Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2011, 15:13   #38
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Sprawy się komplikują. Pierwotnie miało to być proste zadanie z cyklu: pojedź/odbierz/przywieź co prawda niecodziennym i nie zawsze przyjemnym towarzystwie ale proste. Teraz okazało się, że marines zaginęli. Przyjechali, odebrali rzecz, zabawili dzień w Detroit i... wsiąkli.

Co się z nimi stało? Może postanowili zwiać, w końcu każdy wie, że części do transportera opancerzonego opchnie się wszędzie. W takim wypadku szukaj wiatru w polu a raczej opancerzonego hummera z półcalówką i ósemką komandosów w środku.
Zawsze pozostaje opcja, że Schultzowie ich zniknęli. Mieli środki, mieli okazje... Nie mieli motywu, przynajmniej na razie. Mimo to dla niektórych z Was ciągle nie opuszczało przeczucie, że są oni w to zamieszani.
Ale to nie koniec opcji. Zwyczajnie podczas powrotu ktoś mógł na nich napaść. Co prawda potrzebowałby do tego materiałów wybuchowych lub wyrzutni rakiet. A kto w dzisiejszych czasach tym dysponował? W sumie to Wy, SSA, FA, Hegemonia, Schultzowie i... Zwiadowczy. To właśnie nazwa "Trzeci Zwiadowczy" jakoś ciągle niepokoiła część z Was.
Tylko kto miał motyw? SSA, FA i Hegemonia odpadały raczej. Jeżeli to były części przeznaczone na Front to na rękę im było by NJ je miało. W końcu nikomu nie zależało na zwycięstwie Besti. Zawsze mógł to być jakiś gang, który połasił się na sprzęt marines. Ot jadą sobie i nadziali się na gangerów z ciężkim sprzętem.
Zawsze mogli też spotkać Molocha lub wkurwić kogoś w Detroit. Sand Runners, Ósmą Mile, Hurronów...
Pomysłów co mogło się stać było dużo, szkoda tylko, że tak mało tropów.

Postanowiliście podzielić się na trzy grupy.
Pierwsza pod wodzą DeLucci w osobie Newsom i Debneya miała oficjalnie, nieoficjalnie po rozpytywać się to tu, to tam. Przewodnik mógł wiele ułatwić ale i utrudnić śledztwo.
Dlatego druga grupa miała rozpytać się zupełnie niezależnie. W końcu kto odmówi dla Scorcha, Grant i Dentona gdy użyją swego uroku osobistego. Cała trójka zgodziła się z całą pewnością fanatyków pukawek, że inna grupa fanatyków pukawek musiała pójść do "Parabelum", chociażby po to by pogapić się na wypasione klamki. I wcale nie chodziło tutaj o zrobienie zakupów.
Ostatnią grupą "przewodził" Michael. Na lekką sugestie Jamesa od razu stwierdził, że z chęcią spotka się na kielicha z znajomkiem z Ósmej Mili. Nie miał też nic przeciwko towarzystwu takich dusz towarzystwa jak Piątka czy Jacob. Wasz "szef" jakoś nie oponował i nie rzucał się, że to on tutaj dowodzi.

Oczywiście nie tylko Wy interesowaliście się losem zaginionych marines. Ambasadora opuścił Matthew Schultz w towarzystwie dwóch "garniaków" wyglądających jak gladiatorzy z Hegemoni. Na pewno dostaną odpowiedzi na swoje pytania, to już w kwestii pytanych było by mogli jeszcze jeść coś innego niż kleik. A może mieli zrobić coś zupełnie odwrotnego? Zatrzeć ślady, upewnić się, że nikt już nie powie tego co nie trzeba?

Gdy Michael odjechał busem a trójka wojskowych poszła "popytać się" w sklepie z bronią do Jamesa podszedł Wasz przewodnik. Zdecydowanie nie wyglądał jak Schultz, nie nosił idealnie skrojonego garnituru a gdy się odezwał nie mówił z tą sztuczną elegancją.



- Nazywam się Steve i mam Was zaprowadzić gdzie będziecie chcieli. Ja to bym zaczął od barów, sklepów z bronią może Strefy. Jak się ściemni możemy zahaczyć o kluby i burdele.

John Grant, Scorch, Bob Denton
Aby trafić do "Parabelum" musieliście na dobrą sprawę przejść tylko na drugą stronę granicy. Minęliście strefę z drutu kolczastego bezpośrednio przy hotelu bez problemów. Strażnicy musieli zostać o Was uprzedzeni.
Nad klatką schodową ściętego ale o dziwo nie mocno zniszczonego wieżowca wisiał czerwony neon "Parabelum". Mimo dnia zapalony, na prądzie zdecydowanie nie oszczędzali.
Weszliście do środka a potem po schodach, sklep chyba się mieścił na parterze w jednym z mieszkań. Parter się zgadzał, sklep jednak zajmował całe piętro, ktoś poburzył ściany.
Na całej długości do ścian poprzykręcane były różnego rodzaju bronie. I to nie jakieś stare M4 czy powojenne AK, wszystko było odnowione i w idealnym stanie. Widzieliście tu prawdziwe rarytasy.
Barretta w wersji bullpup:




Czy futurystyczne FN2000



Widzieliście też mniej futurystyczne bronie jak stare dobre MP5SD:



czy rosyjskiego wujka kałacha z wielkim magazynkiem:



Miejsce wyglądałoby jak raj każdego fana militariów gdyby nie jedno, ceny. W dolarach nowojorskich przebitka była trzy lub nawet cztery krotna, trochę lepiej sprawa wyglądała jakbyście płacili nabojami. Pod każdą bronią była tabliczka z ceną w dolarach, nabojach 5,56 i 9 mm. Gdzieniegdzie wisiały tabliczki z przelicznikiem na inne naboje.
Po sklepie kręciło się paru facetów w garniakach z delikatnymi wypukleniami pod marynarkami. Ochrona nie była jakaś nachalna, w końcu na przeciwko była główna siedziba Schultza. Broń na pewno była niezaładowana a zdjęcie jej ze ściany i nabicie zajęłoby zdecydowanie dłużej niż przybycie odsieczy.
Na Wasze spotkanie wyszedł starszy, siwawy mężczyzna z potężnym wąsem.
- Witamy w "Parabelum". Panowie jak widzę prosto z podróży. Nazywam się Harry Cohen, czy mogę w czymś pomóc?
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline