Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2011, 16:28   #49
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Upadł boleśnie na kolana zanurzając się po pas w mulastej śmierdzącej solą i zepsuciem wodzie. Miał jeszcze siłę. Czuł gorąc głębokiej rany. Jak uchodzi z niej krew. Jak do ciała wdziera się słona, parząca wręcz toń. Dłonią w ostatniej chwili przytrzymał się gałęzi jakiegoś powalonego przez morze miłorzębu. W sam raz ratując się przed całkowitym pogrążeniem w ciemnej, nieruchomej wodzie, która zdawała się przywoływać go do siebie. Swoim przejmującym chłodem... czarną pustką... jego własnym przegranym obliczem obnażającym przeklętymi łzami chłopięcą słabość. Odartym z dumy i bushido. Bo przecież już nie liczyło się kim był, co tu robił, ani co powinien.

Trwał tak przez chwilę z zamkniętymi oczami niebaczny na zbliżających się z tyłu Oni. Właściwie na nic nie baczny. Jakaś dziwna, szara mżawka spowiła jego myśli. Nie dało się z niej niczego jasnego w przesłaniu wyciągnąć. Bezwiednie niemal wstał i ruszył w kierunku, który wzbudzał w nim najwięcej emocji. To one stopniowo ożywiały go coraz bardziej. Chód zmienił się w trucht, a trucht w bieg. Nieopatrzone ramię zaczęło krwawić intensywniej w miarę szybszego bicia serca. Drętwieć w końcu z zimna. Ale emocje były coraz jaśniejsze. Przebijały się przez morską bryzę, która tak beztrosko owiewała teraz obszar śmierci i zniszczeń. Śpiesz się, mówiły. Śpiesz i działaj samuraju. Krew krwią spłać.

Jaskinia była już niedaleko...

***

Słów napotkanego ronina nie rozumiał prawie w ogóle. Kim był ten bezpański samuraj o znajomej twarzy nie miało w tej chwili znaczenia. Jednak stan w jakim się znajdował, oraz ten charakterystyczny wyraz twarzy, sprawiły, że na moment zniknęło wszystko. Mżawka, emocje, tępy ból i zimno. Za to znów pojawili się ścigający go Oni. Służalcze demony maho nie ustępowały. Chciały skończyć to co ktoś zaczął w znajdującej się nieopodal jaskini. Znów słowo „cesarz” nabrało swojej właściwej mocy... Ronin skinął mu głową, ale on nie odpowiedział. Za to bardzo dokładnie wbijał sobie w pamięć wygrzebane gdzieś z wspomnień imię Juriu Katashi. Coś mu mówiło, że samuraj ten odmienił niewielką część bardzo ważnej historii...

Pognał dalej. Wysokie skały zamajaczyły za skoszonymi jak łany gryki drzewami. Potykając się i przeskakując pokonywał te ostatnie sto kroków czując już na wysokości grdyki ból, który będzie musiał zaraz przełknąć... Z pluskiem runął w stojącą wodę, ale podniósł się od razu. Wbiegał już na skały. Wejście do groty ziało czernią i chłodem. Wparował do środka i...

Jaskinia nosiła znamiona niedawnych odwiedzin. Ślady krwi innej niż jego. Prowizoryczny opatrunek. Tylko koni brakowało. Bułany Buruberu i dereszowata Płosząca Wrony wnosząc po doskonale znanych Risu śladach kopyt w naniesionej do jaskini przez wiatr, rozmiękłej teraz ziemi prowadziły na wschód. Wyszedł więc... O własnych siłach? Wyprowadzony przez kogoś? Ślad nie wskazuje na szarpaninę. Wyszedł dobrowolnie... Niosąc na swoim grzbiecie coś, lub kogoś. Komu by pozwolił? Chyba tylko Pannie Wojny, lub Yuki... Yuki. Ukochana Hanu! Wysłał ją w stronę domku myśliwskiego w lesie wraz z Mayu. Uciekali przed Oni. Gonili porywacza cesarskiego syna... Juriu Katashi... Fujita... Bayushi... O, nie...

Wypadł biegiem z jaskini.

***

Z biegu szybko przeszedł w ledwo żywe snucie się. Buty były w strzępach. Nogi i stopy poharatane na całej długości. Pozytywne było to, że nie czuł bólu. Samuraj zwyczajnie był na skraju wykrwawienia. Z trudem odcięta wakizashi gałąź wiązu umożliwiała jeszcze przemieszczanie się. W końcu wyszedł z zalanego obszaru. Za linią drzew dostrzegł w końcu domek. Niewielki, drewniany stojący samotnie na środku polany. Na krużganku stała Kayami i Shosuro. Wyglądali na całych i zdrowych.
Tych ostatnich kilkudziesięciu kroków prawie w ogóle nie pamiętał. Ktoś go wsparł na swoim ramieniu, ktoś uniósł głowę i odrzuciwszy kij wsparł na drugim. Gdy ułożono go na skórach na podłodze, dojrzał wśród obecnych Mayu i Yuki. Dotarły więc bezpiecznie... Obok niego leżało ciało jakiegoś samuraja...
- Czy... - chciał zapytać kobiety jednak głos uwiązł mu w gardle. Świadomość migotała jak wątły płomień smaganej wiatrem świeczki. Wiśniowej świeczki, pomyślał nagle rozbawiony. Nie. Najpierw musiał przekazać ważniejsze wieści. Inaczej nic nie będzie miało sensu. Uzdrowicielka chciała go uciszyć, ale Numoko powstrzymał ją - Fujita i Bayushi... Pomagają magowi maho. Porwali i dziecko i cesarza - ciemność przesłoniła mu wzrok. Ale nadal wszystko wyraźnie słyszał i wiedział, że oczy ma nadal otwarte - Niedawno przeszli przez zalany obszar. Jeśli... Jeśli nie byłyście w jaskini... to znaczy, że udali się na wschód.
Czekał przez chwilę na ich słowa, ale nikt nic nie odpowiedział. W ogóle było bardzo cicho. A może mu się tylko tak wydawało.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline