Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Rekrutacje do sesji RPG > Archiwum rekrutacji
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum rekrutacji Wszelkie rekrutacje, które zostały zakończone.


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-02-2011, 17:49   #11
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Tuż po przemowie Leily do sali wszedł mag wieszczenia i wprowadził ostatecznie ostatnią osobę. Mag, wyznawca Mystry, szybko przedstawił Evosa innym. Johann streścił mu wszystko co do tej pory zostało powiedziane i wrócił do rozmowy z krasnoludem, który minutę później odszedł.

Johann starał się zapamiętać wszystkie pytania i dopiero potem odpowiedzieć na wszystkie razem, chórem. Zaczął więc swoją kolejną przemowę, ostatnio często przemawiał do grona osób
- Z tego co mi wiadomo mieszkańcy nie przenieśli się gdzie indziej bo... cóż dla mnie również brzmi to głupio, ale są "przywiązani do tego miejsca. Sentyment. Aczkolwiek gdyby naprawdę był tam ów topór to pewnie by go znaleźli.- Spojrzał raczej wściekle na Edgara - Jakikolwiek bóg, czy to Grumsh, czy Ao, nie należy nazywać go "jakimś bożkiem" i radzę to zapamiętać, jeśli chce pan przeżyć w tym świecie.

Kapłan sięgnął po bukłak z wodą zawieszony u pasa, przeprosił i wypił zdecydowaną większość zawartości. Potem zaczął dalej mówić.
- Cóż, jak już powiedziałem ruszacie z rana, tak. Hmm - Próbował sobie przypomnieć co dalej ma powiedzieć - A tak! Plan łowczyni wydaje się być ciekawy, może i się sprawdzi, jednak mieszkańcy są dosyć nieufni z tego co mi wiadomo. Mimo to wszelkie decyzje zostawiam wam. Możecie nawet błagać ich, skomleć, ale zadanie macie wykonać. A teraz skoro nie ma więcej pytań, możecie się rozejść. Jutro rano przed świątynią, jeden z kapłanów wręczy wam racje żywnościowe. Powodzenia i mam nadzieję, do zobaczenia.
Johann opuścił salę i zostawił zdobione wizerunkami i symbolem Mystry drzwi.

***
Każdy rozszedł się w swoją stronę. Oczywiście udali się do rożnych karczm, chociaż niektórzy trafili do tej samej, przez przypadek, albo specjalnie.
***

Ulfgar był nie mało zaskoczony gdy wchodząc do karczmy " Korona Lekkoducha" (nazwa podobna wzięła się od nadzwyczaj miłego i lekkodusznego szlachcica, który założył ten przybytek, ale nikt go nie zna) zobaczył paru starych znajomych. Eberk, Eckhart, Wulfgar dzielne krasnoludy z którymi nie raz dane było mu walczyć, zabijając orki, gobliny i niestety również swoich braci. Oni spostrzegli go pierwsi i zaprosili ze śmiechem na ustach i piwem na brodach do swojego stołu.

***
Gdy Mordimer wrócił do karczmy, właściciel sprzątający na stołach po chucznej zabawie gawedzi zagaił do kapłana
- O! Szanowny panie kapłanie! Ktoś pana tutaj szukał, a przynajmniej kogoś kto wygląda tak jak pan.
Mordimer zaskoczony tym, że ktoś w tym mieście go zna podszedł do karczmarza by zapytać o szczegół, bo karczmarz już wrócił do stołów, uważając, że dziś już dość poużywał słownictwa.

***
Evos już miał wychodzić z karczmy gdy jeden z kapłanów-magów zagaił do niego.
- Hej ty, możesz nocować tutaj, na górze świątyni są łóżka dla przejezdnych kapłanów, albo magów. Zresztą Johann chciał jeszcze z tobą porozmawiać, jeśli chcesz to idź na górę, trzecie drzwi po prawej na pierwszym piętrze.

***
Noc była jeszcze młoda, a do poranka zostało dużo czasu. Dla niektórych dzień mógł się dopiero zacząć.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 08-02-2011, 23:23   #12
 
daamian87's Avatar
 
Reputacja: 1 daamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znanydaamian87 wkrótce będzie znany
Ostin opuścił świątynię, nie mając żadnych konkretnych planów na resztę dnia. Miasto znał dość dobrze, wiedział gdzie może dobrze zjeść, zagrać w karty czy zabawić się z kobietą. Zastanawiał się, na co poświęci czas, kiedy kątem oka dostrzegł oddalającą się pół-elfkę. Postanowił nawiązać z nią kontakt, podbiegł więc za nią kawałek.
- Leila, o ile dobrze pamiętam, tak? - spytał równając z półelfką krok.
- Tak, to ja. Wybacz ale Twojego imienia nie pamiętam.
- Ostin Berton, do usług.-
odparł z uśmiechem, kłaniając się uprzejmie.
- Miło mi. Więc gdzie się teraz udajesz?
- Szczerze mówiąc, nie miałem konkretnego celu. Jeśli nie masz nic przeciwko mógłbym towarzyszyć tobie. -
odparł.
- Cóż, ja idę przed siebie w poszukiwaniu najbliższej karczmy, nie znam tego miasta. Może Ty wiesz gdzie powinniśmy się skierować?
- Hmm, jeśli zależy ci na dobrym posiłku i napitku, to polecam "Grzmiącego gnoma", jeśli chodzi o czysty pokój i miękkie łoże to "Czerwona róża" będzie najlepsza. -
zaproponował po chwili zastanowienia.
- Szczerze? A pewnie przed Tobą i tak się nic nie ukryje. Nie tyle szukam konkretnego miejsca co kogoś kto postawi mi kolacje i miejsce do przespania się.
Ostin zdziwił się, jednak nie było tego po nim widać.
- Hmm, poleciłbym ci kilka lokali, jeśli chodzi o osoby które mogłyby ci zasponsorować pobyt w jednej z karczm, jednak domyślam się, że forma współpracy z nimi nie odpowiadałaby ci zbytnio. - dodał ze szczerym, szerokim uśmiechem.
- Sporo rzeczy jeszcze o mnie nie wiesz - uśmiechnęła się. - Właściwie może być jakokolwiek karczma, zawsze znajdzie się jakiś "chętny", że tak to ujmę. O, chyba tam widzę jakiś szyld, wygląda przyzwoicie. "Złoty bażant".
- Karczma niezgorsza, mają dobrą rybę w sosie grzybowym. -
poinformował swoją rozmówczynię.
- Jeśli nie masz nic przeciwko udam się tam z tobą. Milej się jada w towarzystwie, nie sądzisz?
- Dobrze więc, zobaczmy co tam oferują
.
Oboje weszli do wnętrza. Kilka stołów, część z nich była zajęta. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsiwa, dymu palonych ziel i perfum znajdujących się wewnątrz kobiet. Pomieszczenie urządzone było skromnie, a jednocześnie atmosfera w nim była dość sympatyczna. Na ścianach wisiało tylko kilka ozdób, w przeciwieństwie do większości karczm, gdzie właściciele wieszali jak najwięcej trofeów, różnego rodzaju dzieł sztuki i tym podobnych przedmiotów. Po przeciwległej do wejścia ścianie umieszczony był mały kominek, w którym ogień dopiero rozpoczynał swoje całowieczorne przedstawienie. Ogniki powoli przeskakiwały z drewna na drewno, liżąc je swoimi płomiennymi językami.


Za kontuarem stał wysoki, szczupły mężczyzna o pociągłej twarzy. Jego krótkie, kruczoczarne włosy kontrastowały z jasną, niemal białą cerą. Jego biała koszula świadczyła o staranności, z jaką prowadził swój lokal.
Ostin przeszedł pomiędzy stolikami do jednego z wolnych, znajdujących się niedaleko kominka.
- Co zamawiasz?
Leila rozglądała się uważnie po karczmie.
- Może na początek jakieś dobre wino, zdam się na gust karczmarza. - odparł z uśmiechem, przyglądając się dyskretnie Leili.
- Mhm - rozgląda się dalej. Po chwili skupiła wzrok na mężczyźnie siędzącym samotnie przy ladzie.
- Znajomy? - spytał Ostin nie patrząc nawet w kierunku owego mężczyzny.
- Co? Nie, nie, JESZCZE nie.
- Może wolisz, aby zostawić cię samą? -
spytał z uśmiechem na twarzy. Widać było, że cała sytuacja śmieszy go.
- Raczej ja musze opuścic Ciebie, na tą chwilę i tak nie mam czym zapłacić za wino. Tak więc porozmawiamy rano. Dobrej nocy.
Podniosła się i skierowała w stronę mężczyzny, zagdnęła go i przysiadła do niego.
Ostin uśmiechnął się tylko w odpowiedzi. Spróbował przyniesionego mu wina, stwierdzając, iż nie jest takie złe. Na zamówione danie, na które składała się rzeczona wcześniej ryba w sosie grzybowym czekał przyglądając się poszczególnym gościom. Ludzie i ich zachowania fascynowali go od zawsze. Lubił obserwować ich dziwne niekiedy zachowania, szczególnie wtedy gdy nie wiedzieli, że są przez kogoś obserwowani, co jednak w karczmie było rzeczą niemożliwą. Gdy na stole wylądował zamówiony posiłek, a miły zapach rozniósł się po i dotarł do nosa mężczyzny, brzuch Ostina przypomniał mu, że od rana nie był napełniony. Zaczął więc jeść, nie zwracając uwagi na nikogo konkretnego, mając jedna na uwadze wszystko, co działo się dookoła.

