Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-12-2010, 21:33   #41
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4XZkLmomNgA[/MEDIA]

Trzeba uwolnić dziecko Miruko.
Trzeba wynieść je z tego wnętrza, małe, mokre, białe, w ramionach matki, płaczące, to jedyne możliwe wyjście trzeba tylko, w labiryncie, znaleźć do niego drogę.

Muszę uwolnić dziecko Miruko. To jedyne możliwe pożegnanie, ostatnia nitka sensu, zimowy kwiat. Muszę, bo nie każda wiara umiera. Bo piękno powinno trwać.
Jest taki plan, w którym, nie zginiemy tu wszyscy. W którym przetrwa matka i przetrwa dziecko, może dziewczyna co wylewa łzy z powodu miłości przeklętej, bo jeszcze nie wie, że miłość przeklęta być nie może, albo mężczyzna który tak kocha to kim jest, że przypomina cieszącego się każdym oddechem chłopca, mężczyzna mimo maski zupełnie niewinny, może przetrwa sroga lojalność łuczniczki, nieczuła opiekuńczość wojownika, skończone, zamknięte, idealne choć ich lśnienie prosi się o rysy, o szansę stania się pięknem.

Czym są kreatury broniące chaty? Jak sprawić by odeszły od wejścia?

- Trzeba odciągnąć strażników od domostwa.- głos Kayami brzmiał pewnie. Jakby od zawsze dowodziła innymi i dobrze wiedziała, co powiedzieć. Brzmiał jak trzeba. Pewność przywódcy tworzy zwycięstwo. - Mają za zadanie bronić jej wejścia, więc muszą być przekonane, że to my, atakujący jesteśmy właściwym wrogiem. Jest nas ośmioro, trzy osoby, w tym Miruko muszą schować się i w czasie walki, choćby nie wiem jak bardzo chciały pomóc reszcie, nie mogą się pokazać. My, ci, którzy zaatakujemy frontalnie, ci którzy przeżyją pierwsze starcie, bo w końcu przegramy, będziemy uciekać. Ale musimy tak rozwścieczyć przeciwników by poszli za nami. To nasze zadanie. Nie zwycięstwo. Ich wściekłość i chęć odwetu. Pogoń. Damy radę – uśmiechnęła się - Jestem pewna.
Wtedy Miruko uwolni syna.
Zostaną wam, Miruko, trzy osoby, w tym najprawdopodobniej parający się maho czarnoksiężnik, ale nie będą się niczego spodziewać. Macie szansę.


Szansę, za którą zapłacimy krwią, ale to chyba oczywiste, nawet jeśli kiedyś nie było, stało się takim, gdy kami wody zaczęły ten taniec. Temu nie da się zapobiec, choć Kayami zrobi wszystko by śmierć nie dotknęła tych obcych, bliskich ludzi.
- Zacznę ten atak. Wyjdę. Będę płakać i prosić by oddali mi syna. Sprowokuję śmiech i kpinę, a potem poruszę ziemię.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 03-01-2011, 01:34   #42
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Im bardziej zbliżali się do osady, tym intensywniej czuł rytm uderzeń swojego serca. Obawiał się przez chwilę, że to może strach, że w chwili gdy działanie jest ważne, może nie starczyć mu odwagi. Ale nie… To było coś innego. Przypominało bardziej przeczucie tej drugiej fali. Tej która ma dopiero nastąpić. Tej ostatecznej. Jakby gniew morza nie pochłonął wszystkich którym było to przeznaczone i wytrącony z równowagi większy plan naprawi ten błąd niosąc śmierć tam gdzie żywioł nie dał rady. Bo Risu to właśnie czuł. Zimny oddech śmierci wysoko na karku. Krab i Lwica wydawali się być bardziej spokojni i zdeterminowali, ale gdy tak wędrowali, dostrzegł, że Numiko też ogarnął niepokój. Powiedziała, że idzie do osady… bo on dokonał takiego wyboru. Z tego samego powodu Tokage-san zdecydował się iść za Kayami. Czyżby i w tym był jakiś plan Fortun? By zapewnić pomoc tym, którzy nieświadomie tak bardzo jej potrzebują? Obejrzał się na Żurawkę tak nagle, że dziewczyna mimo iż wyczerpana przedzieraniem się przez zrujnowany las, zarumieniła się i odwróciła twarz, na której zdążył jednak wykwitnąć uśmiech. Potrząsnął głową. Powinien już się był przyzwyczaić do tego, że to w czym zaczął uczestniczyć zastąpiwszy Honou wykracza poza jego granicę pojmowania… Honou… Fortuny chciały, żeby on tu był. Czego mogły od niego oczekiwać?... no i znowu to robi. Skup się żeż Risu!

Ruiny osady śmierdziały. Tak bardzo jak tylko może morze śmierdzieć. Rozkładem, wodorostami i śmiercią. Ciemne chmury szczelnym kordonem odgradzały słońce od tego grobowca. Jakby ktoś wygnał Fortuny z tego jednego miejsca… pobiegli do pawilonu cesarskiego, ale z niego też niewiele zostało. Jedna ledwie ściana… Ciała shugenja były świadectwem niezmiernie ważnej walki, która się tu odbyła. Risu podszedł do jednego z nich i odwrócił je na bok by ujrzeć mon domu cesarza.
- Wszystko na nic… – mruknął gniewnie Hida – Nie mieli żadnych szans… Ale taka zdrada…
Risu odwrócił ponownie martwego shugenja na wznak na plecy. Gdy jednak utopiona twarz ujrzała niebo, mętne oczy otworzyły się kierowane jakimś niewypowiedzianym rozkazem. Risu krzyknął i odskoczył od zwłok, które zaczęły się podnosić.
- Maho!!! – ostrzegł pozostałą trójkę, która już też zobaczyła co się święci.
Zbili się w czwórkę obserwując jak z każdej strony powstają z martwych zwłoki heiminów, samurajów i dostojników, obracając się w ich stronę. Przygotowali broń, bezskutecznie szukając wzrokiem bezpiecznego przejścia przez nieumartych.
- Są ich setki… – szepnęła Numiko drżącym głosem - Nie przedrzemy się przez całą osadę!
Zmarli zaczęli powoli zbliżać się do nich.
- Powstali dopiero gdy zbliżyliśmy się do pawilonu cesarskiego – zauważył Risu. Sam nie słyszał swoich myśli i toru jakim podążają w tym dramatycznym momencie – Ktoś nas musi obserwować. Z bardzo niedaleka. Shugenja Maho… Może jeśli go zgładzimy…
- Musimy się rozdzielić i go znaleźć – Lwica podchwyciła pomysł – Ja pójdę z Hidą w dół osady, a ty i Numiko idźcie naprzeciw na tyły pawilonów. To nasza jedyna szansa, by się stąd wydostać!
Skinęli sobie głowami i w głębi ducha przygotowując się na najgorsze, skoczyli w wybranych wcześniej kierunkach. W pełni już ożywieni Oni, rzucili się na nich z przeciągłym jękiem.
- Trzymaj się mnie Numiko – powiedział do biegnącej obok wystraszonej Żurawki. Też się bał. Ale bardziej chyba o nią niż o siebie – Trzymaj się blisko mnie. Nie zostawię cię...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-01-2011, 11:14   #43
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Pod chatą

