wężowymi łbami.


Miniaturowe smocze łby unosiły się nad jajem, Vinc zadbał by były lekko przezroczyste i wyglądały niczym duchy. Rozejrzały się one we wszystkich możliwych kierunkach aż jeden złapał kontakt wzrokowy z kapłanem krasnoludów. Wtedy też do akcji wkroczył skryty pod spódnicą Psikus. Za pomocą swych telepatycznych zdolności, zaczął przekazywać swym syczącym głosem słowa do głowy przywódcy brodaczy.
- Ssss... nie powstrzymasz ich...- Psikus zachichotał jak to tylko smok potrafi. Było to połączenie syku i pogardy w czystym tego słowa znaczeniu.- Wezmą jajo... o tak wezmą ssss... Uwolnią nassssssss... - ponowny syczącyy chichot wypełnił głowę krasnoluda.- Wypełnimy ten śśśświat... wypełnimy go rozpaczą i ciemnośśścią...- Psikus ucichł na chwilę czekając na instrukcje od swego właściciela. Vinc przekazał mu tylko krótkie “Teraz coś okultystycznego, żeby wiedział że nie żartujemy!” Psikus zaś jako chowaniec posłuszny szybko do głowy krasnoluda wtrąciła najbardziej mroczną i okultystyczną wstawkę jaką zdołał na szybko wymyślić.- Jeden by wsssszysssstkie odnaleźć... I w ciemnośśściii złączyć... - po czym zamilkł a iluzja szyderczym wzrokiem wpatrywała się w krasnoluda, resztą łbów zaś badała wzrokiem okolice szczerząc kły do wszystkich obecnych.
Katrina widząc smoka już miała się wydrzeć na całe gardło przestraszona, ale przypomniała sobie co jej przez Psikusa nadał Vinc. Jednak kiedy się zastanowiła z okrzykiem przerażenia wpadła w ramiona Gaccia. “Dziwne by było gdybym nie zareagowała, jak odgrywać to już tak aby było wiarygodnie”, pomyślała sobie wciskając się jeszcze mocniej w młodego szlachcica. A Vincowi przesyłając w tym czasie wiadomość poprzez goszczącego pod jej spódnicą smoczka. “Mam nadzieję, że nas nie zeżre.”
- Smok, smok, smok!!!! - podniecił się rozgłośnie Cypio, zapominając o swej bardzo tajnej kryjówce za brzózką.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 06-03-2011, 17:15   #119
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
- Nie ma strachu, całkowicie nad nim panuję. W teorii go nawet tu nie ma.- odpowiedział kobiecie Vinc, przy pomocy Psikusa. Smokowaty przez chwilę myślał co by było, gdyby zamiast swojego chowańca używała jakiegoś przedmiotu łączącego dwie osoby telepatycznie. Mogło by być to przydatne i poręczne, ale w sumie to chyba głupi pomysł... Komu by się chciało coś takiego produkować, po za tym dużo by się na tym pewnie na zarobiło, tak więc szlachcic porzucił tą myśl, która pofrunęła w świat szukając innego właściciela.
Uspokojona dziewczyna wpasowana w ramiona Gaccia obserwowała sytuację jak się rozwinie,a w między czasie szepnęła Gacciowi do ucha:
- Ten smok to sprawka Vinca. Może zwiniemy Romualda i damy nogę, po drodze zgarniając Cypia i resztę korzystając z zamieszania?

-Na razie zobaczmy co z tego zamieszania wyjdzie.- mruknął Gaspaccio, a nieco zirytowany Kenning spoglądał na swoje niepowodzenie. Bo plan zawiódł, a bahamutianin, jakoś nie wpadał w szał i nie rzucał się do ataku. Tym razem magia zawiodła oczekiwania Kenninga.

Odpowiedź była szybka. Czarodziejka znudzona tą sytuacją i niezbyt przerażona smokiem, krótkim ruchem dłoni i słowami, cisnęła “magiczne pociski” w iluzję, rozpraszając ją.
A krasnoludzki kapłan wydarł się głośno, do zdziwionej sytuacją gnomki.- Teraz mi wierzysz?
-Przedtem tak nie robiło. rzekła w odpowiedzi Soramia i dodała.- Tym bardziej musimy zbadać sytuację, by mieć pewność i odpowiednie środki... w razie czego.
-Ile wam trzeba dowód, że siedmiogłowa pieczęć przyniesie samo zło... niedowiarki!- rzekł krasnoludzki kapłan pokazując oskarżycielskim palcem na gnomkę. Ta zaś straciła rezon.
Argumenty Krigama w obecnej sytuacji, były sensowne.