Po zjedzonym posiłku, którego wielkość i jakość mocno rozleniwiły Ostina, mężczyzna oparł się i z kielichem w ręku zaczął przysłuchiwać się bardowi, który zawitał do karczmy.


Muzyka wypełniła pomieszczenie, uciszając wszelkie rozmowy. Czyste dźwięki wydobyły się najpierw z instrumentu, dzierżonego przez młodego mężczyznę, po chwili dołączyły do nich słowa pieśni. Słowa mówiące o zapomnianych bohaterach. Ostin wsłuchiwał się w pieśń z zamkniętymi oczyma. Począł zastanawiać się, jaki los czeka jego oraz tych, którzy dołączyli do Zakonu. Czy zostaną okrzyknięci bohaterami, czy też świat nie usłyszy o nich nigdy. A jeśli zostaną owymi bohaterami, to czy bardowie będą układać o nich pieśni? Czy za kilkadziesiąt lat, ktoś, kto będzie siedział w tym samym miejscu, pijąc to samo wino i spożywając ten sam posiłek będzie słuchał pieśni barda o grupie Zakonu?
Ostin nigdy nie myślał o karierze bohatera czy znanego powszechnie człowieka. Jednak wszystko było dopiero przed nim.

Mimo iż muzyka przestała w końcu grać a słowa pieśni ucichły, Ostin trwał przez dłuższą chwilę w tej samej pozycji. W jego głowie wciąż kołatały się słowa barda wraz z obrazami z przeszłości. Kiedy w końcu mężczyzna otworzył oczy, zorientował się, że w karczmie został tylko on i trzech mężczyzn, którzy właśnie zbierali się do wyjścia. Ostin dopił swoje wino, po czym podszedł do karczmarza.
-Jak zawsze świetna ryba, Tom.- pochwalił znajomego karczmarza.
-Znajdzie się jakiś pokój?- spytał z uśmiechem.
-Dla naszego stałego klienta zawsze.- mężczyzna odparł, ukazując szereg białych, równych zębów.
-W takim razie skorzystam. Do tego dolicz kąpiel i wczesne śniadanie, zapłacę od razu.- zadysponował Ostin. Zapłacił za to, co zamówił, po czym ruszył do wynajętego właśnie pokoju.

Wnętrze było spowite delikatnym światłem wydobywającym się z małego kominka i kilku świec. Młoda służka dolewała do balii gorącej wody, która parowała, podnosząc temperaturę w pokoju. Łoże było już zaścielone.
Ostin uśmiechnął się do młodej kobiety, która zachichotała tylko. Mężczyzna rzucił swoje rzeczy na ziemię. Nie miał sił na nic więcej po za kąpielą i snem, szczególnie, że następnego dnia miał wyruszyć z grupą obcych mu ludzi. Odprawił uśmiechem i służkę, podążając za nią jedynie wzrokiem. Kiedy wyszła zamknął drzwi, rozebrał się i wsunął do balii z gorącą wodą. Zanurzył się w niej cały, pozwalając odpocząć zmęczonym mięśniom. Rozluźnił się, chłonąc ciepło. Kiedy woda zaczęła robić się coraz chłodniejsza wyszedł, wytarł się dokładnie i skierował się do łóżka. Nie zdążył jeszcze przyłożyć głowy do poduszki, a już odpłynął do krain koszmarów lub marzeń sennych.

Pukanie do drzwi wyrwało go z sennego świata. Budzono go zgodnie z jego dyspozycją. Nie chcąc się spóźnić ubrał się, zebrał swoje rzeczy i udał się na dół. Śniadanie czekał na niego na stole, przy którym spędził poprzedni wieczór. Pachnąca, świeża jajecznica zapełniła szybko żołądek mężczyzny. Porcja równie świeżego i smacznego mleka dopełniła posiłek. Ostin wstał, zostawił srebrną monetę obok talerza, po czym opuścił karczmę.

Świeże powietrze osnuło twarz młodego podróżnika. Słońce nieśmiało wyglądało zza chmur, ogrzewając zarówno kroczącego przez miasto Ostina jak i budynki czy trawę. Jak się okazało, na miejscu zbiórki mężczyzna zjawił się jako pierwszy. Nie musiał jednak czekać na pozostałych długo. Po chwili dostrzegł znajome postacie, nadciągające z różnych stron miasta.
 
__________________
"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku". - Janusz Leon Wiśniewski
daamian87 jest offline  
Stary 09-02-2011, 13:49   #13
 
Tohma's Avatar
 
Reputacja: 1 Tohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie cośTohma ma w sobie coś
Wysłuchawszy przemowy Johanna i ewentualnych pytań ze strony swoich kompanów Kael rozważył wszystkie za i przeciw i doszedł do wniosku, że misja może nie okazać się całkowitym fiaskiem, jeśli tylko ich prywatne cele nie wyjdą na jaw i nie będą kolidowały w trakcie przebiegu zadania.
Lekko zaintrygowała go nowa postać, dołączona do ich grupy trochę po czasie, która jak i on nie wypowiedziała ani słowa podczas ich małego zebrania. Szybko jednak przestał zwracać na niego uwagę, skupiając się bardziej na omawianych sprawach.
Gdy obrady dobiegły końca Kael oderwał się leniwie od kolumny, o którą stał oparty i rozejrzał się powoli po reszcie zgromadzenia. Wszyscy w pośpiechu zaczęli opuszczać świątynie, miał chwilowe wrażenie, że jego siostra zerka na niego szybko, ale odwróciła wzrok zanim zdołał się przekonać czy to nie wytwór jego wyobraźni.
Opuściwszy pokój zobaczył, że świątynia nadal jest, o wiele słabiej niż poprzednio, zapełniona motłochem. Nie przejął się tym zbytnio i skierował się w stronę fontanny stojącej na dziedzińcu, którą zauważył już wcześniej. Była magicznie oświetlona tak więc, gdy wyjął mapę Wrót nie miał problemu z odczytywaniem najmniejszych symboli nakreślonych przez jego ojca. Ujrzał wyraźną czerwoną kropkę podpisaną Welon Sukkuba. ~Kusząca nazwa~ pomyślał i zwinął mapę. Miejsce wyznaczone przez jego rodzica znajdowało się nie tak daleko od dzielnicy świątynnej postanowił jednak nadłożyć drogi i pozwiedzać. Późna godzina jeszcze nie wybiła, a on nie był ani głodny, ani zmęczony.

***

Spacer minął mu w miarę spokojnie i miło, nie licząc bandy młodych opryszków, która stojąc pod jednym pubem i będąc wyraźnie pod wpływem czegoś mocniejszego, zaczęła wykonywać w jego stronę wyraźnie seksualne gesty i nawoływać, by pół-elf przyszedł do nich "pobawić się". Po czymś takim Kael zacisnął tylko dłonie w pięści i zesztywniały ze złości skierował się czym prędzej w stronę Welonu. Zaczynał nienawidzić tego miejsca.
Pokonawszy próg celu swojej podróży jego nozdrza uderzył słodki kwiatowy zapach wymieszany z zapachami kuchennymi. Zrobiło mu się niedobrze i zaczął się cichutko modlić, by jego ojciec przez przypadek nie skierował go do burdelu. Obejrzał główne pomieszczenie zaintrygowanym wzrokiem, nie zobaczył jednak nic wyjątkowego oprócz posągu pięknej kobiety, nagiej, okrytej tylko prześwitującym materiałem. Wyraźnie dało się odczuć od niego silną magię, buchającą z całej kamiennej postaci. Usta rzeźby były otworzone ukazując lekko naostrzone zęby a oczy rozwarte w wyrazie ogromnego szoku, wpatrywały się prosto w stronę Kaela. Brązowowłosy otrząsnął się z wrażenia jakie wywarło na nim dzieło sztuki i skierował się w stronę pustego baru. Usiadł na jednym z miejsc i rozejrzał się raz jeszcze po sali. Było tu niezwykle cicho jak na karczmę. Ludzie siedzieli z półprzymkniętymi oczami na obitych miękkim materiałem krzesłach i tylko niektórzy wydawali się pogrążeni w rozmowie. Reszta trwała w letargu raz po raz sięgając po kielich wypełniony trunkiem bądź wzdychając głucho.
Strach zaczął gnieździć się gdzieś w sercu Kaela, gdy w końcu zaczął pojmować magię całego tego miejsca. Nie zdążył jednak przemyśleć całej sytuacji, gdy przed jego oczami, które skierowane miał na deski kontuaru, znalazła się nagle szczupła blada dłoń. Spojrzał szybko do góry, by ujrzeć wpatrującego się w niego mężczyznę o rudych jak płomień ogniska włosach nastroszonych na całej głowie i szarozielonych oczach, w których błyskały wesołe ogniki. Mężczyzna był bardzo szczupły i widać to było nawet pod głęboką czernią jego stroju. Uśmiechnął się szeroko na widok badawczego wzroku Kaela i rzekł:
- Witamy w Welonie, mam nadzieję, że piękno tego miejsca jeszcze cię nie odurzyło i zdołasz mi wyznać swe imię.
- Kael... - powiedział siląc się na silny głos, jednak nie szczególnie mu to wyszło. - Ojciec... to znaczy Davaver z Elturel, mój ojciec, powiedział, że zarezerwuję mi u was pokój na czas pobytu we... wrotach - odchrząknął nerwowo widząc, że uśmiech nie znika z ust karczmarza, a oczy nadal świdrują jego własne. Gdy powiedział co miał powiedzieć uśmiechnął się niepewnie mając nadzieję, że nie zrobił z siebie głupca.
- Ach tak, oczywiście. Twój ojciec był tutaj kilka godzin temu i wszystko załatwił. Może jednak przed skierowaniem się do pokoju zechcesz zjeść tutaj coś ciepłego, rozkoszując się chwilą medytacji? - Pół-elf odwrócił się lekko od rozmówcy i jeszcze raz zlustrował spojrzeniem salę pełną odurzonych gości. Nie wiedział czy do końca można to było nazwać medytacją... Uśmiechnął się jednak najmilej jak potrafił i odrzekł:
- Wolałbym jednak zjeść posiłek w zaciszu własnej kwatery. Jutro czeka mnie ważna wyprawa i nie chciałbym być... rozpraszany - tutaj wykonał sugestywną pauzę - przez jakiekolwiek inne sprawy. - Rudowłosemu troszkę zbladł uśmiech, kiedy usłyszał te słowa, jednak zaraz rozkwitł na nowo.
- Oczywiście. Oto klucz do twojego pokoju, pierwsze drzwi po lewo na piętrze - powiedział i podał mu mały przedmiot. Kael wstał szybko, omal nie przewracając się o odsuwające się krzesło i skierował się w stronę schodów. Obrzucił jeszcze raz uważnym spojrzeniem rzeźbę sukkuba, której siła magii wyraźnie spadła, ale nadal dało się ją wyczuć. Spojrzał jeszcze raz na mężczyznę przy barze z postanowieniem, że jutro przed wyjściem wypyta się o historię tego posągu. Zobaczywszy jednak, że mężczyzna nadal wgapia się w niego z delikatnym uśmiechem w mig znalazł się w swoim pokoju. Odetchnął cicho opierając się o drzwi kwatery.

