Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2011, 12:06   #24
Knocknees
 
Knocknees's Avatar
 
Reputacja: 1 Knocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputacjęKnocknees ma wspaniałą reputację
Tęcza która pojawiła się przed południem była pierwszym znakiem dla nadchodzącej pogody, na zachodzie ciemne warstwowe chmur y leniwie posuwały się w ich stronę. Michel wiedział już że tylko kwestią czasu jest nadchodzącą zmiana pogody. Ciśnienie leciało na łeb i szyję a kilka godzin później na morzu pojawiły się długie, płaskie fale ciągnące pasma piany wzdłuż kierunku wiatru. Zresztą już nad ranem gdy przepływali obok jakiejś nienazwanej wyspy nisko latające ptaszyska wywołały w nim niepokój. Zjechał po olinowaniu na pokład i postanowił poszukać rzeczy która przez najbliższy czas będzie jego najlepszą przyjaciółką. Butelka rumu. Wychylił głęboki łyk i jakby na zawołanie wiatr zmienił kierunek ze zdwojona siłą.
- Stawiać żagle psubraty! Hyżo tam! Zobaczymy kto twardszy my czy on! – Kapitan wykrzyczał pierwsze rozkazy wskazując w zadumie na piętrzące się chmury. Kilka chwil później gdy na pokładzie rozległ się tupot uwijającej się załogi zawtórowały im pierwsze krople deszczu. Później rozpoczęła się walka z żywiołem przecinana komendami kapitana. Renard zabrał się za sprawdzanie mocowania wszystkich szalup i ruszył pomóc przy zabezpieczaniu armat i innego luźnego ładunku pod pokładem. Po morderczej walce dało się słyszeć zgrzyt piasku pod pokładem, prawdopodobnie po części pogoda a po części zamierzenia kapitana osadziły ich na wybrzeżu. Michel wyszedł na pokład, rozejrzał się dookoła i szybko uzmysłowił sobie że wcale nie wyszli z tego bez szwanku, co najmniej trzy dni zajmie przywrócenie łajby do stanu używalności jednak sądząc po minie kapitana może to zająć nawet więcej, ostatecznie nie było sensu ryzykować. Marynarze zebrali się na piaszczystej plaży gdzie kapitan po kolei przydzielał każdemu zadania. Na sam koniec zwrócił się do ostatniej szóstki osób w tym i Renarda.

- Wy zajmiecie się przeszukaniem tamtych ruin – kapitan wskazał na kamienne wierzchołki sterczące nad drzewami – wracacie tutaj przed zmrokiem. Zrozumiano?!
- Aye, aye! – zawtórowali mu wszyscy. Michel rozejrzał się po towarzyszach. Dwójka wypucowanych czyścioszków wyglądających jakby nigdy nie pobrudzili się przy pracy na łajbie, psubrat któremu trzęsły się dłonie, prawdopodobnie z powodu niskiej ilości grogu we krwi, młodzik który biegał oczami po wszystkim i wszystkich dookoła i ta kobieta którą w innych okolicznościach zapewne próbował by już wciągnąć do łóżka. Spojrzał na swoją naciągniętą koszule z lekko sprutymi żabotami i lekko wyblakły płaszcz wytarty na łokciach tak jakby szorował nimi pokład. Poprawił kukrisy zatknięte za pasem i uśmiechnął się w myślach „To naprawdę będzie ciekawa wyprawa”. Kiedy ruszyli Renard zamykał pochód ciesząc oczy krągłościami kobiety idącej z przodu. Pociągnął łyk z podręcznej butelki i uświadomił sobie że jest w tej kobiecie coś bardzo pociągającego, kwestią czasu będzie rozszyfrowanie co. Kilka minut później stali przed kamiennymi ścianami budowli. Wszyscy rozglądali się po kamiennych posągach i malowidłach na ścianach, jednak uwagę kreola przykuło coś zupełnie innego przykucnął przy pniu drzewa na którym odpoczywała jaskrawo ubarwiona żabka. Sięgnął za pazuchę wyciągając pusty woreczek po prochu po czym przykrył nim płaza. Pamiętał że te jaskrawe żabki produkują na ciele truciznę która idealnie nadaje się do polowania. Podniósł wzrok kiedy szczyl rozgadał się o Atlantydzie. Pokiwał głową i ruszył za towarzyszami.
 
__________________
Take what you want and give nothing back
Knocknees jest offline