Niewidzialny Vinc w tym czasie podszedł do reszty swoich towarzyszy i stanął obok Katriny i Gaccia. Zadowolony ze swojego planu, który okazał się sukcesem przekazał przy pomocy Psikusa informacje do kobiety.
- Stoję koło Pani, więc proszę na mnie nie wpaść. Plan chyba wypalił co? Jeżeli gnomka zrezygnuje z jaja to powinna nam oddać Pana Romualdo, bo po co on jej?- Vinc z uśmiechem patrzył na rozgrywającą się tu scenkę. Wiedział że historia o jego podstępnym planie przejdzie do kanonu legend, albo on zadba by przeszła!
Katrina słyszała smokowatego, ale nie widziała. Stała w miejscu bez ruchu, aby przez przypadek na niego nie wpaść. Poza tym nadal kryła pod spódnicą Psiuksa.
Krisnys już od dłuższego czasu znajdowała się pozostawiona samej sobie, z dala od jakichkolwiek “negocjacji”, które w tym przypadku toczyły się wyjątkowo dziwnym torem.
Szczerze zaś powiedziawszy, Bardka miała to w nosie, jak tu wszak bowiem negocjować, gdy nie ma się karty przetargowej... podziwiała więc swoje dłonie, wolno nimi obracając przed swym nosem, to znowu oddalając, kierując pod światło, i wykonując tym podobne, dosyć dziwne czynności.
- Jaaaakie kolory... - Mruknęła pod nosem, podziwiając własne grabki. A podziwiać co miała, przez nikogo bowiem nie pilnowana, wciągnęła sobie kolejną dawkę ze swojego ukochanego
woreczka...
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-03-2011, 17:58   #120
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Cypio również miał zamiar zadbać o co nieco - a konkretnie o Romualda, który w przerażeniu wytrzeszczał oczy znad knebla. Poza tym chowanie się za drzewkiem było potwornie nudne, a siedmiogłowy smok - krótkotrwały. Zresztą po ostatnich kilku dniach Cypio był już przesmoczony. Krasnoludy w dowolnych ilościach kender już widywał, co do reszty... nie stanowili wyzwania dla ciekawości Swiftbzyka. Może gdyby rozmowa o skarbach i innych takich byla bardziej zborna... ale tak to biedak nie mógł się nawet w niej połapać.
- Nudzisz się - skonstatował z rezygnacją Alfred, który przeszukawszy jaskinię porywaczy (rozpaczliwie pustą niestety) wrócił do swego pana i władcy.
- Alez skąd! - sapnął Cypio, gotując się do akcji. Wpadł właśnie na POMYSŁ i gdyby mógł, puszczałby z podniecenia parę uszami. - Zrobimy więc tak...

Alfred pokręcił zrezygnowany głową i jął przemykać się w stronę romualdowych tyłów, by rozwiązać jego pęta. Cypio odliczył tyle czasu, ile jego zdaniem potrzeba było by deMon uporał się z Bardzo Odpowiedzialnym Zadaniem, po czym sięgnął do plecaka po niezbędne utensylia i popędził Puffcia do kłusu.
- Ha! Wstrętni porywace! Wy tu gadu gadu, a Romualdo w więzach kona, biedna, słodka, bezbronna istotka! Ja wam pokaze gniew prawicy poety! Hadzia! - wrzasnął i cisnął dwoma kamieniami grzmotu - jednym w krasnoludy, drugim w partię gnomki. - Teraz, dzielny deMonie! Cyń swą powinność! - zakrzyknął, a Puffcio słysząc znajome imię zawył z rozpaczy.

Wybuchy kamieni grzmotów wywołały eskalacje konfliktu. Nie wszyscy zwrócili uwagę na wrzeszczącego mikrusa (bohaterskiego co prawda, ale mikrusa), ale obie grupy odczuły wybuch kamieni grzmotów... i obie grupy rzuciły się nawzajem do gardeł. Czarodziejka cisnęła ognistą kulę w pospiesznie rozpierzchające się krasnoludy. Kapłan krasnoludzki odpowiedział stworzeniem kolumny płomieni która uderzyła w grupę gnomki, a Nyhm swomi Fwoosshami, to jest strumieniami mistycznej energii, raz w jedną raz w drugą grupę, nie mając pojęcia, kto jest swój, a kto wróg. Jednym słowem, w ciągu kilku chwil trójstronne negocjacje zmieniły się w bur..bajzel. A polanka przed wejściem do kopalni, w pole bitwy na którym każdy walił w każdego.

Cypio zaś ruszył w stronę jaskiń, gdzie czekał na niego ukochany Romualdo, podskakując radośnie na grzbiecie swego wierzchowca i rozglądając się po łączce, która ponownie zrobiła się interesująca. Ciężko cwałujący Alfonso nadął się, zrobił zeza i wypuścił Taktyczne Gazy Bojowe, powodując na ognistym polu walki kolejne wybuchy. Czuł w moczu, że dotarcie do jaskini nie wyjdzie mu na dobre.
 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172