***

Otworzył oczy, kiedy pierwsze promienie słońca zaczęły oświetlać jego pokój. Przeciągnął się z przyjemnością odnotowując, że jest jeszcze wcześnie rano i ma dobre dwie godziny, żeby się nie spóźnić na spotkanie. Przetarł pewnym ruchem oczy i rozejrzał się uważnie po pokoju. Wczoraj nie zdążył tego zrobić, zbyt przetłoczony dniem, położył się i zasnął jak kamień, odrzucając wpierw swoje ubrania po całej kwaterze. Zawsze sypiał nago i nigdy nie stanowiło to do niego szczególnego powodu do wstydu. Wstał i skierował się w stronę wnęki przy drzwiach, w której stała ogromna misa napełniana gorącą wodą, służąca do kąpieli. Teraz jednak była pusta a Kael oparł się o jej brzeg i zaczął oglądać swoje ciało w sporym lustrze przywieszonym na jednej ze ścian wnęki. Nigdy jakoś nie przejmował się zbytnio swoim wyglądem. Doceniał piękno przekazane mu przez jego elfią matkę, ale ostatnio coraz bardziej zaczęła go denerwować jego mieszana natura. Ciągle mylono go z kobietą. Zebrał swoje długie włosy w kitkę i uniósł ją wysoko chcąc sprawdzić jakby wyglądał w krótkich włosach. Po chwili patrzenia na siebie krytycznym wzrokiem doszedł do wniosku, że z jego szczupłym ciałem, delikatnymi rysami to i tak mało by pomogło. Poza tym lubił swoje włosy i nie miał zamiaru się ich pozbywać. Nagle usłyszał pukanie do drzwi. Oderwał się od swojego odbicia i zaczął szukać w pospiechu swoich ubrań. Nie zdążył jednak znaleźć nawet bielizny, gdy pukanie się powtórzyło. Warknął głucho i przeplatał swoją sylwetkę peleryną. W dłoń złapał małe ostrze, które zawsze miał przy sobie na wszelki wypadek i uchylił lekko drzwi spoglądając kto niepokoi go tak wcześnie rano.
- Witam, usłyszałem, że chodzisz po pokoju, więc przyszedłem zapytać czy przynieść posiłek do pokoju czy wolałbyś zjeść w sali? – Głos karczmarza doszedł jego uszu zanim zdołał nawet zobaczyć jego twarz. Odchylił szerzej drzwi i ujrzał uśmiechniętego rudowłosego, przeszywającego wzrokiem jego nagie ramie i kawałek klatki piersiowej, której nie zdołał okryć materiałem. Kael zmrużył gniewnie oczy.
- Śniadanie zjem na dole, ale poproszę misę ciepłej wody, muszę się oporządzić przed wyjściem.
- Oczywiście, zaraz przyniosę. – I już go nie było. Pół-elf odetchnął cicho i skierował się szybko w stronę łoża, by znaleźć pozostałe części ubrania. ~Nie mógł przysłać służki?!~

***

Kiedy wszedł do głównego pomieszczenia uderzyła go pustka tego miejsca w porównaniu z wczorajszym tłumem. Oprócz niego znajdowała się tutaj tylko jedna postać – gnom siedzący przy barze i sączący leniwie piwo z kufla. Kael usiadł przy jednym z okrągłych drewnianych stołów i spojrzał w kierunku sukkuba. Magia przestała być wyczuwalna, był pewien, że gdzieś tam głęboko w kamiennej piersi, nadal się tli, ale została wyraźnie stłumiona. Odwrócił wzrok i ujrzał zmierzającą w jego stronę postać z talerzem jadła oraz pucharem wina. Posiłek został przed nim postawiony i usłyszał ciche „smacznego” po czym został sam, wpatrując się w swoje kolana ze wstydem. Poliki paliły go żenująco, gdy przypomniał sobie o sytuacji sprzed pięciu minut - starał się naciągnąć na nogi swoje długie buty leżąc na plecach z nogami wyciągniętymi w powietrze i w tym momencie wszedł On z misą parującej wody. Do teraz miał przed oczami kpiący uśmiech jaki wykwitł na twarzy rudego. Otrząsnął się z przytłaczającego uczucia i zaczął jeść śniadanie w milczeniu, raz po raz biorąc łyk pysznego elfickiego wina. Kiedy skończył jeść i wyprostował się z uśmiechem najedzenia na twarzy zobaczył, że drzwi przybytku otwierają się i kolejny gnom przekracza jego próg. Kael odwrócił wzrok myśląc, że to pewnie znajomy tego przy barze.
Posiedział tak chwilę, rozkoszując się uczuciem sytości. Zdawał sobie sprawę, że niewiele czasu zostało do wyjścia i że za chwilę będzie musiał opuścić Welon, by zdążyć na czas, chciał jednak poznać historię tajemniczej rzeźby. Ukradkiem spojrzał w stronę kontuaru, gdzie dwójka gnomów kłóciła się w najlepsze, nie zwracając uwagi na otoczenie. Wyłowił wzrok karczmarza, który zaraz podszedł do niego i zabrać puste naczynia.
- Życzysz sobie czegoś jeszcze przed wyjazdem? – zapytał stając obok. Kael przełknął ślinę odganiając wstydliwe myśli i zapytał:
- Chciałbym poznać historię tej rzeźby. Wyraźnie czuję jej magię i podejrzewam, że to za jej sprawą wczoraj cała sala pogrążona była w letargu, mam rację? – spojrzał ostro w stronę rudowłosego, któremu szeroki uśmiech jak zwykle gościł na twarzy.
- I tak i nie – odpowiedział nie ruszając się z miejsca. – Po pierwsze to nie jest rzeźba. To spetryfikowany sukkub.
- Słucham?! – spojrzał szybko w stronę posągu i zaczął się przyglądać. Rzeczywiście było to piękne dzieło, każdy szczegół urodziwego demona został uchwycony na kamieniu. ~A więc dlatego magia cały czas tli się wewnątrz. Wystarczy jedno zaklęcie i będziemy tu mieli prawdziwego potwora.~ - Ta myśl specjalnie go nie pocieszała, więc wrócił wzrokiem do rozmówcy, który z uwagą śledził jego ruchy. – Spetryfikowana?
- Zamieniona w kamień.
- Wiem co to znaczy! Ale przez kogo, jak?! Czy to legalne? – wypytywał siląc się by jego głos nie brzmiał zbyt natrętnie.
- Przeze mnie, zaklęciem, owszem – odpowiadał rudowłosy cierpliwie. – Musiałem tylko załatwić parę spraw z zarządcą, sypnąłem groszem i jest. – Kael wgapiał się w szczupłą postać z otwartymi ustami. Czy to możliwe, że ktoś taki był potężnym magiem, który mógłby zamienić w kamień permanentnie! I to sukkuba!
- A ten letarg, którego byłem wczoraj świadkiem to jej magia?
- Owszem. Wzrasta gdy jest wielu gości, czyli wieczorami. Poza tym pomagam jej troszkę nakierowując ją na odpowiednie tory. Rankiem, gdy zazwyczaj mamy mało odwiedzających tłumię jej magię całkowicie – odpowiedział ze stoickim spokojem. Pół-elf chciał zapytać dlaczego nie został więc wczoraj odurzony i dlaczego sam karczmarz jest na to niepodatny, ale doszedł do wniosku, że pewnie zaklęcia blokujące działają przy barze, żeby nie przeszkadzać osobą, które rozmawiają. Nie wiedział, że powód jest zupełnie inny i nie ma nic związanego z zaklęciami blokującymi.
- Czy to wszystkie pytania? Jeśli tak myślę, że powinieneś już iść, gdyż możesz się spóźnić na umówione spotkanie. Wiem, że Johann tego nie lubi.
- Skąd… - zaczął Kael, ale człowiek odwrócił się plecami i zaczął zmierzać w kierunku baru. Nie miał wyboru. Wstał i powoli skierował się w stronę pokoju, by zabrać ekwipunek i ruszyć w drogę. Kiedy spakowawszy się szedł oddać klucze od pokoju myśli nadal kłębiły się w jego głowie. I pytania, wiele pytań. Oddał klucze patrząc na karczmarza z większą ostrożnością niż poprzednio. Ten jedynie skinął mu głową i powiedział, że pokój będzie na niego czekał aż wróci, a gdy pół-elf opuszczał Welon usłyszał jeszcze ciche słowa „owocnej podróży”.

