Ragnar wstał na nogi. Szum w głowie przypominał kaca giganta i jeszcze pilot i nawigator. Obaj zginęli. Widział krew, kończyny, nie lubił kiedy słudzy Imperatora ginęli, a cóż oni zawinili?
Przeciągnął się, nic go w sumie nie bolało...zbyt mocno. " Żadnych złamań" - dodał w duchu. Wziął do ręki ciężki bolter. Stał i patrzył jak reszta się przebudza. Powoli dochodzi do siebie. Wyglądało na to, że wszyscy wyznaczeni do misji żyją, przynajmniej część. Może ranni, mniej lub bardziej ale żywi. Wtedy ktoś krzyknął, chyba ten snajper, zwiadowca, zawadiaka. Ragnar podszedł bliżej. Dobiegł go krzyk... "skurwiele, niech któryś tylko podejdzie"... odbezpieczył broń i wyszedł naprzeciw potencjalnemu zagrożeniu.
-Imperator chroni... - I zawył jak opętany.
Czekał. Patrzył przed siebie, jednak nie widział ani hełm ani on sam nikogo. Zaczął zastanawiać się, czy nic się nie stało młodemu snajperowi i nie ma przywidzeń... ale z drugiej strony... Z pod maski wydobył się mechaniczny, nieludzki wręcz głos:
-Zidentyfikujcie się
Siła rzeczy odpowiedziała cisza. Nie wiedział w co celuje albo w kogo. Stał i czekał, nawet na jakiś ruch, cień, coś większego, cokolwiek. Myślał też, że może to są ocalali, może jednak ktoś przetrwał... Wiedział, że cokolwiek by się złego nie działo, ludzie wznosili modły do Imperatora. Marines byli odpowiedzią na te modły. Czekał, a każdy nerw miał napięty. Palec był przygotowany, by w ułamku sekund nacisnąć na spust. Broń wypluje kolejno naboje, łuski się posypią, niech tylko któryś podejdzie...
__________________ Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
Ostatnio edytowane przez one_worm : 11-02-2011 o 22:02.
|