Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2011, 22:52   #16
Erissa
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Para wychodząc ze świątyni wypełniała mijane uliczki śmiechem i wesołymi głosami, ciągle zmieniali tematy, przekomarzali się, nie mogli nacieszyć się swoją obecnością i zdawali sobie sprawę, że ten stan szybko nie minie. Kroki poniosły ich do karczmy kuszącej przechodniów wspaniałym zapachem pieczonego mięsiwa
- „Pod Udźcem Jelenia” – przeczytała LilithBrzmi smacznie – uśmiechnęła się i nie czekając weszła
Sala była niemal pełna, ludzie tłoczący się przy stolikach pili, grali w kości, karty a ci w weselszym nastroju nawet podśpiewywali. Lilith zdała sobie nagle sprawę, że nie pamięta kiedy ostatnio odwiedziła karczmę by tylko w niej zanocować, zazwyczaj występowała, a pokój wliczony był w jej honorarium. Cała atmosfera sprawiła, że poczuła się niesamowicie swojsko. Przemierzyli szybkim krokiem salę i podeszli do karczmarza, który powolnymi, sennymi niemal ruchami wycierał jakiś kufel
- Chcieliśmy wynająć pokoje na tę noc - Lilith zaczęła opierając się o kontuar
- Ile tych pokoi? - zapytał znudzonym głosem
- To może… - zaczęła
- Jeden, jeden pokój - wtrącił się Venn z uśmiechem
Po tych słowach spojrzał na zaskoczoną Lil
-No chyba nie wierzyłaś w to, że nie pogadamy dzisiejszej nocy jak za dawnych lat?
Karczmarz wzruszył ramionami i podał klucze od pokoju rzucając coś jak pokój numer 26. Gdy ruszyli Venn chwycił ją w pół, przerzucił przez ramię i ruszył szybkim krokiem śmiejąc się. Wołał tylko "Nowożeńcy" do wszystkich, którzy byli w stanie albo mieli ochotę zobaczyć co się dzieję i dlaczego jakaś kobieta krzyczy coś jakby "Puść mnie!". Całej sytuacji dopełniał fakt, że w jednej ręce miała lutnię, a drugą próbowała okładać półelfa po plecach.
- Venn, co ty wyprawiasz? - zaśmiała się, gdy tylko weszli do pokoju - Nic się nie zmieniłeś, jak słowo daję!
Na jej twarzy widać było szczery, radosny uśmiech, położyła lutnię delikatnie, niemal pieszczotliwie na chwiejącym się stole i usiadła na łóżku
- Co za dzień...padam z nóg – stwierdziła przeciągając się
Półelf rzucił się na łóżko na brzuch po to tylko by po chwili usiąść na nim i rzucić w kąt żelastwo w postaci plecaka, miecza i tarczy.
-Oj tak, dzień męczący ale i jakże miły - kontynuował
Po chwili wstał i podszedł do okna uchylając je
-Wiesz, tęskniłem za Tobą i wyczekiwałem tej chwili - mówił to patrząc w niebo i księżyc wpływający do pokoju -Wyczekiwałem tej chwili przez ostatnie sześć lat.
Wstała nie zastanawiając się i podeszła stając obok niego przy otwartym oknie.
- Mi też ciebie brakowało... - szepnęła - Popatrz na ten księżyc, niemal taki sam jak wtedy... - zamyśliła się- Może to dziwnie zabrzmi, ale od chwili, gdy się ostatni raz widzieliśmy... - zaczęła, lecz urwała nagle - Wybacz, nie czas na to.