***

Pierwszym co zanotował przemierzając szybkim tempem ulicę Wrót była piękna pogoda. Słońce oświetlało delikatnie całe ulice i mało chmur przemierzało błękitne niebo. Warknął cicho przesłaniając sobie oczy przed oślepiającymi promieniami.
Doszedł zmachany przed świątynie i rozejrzał się w pośpiechu. ~Spóźniłem się?!~ - pomyślał, ale nagle ujrzał postać mężczyzny stojącą niedaleko. Kiedy zdał sobie sprawę, że to jeden z jego towarzyszy całe zdenerwowanie nagle opuściło jego myśli i ruszył w jego kierunku.
 
__________________
There is no room for '2' in the world of 1's and 0's, no place for 'mayhap' in a house of trues and falses, and no 'green with envy' in a black and white world.

Ostatnio edytowane przez Tohma : 09-02-2011 o 13:54.
Tohma jest offline  
Stary 09-02-2011, 20:16   #14
 
Donki's Avatar
 
Reputacja: 1 Donki nie jest za bardzo znanyDonki nie jest za bardzo znany
- I co Gustaw? Co myślisz o mojej kompanii?
- Kraaa! A co ja mogę wiedzieć? Jestem tylko krukiem.
- Jak na małomównego osobnika, nader często dajesz mi rady, kiedy sobię tego nie życzę
- rzekł Edgar i spojrzał na swojego chowańca mając nadzieję, że ten docinek skłoni go do rozmowy. Ptak nic sobie nie robiąc z krytycznych uwag maga, dziobał w dalszym ciągu suchy chleb załatwiony od karczmarza. Malvitz widząc, że nici z dalszej dyskusji rozejrzał się po pokoju. Spędził już tutaj około tydzień, więc trochę tęsknił za posiadłością swojej rodziny, ale jednocześnie wiedział, że nie może już tam wrócić. Zamieszkiwał teraz kwaterę numer 8 w oberży "Całkowite Zaćmienie". Lokal dość popularny wśród bohemy Wrót Baldura. Awangardowi artyści schodzili się tutaj co jakiś czas, by recytować swoje wiersze. Edgar nie przepadał za tego typu rozrywkami, a teksty poetów "nowoczesnych" uważał za wyjątkowe nieporozumienie. Nie rozumiał, jak można się ekscytować zlepkiem słów, które nie mają ze sobą nic wspólnego. Właśnie dzisiaj w karczmie odbywał się jeden z takich wieczorków autorskich i mag jak najszybciej postanowił czmychnąć do swojego pokoju, nawet kosztem niezjedzenia kolacji.
Rozmyślał teraz nad towarzystwem z którym przyjdzie mu spędzić najbliższe kilka tygodni i miał mieszane uczucia. Nekromanta z którym dzisiaj gawędził, nie uważał medycyny za godny temat do rozmowy. ~A mógłby to być początek takiej wspaniałej współpracy!~ Żałował czarodziej. ~Może z biegiem czasu nabierze on szacunku do tak szlachetnej nauki? Zawartość tego cholernego tomiska to co innego, o tym pewnie mógłby prowadzić dysputy do rana, ale to po moim trupie!~ Pomyślał Edgar i spojrzał gniewnie na księgę zaklęć swojego (z braku lepszego słowa) mentora. Zastanawiał się, czy ten pijak w ogóle się zorientował, że jego "świętość" nie obrasta już w pajęczyny na strychu tej rudery w Neverwinter. Nawet jeśli Alastor ruszył za nim w pościg, jakoś nie specjalnie obawiał się swojego mistrza sądząc, iż alkohol już doszczętnie przeżarł mu mózg.
Medyk nie miał ochoty spędzać kolejnej nocy nad rozszyfrowywaniem zagadek swojego mentora, tym bardziej, że z samego rana członkowie Zakonu Tajemnic mieli wyruszyć do tej wiochy- Sher. Nie uśmiechało mu się drzemać cały dzień , to też przebrał się w swoją nocną koszulę, wygonił Gustawa na "nocne łowy"...
- Kraa! Nie traktuj mnie jak jakąś śmierdzącą sowę! Kraa!
... zgasił świecę i niemal natychmiast zapadł w sen pomimo krzyków artystów dochodzących z dołu.

***

Kolejny dzień nie rozpoczął się najlepiej. Gdy Edgar się obudził nie zastał obok swego łóżka misy z gorącą wodą tak jak się spodziewał. Godzina nie była już najwcześniejsza toteż bał się, że się spóźni na spotkanie w świątyni Mystry i znów Johann udzieli mu reprymendy. Zarzucił na siebie swoją koszulę, spodnie i buty, a następnie wzburzony udał się na dół, aby powydzierać się na służbę. Obraz jaki ujrzał przypominał bardziej pobojowisko, niż główną salę tawerny. Wszystkie, dosłownie wszystkie meble były poprzewracane, niektóre z nich nawet roztrzaskane na kawałki. Jeden człowiek leżał pod blatem stołu- wystawały tylko nogi. Inny, rozebrany do naga drzemał skulony w szafie bez drzwi i mamrotał coś do siebie. Innym dość ciekawym widokiem była para spleciona w uścisku w dalekim kącie sali. Pikanterii temu dodawał fakt, że ani mężczyzna, ani kobieta nie mieli na sobie dolnych części garderoby... Po paru minutach deptania po gąszczu bezwładnych ciał, medyk dostrzegł przytulonego do pustej butelki pana tego przybytku.
- Artyści zasrani...- warczał groźnie Malvitz. Karczmarz nie miał zbyt miłego przebudzenia. Po kopniaku w brzuch wypuścił z rąk butelkę (która o dziwo się nie stłukła) i jeszcze półprzytomny zerwał się na równe nogi. Następnie wysłuchał kazania Edgara i rozglądał się mętnym wzrokiem po swoim lokalu jakby się zastanawiał skąd się tu wzięli ci wszyscy ludzie?

Krzyki maga przyniosły skutek. Już parę minut po zajściu na dole, do drzwi jego pokoju zapukała, a następnie weszła służka z misą gorącej wody. Edgar uśmiechnął się szyderczo na jej widok, gdyż służącą okazała się być dziewczyna która na dole miała nie całkiem kompletną garderobę. Kobieta widząc ten uśmiech, domyśliła się o co chodzi i oblała się rumieńcem. Gdy szybko umykała rzuciła jeszcze ciche "Miłego dnia" i zatrzasnęła za sobą drzwi.

***

Odświeżony czarodziej kroczył teraz w stronę miejsca spotkania z pozostałymi członkami Zakonu. Oprócz nieodłącznej torby medyka, miał ze sobą spory plecak do którego zmieścił się się cały jego ekwipunek. Wziął również kuszę z której co prawda nie strzelał jak zaprawiony w bojach wojownik, ale posługiwać się nią umiał. Nad jego głową smętnie krążył kruk, Gustaw. Edgar miał tylko nadzieję, że się nie spóźni, bo to by oznaczało, że nie traktuje poważnie swoich obowiązków, a tak przecież nie było.
 

Ostatnio edytowane przez Donki : 10-02-2011 o 10:01.
Donki jest offline  
Stary 11-02-2011, 21:19   #15
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Półelfka ucieszyła się, że jej plan został prawie że pochwalony. Może nawet zostanie wprowadzony w życie, ale tego dowiedzą się jutro. Problem był tylko jeden. Do jutra trzeba coś ze sobą zrobić, a może to być ciężkie posiadając przy sobie tak marne pieniądze, że starczyłyby ledwie na jajecznicę w podrzędnej knajpie. A co ze spaniem? Na dodatek Leila nie miała ochoty na jajecznica, bardziej na kurczaka na ostro.

Dziewczyna wyszła na ulice Wrót, przystanęła na chwilę, rozejrzała się i ruszyła przed siebie. Po chwili dogonił ją Ostin oraz zaproponował towarzystwo. Miło z jego strony. Szkoda tylko, że brak pieniędzy wyszedł na jaw. Jednak jakby na to nie patrzeć i tak wszyscy się poznają i z dobrej i ze złej strony w czasie podróży.

Natrafili na karczmę "Złoty bażant", które od razu skojarzyła się półelfce z owym kurczakiem an którego tak miała ochotę. Burczenie w brzuchu tylko się nasilało. Nie mogła zbyt długo towarzyszyć Ostinowi, trzeba było załatwić sobie jedzenie i nocleg. A przy okazji dobrą zabawę i odstresowanie.

Wybrała więc na swój cel młodego mężczyznę przy ladzie, który zdaje się dopiero co złożył jakieś zamówienie i czekał na nie. Miał blond... nie, właściwe złote, włosy i smukłą twarz. Był bardzo przystojny, ale siedział sam. Leila usiada obok niego, a ten spojrzał na nią i na chwilę zatrzymał wzrok. Ha! Już był jej.
- Pierwszy raz tu jestem, mają coś godnego polecenia?
Mężczyzna spojrzał na nią i zmrużył oczy.
- Ja zamówiłem rybę z warzywami. Nigdy się nie zawiodłem na tym daniu jeśli chodzi o Złotego.
- Hmmm, chyba jednak wezmę kurczaka, najlepiej na ostro. Jestem Leila.
- Dean, bardzo mi miło. Może pozwolisz że zaoferuję Ci wino?
- Tak, z chęcią, dziękuję.
- A przecież co ze mnie za dżentelmen! Panie Ridai, moja towarzyszka życzy sobie kurczaka na ostro i wino.
Mężczyzna za ladą skinął z uśmiechem i zagłębił się w kuchni by przekazać kucharzowi zamówienie.

