Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2011, 13:17   #55
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Poproszę sarninę i wina. - Uśmiechając się do dziewczyny składała zamówienie jednocześnie rozglądając się wokoło.
- Widzę, że trochę tu marudnie. - Głośny śmiech i stuk kufla o kufel, dość wyraźnie przeczył jej stwierdzeniu. - Muzyki by się trochę przydało. Czy nie macie tu jakiegoś grajka?

Dziewoja wyprostowała się, wzrokiem przeczesała salę po czym zwróciła swe spojrzenie na elfkę.
- Swojego nie mamy, ale jest tu dwóch co instrumenty ze sobą mają. Tyle, że ja ich jeszcze nie słyszałam grających jeno jednego z nich latającego - skinęła w stronę Kaldora - z lekką pomocą towarzysza panienki. Drugi jak zasiadł przy kominku tak siedzi i tylko wino żłopie, a przynajmniej znika ono z jego kielicha, bo żeby do ust szkło przykładał to żem jeszcze nie widziała.

Skłoniła się i czym prędzej do swych zajęć powróciła ponaglana ostrym spojrzeniem karczmarza. Auraya z miejsca o niej zapomniała, śledząc wzrokiem Celryna, który kroki swe skierował w stronę schodów na piętro prowadzących. Najwyraźniej braciszkowi bardziej na wykonaniu zadania niż na jej wygodach, zależało. W przeciwnym bowiem razie pozwoliłby najpierw zjeść i kąpieli zaznać by siły nadwyrężone walką i podróżą zregenerować. Kto wie kiedy następna ku temu okazja się trafi?

- Powiedz mi Kaldorze, czy nasz brat zawsze był w gorącej wodzie kąpany gdy szło o jakieś zadanie? - Zapytała siedzącego obok elfa, jednak ani myślała czekać na jego odpowiedź.

Chwyciła w dłoń lutnie, lekko trąciła jej struny. Dźwięk czysty poszybował ku powale, pomruk zadowolenia z jej piersi wydobywając. Była niemal pewna, że się Celrynowi na górze nie przyda, a co najwyżej przeszkodzić mu może. Nie wiedziała jakie dokładnie ma plany gdyż czasu na rozmowę o nich jakoś brakło. W razie jednak gdyby do przepychanek doszło, a wśród ciżby tłoczącej się w sali byli Andodulina towarzysze, dobrze by było gdyby nie byli w stanie na pomoc ruszyć. Sposobów na to było kilka. Jednym z nich burdy wszczęcie było, jednak ani na to ochoty nie miała ani pewności co do skuteczności. Mogła też karczmarza wypytać którzy to i nieco kobiecymi walorami czujność ich i wierność towarzyszowi przytłumić. Na ten sposób jednak czasu było trzeba, a nie wiedząc ile go posiada nie chciała zbytecznie ryzykować.

Po raz kolejny zwinnych palców pieszczotą lutnię do życia przywróciła. Był to dźwięk krótki jak poprzedni, jednak niosący z sobą zawołanie. Spójrz na mnie, uszu nadstaw, umysł otwórz. Korzystała z tej metody od chwili gdy dotarło do niej, że talent który posiada ma też inną, przydatną w jej drugim życiu, stronę.

- Będzie lepiej bracie gdy uszy zatkasz lub do Celryna dołączysz.

Nie chciała tego mówić. Kaldor wciąż znajdował się na liście osób, którym nie należy ufać. Był jednak jej bratem, a to stawiało go nieco wyżej niż zebrane w karczmie moczymordy. Niewiele wyżej, ale zawsze.
Po raz trzeci instrument obudził się do życia. Tym jednak razem dźwięk jaki się z niego wydobył nie przeminął po chwili, lecz trwał wypełniając swą mocą cztery ściany głównej sali w Czerwonym Jabłku. Snuł opowieść o smutnym losie młodych kochanków. Wdzierał się w serca i umysły na nowo budząc ich do życia by po raz kolejny kochali, tęsknili i cierpieli. Milkły śmiechy i pijackie okrzyki. Dziewczęta porzuciwszy swą pracę siadały przy stołach. Karczmarz zasłuchany w melodię, coraz wolniej pocierał brudną ścierką równie brudny kufel. Nawet mysz, która odważnie wychyliła swój ciekawski nosek z bezpiecznego mroku dziury za kominkiem, przysiadła by swymi małymi uszami łowić bardzi czar.

