Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2011, 15:48   #49
Morior
 
Reputacja: 1 Morior nie jest za bardzo znanyMorior nie jest za bardzo znany
Dębski ruszył przed siebie. Długo nie działo się nic. Kapitan rozmyślał o wygiętych drzwiach. Gdy skończył bezowocne rozmyślania instynkt podpowiedział mu, że ktoś go obserwuje. Odwrócił się, ale nic nie widział. Jeszcze kilka razy odwracał się zanim doszedł do tunelu. Złe myśli nie opuszczały go na krok. Zaczął naprawdę wątpić, że spotka towarzyszy. Zaczął nawet wątpić, że żyją. Nawet jeśliby przeżyli to nie wyszliby stąd sami. Dębski zawahał się czy w ogóle sens jest iść dalej. W końcu zadecydował, że pójdzie. Myśli o kolegach towarzyszyły mu aż poczuł ból z tyłu głowy i zemdlał.

Dębski znalazł się w pomieszczeniu wyglądającym na biuro. Chciał chwycić za broń, ale jej nie miał, nie mógł nawet ruszyć ręką. Był związany. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że kapitan odnalazł swojego towarzysza w tej misji - Edwarda. Było to jednak marne pocieszenie, gdyby mieli zaraz umrzeć.
-Kurwa - powiedział Dębski w nadziei, że żaden z Niemców nie zna polskiego języka.
-Co robimy? - szepnął Adam do Edwarda, oczekując sensownej rady w takiej sytuacji.
- Ja nie wiem panie kapitanie, pan jest od myślenia, a ja od zabijania - powiedział ogłupiały Eddy - Moim zdaniem powinniśmy jakoś się uwolnić, walnąć broń szwabom i spieprzać... Ale jak to nie wiem.
-Ej, wy! Uwolnijcie nas zanim przyjdą tutaj nasi żołnierze i skopią wam tyłki, może załapiecie się jedynie na niewolę! - rzekł kapitan spoglądając na Niemców.
- <kaszle> Eee... Panie kapitanie... Ich to nie obchodzi... To są SSmani. Oni są uczeni, że jeśli rozkaz wymaga poświęcenia życia to zdychają i jeszcze podziękują. Na kolegów nie ma co liczyć bo mogą być gdziekolwiek. Jeśli sami sobie nie poradzimy to trzeba się przyzwyczaić do ołowiu. - mówił cicho.
-Nazywasz kolegami tę setkę żołnierzy, którzy przybyli tu za nami? - Powiedział Dębski tak głośno, by usłyszeli to niemieccy żołnierze.
Jak tu wtargną to nie zostanie jeden żywy. Heh, ci Niemcy nie znają dnia ani godziny, ani miejsca... Hehe - śmiał się kapitan, choć wcale nie było mu do śmiechu...
- Kapitanie, a wie pan, że nasi mają bomby nowej generacji?! - podłapał temat Eddy krzycząc - Jak pierdyknie to zostaje wyjałowiona ziemia, a toksyny z niej wsiąkają w ziemię i są okropnie żrące. Przerżnie beton jak drewno. Jak leżałem w Glasgow w szpitalu wojskowym to przywieźli kolesia, naukowca, który nieszczęśliwie oblał się tym kwasem i wie pan jak wyglądał?! - krzyczał ile się dało chcąc wprowadzić strach w sercach SSmanów - Pół twarzy miał zeżarte, z brzucha wyłaziły flaki, a on sam zaczął rzygać właśnie tym kwasem! I go nie uratowali... Cały przeżarty. A oni - kiwnął głową na prawdopodobne miejsce przebywania szwabów - Nie zdają sobie sprawy, że te bombki już niedługo tu będą! Hahaha - zaczął robić głupie miny do Dębskiego.
Do pomieszczenia wszedł oficer i zagadał po angielsku, z silnym niemieckim akcentem
- Dowiem się od was ilu was jest, czego tu szukacie i czego chcecie za co dam wam szybką śmierć, czy też tortury ? - pomachał żołnierzom aliantów szczypcami. Najwyraźniej nic sobie nie robił z przechwałek aliantów.
Eddy wyszczerzył zęby do oficera mówiąc: A te bombki, kolego? Wiesz, że one tu lecą? Nam wstrzyknęli lek na ten kwas - powiedział uradowany - A was przerżnie na wylot! - i zaniósł się śmiechem.
To się udało Eddyemu. Pobudził niemiecką najsłabszą stronę - dumę. SSmann nie mógł oprzeć się małej przechwałce.
- Jak myślisz, aliancki psie, czemu twoi oficerowie przysłali cię tu na pewną śmierć, a nie zrównali tej bazy z ziemią skoro wiedzieli gdzie jest ? Jak sądzisz ? Czemu są tu angielscy, francuscy, rosyjscy i amerykańscy naukowcy, co ? - zaśmiał się, jakby chciał przekazać coś dobitnego, ale wiedział że nie może.
- Naukowcy aliantów są przygotowani na śmierć więc nie boją się niczego. Tak samo my - Jesteśmy żołnierzami Aliantów! I cieszymy się z tego, że możemy umrzeć za kraj i wolność, a wy zmuszacie swoich do śmierci, my witamy ją z otwartymi rękoma. - i przybrał poważną minę.
- Wszystko da się dziś załatwić za odpowiednią sumę. Wszystko - uderzył pięścią Eddyego, a ten poczuł ciepło krwi spływającej po podbródku. Uderzył jeszcze raz, mało nie łamiąc szczęki.
- Nadal nie chcesz rozmawiać ?
Eddy jęknął wypluwając krew i oddychając ciężko. Po chwili mruknął - Co tak słabo? Adolfik was nie nauczył jak się bić? - wiedział, że umrze więc było mu to już obojętne.
Cios, kolejny i jeszcze jeden. Niemiec zakasał rękawy, Eddy ledwo widział na oczy.
- Nie porozmawiamy ? To może popatrzysz jak robię krzywdę twojemu koledze ?
Złapał za groźnie wyglądające szczypce.
Musiał chwilę odczekać aż ból minie bo był tak ogłuszający, że zaraz zemdleje. Bolała go cała twarz, usłyszał tylko szczęk szczypców. Teraz był w kompletnym gównie. - Wy się nadajecie tylko do straszenia szeregowców - wskazał głową na Dębskiego - Powinieneś najpierw potorturować majora, nie uważasz? - kłamał jak najęty bo nie widział innego wyjścia.
- Major ? A to zagadka ... myślałem, że kapitan Dębski - wymówienie nazwiska sprawiło mu kłopot, lecz Eddy był wstrząśnięty. Skąd on mógł to wiedzieć ? Teraz przeraził się nie na żarty. Niemiec ruszył ku kapitanowi ze szczypcami, chcąc zapewne powyrywać mu paznokcie.
- A skąd ty to wiesz? A no tak. Przecież wy macie wszędobylskich szpiegów. Więc któryś podał ci nieprawdziwe dane. Najwyższy stopień to major czyli ja - i uśmiechnął się prosto w twarz oficera jak pozwalała mu zaczynająca puchnąć twarz.
Niemiec już szedł ku Dębskiemu, śmiejąc się tylko, gdy do sali wszedł jakiś oficer niższego szczebla. Poszwargotali chwilę po niemiecku, i SSmann rzucił do nich
- Macie szczęście, ścierwa. Wrócę tu! - I wyszedł.
Dębski nic się nie odzywał, myślał tylko nad wyjściem z tej chorej sytuacji.
- Dobra kapitanie - wyszeptał - Teraz to będzie prawdziwy ubaw jak się stąd nie wydostaniemy. Wymyślił coś pan?
-Ej ty! Znasz angielski?! - krzyknął Adam do dość młodego wartownika.
Brak reakcji. Nawet nie spojrzał.
-Może on też jest nieprzytomny jak ci naukowcy? A może po prostu nas ignoruje...? - Zastanawiał się głośno po angielsku kapitan.
- Nie moim zdaniem to standardowe zachowanie fryców - Rzekł Eddy
Niemiec zerknął kątem oka i odwrócił wzrok. Miał nieco strapioną minę.
-Kurwa! -prawie zapłakał kapitan w swoim ojczystym języku...
- Ej ... jesteś polakiem ?! - Niemiec zdziwił się, mówiąc po polsku, Eddy nie zrozumiał go, akcent miał dość słaby, bardziej polski niż niemiecki.
- Ha! Od dziś “kurwa” to moje ulubione słowo! Skąd znasz polski? - Ucieszył się Adam.
- Mam w Polsce narzeczoną ... - burknął po czym wrócił do pozycji wartowniczej, z kamienną twarzą.
- Dlaczego służysz tym szwabom?! Oni nie mają skrupułów. Jak chcesz jeszcze zobaczyć narzeczoną to odwróć się od nich jak najszybciej! Rozwiąż nas! - Prosił Dębski
- Służę Rzeszy, jestem Niemcem, to mój obowiązek, taki sam jak dla was walka o wasz kraj. Nie mogę was uwolnić, zabiliby mnie ... albo jeszcze coś gorszego. Narzeczoną po wojnie zabiorę do Wiednia, ot co!
-Ty masz do czego wrócić, jak nie spieprzysz z tego miejsca to nie masz o czym marzyć. Ja już i tak nie mam nic do stracenia. Ty możesz jeszcze wywalczyć lepsze życie dla siebie i narzeczonej. -przekonywał Dębski.
- PO WOJNIE, wrócę do Niemiec, pojadę z narzeczoną do Wiednia, a wy nigdy nie opuścicie tego miejsca ... przykro mi. Nie mogę ...
- Skąd możesz wiedzieć, że wojna się skończy, nie wiesz nawet czy ją przeżyjesz - Kontynuował kapitan.
- Przeżyję. Dzięki temu miejscu wszyscy przeżyjemy, wygramy. Nic nie możecie zrobić! Przykro mi, naprawdę ...
- Może jakieś tłumaczenie bo ja nic cholery nie rozumiem! - zbulwersował się Eddy.
- Zobaczyłem żołnierza, takiego jak ty powieszonego na ścianie, widziałem ludzi, którzy rozstrzeliwali naukowców i ich jedli.
- Widziałeś JEGO ? Niemca owleczonego drutem ?
- Trudno go było nie zauważyć...
-Ale ty widziałeś go jeszcze raz, prawda ? Jak .. jak się żywił ? Więc to prawda ?
-Już sam nie wiem co jest prawdą, a co nie!
- Widziałeś go czy nie ?! - Niemiec był bardzo przerażony.
- A uwolnisz nas czy nie?
- WIDZIAŁEŚ GO ?! - Niemiec drżał ze strachu.
- Niestety tak...
Niemiec klął w swoim języku i wyjął bagnet. Ruszył do was.Następnie przeciął więzy.
- Uciekajcie, byle szybciej. Musicie iść na prawo do najbliższych drzwi, dalej nie wiem, mam kwaterę rzut kamieniem stąd.
- Wiedziałem, że się dogadamy - uśmiechnął się Dębski do Edwarda i ruszył w stronę drzwi, by udać się w kierunku wskazanym przez Erwina.
- Nazywam się Erwin Hellschnell, pamiętajcie o mnie ...
Eddy kompletnie ogłupiały ruszył za Dębskim ściskając dłoń żołnierzowi choć nie wiedział dlaczego. Zdecydował się trzymać kapitana bo co innego ma robić.
- Wiesz może gdzie jest nasza broń? - zapytał Dębski.
- Wasza ? Nie mam pojęcia, pewnie u jakiegoś oficera. Broni jest pełno w skrzyniach, coś sobie wybierzcie, a teraz znikajcie szybko, nim oficerowie się dowiedzą i doniosą to do niego ...
Dębski wyszedł z pomieszczenia. Poszedł tak jak został pouczony, rozglądając się uważnie w poszukiwaniu broni.
 
Morior jest offline