Płacząca i błagająca o zwrot dziecka shugenja nie wzbudziła szyderczego śmiechu. Reakcją było natychmiastowe rzucenie się do ataku. Tak gwałtownego i szybkiego, że kobieta ledwo zdołała złożyć dłonie do inkantacji a już nad jej głową wznosiła się katana pędzącego do ataku, wrogiego samuraja. W miejscu osadziła go najpierw jedna a potem druga strzała. Niestety nie był jedynym atakującym. Drugiego powstrzymała Kashiko. Trzeci w zamieszaniu chybił klęczącej a wtedy ... ziemia zadrżała. Zarówno nadbiegające stwory, wrodzy samurajowie, jak i sojusznicy wylądowali w błocie. Rozpoczęło się tarzanie po ziemi i tłuczenie w rozmiękłej ściółce. Jeden z Oni uchwycił w pazurzastą łapę stopę czarodziejki i przyciągnął kobietę do siebie. Z trudem utrzymała koncentrację do czasu gdy nadbiegł Tokage i trzema ciosami pozbawił stwora żywota. Dzięki jakim umiejętnościom i koncentracji utrzymywał równowagę na trzęsącej się i śliskiej nawierzchni - nie wiadomo. Trafił jeszcze dwóch innych, nim w końcu ucapił czarodziejkę za kołnierz kimona i zaczął ciągnąć w stronę lasu. Teraz i on nie ustał i padł. Ciągnął więc cudem pogrążoną w koncentracji shugenja na klęczkach.
Za nimi zaś pancerna Otaku toczyła błotny bój z przeważającymi siłami wroga. Wakizashi cięło w wszystkich kierunkach a na jej zbroję spadały ciosy maczug i łap. Gdyby nie gniew ziemi i nadlatujące czasem strzały padła by już dawno. Wszak jej siłą był koń. Wtedy to nadleciał Buri, wynurzył się z nad drzew i spikował na walczących zionąc ogniem. Kashiko była na to gotowa i skuliła się chronią twarz przed płomieniami. Oni zaczęli wrzeszczeć. Tylko jeden z nich nie zareagował na płomienie i potężna maczuga opadła na zgięte plecy samuraj-ko. Zadudniło.

Zburzona wioska

Zadudniło, gdy dwoje ciężkozbrojnych wpadło pomiędzy nieumarłych niczym patyk dziecka w stos liści. Ta dwójka mogła sobie na to pozwolić. Ciężkie zbroje kraba i lwicy stanowiły ochronę. Wzajemne osłanianie pleców dawało pewność przejścia. Wiedza o Oni strażnika muru i wojenne okrzyki berserkerki zwiększały ich szansę. Nie wiedząc o tym, każde z nich popełniło straszliwy błąd.
On zapomniał, że to co oczywiste dla niego, jest tajemnica dla innych. On był świadom, że każde dotknięcie przez Oni, każda rana, każde zwarcie może spowodować skazę cienia. Wiedza tak intuicyjna dla krabów ... że aż zbyt trudna do zapamiętania.
Ona wrzaskami ściągała jeszcze więcej stworów, gdzieś z daleka, z obrzeży wioski, z plaży i pól, gdzie woda zostawiła porwanych. Te wszystkie istoty podążały teraz ku centrum osady.
Znacznie trudniej mieli lekkozbrojni. On w zwykłej samurajskiej zbroi, nie mógł liczyć na to, że powstrzyma pały i maczugi czy nawet wyciągane przez stwory miecze. Szczęściem broń niosły nieliczne. Nie musiał obawiać się pazurów. Bez konia i w pancerzu utracił jednak tradycyjną dla jednorożców zwrotność i ruchliwość. Nadal była znacznie wyższa niż kraba i lwicy ... ale nie górował już tak bardzo nad przeciwnikami. Nie mógł bezkarnie doskakiwać i oddalać się.
Ona w podartej wędrówką przez las tunice nie miała żadnej osłony. Każdy pazur czy miecz mógł być końcem ucieczki. Postawiła na zwinność i talenty tancerskie. Skakała, wirowała, unikała ... ale na błotnym podłożu pokrytym porozrzucanymi przedmiotami był to niezwykły hazard. Na razie fortuny sprzyjały obojgu.
Szukano gdzieś maga ale ... najwyraźniej go nie było. Może przeoczyli go, może umknął a może ... nigdy go tu nie było i jednorożec pomylił się. Kordon zaciskał się coraz bardziej. Coraz trudniej było wymykać się przeciwnikom. Coraz wolniej reagowała też zmęczona tancerka. Na małym placyku mieli kilka sekund wytchnienia. Gdzieś z oddali wiatr przyniósł okrzyk lwicy - Tu nie ma, idziemy do Was!.
Numiko spojrzała na Risu. W oczach dziewczyny nie było już nadziei.
- Okłamałam Cię - powiedziała - Jestem Yuki. Chciałam ... zrobić mu niespodziankę ... - potem szybko odwróciła głowę.
W blasku piorunów przez moment pojawiła się wolna od stworów droga na zewnątrz. Oczywiście nie przez kilkanaście pierwszych metrów. Tu kordon był dość zwarty. Ale dalej ... istniała możliwość ucieczki.

Pod chatą

Strzały nie robiły na Oni większego wrażenia. Stwory pełzły w kierunku lasu. Za to z wrogich samurajów żaden nie stanowił już zagrożenia. Może Oni zdołałby pokonać latający Togashi, ale ogień szybko gasł w deszczu a po pierwszym przelocie w następnych używał już tylko swojego wakizashi. Na dokładkę, zaczynała się linia drzew.
Nagle gniew kami się skończył. Siedem Oni zerwało się do biegu. Tak jak i uciekająca trójka - Kayami, Kamikamu i Tokage.

* * *

Dwie małe kobiety i szczupły mężczyzna wybiegli z lasu i przypadli do ściany domu. W rękach jednej pojawił się płonący miecz. Druga ujęła w dłoń jakiś zwój. Krótka rozmowa spojrzeń. Pierwszy do środka wpadł Kakita. Ciął pierwszego z napastników, uchylił cios tego z naprzeciwka i runął ku trzeciej osobie w pokoju. Druga była Hoshi, która z płonący mieczem stanęła na przeciwko ...

... twarz Arashiego nie wyrażała żadnych emocji. Pusty oczodół nie krwawił już a tylko czerniał przy krawędziach. Ostrze Kakita trzymane przezeń w dłoniach poruszało się jednak z dawną precyzją. Cera zdążyła pokryć się szarym nalotem. A zostało tylko siedem dni ...

... Ognista katana z trudem odbiła pierwsze cięcie wroga. Drugie drasnęło nadgarstek. Asako nie była wstanie przejść do ataku ... czemu jednak nie spopieliła wroga?

W zamian Miruko zamachała dłońmi i samuraj stanął w miejscu w postaci jadeitowej figury. W tej samej chwili w głębi chaty upadło ciało trzeciego z "mieszkańców". Stary samuraj nie sprostał naporowi szermierza żurawi. W chacie nie było czarnoksiężnika. W chacie nie było też dziecka. Za to w drzwiach pomieszczenia pojawiło się trzech kolejnych wrogów.
 

Ostatnio edytowane przez Bothari : 07-01-2011 o 09:32. Powód: spóźniona korekta
Bothari jest offline  
Stary 10-01-2011, 13:13   #44
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Kayami od Trzęsień Ziemi - ciągnięta przez Shosuro czuła gdzieś w środku ten pusty śmiech, który nie był niczym dobrym, bo oznaczał rezygnację, pustkę cynizmu, nawet już nie gorzką, bo przecież gorycz to tylko brzydsza wersja smutku, brzydka wersja piękna. Ale utrzymała koncentrację, nic nie wykipiało na zewnątrz. Zagłuszała ten śmiech ze środka, słowami, które powinny coś znaczyć: Miruko, dziecko, O… O … Okada, Miruko dziecko Okada, mirukodzieckoOkada, mirukodzieckookada…

Potem kami uspokoiły się a oni biegli, jakiś czas we troje, nie wiedziała gdzie byli Kashiko i Buri, próbowała, bez sensu, usłyszeć płacz syna tamtej, nie miał szans przedrzeć się przez deszcz i hałas tej ucieczki, więc go sobie wyobraziła i chciała stanąć choć na chwilę, posłuchać, ale Shosuro pilnował i ciągnął ją, rwąc ramię boleśnie, aż wreszcie znalazła w sobie siłę by się oswobodzić. W ręku samuraja pozostał kawałek niebieskiego kimona. Biegła nadal, kłamiąc samym ruchem.
Co on do cholery sobie myśli, gdzie jej do sprawności dwojga bushi, to nawet nie bunt, ona po prostu biec już nie może.
Drżącą ze zmęczenia dłonią wyciągnęła wakizashi, zyska dla nich trochę czasu, choć spróbuje ranić pierwszego z goniących. Zawróciła, jeden, dwa, trzy kroki i już widziała potężnego Oni. Przekonana głupio, że tamci jeszcze nie zauważyli, że uciekają.

