Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2011, 21:11   #26
Witch Elf
 
Witch Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Witch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znanyWitch Elf wkrótce będzie znany
II

Nazajutrz dwa lekkie transportery oderwały się od „Vittorii’.
W mniejszym podróżowali członkowie oddziału wraz z zasobami „rzeczy osobistych” .
Na drugim, większym statku, znajdowały się serwitory budujące, części radiolatarni, personel medyczny, badawczy oraz to wszystko co zdało się niezbędnym do budowy bazy.
Wszystko szło zgodnie z planem. Na niewielkim mostku nawigator nadzorował dokładność koordynatów z trajektorią lotu i obserwował panel kontrolny, na którym cicho pikała zielona ikona podążającego za wami zaopatrzenia.
Statki przygotowywały się do skoku w bramę.
Podczas podróży przez Immaterium wszyscy pozostali w swoich kajutach.

Lindeo odczuł to jako pierwszy. Gdy ćmiący ból głowy stawał się nie do zniesienia coraz bardziej wydawało się jasne co czeka po drugiej stronie. Osnowa załamywała się.
Aleksandra przebiegł zimny dreszcz. Ucisk skroni zwiastował ogromną aktywność psioniczną.

Statki wyprysnęły po drugiej stronie. Pilot i nawigator przekrzykiwali się przez komunikatory.
Na zewnątrz rozszalała się potężna burza.

Tshhh…tss… - „T2” !, „ T2”! – zabrzmiało nawoływanie nawigatora w głośnikach – zgłoś się. Mamy tu cholerną burzę!.. trzask… oddech… głębszy oddech…
- Poruczniku! – Simon usłyszał nawoływanie pilota – Nie mamy łączności z drugim statkiem!

Albriecht jako jeden z pierwszych pojawił się na mostku by zobaczyć wirujące, gęste chmury okrywające statek i planetę szczelnym korytarzem. Ogromne wyładowania były teraz słyszalne nawet wewnątrz . Starano się wciąż nawiązać łączność. Dowódca misji zorientował się co dzieje się ze wspomnianym „T2”. Pikający punkt korzystał z szansy, której wam nie dano, zawracał…
Głuchy grzmot wstrząsnął poszyciem statku, który odchylił się znacznie. Kontrolki rozszalały się sygnalizując poważne uszkodzenia. Wewnątrz rozległ się alarm. Podczas uderzenia został zniszczony jeden z silników. Zaczęliście opadać w stronę planety niemal bezwładnie.
Z chaosu jaki rozpętał się chwilę później każdy z was zapamiętał głównie wirujące płomienie gdy wpadaliście z burzy w atmosferę Corodii i ogromny wybuch rozrywający tył statku gdy byliście już kilkaset kilometrów nad dżunglą.

Ragnar stracił przytomność jako ostatni. Gdy trzymał się mocno blokując stawy zbroi zauważył jakieś ognie dalej na wschód. Wtedy doszło do zderzenia.




Ragnar był też tym, który obudził się jako pierwszy. Poruszył się trzeźwiejąc z oszołomienia.
Leżał tuż przy kokpicie. Z przedniej szyby wyzierała ogromna dziura a przez nią gruba gałąź przyszpilająca pilota do jego fotela. Okolica zbryzgana była krwią. Gdy uniósł się zobaczył nawigatora ze zmiażdżoną głową leżącego bezwładnie na największym z radarów. Obracając głowę dostrzegł Porucznika.


Simon żył. Dowiedział się o tym dzięki drzwiom na mostek, które teraz boleśnie dociskały mu nogę do podłoża. Ciężkie , wygięte, niemożliwe do podniesienia w pojedynkę.

Marcus leżał nieopodal części statecznika na mokrej ziemi. Część statku musiała wbić się szczęśliwie nieopodal pozostawiając jego ciało w jednym kawałku.. Przynajmniej dopóki się nie poruszył. Ramię przebite było jedną z wystających metalowych rur. Kilkanaście metrów dalej leżał Psionik i Zabójca.


Aleksander podniósł się ciężko wspierając na czymś metalowym, co okazało się ramieniem Kapłana Maszyn. Obaj byli nieopodal rozerwanego trapu. Wtedy też Golem otworzył oczy.

Zuriel był obolały na całym ciele. Rana na plecach zdążyła już zakrzepnąć. Musiało rzucać go po kabinie. Stół był strzaskany. Przez długi czas nie mógł się poruszyć. Gdy przeczuwał najgorsze – uszkodzenie kręgosłupa i paraliż poczuł przyjemną falę ulgi. Rozchodziła się po całym ciele od strony uda …

Zaczęło padać. Zimny wiatr poruszał koronami drzew niosąc zapach wilgoci i okropny fetor oddalonych kilka kilometrów bagnisk. Chyba dniało?

Szara burzowa pustka była tym co zobaczył Lindeo przez szczeliny maski.
Również spod niej uchodziły czerwone wstążki krwi z rozciętych warg. Pierwsze, ciężkie krople deszczu niosły ulgę .Uniósł głowę z grząskiej ziemi. Kilka metrów dalej pod strzaskanym drzewem, wśród dziwnego granatowego listowia leżał Revan. Widocznie dochodził do siebie.


Revan otworzył oczy i świat zawirował feerią niezliczonych barw. Czuł jak niesamowity ból rozsadza mu czaszkę. Nie miał pojęcia gdzie jest. Wszędzie dookoła widział płomienie, przez które zauważał pokraczne, poruszające się stworzenia. Poderwał się intuicyjnie sięgając po broń. Była tam… Przy jego dłoni. Niezawodny, lojalny karabin. Był nieco oszołomiony ale stanął na nogach. Uniósł lufę przymierzając się do strzału.
Nagle z ziemi nieopodal uniosła się niesamowicie wysoka sylwetka o stalowej twarzy. Płomienna materia spowijała niesamowita istotę, w której zaraz sierżant zaczął dostrzegać znane twarze. Pieprzonych skurwysynów z Torin, fanatyków Nowego Ładu . . .

Lindeo poczuł mrowienie na karku. Stojąc już obrócił się w stronę Ravena by zobaczyć jak wszystkie liście leżące teraz u jego stóp usychają na jego oczach.
 

Ostatnio edytowane przez Witch Elf : 10-02-2011 o 21:21.
Witch Elf jest offline