Odwrócił się do niej i przytulił ją. Delikatnie ale i pewnie. Głowę miał opartą na jej włosach, delektował się ich zapachem, ich miękkością. Lil poczuła coś wilgotnego na twarzy. Venn załamującym się głosem powiedział:
-Teraz już nie pozwolę aby cokolwiek ani ktokolwiek nas rozłączyło - To coś wilgotnego, mokrego spadło jej na usta, poczuła słonawy smak
- Venn? - odsunęła się lekko by zobaczyć jego twarz, czuła jak jakaś dziwna, żelazna obręcz zaciska się na jej gardle nie chciała jednak się jej poddać - Venn, wszystko będzie teraz dobrze, nie rozdzieli nas już nic, obiecuję - otarła mu wilgotne policzki, później przeczesała włosy ciągle patrząc w zielone oczy
-Prze...przepraszam - wyszeptał- ale to trudne. Cały czas odkładałem pieniądze. Na posag, dla Ciebie, dla nas, po to, żebyś mogła wyjść za mąż, masz zbyt delikatne dłonie do pracy w polu, masz zbyt piękny i aksamitny głos by go marnować na okrzyki...- po tych słowach przetarł oczy rękawem- ale to nieważne, to wszystko nieważne, ty już jesteś tutaj, wszystko będzie dobrze... lepiej powiedz, jak spędziłaś te dwa lata w bidulu.
- Na posag? - zaśmiała się tylko i wtuliła mocno w niego - Wiesz, że ty zawsze byłeś niepoprawny, tak samo jak i ja - starała się rozładować całą sytuację, tuląc się do niego zaczęła snuć swoją opowieść - Pamiętasz tego małego, który ciągle za tobą chodził w bidulu? Jak on miał na imię?...Nieważne. Po twoim odejściu wszyscy zaczęli patrzeć na niego jak na przywódcę, nieźle, co? - gaworzyła wesoło - Tylko ja... no jakoś nie mogłam się odnaleźć tam bez ciebie, to już nie było to samo, nawet strych był pusty i smutny bez twojego śmiechu... Zaczęłam ćwiczyć grę i dobrze, przynajmniej mam się z czego utrzymać... A ty? - zapytała ciekawie- Co robiłeś? Dlaczego napisałeś tylko jeden list i dlaczego o mnie nie myślałeś? - zaśmiała się
- Chodziło o pieniądze. No i firma która podjęła się przesłania czegokolwiek do Neverwinter była tylko w Waterdeep. Zaciągnąłem się do Czarnej Kompanii jako najemnik do ochrony karawan. Zarabiałem. Dość spokojnie, zazwyczaj tylko groźnie wyglądaliśmy. Niemniej zdarzało się parę razy walczyć. Zbierałem pieniądze, odkładałem. Owszem, wydatki także były, jedzenie, uzbrojenie. Jednak i zbierałem pieniądze bo... a nie ważne. Często myślałem co robisz i jak ci się wiedzie. Chciałem wpaść parę razy do Neverwinter z wizytą ale nigdy nie było po drodze, a nie chciałem stracić roboty. Nie wiem czy to ma znaczenie albo czy poprawi humor... ale nie wiem, chyba za wcześnie by o tym mówić i nie w tej chwili ani w tych okolicznościach. Dodam tylko iż nie znalazłem żadnej wielkiej miłości na szlaku ani nie szukałem kobiet. Nie wiem, jakoś się złożyło tak. Liczył się tylko posag dla Ciebie i pieniądze. Mnie rodzice porzucili, ty ich straciłaś w innych okolicznościach. Wiem jak działa ten świat i nie oszukujmy się - w jego głosie była złość- ale niewiele osób chciałoby kobietę bez posagu, nawet piękną. A nie chciałem, żeby jakiś szlachcic ciebie skrzywdził i porzucił.