Nie był wcale taki straszny. Prawie człowiek, trochę tylko wyższy i trochę jakby, mglisty, jakby nie miał krawędzi, zaczynał się tu a kończył gdzie indziej i w oczach pustka, niestraszna, lustrzana raczej. Z krzykiem na ustach, co za dziwny instynkt zmusza, by krzyczeć w takiej chwili, rzuciła się na wroga. Na Fortuny ja tego nawet nie potrafię dobrze trzymać, przemoczony sznur lepi się do dłoni, ostrze takie śmieszne, takie krótkie, ale przecież chodzi o jedno cięcie, jedno … Wzbiła się w górę. Jak? Myślą. Bez inkantacji. Dzień cudów straszliwych, śmiech znowu prawie ją pokonał. Zamachnęła się, nie trafiła, spadła odrzucona ostrzem demona, jeszcze wyślizgnęła się cięciu, śmiech, nadal połykany, nie chciała z nim umrzeć i strach, kiełkujący i swędzący, nowy. Strach co podniósł ja na nogi, znowu sparowała cięcie, zepchnięta na drzewo już bez drogi odwrotu. Dobrze. Jeszcze raz. Była w tym ciosie modlitwa, najszczerszą jaką teraz umiała powiedzieć, żeby zadać ból i ranę, pomóc choć odrobinę. I chybiła.

Oni nagle runął do tyłu, od razu bez głowy.
Shosuro o gniewnym obliczu.
-Jazda! -powiedział do niej, dowódca w wojsku i wtedy w końcu się zaśmiała, i to była wdzięczność. Czego pewnie nie zrozumiał, bo, pozwólmy sobie na cynizm z innej bajki, mężczyźni zazwyczaj nic nie rozumieją.

Potem znowu biegli. Nagle nadleciał Buri. Bez Kashiko, rozumieli, co to znaczy. Ale nie było czasu na słowa. Trzeba było stoczyć kolejną walkę z kolejnym oni. Pokonali go. Buri, Shosuro i Kamikami. Nie ona. Ona leżała w trawie, pchnięta przez Skorpiona. Oddychała. Mokra ziemia pięknie pachnie.
Potem przyszedł moment, kiedy biec już nie mógł i Buri, i schowali się w korzeniach drzewa, wszyscy czworo. Nadeszły jeszcze trzy istoty. Arytmetyka zawodziła, ale las nie zdradzał istnienia pozostałych. Byli cicho. Deszcz padał. Oni wyglądali jak ludzie. A potem zaczęli się rozmywać, tracić wyrazistość. Jeden jęknął, drugi krzyczał. Zaczęli biec. Pozostał ostatni oparty o drzewo. Oparzony, nadal ludzki i jak człowiek konał, z piersi i szyi sterczały mu strzały Kamikamu, musiał z nimi biec aż od chaty. Odszedł z wyciem wiatru, wygrzebali się ze sterty liści.

Wydawała się, że tak długo biegli, lecz powrót do chaty trwał zaledwie parę minut. Kamikami zostawała w tyle.
-Zawiodłam.
Usłyszeli. Klęczała daleko za nimi. Nie jęknęła, gdy wakizashi przebiło jej brzuch. Patrzyli nie rozumiejąc. Kiedy? Kiedy to się stało? Jak zdążyła to zrobić? Kayami okradziona przez Osę z własnych planów, Shosuro, który pilnował nie tej kobiety. Buri ze straszliwym jękiem.
- Czy to hańba dla samuraja zabić się w ogrodzie?
Umarła od razu. Smok klęknął przy niej lecz patrzył na nich. Kayami tkwi w miejscu nie odrywając od klęczącej wzroku, zdecydowana zobaczyć uchodzącą duszę. Shosuro trzyma sparaliżowaną Żurawkę w uścisku.

Z daleka widać już chatę. Przed nią jakieś sylwetki, nie ma dziecka. Ciało Kashiko rozciągnięte pod przemoczoną sosną chłoszczą gałęzie.
- To niemożliwe – mówi Kayami – Ona nie umarła – zaklina nie wiadomo, Osę czy Jednorożczynię.
Idą w stronę Panny Wojny we troje.
Kayami pierwsza pochyla się na ciałem. Sprawdza puls.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 10-01-2011, 21:27   #45
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszystko co mogło pójść źle, tak właśnie poszło...
Jej ślub - rękojmia układu, pergaminy służące ochronie cesarskiego syna, maho, którego tu nie było...
Wszystko rozsypało się niczym ikebana w rozbitym wazonie.
Gniew, który płonął w córce Feniksa od dłuższego czasu, rozgorzał teraz pełną siłą. Kami ognia pochwyciły go i w stronę przeciwników poleciały ogniste kule. Pierwszy został wyeliminowany trafieniem prosto w twarz, po domku rozszedł się wrzask oparzonego i swąd palonej skóry. Dwóch pozostałych chwilę później stanęło w płomieniach.
Jeden z nich rzucił się na Hoshi, ale jego ruchy były zupełnie nieskoordynowane i z łatwością uniknęła pierwszego cięcia. Do drugiego już nie doszło, gdyż shugenja znalazłszy się po boku przeciwnika cięła swą ognistą kataną prosto w szyję. W tym czasie Numoku podbiegł do trzeciego mężczyzny, który ciągle stał w wejściu i wrzeszczał z bólu. Gdy Hoshi skierowała się w stronę krzyku przeciwnik opadał już na ziemię po czystym cięciu Kakity.
Nie mieli jednak chwili wytchnienia, gdyż po chwili w drzwiach stanęło dwóch Oni.
Nie mają rogów... - przemknęło przez myśl Asako, gdy jej ręka wyrzucała katanę w stronę stwora stojącego najbliżej Numoku. Miecz wbił się w brzuch istoty i cała postać stanęła nagle w płomieniach. Hoshi już się nim nie interesowała. Drugi demon ruszył w jej kierunku.
W odpowiedzi poleciały na niego ogniste kule. Tors stwora zaczął płonąć, nie powstrzymało go to jednak od dojścia do niej, ale shugenja trzymała już w dłoni płomienną katanę.
Nie atakowała jednak. Ogień trawiący jej duszę wypalił się z ostatnim zaklęciem pozostawiając po sobie popioły uczuć. Stała wpatrując się w opadającą na nią łapę, która niechybnie dosięgłaby celu, gdyby nie interwencja Kakity.
Samuraj ciął Oni po plecach, a Hoshi wykorzystując zawahanie stwora wbiła mu miecz w dymiącą jeszcze pierś i odskoczyła do tyłu. Płomienie buchnęły pochłaniając górną część ciała demona. Istota zaczęła padać, ale nim dosięgła ziemi zniknęła.
Asako rozejrzała się po pokoju przedstawiającym teraz scenę niczym z drzeworytu.
- Wybraliśmy nie tą ścieżkę... - szepnęła.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 12-01-2011, 02:39   #46
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Sonoda Shinjo, mistrza sławnego piaskowego miecza i wielkiego sensei akademii bushi na dworze Shinano przechadzał się miejskimi ulicami. Nie słyszał jednak zgiełku codziennego życia. Umiał wybiórczo dopuszczać do siebie świat. I tak właśnie mimowolnie już chłonął dźwięk promieni chylącego się już powoli ku horyzontowi słońca. Zapach drobnego piasku pod sandałami. Smak przywianego z południa powietrza. A nawet barwy jakimi mienił się ofiarowany mu przez Fortuny dzień. W tym wszystkim jednak jak zawsze był dysonans. Nurtujący go od dawna problem. Choć może problem to nie najlepsze słowo. Lepszym byłoby słabostka serca. Coś co sprawiało, że w jego uporządkowanym rytmem stepów życiu pojawiał się bardzo niewielki niesmak. Jakby mucha, która co rano wpada do dzbanka z kumysem i choć smaku jego nie psuje to przecież losowość tego wydarzenia już dawno zmusiłaby ją do nieczynienia tego. Fakt niezbyt szkodliwy, ale przez swoją uporczywość jakby aż krzyczący o wyjaśnienia, których serce starego samuraja było coraz bardziej żadne. Otóż Sonada Shinjo, mistrz sławnego piaskowego miecza i wielki sensei akademii bushi w Shinano od lat nie miał swojego ulubionego wychowanka. Żadne dzieło jego pracy go nie radowało w stopniu który by go uspokoił. A przecież pracował na najlepszej glinie w całym Rokuganie. Krwi jednorożców. Krwi, w której drzemały siły najpierwotniejszych wiatrów…
Winy uczniów w tym dopatrzyć się nie mógł. Wszyscy odbierający od niego miano bushi mieli i serca i hart ducha jaki zawsze starał się w nich wyciągnąć. Inni po prostu nie przechodzili wszystkich lekcji i nie mogli przecież być przyczyną niezadowolenia mistrza. Starzec wyciągnął z połów kimona jabłko i dalej się przechadzając zaczął je pogryzać.

***

Risu biegł jak szalony. Wraz z goniącą za nim mocno zdyszaną już Numiko przeczesywał każde schowanie za powalonymi drzewami. Wbiegał na każde ruiny. Wbiegał i wypatrywał. Teraz nie liczyło się nic innego. Kiedyś by w to nie uwierzył. Nie uwierzyłby, że byłby do tego zdolny. Do takiego poczucia obowiązku. Musiało im się udać. W tak dramatycznych momentach Fortuny sprzyjają tym, którzy podejmują właściwe decyzje. A przecież należało odnaleźć cesarskiego syna, lub chociaż przeklętego maga. Szukaj go Risu! Szukaj na wszystko co ci drogie! Szukaj bo to nie twój honor jest już tylko na szali. Życie przeprowadziło cię przez wszystkie te lata byś trafił właśnie tu. Nie przypadek zaprowadził cię na wielki turniej. Miałeś tu być! Jeśli zawiedziesz teraz to tak jakby twoje życie w ogóle nie istniało. Szukaj! Jak długo tchu starczy…

Obszar zniszczeń był jednak taki duży. Możliwości zaś poruszania się czwórki samurajów coraz bardziej ograniczone. Prawda zaczynała zwyciężać nad wiarą. Nie odnajdą odpowiedzialnego za to świętokradztwo maga. Nie uratują cesarskiego syna. Ich najważniejsza misja… Misja z jaką rodzi się każdy samuraj… chronić swego Pana… zakończy się gorzką porażką. Zawiodą. Będąc jedynymi na miejscu i zaprzepaszczając szansę jaką dały im Fortuny…
Gdzieś z oddali wiatr przyniósł okrzyk lwicy:
- Tu nie ma, idziemy do Was!.
Tu też nie było…
- Okłamałam Cię – powiedziała do niego nagle Żurawka - Jestem Yuki. Chciałam ... zrobić mu niespodziankę ... - potem szybko odwróciła głowę.
Zatrzymał się ledwo zachowując równowagę. Słowa były zaledwie dwa. Krótkie. Wypowiedziane szybko. Z ukrywaną przecież emocją. A jednak… Ich waga podcięła nogi jednorożca.
- Yuki? – Oni nagle tak jak tam byli wszędzie dookoła nich, jakby przestali istnieć. Nie zatrzymywał jej. Nie musiał. Nie mogła tak po prostu dalej biec przez osadę – Dlaczego?
Nie zdążyła odpowiedzieć. Oni, którego żadne z nich nie zauważyło, padł nagle rozpłatany obok Risu brocząc krwią zawładniętego ciała samuraja. Lwica z okrwawioną kataną wyskoczyła między nich.
- Co z wami?! – w zmęczonym i oschłym głosie Lwicy było tyleż wyrzutu, co zdziwienia.
Ciężko oddychający Krab dopadł ich chwilę później.
- W tamtej części nie ma nikogo – rzucił urywanym głosem – musimy rozsądnie wybrać następny obszar, bo dużo dłużej nie damy rady. I tak bardzo narażamy się na skazę cienia. ..
- Idą! –
przerwała mu lwica. Jej oko stratega szybko wypatrzyło najlepszy punkt odosobniony obecnie od Onich i z najlepszym wglądem na pozostałości całej osady – Do ruin herbaciarni! Prędko!
Gdy dobiegli pomiędzy połamane deski i poprzewracane słomiane dachy, Krab bezbłędnie ocenił ich dalsze możliwości.
- Ogrody. Są blisko pawilonu cesarskiego i tylko ich jeszcze nie przeszukaliśmy. Ruszajmy. To nasza ostania…
- Nie! –
wpatrzony we wskazanym przez Hidę kierunku Risu przerwał dość stanowczo, wydawany rozkaz – Musimy biec do lasu.
- Pierzchać podszyty tchórzem jednorożcu? –
parsknęła gniewnie lwica.
- Nie. Gdy tu biegliśmy, zobaczyłem ślady wiodące z cesarskiego. Prowadziły do lasu.
Wszyscy pozostali spojrzeli po sobie. Risu nie unikał ich spojrzeń. Poza spojrzeniem Yuki. Pewnie i z przekonaniem dodał.
- Ktoś wyprowadził kogoś z osady w tamtym kierunku. Musimy biec do lasu.
- Jesteś pewien?
- Tak.

Skinęli głowami i we czwórkę popędzili tam gdzie kordon otaczających ich Onich wydawał się najsłabszy. Byle przebić się do lasu.
Jakże łatwo mu przyszło to kłamstwo…

Hida biegł pierwszy. Brał na siebie wszystkie demony, które zastępowały im drogę. Wiedział, że spośród całej czwórki ma największe szanse w starciu z Oni. Rozpędzony samuraj w ciężkiej zbroi znał je doskonale. Od urodzenia uczono go o nich. Jak je ranić i zabijać. Nie był jednak przygotowany w swoim duchu na co innego. Znajoma twarz jakiegoś samuraja. Pamiątka Oniego po ciele, które posiadł. Dała demonowi sekundę zawahania jakie wkradło się do serca obrońcy muru kai. Drewniana laga uderzyła w bok głowy i… tak już pozostała. Samuraj stanął gdy pozostała trójka mijała go. Widzieli jak po policzku i skroni wypływa gęsta struga krwi zakrywająca główkę wbitego w lagę gwoździa. Nie mogli się wdać w walkę. Poświęcić umierającemu samurajowi nawet chwili... Hida Moroto, obrońca klanu Kraba, zginął prawdziwą śmiercią swoich ojców.
- Prędzej! Już prawie się przebiliśmy! – Tylko Yuki wyczuła w głosie lwicy skrzętnie skrywane drżenie strachu.
Jeszcze tylko kilka uników. Parę większych susów… I będą poza osadą. Yuki przeżyje mój bracie… Słyszysz? Przeżyje… Żurawka potyka się krzycząc przy tym. Pomaga jej utrzymać równowagę. Biegną dalej, ale ona kuleje. Słyszy jak syczy przy każdym kroku. O fortuny… Naprawdę się udało… Odbiegli! Wysoka postać między drzewami.
- Uważaj! – krzyknął widząc zagrożenie.
Lwica zdążyła tylko zasłonić się wielką kataną gdy drewniany nasiek opadał na jej ramię. Zbroja wyhamowała resztę impetu, ale Mayu musiała aż klęknąć. Rzuciwszy się z pomocą Risu ciął przymierzającego się do kopniaka, demona. Wakizashi nie wbiło się zbyt głęboko w ciało demona, a uderzenie nie było wystarczająco prędkie. Kopniak zdążył posłać lwice do tyłu, a Oni obrócił swoje oblicze na Jednorożca. Wszystko trwało zaledwie sekundę. Cięcie, uderzenie, unik, znów cięcie i znów unik… ostatniego uderzenia jednak Risu nie uniknął. Nasiek z impetem wbił mu się w prawe ramię trzaskając kości i ciężko raniąc. Samuraj krzyknął i upadł na kolana. W sam raz by zobaczyć padające na ziemię ciało Oniego w wbitym przez Yuki sztyletem w plecy. Dziewczyna miała oczy we łzach i ręce we krwi.
Po chwili ogarnięta już lwica pomagała mu wstać.
- Dam radę – powiedział czując jak krew strumieniami cieknie po zimnym strumieniem po ręce. Tracił czucie. Modlił się by nie stracić przytomności. Oni znów ich doganiali. – Tą samą drogą którą przyszliśmy. Po konie i dalej do chaty w lesie.
Zawahał się spojrzawszy na dwie wyczerpane kobiety.
- Matsu, zabierz ją stąd. Ja spróbuję inną drogą.
Yuki próbowała protestować, ale lwica dość stanowczo pociągnęła ją za sobą skinąwszy głową jednorożcowi. On zaś gdy Oni dobiegali, ruszył słabym biegiem i starając się utrzymać na widoku wzdłuż linii lasu. Prosto w stronę plaży. Krew nadal broczy z rany którą ściska lewą ręką. Oni pobiegli za nim. Pewnie byłoby mu dużo lżej gdyby w odpowiednim momencie spojrzał na ziemię i dostrzegł ślady, które naprawdę prowadziły wgłęb lasu i wskazywały na to, że kilka osób wywlokło kogoś w górę.

***

Gdzieś daleko Sonada Shinjo, mistrz sławnego piaskowego miecza i wielki sensei akademii bushi w Shinano nagle uśmiechnął się do siebie. Coś się zmieniło. Coś się wydarzyło. Poczuł zmianę. Brak tego co go kłuło od tak wielu już lat niczym utrapiony owad. I i zaledwie chwilę później uśmiech z jego twarzy zniknął. Sonada Shinjo, mistrz sławnego piaskowego miecza i wielki sensei akademii bushi w Shinano odkrył w całej swej mądrości, że tak naprawdę wcale nie chciał poczuć tej zmiany.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 31-01-2011, 10:26   #47
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Pod chatą, gdy deszcz zacinał

Pochylona nad ciałem czarodziejka wsunęła dłoń pod kołnierz kimona wojowniczki. Krople spływały po twarzy zarówno leżącej jak i klęczącej. Czy był to tylko deszcz? Tak bardzo pragnęła poczuć drgnienie na szyi, usłyszeć bicie serca, poczuć na twarzy ciepły oddech. I poczuła. Delikatny ruch, niczym muśnięcie skrzydeł motyla. A przecież powyginana i połamana zbroja musiała przyjąć kilkanaście przerażająco silnych uderzeń! I przyjęła a mimo to – samuraj-ko pod jej ochroną nadal żyła. Dusza kuliła się w środku zmaltretowanego ciała gotowa ulecieć w każdym momencie ale … jeszcze nie teraz.
To Buri pochylił się nad ranną jako drugi, gdy tylko Żurawia shugenja dała znać, że potrzebny jest uzdrowiciel. Rozpoczął szybkie zdejmowanie zbroi, by zbadać rany. Zapłakana niemowa uklękła koło niego szukając innego pergaminu.
Pełne panicznego strachu rżenie koni otworzyło leżącej oczy. Gwałtowny ruch zamknął je z powrotem.

"Bitwa" o jaskinię

Dziecko okutane było kocami i linami. Niosący je na plecach samuraj z trudem przełaził przez kolejne powalone drzewa. I tak miał lżej niż Ci ciągnący cesarza. Ten ostatni nie wyglądał aktualnie ani trochę po cesarsku. Kimono w strzępach, ciało pokryte błotem i krwią tak bardzo, że nawet ciągle padający deszcz nie był w stanie go obmyć. A jednak - niestety - oddychał. Młodą kobietę niósł ostatni z opancerzonych. W zasadzie obchodził się z nią jak z jajkiem. Wędrujący z nimi starzec nie niósł nikogo ... a przeskakiwał pnie jak młodzieniaszek.
Pięciu wchodzącym drogę do jaskini zastąpiły dwa bojowe rumaki. Groźne rżenie ostrzegało intruzów. Starzec stanął na przeciw nich i wypowiedział Słowa. Krew spłynęła z jego nadgarstków. Niosący kobietę wzdrygnął się. Kobieca, skorpionia maska nie drgnęła jednak ani o włos. Konie zaczęły rżeć przeraźliwie, niczym wystraszone źrebięta.

W chacie, gdy deszcz trochę się zmęczył

Stali w chacie. Pannę Wojny ułożono na posłaniu. Skorpion rozpalił ogień w palenisku. Kakita stał na straży. To on pierwszy dojrzał nadchodzących.
– Lwica i Tancerka. Kraba i Jednorożca nie widzę. – oświadczył. Tak właśnie było. Mayu i Numiko weszły do chatki. Jak dobrze było rozgrzać się przy ogniu, w cieple.
– Nieczysty ma cesarza i uszedł gdzieś w las. Kirigirisu widział ślady. Cała osada pełna jest Oni. Krab nie żyje … Jednorożec zapewne też

Ostatnia walka w środku lasu

Doganiały go. Bo i jakim cudem miały tego nie zrobić? W zasadzie z ledwością był w stanie posługiwać się jeszcze mieczem. Szedł jednak. Bo w ten sposób dawał kobietom więcej czasu. Rżenie najpierw wbiło go w ziemię i wycisnęło łzy z oczu a potem – zmusiło do ostatniego zrywu. Ruszył przez las i byłby pewnie szedł aż do kresu sił, gdy usłyszał drugie rżenie, ostateczne. Teraz mógł już tylko pomścić przyjaciela. Na kilka długich minut zapomniał o ścigających go. Zmienił to dźwięk zwierającej się z maczugą katany.
Juriu Katoshi zwarł się z nadciągającymi. Pierwszy padł, drugi padł choć odwzajemnił się straszliwym ciosem w biodro. Gdy powalił trzeciego był w stanie prawie identycznym do Risu. Wtedy, w przerwie, odwrócił głowę.
– Fujita i Skorpionka zdradzili. Poszli z tym przeklętym. Jeżeli … jeżeli ktoś jeszcze żyje, to musi się dowiedzieć. Mają cesarza i jakieś dziecko oraz pakunek różnych rzeczy … Ranny Jednorożec zajdzie dalej niż ranny samuraj bez honoru. Ruszaj.
Samuraj bez honoru poszedł kupić swój honor od Oni. Nie był pewien, czy będą go posiadać jednak – był to jedyny potencjalny targ.

W chacie, gdy na zewnątrz siąpi mżawka

Jadeitowy posag poruszył się. Trzy ostrza opuściły saje. Trzy pary rąk sięgnęły po pergaminy z zaklęciami. Arashi powiedział jednak:
- Odebrał sobie moje oko. Odebrał sobie moje życie. Czy pozwolicie bym uratował swój honor?
Dłoń samuraja sięgnęła po wakizashi. Kolana ugięły się.
– Nie. – odpowiedziała Matsu wznosząc katanę do ciosu.

W przestworzach

Smok kołował w chmurach. Nie ujawniał się. Przepowiednia musiała się wypełnić a jego interwencja zniweczyła by wszystko. Smocza łza nad martwymi dołączyła do deszczu. Potem poleciał wypalić Oni z osady. Tak nie ingerował ... a po cóż mają umierać okoliczni wieśniacy?

Pod chatą, gdy deszcz zniknął

Ostatni przybył Kirigirisu. Znaleziony kij trochę ułatwiał wędrówkę. Dziwnym było, że samurajowi udało się dojść aż tutaj, ale jednak szedł. Upadł dopiero w progu, niemal w ramiona niemej uzdrowicielki.
 
Bothari jest offline  
Stary 08-02-2011, 17:39   #48
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
Rozwinięcie scenki "W chacie gdy siąpi mrzawka" przy ogromnym współudziale Hellian oraz Blaithinn.

* * *

- Nie! – identyczny okrzyk jak słowa Matsu przeciął powietrze z nagłą ostrością. Kayami stanęła między Lwicą a Żurawiem. Chłopiec który kilka dni temu z bezwstydem dziecka chwalił się swoimi origami teraz chciał odebrać sobie życie. Czy jej życie zaplotło się wokół jednego motywu i będzie drążyć go bez końca?
- Nie, Arashi-san. – Kayami odwróciła się do Żurawia. Wyciągnęła w jego kierunku rękę, że pogłaskać gładki policzek – Honor jest w życiu nie w śmierci. – wyszeptała.
Katana Mayu pomknęła w dół na spotkanie barku żurawia. Kayami odepchnęło gwałtownie ramię skorpiona. Ostrze lwicy zderzyło się z brzękiem z ostrzem Shosuro i oba zostały tak. Pierwsze, zatrzymane w locie ku żurawiowi, który nawet nie poruszył się. Drugie, w poprzek, tak jak nigdy nie blokuje się ciosów kataną, tuż nad głowami obu samurajów. Nozdrza Matsu rozszerzyły się, oczy wypełnił gniew.
- Skorpiony i Żurawie - wysyczała z pogardą - O jeden raz za dużo wmieszałeś się w sprawy honoru …
- Matsu-san... -
odezwała się po chwili Hoshi. - Niech pokaże, że choć honor mu pozostał. - spojrzała spokojnie na Lwicę.
- Uległ Maho-tsukai. On nie ma już honoru. - miecze rozeszły się ze zgrzytem gdy lwica odstąpiła o krok, unosząc ostrze wysoko nad głowę. - Wolisz umrzeć pierwszy, Shosuro?
-Matsu -san, jeżeli nie masz serca miej chociaż rozum -
głos Kayami był zimny jak lód - potrzebujemy wiedzy którą on posiada.
- Umrę wtedy, gdy nadejdzie taka potrzeba -
opowiedział chwilę później Skorpion. - teraz jej nie ma.
- Arashi … -
wysyczała, wyraźnie wściekła wojowniczka - minęły dwa lata. Wtedy pokonałeś mnie, teraz tak się nie stanie. Chcesz uratować honor - walcz ze mną. Potem rozliczę z honoru … innych. - pobieżnie przeleciała wzrokiem po Kayami i Shosuro.
- Nie umiem uwierzyć, że to właśnie dzisiaj dla ciebie się liczy. Plama na honorze sprzed dwóch lat. Dziś kiedy spotkaliśmy armię oni, kiedy wiemy że zaginął cesarski syn, kiedy matka walczy o odzyskanie dziecka. Naprawdę Matsu –san, nie dostrzegasz tego? Jak bardzo szargasz swój honor myśląc dziś tylko o sobie?
- Czy uważasz, że Twa walka z nim będzie honorowa w takich okolicznościach, Matsu-san? Czyż sama się nie skalasz postępując w ten sposób?
- Honor nigdy nie cierpi gdy zwalcza się sługi Cienia. Cierpi, gdy się ich broni. Co na to Wasz honor … o nauczycielki? -
zakpiła.
- Mój honor mówi, by sprawdzić czy jego rzeczywiście istnieje. Wszak nawet, gdy zezwolimy mu na próbę, w jej trakcie wszystko może się okazać.
- Jesteś łaskawa. –
Kayami patrzyła Lwicy prosto w oczy - Zakładasz, że mam honor. To niekoniecznie prawdziwe założenie. Tam gdzie Ty widzisz sługę Cienia, ja skrzywdzonego chłopca. I będę go bronić. Twój ogląd sytuacji zakłóca Twoje doświadczenie, mój moje. Niemniej nasze cele są dziś zbieżne i nadal wierze , ze możesz to dostrzec. Dobro twego daymio ponad Twoim. Pamiętasz o tym samuraj-ko? Dobro cesarza ponad dobrem twego daymio. Arashi-san może nam pomóc. Działaj jak dowódca, nie chłop z pałką. Myśl!
Popatrzyła najpierw na pierwszą, potem drugą z mówiących. Jak słowa feniksa uspokajały ją, tak przy przemowie żurawki wyraźnie gotowała się z gniewu.
- Dobrze … niech próbuje. - odetchnęła, by dać ujście emocjom, powiedziała dziwnie spokojnie - A ty … Koso. Czy twierdzisz, że nie posiadasz honoru?
Lwica opuściła katanę, ale nie schowała jej do saja.
- Raczej uczę. – głos Kayami nie złagodniał - Nazwałaś mnie przecież nauczycielką. To była lekcja o tym, ze w kategorycznych założeniach zawsze istnieje duże ryzyko pomyłki.
Feniks nie odezwała się, jedynie przyglądała z namysłem Kayami.
- Czyń swoje, Doji - powiedziała Lwica i schowała miecz. Sykowi, odpowiedziały brzęki chowanych do pochew mieczy Tokage i Numoku. Arashi skłonił się Lwicy w podzięce. Ta prychnęła w odpowiedzi. Ukląkł i zwróciwszy oczy ku shugenja w czerwonych, podartych już szatach powiedział - Dziękuję i … przepraszam.
Potem ujął miecz i przymknął oczy.
Minimalnie skinęła głową i nie odwróciła wzroku od żurawia.
- Arashi- san – Kayami kleknęła przy młodym Doji – Wiem, że chcesz teraz oczyszczenia i wiem, że widzisz do niego drogę. Ale ona nie jest drogą jedyną. Jest tylko najprostsza. Umierając udowodnisz od razu, że nie straciłeś honoru. Trudniejsze ścieżki wiodą przez naprawę zła. Możesz pójść i nimi. Przed nami zadanie dogonienia tych którzy byli tu z Tobą. Z pewnością wykonując je poniesiemy ofiary. Pomóż nam. Zgiń broniąc samuraj-ko –pokazała na Lwicę – albo Asako –san, nie odbierając sobie życie.
Wierzę w twój honor –
wyszeptała – wierzę w ciebie.
Hoshi podeszła do klęczącej dwójki i spojrzała z wyraźnym niezadowoleniem.
- Takiej skazy na honorze, Kayami-san, nie zmaże nawet odnalezienie maho. Nie dręcz go, pozwól mu postąpić słusznie.
- Jeżeli sugerujesz Kayami -san, że mamy iść razem z nim … to beze mnie -
powiedział Numoku. Miruko również kiwnęła głową. Potem uczynili to Buri i z ociąganiem Shosuro.
- Zgnieło jabłka nie trzyma się ze zdrowymi, Koso-san. - szepnął smok.
- Wasz swiat jest taki prosty – wyszeptała Kayami – Nie rozumiem tego. – Wstała, po to tylko by kleknąć obok Arashiego.
- Nie przydam się. I nie zniosę kolejnych ofiar. Choć wolałabym w ogrodzie. – ona też wyciągnęła wakizashi.
Męska dłoń chwyciła tsubę miecza żurawki nim koniuszek ostrza opuścił pochwę.
- Nie mogę pozwolić Ci uciec Kayami-sama - powiedział ze smutkiem w głosie - Jesteś odpowiedzią na zbyt wiele zagadek i masz zbyt wiele powinności. Twój honor nie wymaga oczyszczenia, gdyż sam cesarski syn Cię wywyższył i uznał czystość. Czy Twój ból jest aż tak wielki, że nie stać Cię na wysiłek? Czy pamięć Twojego męża i syna nie zasługuje na to, by walczyć dalej? - szeptał, ale każde słowo wyraźnie docierało do uszy wszystkich dookoła.
- A więc żurawie trzeba przekonywać, by wykonywały swoje obowiązki względem cesarza? - zakpiła lwica
- Matsu-san - powiedział cicho Numoku. - Cenię Twoje dokonania, honor, posłuszeństwo i przodków. Jeżeli jednak wypowiesz jeszcze choć jedno słowo w którym obrazisz mój klan - zginiesz. I za nic będę miał to, co mogła byś jeszcze uczynić dobrego dla naszej sprawy.
Matsu obracała się powoli. Na jej twarzy zastygła ponownie znana już maska gniewu. Ręką powędrowała ku rękojeści katany i … zastygła niczym jadeitowy posąg. Miruko zastygła podobnie, z pergaminem zaciśniętym w dłoni i wyciągniętym w stronę wojowniczki. Na twarzy dziewczyny odbijało się ogromne zaskoczenie, jakby nie sądziła, że zaklęcie podziała. Wszak działa tylko na skażonych ...
Hoshi wciągnęła głośniej powietrze przerywając powstałą ciszę. Jeszcze trochę, a połowa z nich uklęknie, by pożegnać się z życiem.
- Kayami-san... - Feniks postanowiła skupić się na jednym problemie naraz, Lwicą zajmą się gdy zacznie się poruszać. - Jesteś nam potrzebna, nam i cesarskiemu synowi. - ostatnie słowa zaakcentowała chcąc nadać im większą wagę. - Nie zapominaj o tym.
Wakizashi kobiety powoli ponownie wsunęło się do saja. Gdy cichy brzęk dowiódł, że schowało się całkowicie, chyba każdy z obecnych rozluźnił się trochę. Klęcząca spojrzała na przygotowującego się Doji a potem powoli przeniosła wzrok na próbującego powstać skorpiona. Spojrzenia spotkały się na moment. Chyba nikt nie dostrzegł, że dłoń shugenja na moment zacisnęła się na tej zsuwającej się z rękojeści jej miecza. Potem skorpion przymknął oczy, wstał i oświadczył.
- Jeżeli chcesz Arashi-san, pomogę Ci.
- Będzie to dla mnie zaszczyt.