Dalsza część wieczoru przebiegła dokładnie tak jak oczekiwała tego Leila. Dean był czarującym młodzieńcem, raczej zamożnym, co można było wywnioskować nie tylko z jego ubioru ale także ze sposobu mówienia i kilku trunków które opłacił bez mrugnięcia okiem. Stać go było także na dobry pokój z kąpielą... dla dwojga. I w ten oto sposób dziewczyna stawiła się rano na misję, wyspana, odprężona i z pełnym brzuchem, a przy tym nadal miała te kilka monet na czarną godzinę. Gdy przybyła poznała trzech mężczyzn i podeszła do niech witając się z uśmiechem. Niestety był tam jej brat, a także Ostin, ale nie wracali w rozmowie do dnia wczorajszego. Teraz przynajmniej półelfka będzie mogła dowiedzieć się, jak się wszyscy nazywają, gdyż wczoraj nie miała na to ani ochoty, ani sposobności.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 11-02-2011, 22:52   #16
 
Erissa's Avatar
 
Reputacja: 1 Erissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputacjęErissa ma wspaniałą reputację
Para wychodząc ze świątyni wypełniała mijane uliczki śmiechem i wesołymi głosami, ciągle zmieniali tematy, przekomarzali się, nie mogli nacieszyć się swoją obecnością i zdawali sobie sprawę, że ten stan szybko nie minie. Kroki poniosły ich do karczmy kuszącej przechodniów wspaniałym zapachem pieczonego mięsiwa
- „Pod Udźcem Jelenia” – przeczytała LilithBrzmi smacznie – uśmiechnęła się i nie czekając weszła
Sala była niemal pełna, ludzie tłoczący się przy stolikach pili, grali w kości, karty a ci w weselszym nastroju nawet podśpiewywali. Lilith zdała sobie nagle sprawę, że nie pamięta kiedy ostatnio odwiedziła karczmę by tylko w niej zanocować, zazwyczaj występowała, a pokój wliczony był w jej honorarium. Cała atmosfera sprawiła, że poczuła się niesamowicie swojsko. Przemierzyli szybkim krokiem salę i podeszli do karczmarza, który powolnymi, sennymi niemal ruchami wycierał jakiś kufel
- Chcieliśmy wynająć pokoje na tę noc - Lilith zaczęła opierając się o kontuar
- Ile tych pokoi? - zapytał znudzonym głosem
- To może… - zaczęła
- Jeden, jeden pokój - wtrącił się Venn z uśmiechem
Po tych słowach spojrzał na zaskoczoną Lil
-No chyba nie wierzyłaś w to, że nie pogadamy dzisiejszej nocy jak za dawnych lat?
Karczmarz wzruszył ramionami i podał klucze od pokoju rzucając coś jak pokój numer 26. Gdy ruszyli Venn chwycił ją w pół, przerzucił przez ramię i ruszył szybkim krokiem śmiejąc się. Wołał tylko "Nowożeńcy" do wszystkich, którzy byli w stanie albo mieli ochotę zobaczyć co się dzieję i dlaczego jakaś kobieta krzyczy coś jakby "Puść mnie!". Całej sytuacji dopełniał fakt, że w jednej ręce miała lutnię, a drugą próbowała okładać półelfa po plecach.
- Venn, co ty wyprawiasz? - zaśmiała się, gdy tylko weszli do pokoju - Nic się nie zmieniłeś, jak słowo daję!
Na jej twarzy widać było szczery, radosny uśmiech, położyła lutnię delikatnie, niemal pieszczotliwie na chwiejącym się stole i usiadła na łóżku
- Co za dzień...padam z nóg – stwierdziła przeciągając się
Półelf rzucił się na łóżko na brzuch po to tylko by po chwili usiąść na nim i rzucić w kąt żelastwo w postaci plecaka, miecza i tarczy.
-Oj tak, dzień męczący ale i jakże miły - kontynuował
Po chwili wstał i podszedł do okna uchylając je
-Wiesz, tęskniłem za Tobą i wyczekiwałem tej chwili - mówił to patrząc w niebo i księżyc wpływający do pokoju -Wyczekiwałem tej chwili przez ostatnie sześć lat.
Wstała nie zastanawiając się i podeszła stając obok niego przy otwartym oknie.
- Mi też ciebie brakowało... - szepnęła - Popatrz na ten księżyc, niemal taki sam jak wtedy... - zamyśliła się- Może to dziwnie zabrzmi, ale od chwili, gdy się ostatni raz widzieliśmy... - zaczęła, lecz urwała nagle - Wybacz, nie czas na to.
Odwrócił się do niej i przytulił ją. Delikatnie ale i pewnie. Głowę miał opartą na jej włosach, delektował się ich zapachem, ich miękkością. Lil poczuła coś wilgotnego na twarzy. Venn załamującym się głosem powiedział:
-Teraz już nie pozwolę aby cokolwiek ani ktokolwiek nas rozłączyło - To coś wilgotnego, mokrego spadło jej na usta, poczuła słonawy smak
- Venn? - odsunęła się lekko by zobaczyć jego twarz, czuła jak jakaś dziwna, żelazna obręcz zaciska się na jej gardle nie chciała jednak się jej poddać - Venn, wszystko będzie teraz dobrze, nie rozdzieli nas już nic, obiecuję - otarła mu wilgotne policzki, później przeczesała włosy ciągle patrząc w zielone oczy
-Prze...przepraszam - wyszeptał- ale to trudne. Cały czas odkładałem pieniądze. Na posag, dla Ciebie, dla nas, po to, żebyś mogła wyjść za mąż, masz zbyt delikatne dłonie do pracy w polu, masz zbyt piękny i aksamitny głos by go marnować na okrzyki...- po tych słowach przetarł oczy rękawem- ale to nieważne, to wszystko nieważne, ty już jesteś tutaj, wszystko będzie dobrze... lepiej powiedz, jak spędziłaś te dwa lata w bidulu.
- Na posag? - zaśmiała się tylko i wtuliła mocno w niego - Wiesz, że ty zawsze byłeś niepoprawny, tak samo jak i ja - starała się rozładować całą sytuację, tuląc się do niego zaczęła snuć swoją opowieść - Pamiętasz tego małego, który ciągle za tobą chodził w bidulu? Jak on miał na imię?...Nieważne. Po twoim odejściu wszyscy zaczęli patrzeć na niego jak na przywódcę, nieźle, co? - gaworzyła wesoło - Tylko ja... no jakoś nie mogłam się odnaleźć tam bez ciebie, to już nie było to samo, nawet strych był pusty i smutny bez twojego śmiechu... Zaczęłam ćwiczyć grę i dobrze, przynajmniej mam się z czego utrzymać... A ty? - zapytała ciekawie- Co robiłeś? Dlaczego napisałeś tylko jeden list i dlaczego o mnie nie myślałeś? - zaśmiała się
- Chodziło o pieniądze. No i firma która podjęła się przesłania czegokolwiek do Neverwinter była tylko w Waterdeep. Zaciągnąłem się do Czarnej Kompanii jako najemnik do ochrony karawan. Zarabiałem. Dość spokojnie, zazwyczaj tylko groźnie wyglądaliśmy. Niemniej zdarzało się parę razy walczyć. Zbierałem pieniądze, odkładałem. Owszem, wydatki także były, jedzenie, uzbrojenie. Jednak i zbierałem pieniądze bo... a nie ważne. Często myślałem co robisz i jak ci się wiedzie. Chciałem wpaść parę razy do Neverwinter z wizytą ale nigdy nie było po drodze, a nie chciałem stracić roboty. Nie wiem czy to ma znaczenie albo czy poprawi humor... ale nie wiem, chyba za wcześnie by o tym mówić i nie w tej chwili ani w tych okolicznościach. Dodam tylko iż nie znalazłem żadnej wielkiej miłości na szlaku ani nie szukałem kobiet. Nie wiem, jakoś się złożyło tak. Liczył się tylko posag dla Ciebie i pieniądze. Mnie rodzice porzucili, ty ich straciłaś w innych okolicznościach. Wiem jak działa ten świat i nie oszukujmy się - w jego głosie była złość- ale niewiele osób chciałoby kobietę bez posagu, nawet piękną. A nie chciałem, żeby jakiś szlachcic ciebie skrzywdził i porzucił.
Słysząc jego ostatnie słowa uśmiech zniknął z jej twarzy ustępując miejsca powadze
- Venn, ty faktycznie ciągle się o mnie tak martwiłeś? - w jej oczach pojawił się podziw pomieszany ze zdziwieniem - Jaki szlachcic by mnie chciał, gdy zwrócę uwagę jakiegoś przydrożnego grajka to będzie dobrze... - z goryczą spojrzała w podłogę - Ale dziękuję... wiem, że to zbyt mało, ale... - westchnęła, oparła się o parapet okna, myślała o czymś patrząc w dal - Dlatego właśnie przybyłam tutaj, miałam nadzieję, że choć w małym stopniu odmienią się moje perspektywy na życie, bo teraz... Ludzie z bidula świata nie zawojują, taka prawda - była zła
Złapał ją delikatnie dłonią za policzek i uniósł jej twarz na wysokość jego oczu
- Z nas dwojga, ty byłaś lepsza. Zawsze. Dlatego dla Ciebie wszystko robiłem. Cały czas się martwiłem. -Uśmiechnął się- Bo cóż my sami warci jesteśmy? Tyle co nic. Jesteś młodą, zdrową kobietą, która jest bystra, inteligentna i piękna. Zawsze tak było. Ja zawsze się wykpiłem od kary, zawsze na szczęściu. To szczęście może się kiedyś wyczerpać. Co wtedy? Tak przynajmniej jedno z nas będzie mogło drugie wspomnieć. Zresztą, to nie czas na takie tematy, smutne- podszedł pół kroku do niej i złapał za obydwie ręce- Kiedyś mi pomogłaś, dzięki tobie nie zostałem złą istotą. Nie wiem jakie koleje losu nas czekają ale... teraz może być już tylko lepiej - mówiąc to patrzył jej prosto w oczy i pożerał ją wzrokiem, delektując się nią, ciepłem jej rąk, ciepłem nocy...
- Nie mów tak nawet, wiesz, że teraz razem damy sobie radę, mogę być postrachem dla wszystkich kobiet kochających się w tobie, ale cóż, coś za coś - puściła do niego oko, cieszyła się z jego bliskości, a perspektywa tego, że najbliższy czas spędzać będą ciągle razem... - Nie potrafię wyrazić tego jak bardzo się cieszę, straciłam już niemal nadzieje, że się odnajdziemy, jakiż ten los jest złośliwy - posmutniała, a oczy zaczęły jej się szklić
Venn nie wiedział czy to bogowie zrobili za niego czy on sam z siebie to zrobił, a może inna część świadomości. Wtedy się nachylił i delikatnie połączył jej usta ze swoimi. Złapał jedną dłonią jej głowę, drugą ręką ją objął. Jego usta spotkały jej i zamarły w namiętnym pocałunku, szukając jej warg, szukając wolnej, nie zakrytej przestrzeni. Pocałunek trwał długo, nie chciał go przerywać, a Lil także nie zmierzała ku temu, delektowała się każdą sekundą ich bliskości, gdy wreszcie ich usta rozłączyły się zbliżyła się znowu, dotknęła jego nosa swoim, popatrzyła mu w oczy, ileż razy widziała to w wyobraźni, ileż razy...
- Venn? - szepnęła tylko, wiedziała, że cokolwiek teraz nie powie... - Venn, ja...wiesz, prawda? - powiedziała nieśmiało
- Nie wiem... Mam tylko nadzieję-wyszeptał po czym z powrotem połączył się z nią w pocałunku. Znowu ich usta się spotkały i ponownie łapczywie całował ją, ona chyba jego też. Nic w tej chwili nie miało znaczenia, nic poza nimi, poza nią. Gdy tylko skończyli pocałunek Venn odrzekł cicho:
-Ja... ja od zawsze Ciebie kochałem i kocham nadal. Czekałem na Ciebie. Cały czas odkładałem i pracowałem by pewnego dnia kupić nam dom, by pewnego dnia wziąć ślub. Tylko to trzymało mnie przy uczciwej i trudnej robocie, tylko to - po tych słowach ponownie zatopił się w pocałunku.
Nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa, wydawało jej się, że teraz wszystko traci znaczenie, przestaje istnieć, rozmywa się, mogła skupić się jedynie na nim, na uczuciu, które pielęgnowała tyle lat, na cierpieniu, którego jej ono przysporzyło, na tęsknocie i łzach, które w jednej chwili zmieniły się w ogarniające całe ciało ciepło, na mocno bijące serce
- Kiedy wyjechałeś - przerwała na chwile pocałunek - ja wtedy zrozumiałam co czuję i przez te wszystkie lata... Venn, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo cię kocham... - brakowało jej słów, miała nadzieję, że on jednak wiedział, czuł to co ona i rozumiał.
Przytulił ją, przytulił ją pewnie i mocno nie jak tuli się przyjaciela gdy jest mu źle, tylko tak jak tuli się kobietę swojego życia, tę jedyną miłość, której doświadcza się jeden, jedyny raz w życiu. Nic nie mówił. Stał tak obok niej i z zamkniętymi oczami delektował się chwilą, ciepłem jej ciała. Pozwolił sobie na uśmiech. "Dwoje kochanków spotkało się po długim czasie rozłąki"...
-Teraz, oboje odłożymy pieniądze i będziemy żyli, żyli razem we dwoje. Weźmiemy ślub i ruszymy na południe, założymy rodzinę, będziemy razem, zawsze i na zawsze. Nie ważne co by się nie działo. Kocham cię i nigdy więcej nie pozostawię ani nie opuszczę- otworzył oczy i spojrzał na jej twarz. Po jej policzkach spływały łzy, łzy szczęścia. Uśmiechała się. Venn wiedział, że cokolwiek się nie stanie, będą razem i nic nie zmąci tego szczęścia ,nic - Chciałbym, żeby nasz dom miał ogród i miejsce, gdzie dzieci będą mogły się wspinać- rzekł spokojnie- żeby było pełno słońca i zawsze było ciepło.

Noc płynęła powoli swoim rytmem, siedzieli na łóżku objęci. Lilith wtulona w niego, poczuła się bezpiecznie, dobrze, ciepło jego ciała działało na nią kojąco po trudach ostatnich lat. Mrok zaczął gęstnieć przed jej oczami, oddech lekko zwolnił, zasnęła.
***
Obudziła się wcześnie, słońce dopiero wstawało, już dawno nie spała tak dobrze. Spojrzała na Venna, który wciąż jeszcze oddychał spokojnie, miarowo, pogrążony w świecie marzeń. Pieszczotliwym gestem przeczesała jego włosy, musiało śnić mu się coś miłego, bo na jego twarzy widniał delikatny uśmiech. Wstała i wyszła z pokoju najciszej jak potrafiła, postanowiła zrobić mu niespodziankę i przynieść śniadanie.
***
Siedziała oszołomiona patrząc na półelfa, nie dowierzała temu, co jej powiedział, słyszała podszepty miliona myśli biegnącego przez jej głowę
- Moja…matka?
Minęło tyle czasu, wiele, zbyt wiele…
***
Szli uliczkami, które zaczynały zapełniać się już załatwiającymi w pośpiechu swoje sprawy ludźmi. Lilith była milcząca, ciągle rozmyślała, zastanawiała się, tworzyła w swojej głowie wizje dotyczące matki. Słuchała Venna, ale jego słowa raczej do niej nie dochodziły, nie potrafiła wyzbyć się uczucia niepokoju, które zaciskało się na jej sercu.
***
Gdy dotarli na miejsce dziewczyna rozglądnęła się dookoła, kilka osób już tam było, stali w raczej zbitej grupie, tylko półork, który tak zaintrygował ją minionego dnia wydawał się znowu izolować
- Venn, poczekaj tu na mnie, albo idź do pozostałych, porozmawiam z nim chwilkę – uśmiechnęła się i pokazała głową w stronę Grouna
Poprawiła włosy i podeszła do niego, czuła na sobie uważne spojrzenia innych, ale nie dbała o to, niemal intuicyjnie wiedziała, że dobrze postępuje, dawało jej to radość, bo czy fakt, że w jego żyłach płynie orcza krew oznacza, że jest okropnym potworem? Biedni, naiwni, głupi, zabobonni ludzie…
 
Erissa jest offline  
Stary 11-02-2011, 22:59   #17
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Półelf siedział na łóżku i przytulał półsenną Lil. Wiedział, czuł po niej zmęczenie i całość wszystkiego, sytuacji. Sam by się czuł podobnie, w końcu w jej sytuacji… Nie chciał przerywać tego co się działo w tej chwili, tego jak siedziała wtulona w niego. W tym miejscu w którym się opierała, zrobił się strasznie ciepły „ Kotka wymościła sobie posłanie”. Siedział w ciszy, od dłuższej chwili w ciszy. Czuł jej miarowy oddech, spokojny. Zapewne spokojny po raz pierwszy od wielu dni. Zasnęła, a on siedział tak i patrzył jak śpi. Po prostu, księżyc wlewał się do pomieszczenia i oświetlał jej twarz, była taka piękna. Delikatnie sam się osunął na łóżko i pozwolił by powoli w pozycji już leżącej zasnęła całkiem i puściła go. Ale ona mimo iż leżała, tuliła się do Venna. Wojownik uznał, że sam zaśnie obok niej.