Mimo iż opowieść należała do tych, które darzyła specjalnymi względami i chętnie dźwięki instrumentu własnym głosem okraszała to jednak tym razem z jej ust nie padło ani jedno słowo. Zamiast tego w całości skupiła się na mocy w niej drzemiącej i właściwym jej pokierowaniu. Razem z melodią podążała do tych dusz i serc. Widziała ich smutki, radości i nie spełnione nadzieje. Kosztowała drzemiącą w uczuciach energię spijając ją by własne nadwątlone siły zregenerować. Nie brała zbyt wiele, ot tyle by czuli dzień który przeminął i noc w tym przybytku spędzoną. By ich powieki obciążone piaskiem czasu opadły, dając wytchnienie oczom i ciału, gdy moc muzyki wreszcie władzę nad nimi przejęła. Usypiali jeden po drugim tam gdzie siedzieli, kładąc głowy na stołach lub opierając je o ściany przybytku.
Wszyscy z wyjątkiem jednego.

Uniosła powieki by spojrzeć w jego stronę. Siedział przy kominku, skryty w jego cieniu, przyczajony. Ubranie które miał na sobie, nosiło ślady długich podróży i licznych przygód. Szare obecnie, w czasach swej świetności pysznić się musiało soczystą czernią. Sploty jasnych, niemal białych włosów sięgały do ramion i błagały by je przyciąć i ewentualnie umyć. Jednak nie to przykuło jej uwagę. Tym co skupiło jej uwagę była dłoń nieznajomego kreśląca znaki na brudnym blacie. Czyżby ochrona przed jej czarami? Nim jednak zdążyła wymyślić co w takim razie powinna uczynić, mężczyzna pochylił przesunął się nieznacznie by po coś sięgnąć. Auraya przerwała grę. Znała go, a raczej widziała kilka razy. W karczmach, w których występowała, w miastach które mijała. Zawsze gdzieś na obrzeżu tłumu, w kącie, w cieniu... Przyczajony...

- Pozwolisz milady, że się przyłączę? - Aksamitny głos wyrwał ją z odmętów przeszłości.

- Słucham? - Zapytała niezbyt przytomnie, zastanawiając się jednocześnie gdzie są bracia i ile im zajmie przyjście na pomoc gdyby tego potrzebowała.

- Do twej gry, milady. - Uśmiech jaki rozjaśnił jego przystojną twarz zachęcał do grzechu, jednak nie sięgał czarnych oczu, które uważnie śledziły jej ruchy.

W dłoni trzymał niezbyt długi, drewniany przedmiot. Flet, podpowiedział głos w jej głowie. To tylko flet. Z tym, że jej lutnia też wyglądała na tylko lutnię. Niezdecydowana ale i zaciekawiona, odpowiedziała podobnym do jego, uśmiechem.

- Skoro nalegasz, panie... - Trąciła struny.

- To dla mnie zaszczyt, milady. - Rzekł unosząc instrument do ust.

Zaczęła grać. Melodia była dość znana i popularna. Zazwyczaj towarzyszyły jej słowa opiewające przygody ludzkiej pani rozkochanej w urokach młodych, męskich ciał i ich przydatności w jej łożu. Tym razem musiało się bez nich obejść, co jak stwierdziła po chwili, było zbawienne. Zamiast bowiem karczemnej pieśni, w Czerwonym Jabłku rozbrzmiała melodia która byłaby w stanie rozgrzać serce umarłego. Odgrodzeni od świata, złączeni spojrzeniami, pogrążyli się w otchłani czarów.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline