Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2011, 22:34   #27
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Współpraca Kerm & Blaithinn


Obco brzmiące słowa cięły ciszę nocną, krzyżowały się w powietrzu.
Ciemne sylwetki, z lekka tylko przypominające ludzi, przebiegały obok kryjówki, podążając w ślad za uciekającą trójką. Tak przynajmniej sądził Tingis.
Przez moment nic się nie działo, a potem triumfalne wycie wstrząsnęło dżunglą. Łatwo się było domyślić, co oznaczał ten wrzask.

Dokoła panowała cisza.
Tingis odetchnął z ulgą.

Gdy już wydawało się, że są bezpieczni ktoś stanął nad nimi. Leara usłyszała węszenie i niezrozumiały szept. Jeśli zaraz czegoś nie zrobią zostaną odkryci. Powoli, bardzo powoli zaczęła przyjmować pozycję pozwalającą na szybkie wstanie.

W tym lesie raczej nie mieli przyjaciół, a ledwo widoczny w mroku stwór nie wyglądał na przyjaciela zabłąkanych podróżnych. Raczej kojarzył się Tingisowi z kimś pamiętanym ze stepów, z kimś, kogo wolałby nie oglądać. W dodatku ten ktoś trzymał w dłoni włócznię, taką samą, jak inni uczestniczący w polowaniu tubylcy.
Nie zastanawiając się wiele Tingis rzucił się na dziwacznie wyglądającego osobnika.

Stało się to w momencie, gdy dziewczyna zastanawiała się co począć z okrywającą ją płachtą, ale wobec tak zdecydowanej akcji towarzysza postanowiła się nie przejmować i również zerwała się szybkim ruchem odrzucając materiał. Sztylet powędrował w rejony serca stwora.

Leara szybko niczym żmija uderzyła, a ostrze sztyletu zakosztowało krwi. Stwór ryknął przeraźliwie.
Lecz jego ryk urwał się ucięty przez zamaszysty cios Tingisa. Ostrze szabli z obmierzłym trzaskiem wbiło się w pokraczny łeb. Posoka rozlała się na wszystkie strony, a twarz istoty rozpadła się na fragmenty ukazując pomarszczoną, czarną gębę ukrytą pod zniszczoną maską.

- Neraka dan setan! - wyrwało się Tingisowi, gdy maska rozpadła się na kawałki. Leara nie zrozumiała z tego ani słowa, ale sądząc z intonacji nie były to słowa zachwytu.
Nikt co prawda nie zainteresował się wrzaskiem tutejszej wersji... szamana?, ale nie znaczyło to, że tak zostanie na zawsze.
- Ubierz to - powiedział do Leary, zdzierając z truposza ozdobiony piórami płaszcz. - I naszyjniki.

Leara wpatrywała się zafascynowana jak stwór pada na ziemię, dopiero słowa Tingisa sprawiły, że oderwała wzrok od ciała.
- Bez maski i tak się poznają... - odpowiedziała cicho, ale ściągnęła obrus z siebie i zarzuciła płaszcz, po czym ściągnęła z trupa naszyjniki i również je założyła. Potargała włosy, by w większym nieładzie opadały na twarz.
- Załóż też te resztki maski. Te z włosami - poradził Tingis. - Jeśli się pochylisz, podeprzesz dzidą... nikt cię nie rozpozna z daleka, a jak machniesz ręką, to nikt się nawet nie zbliży.
- Tak się zastanawiam... Uciekamy, spróbujemy uratować tamtych, czy też wejdziemy na jakieś drzewo i poczekamy do rana. Co sądzisz?

Skinęła głową i wzięła fragment z włosami krzywiąc się przy tym lekko. Założyła go, po czym sięgnęła do krwawiącej rany i wymazała sobie nią widoczną część twarzy. Zabrała też truposzowi dzidę.
- Można by się było zorientować w sytuacji tamtych. - odparła rozglądając się czy nikt się do nich nie zbliża. - Sądząc po okrzykach chyba ich złapali. W trakcie prowadzenia do wioski raczej niewielkie mamy szanse, by im pomóc. Ale w wiosce jak wszyscy posną... Chyba nie będą chcieli ich zabić od razu...

- W takim razie zaryzykujemy... Tylko spróbuję pozbyć się tego truposza...

Jak się wnet okazało, wspinanie się po dość gładkim pniu było nieco trudniejsze, niż wchodzenie po stromym zboczu lub wejście po ścianie na dach. Jednak próba wciągnięcia szamana nie powiodła i się. Podnoszony truposz runął na ziemię z gracją worka piachu, o mały włos nie pociągając za sobą Tingisa.
Kolejna próba przeprowadzona była nieco inaczej. Przerzuconą przez konar linę ciągnęła stojąca na ziemi Leara, oraz siedzący na konarze Tingis. Pomoc umięśnionej niewiasty okazała się nieodzowna i skuteczna. Zgodna współpraca i tym razem zakończyła się powodzeniem. A potem wystarczyło uciąć parę kawałków wszechobecnych lian...

- Dobry pomysł. - dziewczyna pokiwała głową patrząc na efekt ich starań. - Teraz możemy spróbować znaleźć resztę i zobaczyć gdzie ich zabiorą.

- Dorzuć, na wszelki wypadek, trochę ziemi na twarz i ręce - powiedział Tingis, gdy już przymocował truposza lianą do konara i zszedł na dół. - No i weź włócznię. Jak cię ktoś zaczepi, to nie podnoś głowy i machnij tym drągiem na znak, że ma iść precz.

- Dobra, dobra. - Mruknęła coś pod nosem i wzięła garść ziemi. Przyjrzała się jej czy nic się w niej nie rusza i dopiero wtedy przyłożyła do twarzy. - A o włóczni pamiętam, tylko jakoś musiałam Ci przecież pomóc. - co powiedziawszy chwyciła broń opartą wcześniej o drzewo.

- Ciekawe, co teraz się stanie - powiedział Tingis. - Sądzę, że chociaż to dzikusy, to potrafią zliczyć do pięciu i zdają sobie sprawę, że ktoś im się wymknął. Pewnie zaraz wpakujemy się w jeszcze większe tarapaty.

- Nie biegnijmy na oślep, to powinno ułatwić zachowanie ostrożności. Poza tym i tak musimy się ruszyć w którymś kierunku. - rozejrzała się lekko. - Ciekawe czy będą tędy wracać, czy wioska jest zupełnie z drugiej strony?

- Jak to powiadają w niektórych kręgach - panie przodem - zażartował Tingis. - Mniej więcej wiemy, gdzie są w tej chwili dzicy. Jeszcze ich słychać.
Z pewnej odległości dobiegały, nieco zniekształcone, głosy. Sugerujące - z natężenia i intonacji - że polowanie się udało. Ale tego wolał nie mówić głośno.

- Zatem, chodźmy. - skierowała się w stronę wskazaną przez Tingisa, ale po dużym łuku.
Szła ostrożnie i powoli, rozglądając się na boki i nasłuchując. Starali się szerokim łukiem obejść potencjalne miejsce pobytu dzikich i ich zdobyczy.

Przygarbiona, wsparta na włóczni i mrucząca niewyraźnie pod nosem Leara idealnie przypominała szamana. Tingis szedł parę kroków za nią, starając się bezszelestnie rozpłynąć w mroku.
Jeśli nie natkną się na większą grupkę tubylców, nie powinno być wcale tak źle...
 
Blaithinn jest offline