Wstał z pierwszymi promieniami słońca, jak mu się zdawało. Lecz miał rację, zdawało mu się. Otworzył oczy, jej nie było obok niego. Ręką panicznie zaczął wyszukiwać ciepłego ciała, tego, które jeszcze wczoraj spało miarowo obok niego i go nie było. Usiadł. „ Sen, pewnie…” Zmarkotniał… I wtedy weszła ona z tacą i śniadaniem i z uśmiechem rzekła:
- O wstałeś, już! Dzień dobry! Byłam na dole po codo jedzenia, wiesz, śniadanie. Wczoraj jakoś tak… z rozmowy nic nie wyszło – uśmiechała się, była po prostu szczęśliwa, cieszyła się tą chwilą, po prostu tym, że byli, że się odnaleźli. Venn sięgnął po kawałek chleba z tacy i posmarował go masłem oraz położył kawałek szynki. Odłożył i zamyślił się.
-Nie lubisz szynki kochany?- zapytała się Lil i usiadła obok niego. Wyrwała go z zamyślenia…
-Lubię, bardzo! Tylko, że… nie chcę psuć poranka ale… mam pewne informację o Twoich rodzicach, że się tak wyrażę- Lil zamarła. Widział, że toczyła wewnętrzną walkę. Domyślał się tylko o czym myślała, jak ją znał to myślała właśnie co byłoby lepsze, spotkać jego czy mieć normalne dzieciństwo. Jak się domyślał, zapewne też jakieś swego rodzaju dziedzictwo wchodziło w grę.
- Mów – powiedziała po chwili. Uśmiech i uczucie sielankowości gdzieś się rozpłynęło. Przytulił ją.
- Od czego tu by zacząć. Widzisz, to co się stało z twoimi rodzicami. Znam twoją przeszłość, wiem o niej. No tak mi się wydawało. Wioska gdzie się urodziłaś, obecnie nie istnieje ale Derek, półork… Jakieś pół roku temu dostał informację jakoby w pobliskiej wiosce grasowali bandyci. Jako, że pilnowaliśmy karawany nie mogliśmy nic z tym zrobić, a zalecana była szczególna ostrożność. Cóż. Wioskę spalili ale wyszli na trakt. Uwolniliśmy zakładników, kobiety i dzieci. Niby nic ale… Derek sprawy tak nie zostawił i dowiedział się tego i owego o tej bandzie. Nie mieli jakiejś szczególnej nazwy ale ich szef Cyryl… Lil, on ponoć trzyma kobietę z takim naszyjnikiem jak ten! – wyciągnął naszyjnik dany swego czasu przez Lil- Nie wiem czy to przypadek czy nie, nie wiem na ile informacje są aktualne ale być może twoja matka żyje. Nie wiem jak Derek wszedł w posiadanie tych informacji bo po prostu jak sam twierdzi popytał, być może przypadek ale…
Lilith siedziała i słuchała jak wryta.
- Moja...matka? - zapytała wreszcie sama nie wierząc w to, co słyszała – Jak to możliwe? - była wyraźnie oszołomiona – Co możemy zrobić? Co planujesz?
- Nie wiem. Nawet nie wiem do końca, gdzie jest ten cały Cyryl, a informacja pochodzi sprzed pół roku. Ten amulet. Twoja matka miała taki sam?
- Nie pamiętam dokładnie, byłam jeszcze mała, ale... - przymknęła na chwilę oczy – chyba tak, ojciec podarował je nam...tak mi się przynajmniej wydaje - westchnęła zrezygnowała i schowała twarz w dłoniach. Venn przytulił ją mocniej
- Wiesz... Jeżeli tak jest to całkiem, możliwe, że nadal żyje. Nie mogła Ciebie szukać bo ją trzymał w niewoli. Będziemy musieli zbadać sprawę, na pewno się popytać i dowiedzieć. Czy ruszać teraz z marszu? Kuszące ale czy rozsądne?
- Chciałabym, bardzo bym chciała się dowiedzieć czy to ona i... Tyle lat, co jeśli mi nie uwierzy? Przecież naszyjnik mogłam zdobyć, ukraść, kupić... - ujęła medalion wiszący na szyi Venna i zacisnęła go w dłoni – Musimy najpierw wykonać zadanie, najwyżej później... nie ma wyjścia.
-Serce matki na pewno pozna. Zyskamy przyjaciół i sprzymierzeńców i wyciągniemy ją – Przerwał – gdziekolwiek by nie była – dodał po chwili.
- Po prawie dwudziestu latach odzyskam matkę... To dziwne uczucie. Tęskniłam za nią, a teraz czuję niepokój... strach przed pomyłką? - mówiła bardziej do siebie niż do niego – Dobrze, czas pokaże co dalej - starała się przywołać na twarz uśmiech, nie chciała, by widział jak bardzo wstrząsnęła nią wiadomość. Podeszła do okna, otworzyła je i utkwiła wzrok w spokojnej uliczce. Venn podszedł do niej i ją objął.
- Nigdy ni porzucaj nadziei - po tych słowach przytulił ją i pocałował delikatnie w policzek, a później w usta- Pamiętaj, cokolwiek by się nie działo to masz mnie i mój miecz. Myślę, że będzie dobrze, a każdą plotkę trzeba sprawdzić bo może okazać się prawdziwa... ale nie musi, ale nie trać nadziei - i ponownie ją przytulił. Lil wtuliła twarz w jego ramię ciesząc się jego ciepłem, kojąc niepokój
Dobrze, sprawdzimy to, ale najpierw... zjedz coś, niedługo musimy wychodzić - starała się nadać głosowi niefrasobliwy ton.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 12-02-2011, 11:24   #18
 
Ziutek's Avatar
 
Reputacja: 1 Ziutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie cośZiutek ma w sobie coś
Po skończonym przemówieniu cały czas siedział patrząc się w wyłożoną kamienną klepką pokój podziwiając skazy na ich powierzchni i myśląc gdzie by pójść aby przeczekać noc bez sinikaów. Nagle usłyszał głos bardzo blisko niego:
- Witam, jak się masz? Wydaje się, że przyjdzie nam współpracować w najbliższym czasie. Jestem Lilith Kaitel
Groun nie wierzył własnym uszom, ktoś się do niego odezwał i to nie obrażając go tylko przyjaznym tonem przywitał się. Podniósł głowę i ujrzał kobietę. Zerwał się szybko i tak jak go uczono ukłonił się mówiąc:
- Ja być Groun. Dziwić się, że ktoś rozmawiać z Groun. Zwykle Groun dostawać po głowie i goleniach - kłaniał się raz po raz mając nadzieję, że nie dostanie w łeb tym śmiesznym przedmiotem z przywiązanymi sznurkami po boku. Nie wiedząc co to zapytał:
- Czy to być topór? Czy pałka? Groun pierwszy raz widzieć taką dziwną broń - patrzył się zaciekawiony na lutnię kobiety.
- Nie należy bić przyszłego przyjaciela - odpowiedziała i puściła do niego oko - Poza tym chciałam cię poznać. A to? - dziewczyna zdjęła z pleców przedmiot - To lutnia, instrument muzyczny, moja najdoskonalsza broń - zaśmiała się i przebiegła delikatnie palcami po strunach wydobywając z nich dźwięk - Proszę, tylko delikatnie, jest dla mnie bardzo cenna - podała mu ją - A twój topór? Pewnie przeżyłeś wiele ciekawych przygód, chętnie bym o nich posłuchała kiedyś jeśli będziesz miał ochotę się nimi podzielić.
Jednak nie wszyscy są wrogo nastawieni do niego.
Groun słysząc, że nie dostanie po głowie zaczął się kłaniać jak wariat. Kiedy dziewczyna wydobyła dźwięk z tego dziwnego dla Grouna przedmiotu wybałuszył oczy:
- To musieć być rzecz Bogów - powiedział zaaferowany lutnią. Wziął ją od Lilith i najdelikatniej jak potrafił zahaczył palcem o strunę uwalniając jedno, niskie brzdęknięcie i oddał ją właścicielce. - Przygody? - Groun chwilę się zamyślił - Groun przeżyć wiele wesołych i przykrych przygód ale jeśli Cię interesować to Groun w czasie podróży może opowiedzieć trochę.
Dziewczyna roześmiała sie przyjaźnie
- Nie kłaniaj się już, proszę, nie trzeba - położyła mu dłoń na ramieniu - Oczywiście bardzo chętnie posłucham o twoich przygodach, będą miłym urozmaiceniem naszej wyprawy, może nawet na ich podstawie napiszę balladę. Cieszę się, że jesteś z nami w drużynie, ale dlaczego właściwie postanowiłeś dołączyć? Jeśli mogę spytać oczywiście - zapytała niepewnie.
Balladę? - zapytał - To takie opowieści o wojownikach? Nieee... Groun nie lubi... - nie dokończył bo zarumienił się i spuścił głowę. Nie był ani rycerzem ani wojownikiem był mieszkańcem dziczy. Rad był, że Lilith zmieniła temat - Hmmm... Groun sam nie wie - wzruszył ramionami uśmiechając się - Chyba dlatego, że Groun chce pomagać. Groun lubi pomagać. Nie za monety, monety nie cieszyć Grouna tak jak innych. Groun cieszyć się, że dzięki jego pomocy skrzywdzeni mogą żyć dalej - westchnął i po chwili dodał czując niepewność w głosie dziewczyny- Ty nie musieć bać się Grouna, on nieszkodliwy.
Twarz Lilith rozświetlił znowu uśmiech, który podobał się Grounowi.
- Jesteś niezwykle szlachetną osobą Groun, cieszę się, że cię poznałam - powiedziała ze szczerym podziwem i grającymi iskierkami w jej oczach - Mam nadzieję, że znajdziemy więcej okazji do tak miłych rozmów, jeśli tylko będziesz miał ochotę z kimś pomówić to wiesz gdzie mnie szukać.
Groun całkiem się zawstydził. Gdy się opanował bąknął:
- Groun chyba po raz pierwszy został nazwany osobą, a szlachetną to Groun nawet nie myślał - Czuł się teraz o wiele pewniejszy - Groun być zaszczycony... Eee tak to mówić? Dobrze więc Groun być zaszczycony miłą rozmową i dziękować, że są osoby takie jak przyjaciółka Lilith.
Pożegnali się i dziewczyna wyszła. Chwilę później wstał i również ruszył przez opustoszałą świątynię wychodząc na plac i wdychając świeże, nocne powietrze.

