Sprawy się komplikują. Pierwotnie miało to być proste zadanie z cyklu: pojedź/odbierz/przywieź co prawda niecodziennym i nie zawsze przyjemnym towarzystwie ale proste. Teraz okazało się, że marines zaginęli. Przyjechali, odebrali rzecz, zabawili dzień w Detroit i... wsiąkli.
Co się z nimi stało? Może postanowili zwiać, w końcu każdy wie, że części do transportera opancerzonego opchnie się wszędzie. W takim wypadku szukaj wiatru w polu a raczej opancerzonego hummera z półcalówką i ósemką komandosów w środku.
Zawsze pozostaje opcja, że Schultzowie ich zniknęli. Mieli środki, mieli okazje... Nie mieli motywu, przynajmniej na razie. Mimo to dla niektórych z Was ciągle nie opuszczało przeczucie, że są oni w to zamieszani.
Ale to nie koniec opcji. Zwyczajnie podczas powrotu ktoś mógł na nich napaść. Co prawda potrzebowałby do tego materiałów wybuchowych lub wyrzutni rakiet. A kto w dzisiejszych czasach tym dysponował? W sumie to Wy, SSA, FA, Hegemonia, Schultzowie i... Zwiadowczy. To właśnie nazwa "Trzeci Zwiadowczy" jakoś ciągle niepokoiła część z Was.
Tylko kto miał motyw? SSA, FA i Hegemonia odpadały raczej. Jeżeli to były części przeznaczone na Front to na rękę im było by NJ je miało. W końcu nikomu nie zależało na zwycięstwie Besti. Zawsze mógł to być jakiś gang, który połasił się na sprzęt marines. Ot jadą sobie i nadziali się na gangerów z ciężkim sprzętem.
Zawsze mogli też spotkać Molocha lub wkurwić kogoś w Detroit. Sand Runners, Ósmą Mile, Hurronów...
Pomysłów co mogło się stać było dużo, szkoda tylko, że tak mało tropów.
Postanowiliście podzielić się na trzy grupy.
Pierwsza pod wodzą DeLucci w osobie Newsom i Debneya miała oficjalnie, nieoficjalnie po rozpytywać się to tu, to tam. Przewodnik mógł wiele ułatwić ale i utrudnić śledztwo.
Dlatego druga grupa miała rozpytać się zupełnie niezależnie. W końcu kto odmówi dla Scorcha, Grant i Dentona gdy użyją swego uroku osobistego. Cała trójka zgodziła się z całą pewnością fanatyków pukawek, że inna grupa fanatyków pukawek musiała pójść do "Parabelum", chociażby po to by pogapić się na wypasione klamki. I wcale nie chodziło tutaj o zrobienie zakupów.
Ostatnią grupą "przewodził" Michael. Na lekką sugestie Jamesa od razu stwierdził, że z chęcią spotka się na kielicha z znajomkiem z Ósmej Mili. Nie miał też nic przeciwko towarzystwu takich dusz towarzystwa jak Piątka czy Jacob. Wasz "szef" jakoś nie oponował i nie rzucał się, że to on tutaj dowodzi.
Oczywiście nie tylko Wy interesowaliście się losem zaginionych marines. Ambasadora opuścił Matthew Schultz w towarzystwie dwóch "garniaków" wyglądających jak gladiatorzy z Hegemoni. Na pewno dostaną odpowiedzi na swoje pytania, to już w kwestii pytanych było by mogli jeszcze jeść coś innego niż kleik. A może mieli zrobić coś zupełnie odwrotnego? Zatrzeć ślady, upewnić się, że nikt już nie powie tego co nie trzeba?
Gdy Michael odjechał busem a trójka wojskowych poszła "popytać się" w sklepie z bronią do Jamesa podszedł Wasz przewodnik. Zdecydowanie nie wyglądał jak Schultz, nie nosił idealnie skrojonego garnituru a gdy się odezwał nie mówił z tą sztuczną elegancją.
- Nazywam się Steve i mam Was zaprowadzić gdzie będziecie chcieli. Ja to bym zaczął od barów, sklepów z bronią może Strefy. Jak się ściemni możemy zahaczyć o kluby i burdele.
John Grant, Scorch, Bob Denton
Aby trafić do "Parabelum" musieliście na dobrą sprawę przejść tylko na drugą stronę granicy. Minęliście strefę z drutu kolczastego bezpośrednio przy hotelu bez problemów. Strażnicy musieli zostać o Was uprzedzeni.
Nad klatką schodową ściętego ale o dziwo nie mocno zniszczonego wieżowca wisiał czerwony neon "Parabelum". Mimo dnia zapalony, na prądzie zdecydowanie nie oszczędzali.
Weszliście do środka a potem po schodach, sklep chyba się mieścił na parterze w jednym z mieszkań. Parter się zgadzał, sklep jednak zajmował całe piętro, ktoś poburzył ściany.
Na całej długości do ścian poprzykręcane były różnego rodzaju bronie. I to nie jakieś stare M4 czy powojenne AK, wszystko było odnowione i w idealnym stanie. Widzieliście tu prawdziwe rarytasy.
Barretta w wersji bullpup:
Czy futurystyczne FN2000
Widzieliście też mniej futurystyczne bronie jak stare dobre MP5SD:
czy rosyjskiego wujka kałacha z wielkim magazynkiem:
Miejsce wyglądałoby jak raj każdego fana militariów gdyby nie jedno, ceny. W dolarach nowojorskich przebitka była trzy lub nawet cztery krotna, trochę lepiej sprawa wyglądała jakbyście płacili nabojami. Pod każdą bronią była tabliczka z ceną w dolarach, nabojach 5,56 i 9 mm. Gdzieniegdzie wisiały tabliczki z przelicznikiem na inne naboje.
Po sklepie kręciło się paru facetów w garniakach z delikatnymi wypukleniami pod marynarkami. Ochrona nie była jakaś nachalna, w końcu na przeciwko była główna siedziba Schultza. Broń na pewno była niezaładowana a zdjęcie jej ze ściany i nabicie zajęłoby zdecydowanie dłużej niż przybycie odsieczy.
Na Wasze spotkanie wyszedł starszy, siwawy mężczyzna z potężnym wąsem.
- Witamy w "Parabelum". Panowie jak widzę prosto z podróży. Nazywam się Harry Cohen, czy mogę w czymś pomóc?