Słysząc jego ostatnie słowa uśmiech zniknął z jej twarzy ustępując miejsca powadze
- Venn, ty faktycznie ciągle się o mnie tak martwiłeś? - w jej oczach pojawił się podziw pomieszany ze zdziwieniem - Jaki szlachcic by mnie chciał, gdy zwrócę uwagę jakiegoś przydrożnego grajka to będzie dobrze... - z goryczą spojrzała w podłogę - Ale dziękuję... wiem, że to zbyt mało, ale... - westchnęła, oparła się o parapet okna, myślała o czymś patrząc w dal - Dlatego właśnie przybyłam tutaj, miałam nadzieję, że choć w małym stopniu odmienią się moje perspektywy na życie, bo teraz... Ludzie z bidula świata nie zawojują, taka prawda - była zła
Złapał ją delikatnie dłonią za policzek i uniósł jej twarz na wysokość jego oczu
- Z nas dwojga, ty byłaś lepsza. Zawsze. Dlatego dla Ciebie wszystko robiłem. Cały czas się martwiłem. -Uśmiechnął się- Bo cóż my sami warci jesteśmy? Tyle co nic. Jesteś młodą, zdrową kobietą, która jest bystra, inteligentna i piękna. Zawsze tak było. Ja zawsze się wykpiłem od kary, zawsze na szczęściu. To szczęście może się kiedyś wyczerpać. Co wtedy? Tak przynajmniej jedno z nas będzie mogło drugie wspomnieć. Zresztą, to nie czas na takie tematy, smutne- podszedł pół kroku do niej i złapał za obydwie ręce- Kiedyś mi pomogłaś, dzięki tobie nie zostałem złą istotą. Nie wiem jakie koleje losu nas czekają ale... teraz może być już tylko lepiej - mówiąc to patrzył jej prosto w oczy i pożerał ją wzrokiem, delektując się nią, ciepłem jej rąk, ciepłem nocy...
- Nie mów tak nawet, wiesz, że teraz razem damy sobie radę, mogę być postrachem dla wszystkich kobiet kochających się w tobie, ale cóż, coś za coś - puściła do niego oko, cieszyła się z jego bliskości, a perspektywa tego, że najbliższy czas spędzać będą ciągle razem... - Nie potrafię wyrazić tego jak bardzo się cieszę, straciłam już niemal nadzieje, że się odnajdziemy, jakiż ten los jest złośliwy - posmutniała, a oczy zaczęły jej się szklić
Venn nie wiedział czy to bogowie zrobili za niego czy on sam z siebie to zrobił, a może inna część świadomości. Wtedy się nachylił i delikatnie połączył jej usta ze swoimi. Złapał jedną dłonią jej głowę, drugą ręką ją objął. Jego usta spotkały jej i zamarły w namiętnym pocałunku, szukając jej warg, szukając wolnej, nie zakrytej przestrzeni. Pocałunek trwał długo, nie chciał go przerywać, a Lil także nie zmierzała ku temu, delektowała się każdą sekundą ich bliskości, gdy wreszcie ich usta rozłączyły się zbliżyła się znowu, dotknęła jego nosa swoim, popatrzyła mu w oczy, ileż razy widziała to w wyobraźni, ileż razy...
- Venn? - szepnęła tylko, wiedziała, że cokolwiek teraz nie powie... - Venn, ja...wiesz, prawda? - powiedziała nieśmiało
- Nie wiem... Mam tylko nadzieję-wyszeptał po czym z powrotem połączył się z nią w pocałunku. Znowu ich usta się spotkały i ponownie łapczywie całował ją, ona chyba jego też. Nic w tej chwili nie miało znaczenia, nic poza nimi, poza nią. Gdy tylko skończyli pocałunek Venn odrzekł cicho:
-Ja... ja od zawsze Ciebie kochałem i kocham nadal. Czekałem na Ciebie. Cały czas odkładałem i pracowałem by pewnego dnia kupić nam dom, by pewnego dnia wziąć ślub. Tylko to trzymało mnie przy uczciwej i trudnej robocie, tylko to - po tych słowach ponownie zatopił się w pocałunku.
Nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa, wydawało jej się, że teraz wszystko traci znaczenie, przestaje istnieć, rozmywa się, mogła skupić się jedynie na nim, na uczuciu, które pielęgnowała tyle lat, na cierpieniu, którego jej ono przysporzyło, na tęsknocie i łzach, które w jednej chwili zmieniły się w ogarniające całe ciało ciepło, na mocno bijące serce
- Kiedy wyjechałeś - przerwała na chwile pocałunek - ja wtedy zrozumiałam co czuję i przez te wszystkie lata... Venn, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo cię kocham... - brakowało jej słów, miała nadzieję, że on jednak wiedział, czuł to co ona i rozumiał.