***

Stanął przy karczmie "Dębowej". Muzyka grała, słychać było rozmowy, szczekające naczynia i brzdęki kuflów ze złocistym piwem. Nikt zdawał się nie zauważać Grouna. Podszedł do lady i zapytał się o pokój. Karczmarz zmierzył go wzrokiem i zaproponował cenę zapewne wyższą niż dla innych choć jakiś jegomość kłócił się wcześniej, że dużo sobie liczy za noc. . Groun zapłacił, wziął klucz i ruszył do pokoju. Okazał się być normalnym pokojem karczemnym. Zamknął drzwi, ułożył cały ekwipunek pod łóżkiem potem usiadł na brzegu łoża i ziewnął tak, że trudno było pomylić to z odgłosem rogu bojowego. Mlasnął i przechylił się na bok układając głowę na poduszce. Niestety łóżko było przystosowane dla ludzi, a pół - orkowi stopy wychodziły za krawędź kołdry. Chwilę później zasnął chrapiąc nieznośnie.

***

Wstał jak zwykle kiedy słońce dopiero wstawało. Przeciągnął się, podszedł do miksy z wodą, ochlapał twarz, zebrał swój dobytek i wyszedł. Klucz położył na ladzie. Uwielbiał takie chwile, kiedy nikogo nie było na ulicach, nikt nie uciekał przed nim, nie obgadywał lub nie atakował. Jedynie strażnicy złapali za rękojeści mieczy ale ich nie użyli. Grounowi nie chciało się tak chodzić po mieście więc od razu skierował się na plac przed świątynią. Jako, że niektórzy już tam stoją postanowił usiąść na ławce paręnaście metrów dalej. Siedział tak patrząc się w niebo. Rozejrzał się czy ktoś nowy doszedł. Doszła Lilith, która już szła w jego stronę. Wstał i czekał aż podejdzie aby się ukłonić.
 
Ziutek jest offline  
Stary 13-02-2011, 23:17   #19
 
Arsene's Avatar
 
Reputacja: 1 Arsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwuArsene jest godny podziwu
Ulfgar wszedł do karczmy nieco znużony. Cała ta kolejka, długie odpytywanie, piwo i wino. Ileż można ? Wolnym, ciężkim krokiem krasnolud szedł już ku swemu pokojowi, kiedy nagle usłyszał znajomy głos

- Ulfgar ? Na Bogów, czy to ty ?

Głos ten był niemałym szokiem dla wojownika. Odżył momentalnie, znużenie odeszło precz. Odwróciwszy się na pięcie zobaczył trzech swych dawnych towarzyszy. Razem służyli w tej przeklętej Gwardii, razem bili się w niejednej potyczce, razem wiele razy wydarli się śmierci z łap w ostatniej sekundzie.

- Jak nie ja, jak ja! - krzyknął i ruszył do pobratymców.

Przez całą noc prawie rozprawiali o czasach zamierzchłych, przechodząc do teraźniejszości, a kończąc na tym, co jeszcze nie nastąpiło. Tematy zawsze gdy kończyły się, przychodziły jak piwa do w kuflach. Przez to spotkanie Ulfgar stracił praktycznie wszystkie pieniądze jakie zyskał na opowieściach bajek o swej potędze i wyprawach. Naiwni mieszczanie wierzyli we wszystko, lecz ich sakiewki nie były zbyt ciężkie.

Spać do swego pokoju Ulfgar udał się dopiero późną nocą, mocno znietrzeźwiony. Korytarz wprawdzie nie był tak kręty jak mogło by się wydawać, lecz dotarcie do drzwi sprawiło krasnoludowi trochę problemów. Wszystko przez to, że wypił o jedno piwo za dużo. No, może dwa, ale nie więcej. Wreszcie jednak udało się i khazad spoczął we własnym łóżku.

Następnego poranka obudził się rześki i wypoczęty, jak na schlanego krasnoluda. Jego plemię miało to do siebie, że plaga strasznej, ludzkiej choroby, zwana też kacem nie dotarła do nich w zbyt groźnej formie. Po ogarnięciu się, zjedzeniu śniadania za ostatnią monetę wyciągniętą od lokalnego plebsu, Ulfgar udał się na tułaczkę po ulicach miasta, by ponownie znaleźć świątynię.
 
__________________
Także tego
Arsene jest offline  
Stary 14-02-2011, 17:19   #20
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Opuściwszy świątynię kapłan skierował swe kroki w stronę karczmy, w której to zatrzymał się po przybyciu do Wrót. „Złotowłosa panna” znajdowała się spory kawałek od budynku świątyni, więc miał czas porozmyślać nad czekających ich zadaniem, a zarazem zastanowić się na co poświęcić czas przez resztę dnia. Teoretycznie mógłby poszukać świątyni własnego bóstwa w tym mieście. Mordimer nie wątpił, że Pani Szczęścia ma w tak ważnej metropolii swój przybytek, ale jakoś nie chciało mu się wdawać w dysputy z tutejszym klerem. Poza tym odwiedził już przybytek rano i nie odczuwał potrzeby by znowu tam zawitać.

(…)

Raźnym krokiem, wciąż niezdecydowany co z sobą począć kapłan, dotarł w końcu do drzwi „Złotowłosej” i przekroczywszy próg zastał obraz kompletnego pobojowiska na stołach. Najwyraźniej zabawa i uczta jaka tu trwała, gdy kapłan opuszczał to miejsce, przerodziła się w prawdziwą bibę i teraz karczmarz miał pełne ręce roboty pragnąc uprzątnąć bałagan ze stołów, a tym spod nich także wszak wypadało się zająć. Jednak, gdy zobaczył Mordimera przerwał na chwilę sprzątanie i oznajmił mu, że ktoś go szukał podczas jego nieobecności. Kapłana zaskoczył to stwierdzenie, bowiem nie miał w mieście żadnych znajomych. Trzeba było wypytać gospodarza o szczegóły.

- Ktoś o mnie pytał? - zapytał ze zdziwieniem karczmarza. - A powiedział może czego chciał, przedstawił się?
- Przedstawił to może i nie, albo i ja nie pamięta - powiedział brzuchaty karczmarz i drapiąc się po zaroście, najwyraźniej rozmyślał, a czynność owa miała to ułatwić - To była kobieta, taka wysoka, ładna, wyglądała na kapłankę, albo czarodziejkę.
- Młoda, stara? Powiedziała, gdzie ją mogę znaleźć? - indagował dalej.
- A młoda, bardzo. Tylko no tak dosyć dziwnie to wyglądała. Wlazła tu, przywitała się jakby ze szlachty była a ja jej równy, zapytała o ciebie i panie i wyszła, pytałem czy coś przekazać, ale jakoś nie zwróciła uwagi.
- Miała może na ubraniu jakiś znak, zauważyłeś może krąg siedmiu gwiazd z czerwoną mgłą wypływającą po środku?- kapłanowi przemknęło przez myśl, że to może ktoś od Mystry go poszukiwał.
- Emm, em. No był symbol, ale jakiś taki inny. Nie wiem jak opisać, a rysować całkiem nie umiem. Ale nie wyglądał jakoś zbyt... przyjemnie. O wiem! Ona to ukrywała chyba bo to było na wewnętrznej stronie płaszcza, ale ja żem zauważył. Taka czaszka o wokół niej krople jakieś. Nie wiem o co chodzi, ale takie żem widział rzeczy panie. - Powiedział i podszedł do baru, najwyraźniej szykował się do sprzedania trunków.

I tyle by było z przydatnych informacji. Karczmarz jedynie potrafił stwierdzić, że poszukiwała go ładna, młoda kobieta z dziwnym znakiem. Mordimer nie słyszał nigdy o kimś kto nosiłby się z takim symbolem. Cała ta sytuacja była dosyć dziwna, jednak póki co nie mogąc uzyskać więcej informacji o kobiecie, kapłanowi pozostało jedynie przygotować się do wyprawy. W tym celu zamówił sobie dobry, suty posiłek, bo wszak później na szlaku będzie o taki ciężko. Po skończonej małej uczcie, wciąż nie mając pojęcia co ze sobą zrobić, dosiadł się do małej gry w kości, którą toczyli goszczący przejazdem bard, jakiś młody szlachcic i starszy osobnik, który zapewne był najemnikiem lub ochroniarzem w karawanach. Z początku kapłanowi nie szło najlepiej jednak się tym nie przejmował. Jeszcze w Vast zauważył, że przyłączając się do jakiejkolwiek gry nigdy nie zakończy jej stratny. Nawet jeśli Tymora akurat nie uznała za stosowne pomóc mu wygrać, to zawsze otrzymywał dawkę szczęścia wystarczającą by wyjść na przysłowiowe zero. Po dwóch czy trzech przyjemnych godzinach i paru butelkach wina później kapłan udał się na piętro do swojego pokoju by w spokoju się wyspać i stawić się rano na wyprawę.

(…)

Obudziwszy się skoro świt, Mordimer stwierdził, że ma dość czasu na kąpiel i porządne śniadanie. Jednak jeszcze zanim kazał sobie to wszystko przygotować, sięgnął do sakwy po najważniejszą, a zarazem najcenniejszą rzecz jaką miał przy sobie, swój święty symbol. Wykonana ze złota o wiele większa od zwykłych moneta z obliczem Tymory była jego skarbem. Kapłan zagłębił się w codziennej porannej modlitwie prosząc swoją Panią o niezbędne czary i przychylność podczas zbliżającej się wyprawy. Dopiero po tym rytuale przystąpił do pozostałych porannych czynności, by wreszcie wyruszyć na miejsce umówionego spotkania.

(...)

Tym razem założywszy już na siebie zbroję, a za pas zatknąwszy buzdygan, przerzuciwszy tarczę za plecy Mordimer prezentował się o wiele bardziej dostojnie i godnie. Dotarłszy do świątyni z uśmiechem powitał swoich przyszłych towarzyszy, przedstawiając się ogółowi i życząc im szczęścia podczas wyprawy.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172