Gdy Doji Arashi uratował swój honor, Shosuro podszedł do stojącej pod ścianą Koto i zapytał cicho
- Przestało padać, Kayami-san i wychodzi słońce. Czy uczynisz mi zaszczyt podziwiania wraz z tobą wstęgi siedmiu fortun? Przyda się nam ich łaska.
Gdy tylko wyszli z chaty z lasu wyłonił się kulawy jednorożec.
 
Bothari jest offline  
Stary 11-02-2011, 16:28   #49
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Upadł boleśnie na kolana zanurzając się po pas w mulastej śmierdzącej solą i zepsuciem wodzie. Miał jeszcze siłę. Czuł gorąc głębokiej rany. Jak uchodzi z niej krew. Jak do ciała wdziera się słona, parząca wręcz toń. Dłonią w ostatniej chwili przytrzymał się gałęzi jakiegoś powalonego przez morze miłorzębu. W sam raz ratując się przed całkowitym pogrążeniem w ciemnej, nieruchomej wodzie, która zdawała się przywoływać go do siebie. Swoim przejmującym chłodem... czarną pustką... jego własnym przegranym obliczem obnażającym przeklętymi łzami chłopięcą słabość. Odartym z dumy i bushido. Bo przecież już nie liczyło się kim był, co tu robił, ani co powinien.

Trwał tak przez chwilę z zamkniętymi oczami niebaczny na zbliżających się z tyłu Oni. Właściwie na nic nie baczny. Jakaś dziwna, szara mżawka spowiła jego myśli. Nie dało się z niej niczego jasnego w przesłaniu wyciągnąć. Bezwiednie niemal wstał i ruszył w kierunku, który wzbudzał w nim najwięcej emocji. To one stopniowo ożywiały go coraz bardziej. Chód zmienił się w trucht, a trucht w bieg. Nieopatrzone ramię zaczęło krwawić intensywniej w miarę szybszego bicia serca. Drętwieć w końcu z zimna. Ale emocje były coraz jaśniejsze. Przebijały się przez morską bryzę, która tak beztrosko owiewała teraz obszar śmierci i zniszczeń. Śpiesz się, mówiły. Śpiesz i działaj samuraju. Krew krwią spłać.

Jaskinia była już niedaleko...

***

Słów napotkanego ronina nie rozumiał prawie w ogóle. Kim był ten bezpański samuraj o znajomej twarzy nie miało w tej chwili znaczenia. Jednak stan w jakim się znajdował, oraz ten charakterystyczny wyraz twarzy, sprawiły, że na moment zniknęło wszystko. Mżawka, emocje, tępy ból i zimno. Za to znów pojawili się ścigający go Oni. Służalcze demony maho nie ustępowały. Chciały skończyć to co ktoś zaczął w znajdującej się nieopodal jaskini. Znów słowo „cesarz” nabrało swojej właściwej mocy... Ronin skinął mu głową, ale on nie odpowiedział. Za to bardzo dokładnie wbijał sobie w pamięć wygrzebane gdzieś z wspomnień imię Juriu Katashi. Coś mu mówiło, że samuraj ten odmienił niewielką część bardzo ważnej historii...

Pognał dalej. Wysokie skały zamajaczyły za skoszonymi jak łany gryki drzewami. Potykając się i przeskakując pokonywał te ostatnie sto kroków czując już na wysokości grdyki ból, który będzie musiał zaraz przełknąć... Z pluskiem runął w stojącą wodę, ale podniósł się od razu. Wbiegał już na skały. Wejście do groty ziało czernią i chłodem. Wparował do środka i...

Jaskinia nosiła znamiona niedawnych odwiedzin. Ślady krwi innej niż jego. Prowizoryczny opatrunek. Tylko koni brakowało. Bułany Buruberu i dereszowata Płosząca Wrony wnosząc po doskonale znanych Risu śladach kopyt w naniesionej do jaskini przez wiatr, rozmiękłej teraz ziemi prowadziły na wschód. Wyszedł więc... O własnych siłach? Wyprowadzony przez kogoś? Ślad nie wskazuje na szarpaninę. Wyszedł dobrowolnie... Niosąc na swoim grzbiecie coś, lub kogoś. Komu by pozwolił? Chyba tylko Pannie Wojny, lub Yuki... Yuki. Ukochana Hanu! Wysłał ją w stronę domku myśliwskiego w lesie wraz z Mayu. Uciekali przed Oni. Gonili porywacza cesarskiego syna... Juriu Katashi... Fujita... Bayushi... O, nie...

Wypadł biegiem z jaskini.

***

Z biegu szybko przeszedł w ledwo żywe snucie się. Buty były w strzępach. Nogi i stopy poharatane na całej długości. Pozytywne było to, że nie czuł bólu. Samuraj zwyczajnie był na skraju wykrwawienia. Z trudem odcięta wakizashi gałąź wiązu umożliwiała jeszcze przemieszczanie się. W końcu wyszedł z zalanego obszaru. Za linią drzew dostrzegł w końcu domek. Niewielki, drewniany stojący samotnie na środku polany. Na krużganku stała Kayami i Shosuro. Wyglądali na całych i zdrowych.
Tych ostatnich kilkudziesięciu kroków prawie w ogóle nie pamiętał. Ktoś go wsparł na swoim ramieniu, ktoś uniósł głowę i odrzuciwszy kij wsparł na drugim. Gdy ułożono go na skórach na podłodze, dojrzał wśród obecnych Mayu i Yuki. Dotarły więc bezpiecznie... Obok niego leżało ciało jakiegoś samuraja...
- Czy... - chciał zapytać kobiety jednak głos uwiązł mu w gardle. Świadomość migotała jak wątły płomień smaganej wiatrem świeczki. Wiśniowej świeczki, pomyślał nagle rozbawiony. Nie. Najpierw musiał przekazać ważniejsze wieści. Inaczej nic nie będzie miało sensu. Uzdrowicielka chciała go uciszyć, ale Numoko powstrzymał ją - Fujita i Bayushi... Pomagają magowi maho. Porwali i dziecko i cesarza - ciemność przesłoniła mu wzrok. Ale nadal wszystko wyraźnie słyszał i wiedział, że oczy ma nadal otwarte - Niedawno przeszli przez zalany obszar. Jeśli... Jeśli nie byłyście w jaskini... to znaczy, że udali się na wschód.
Czekał przez chwilę na ich słowa, ale nikt nic nie odpowiedział. W ogóle było bardzo cicho. A może mu się tylko tak wydawało.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 11-02-2011, 17:31   #50
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
„Droga jest czymś wyższym niż sprawiedliwość”

Ciało Kamikamu leżało pod ścianą okryte matą. Kayami wniosła je do środka razem z Shosuro, w czasie kiedy Miruko i Buri zajmowali się rannymi. Było wiadomo, że tu ją zostawią, tak jak było pewne, że ci, co przeżyją wrócą po nią, żeby samuraj-ko mogła mieć godny pogrzeb.
Łuk z czarnego wiązu Shosuro postawił przy Jednorożczyni. Otaku Kashiko wyczerpana ranami i leczeniem przysypiała po drugiej stronie pomieszczenia. Budziła się czasami wołając Wronę.
-Pójdziemy po nią –obiecała Kayami.
Na stojącej obok wojowniczki zbroi zaschły rdzawe plamy krwi. Teraz ich brzegi tańczyły w blasku paleniska. Kayami zatęskniła do deszczu. Wyniosła strzaskany napierśnik na zewnątrz.
Wracające zobaczyła, gdy wskazał je Shosuro. Numiko i Mayu, pierwsza słaniająca się na nogach z policzkami brudnymi od łez i deszczu, druga poraniona z twarzą zastygłą w ponurej masce.
Powiedziały, że cała osada jest zniszczona, że Hida Moroto poległ, że Tagatari Kirigirisu też najprawdopodobniej nie żyje.
Kayami wysłuchała wszystkiego bez jednego słowa. Potem wróciła do czyszczenia zbroi. Ale mokra ziemia kiepsko się do tego nadawała. Plamy krwi nie chciały puścić.

Haiku składa się z siedemnastu sylab i trzech części.

Jeszcze nie dzisiaj, może potem policzę
Kłamię pamięci

Jazda konna to nie umiejętność, Kayami-san, to rozmowa z koniem.

Jeszcze nie dzisiaj.

Koso Ischizo czeka w turniejowym Pawilonie.


Jeszcze nie.

Ulewa zmieniła się w mżawkę. Pochylona nad zbroją kobieta tego nie zauważyła, podobnie jak podchodzącej Miruko. Niemowa dotknęła jej ramienia. Pokazała na otwarte drzwi chaty. Kayami wstała i weszła za towarzyszką do ciepłego wnętrza. Deszcz delikatnie dzwonił na łuskach pozostawionego napierśnika.

To prawda, że odruchowo sięgnęła po zwój, gdy przestał działać jadeitowy czar. Ale pergamin zaraz wypadł jej z ręki.

***

Było tak jakby istniał tylko klęczący Doji. Kayami już to kiedyś przeżyła. Percepcja zawęża się do jednego punktu, tło znika jakby pokonało horyzont, za to postać widać zbyt wyraźnie, dokładniej niż zazwyczaj pozwala wzrok. W zbliżeniu.
Ładna twarz chłopca. Wstążka we włosach, biało-niebieska, ta sama, którą ubrał na pierwszą konkurencję. Przemoczony kosmyk przylepiony do skroni, kropelki potu na pokrytej jasnym meszkiem włosów wardze. Linie zagnieceń strojnego, szmaragdowego kimona. Postrzępiona nitka szwu obi. Długie, blade palce drżące, prawie niezauważalnie, na rękojeści miecza. Rozszerzone źrenice brązowych oczu. Cienka kreska błękitnej żyłki pulsująca nad obojczykiem. Słoje wiekowej sosny na podłodze i plama z żywicy, która właśnie zastyga na plisie hakama rysując brunatnego motyla.

Nie przyszło jej do głowy, że Matsu Mayu nie opuści miecza. Albo, że nikt poza nią samą nie uzna tej śmierci za bezcelową. Pomyliła się. Myliła się przez cały czas.

Nawet wtedy, gdy uklękła obok Arashiego.

Zapewne istniały słowa, które mogły to wszystko powstrzymać. Żurawia shugenja nie znalazła ich w porę.
To była jej plama na honorze. Jej porażka. Nasze klęski również wynikają z naszego doświadczenia. Nie ma dwóch takich samych źdźbeł trawy, dwóch identycznych płatków śniegu. Każdy honor jest inny. Shosuro Tokage mylił się mówiąc, że jej nie wymaga oczyszczenia.

Nie odwróciła wzroku od upadającej głowy Dojiego Arashi. Nie poruszyła się. Słyszała jak serce Żurawia przestaje bić.
Skorpion wyprowadził ją na zewnątrz.

- Już nie musisz mnie pilnować Shosuro-san. – Nisko ukłoniła się mężczyźnie. Słowa płynęły dziwnie gładko, bez drżenia - Nie odbiorę sobie życia, póki to się nie skończy.
- Wybacz, jeśli potrafisz, że zaogniłam konflikt z Matsu –san. To było bardzo niemądre. Przeproszę ją… kiedy to tylko będzie możliwe.


Potem dostrzegli Jednorożca.
Radość bywa wstydliwym uczuciem.

***

Kayami niewiele mogła zrobić przy rannych. Nie znała odpowiednich zaklęć. Przez chwilę klęczała, w medytacji próbując znaleźć skupienie potrzebne do wykonania tsangusuri, papier i mały nożyk znalazły się w chacie, ale umysł jej nie słuchał. Gdy spróbowała, z ryżowego papieru zaczęła jedynie powstawać nieudana wycinanka, dzieło dziecko, nie shugenja.

Patrzyła więc na Lwicę. Na twarz o wyrazistych rysach i wąskich ustach zastygłych w grymasie gniewu. Na dłoń mocno zaciśniętą na jedwabiu oplatającym rękojeść katany. Zastanawiała się. Asako Hoshi odpoczywała po leczeniu rannych. Kayami podeszła do dziewczyny.
- Czy mogę zadać ci pytanie, Hoshi –san? –skłoniła się.
Poczekała na odpowiedź.
- Nic nie wiem o maho, cieniu i skazie. Tylko sobie wyobrażam. Matsu Mayu jest silna, myślę, że pokona zaklęcie Miruko -san. Ale potem… -Kayami urwała na chwilę wyraźnie nie chcąc powiedzieć za dużo - Zastanawiam się czy zaklęcie leczące nie mogłyby choć trochę powstrzymać rozwoju … choroby. Słyszałam o rytuale Kręgu Ziemi, który pomaga, nie znam go. O zaklęciach klanu Feniksa –ukłoniła się ponownie – też ich nie znam. Potrafię leczyć zatrucia, nawet ciężkie skażenia krwi. Zresztą wiesz o tym, Hoshi -san. Spróbowałabym. Może spowolnię. Chyba, że znasz właściwsze zaklęcia, Hoshi -san?

***

Nie zabrała głosu w dyskusji czy ruszać dalej, czy dać dopiero co uzdrowionym chwilę wypoczynku. Nie prosiła nawet, by poczekać na Matsu. Zrobiła tak jak uradziła większość. Ruszyli kiedy tylko mogli, tropem maho. Pomagała w drodze Pannie Wojny. Sama nie ulegała zmęczeniu. Mogła iść bez końca.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172