Przytulił ją, przytulił ją pewnie i mocno nie jak tuli się przyjaciela gdy jest mu źle, tylko tak jak tuli się kobietę swojego życia, tę jedyną miłość, której doświadcza się jeden, jedyny raz w życiu. Nic nie mówił. Stał tak obok niej i z zamkniętymi oczami delektował się chwilą, ciepłem jej ciała. Pozwolił sobie na uśmiech. "Dwoje kochanków spotkało się po długim czasie rozłąki"...
-Teraz, oboje odłożymy pieniądze i będziemy żyli, żyli razem we dwoje. Weźmiemy ślub i ruszymy na południe, założymy rodzinę, będziemy razem, zawsze i na zawsze. Nie ważne co by się nie działo. Kocham cię i nigdy więcej nie pozostawię ani nie opuszczę- otworzył oczy i spojrzał na jej twarz. Po jej policzkach spływały łzy, łzy szczęścia. Uśmiechała się. Venn wiedział, że cokolwiek się nie stanie, będą razem i nic nie zmąci tego szczęścia ,nic - Chciałbym, żeby nasz dom miał ogród i miejsce, gdzie dzieci będą mogły się wspinać- rzekł spokojnie- żeby było pełno słońca i zawsze było ciepło.

Noc płynęła powoli swoim rytmem, siedzieli na łóżku objęci. Lilith wtulona w niego, poczuła się bezpiecznie, dobrze, ciepło jego ciała działało na nią kojąco po trudach ostatnich lat. Mrok zaczął gęstnieć przed jej oczami, oddech lekko zwolnił, zasnęła.
***
Obudziła się wcześnie, słońce dopiero wstawało, już dawno nie spała tak dobrze. Spojrzała na Venna, który wciąż jeszcze oddychał spokojnie, miarowo, pogrążony w świecie marzeń. Pieszczotliwym gestem przeczesała jego włosy, musiało śnić mu się coś miłego, bo na jego twarzy widniał delikatny uśmiech. Wstała i wyszła z pokoju najciszej jak potrafiła, postanowiła zrobić mu niespodziankę i przynieść śniadanie.
***
Siedziała oszołomiona patrząc na półelfa, nie dowierzała temu, co jej powiedział, słyszała podszepty miliona myśli biegnącego przez jej głowę
- Moja…matka?
Minęło tyle czasu, wiele, zbyt wiele…
***
Szli uliczkami, które zaczynały zapełniać się już załatwiającymi w pośpiechu swoje sprawy ludźmi. Lilith była milcząca, ciągle rozmyślała, zastanawiała się, tworzyła w swojej głowie wizje dotyczące matki. Słuchała Venna, ale jego słowa raczej do niej nie dochodziły, nie potrafiła wyzbyć się uczucia niepokoju, które zaciskało się na jej sercu.
***
Gdy dotarli na miejsce dziewczyna rozglądnęła się dookoła, kilka osób już tam było, stali w raczej zbitej grupie, tylko półork, który tak zaintrygował ją minionego dnia wydawał się znowu izolować
- Venn, poczekaj tu na mnie, albo idź do pozostałych, porozmawiam z nim chwilkę – uśmiechnęła się i pokazała głową w stronę Grouna
Poprawiła włosy i podeszła do niego, czuła na sobie uważne spojrzenia innych, ale nie dbała o to, niemal intuicyjnie wiedziała, że dobrze postępuje, dawało jej to radość, bo czy fakt, że w jego żyłach płynie orcza krew oznacza, że jest okropnym potworem? Biedni, naiwni, głupi, zabobonni ludzie…
 
Erissa jest offline