Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2011, 20:28   #94
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po powrocie z myśliwskiego domku Amy automatycznie zabrała się za pakowanie - choć tak po prawdzie to nie miała co pakować - i przygotowania do drogi. Nie miała ochoty myśleć o niczym. Było jej wstyd, że Zimira była świadkiem ich rozmowy w lesie, że nie sprostali oczekiwaniom jej, ojca Edrina, Anduvala... Na myśl o zaginionych dzieciach żołądek zaciskał jej się w bolesną kulę. Już samo zdecydowanie się na wyprawę w nieznane było trudne. Teraz zaś wyprawa zmieniła się tak na prawdę w ucieczkę przed smokiem. Odnalezienie laski, skarbu czy czegokolwiek innego było tylko dodatkiem. Zgodnie z poleceniem kapłanki udała się do Amadeusa po leki, po czym zmęczona klapnęła na swoje tymczasowe posłanie. Coś zaszeleściło...

Kilka minut później Amy biegła już leśną dróżką, roztrącając wilgotne gałęzie. Nie wymyślała Trzmielowi od durniów; rozumiała jego powody aż za dobrze. To co zrobił wymagało o wiele większej odwagi niż głupia wyprawa po skarb, czy ucieczka z Domu "bo tak". W głowie kołatały jej się jednak rady Habbakuka, odbijając echem, powracając jak mantra.

Tylko we wspólnocie przetrwa to, co dobre. Tylko w przyjaźni i zaufaniu. Bo to, co związane przyjaźnią i miłością stokrotnie jest mocniejsze niźli to, co samotne.

Musiała znaleźć Trzmiela; znaleźć go i sprowadzić do domu zanim tamci dwa zorientują się że zniknął i obrażą na dobre. Nigdy nie myślała, że "dorosły" Ravere będzie wykazywał postawę "po mojemu, albo wcale", najwyraźniej jednak tak było. A Zimira jeszcze mu w tym sekundowała. Amy musiała przyznać, że w podróży takie podejście z pewnością ułatwi im życie, jednak w zaciszu czterech ścian... Kapłanka potrząsnęła głową. Na razie najważniejsze jest sprowadzenie Trzmiela spowrotem. O resztę będzie martwić się później.


Oddychając ciężko dobiegła do rozdroża - tam było jednak pusto. Czyżby czarodziej wybrał inną trasę? A może zabrał go jakiś przejeżdżający wóz? Szlak w stronę Haven wyglądał na równie błotnisto i ponuro jak droga, która prowadziła do odległego Solace. Żaden ślad, ani znak nie wskazywał, w którą stronę udał się młody mag. Gdzieś daleko, za jej plecami coś się poruszyło. Maleńka figurka biegnąca w szaleńczym pędzie w stronę kapłanki, ledwie rozpoznawalna z tej odległości. Amy z pewnością by ją spostrzegła, gdyby spojrzała za siebie. Jednak całą uwagę poświęciła temu co było przed nią. Nie było jednak nad czym się zastanawiać - skoro Trzmiel chciał od nich uciec, uciec od wszystkich, którym mógł przynieść zagrożenie, nie poszedłby przecież do Haven! Amarys zafurkotała spódnicą i pognała w kierunku Solace.

Miejsce nie różniło się niczym od innych. Trudno powiedzieć co takiego zwróciło uwagę Amy. W każdym razie zatrzymała się i zaczęła rozglądać się uważnie. Ot nic niezwykłego, tyle co niewielki placyk wydeptanej trawy, a tuż obok. Promie powoli zachodzącego słońca odbiły się od czegoś połyskującego w pobliskich zaroślach. Amy podeszła bliżej i rozgarnęła malinowe chaszcze, a jej oczom ukazała się wybałuszona, skórzana sakwa i połyskująca spod niej księga o miedzianych okuciach. To właśnie ten blask pełzających po okładce słonecznych promieni widziała przed chwilą. Księga wyglądała wyjątkowo czarnoksięsko...


- Trzmiel... - jęknęła Amy widząc księgę. Była pewna, że dobrowolnie by jej nie porzucił tak samo jak ona nie wyrzuciła by medalionu Feniksa. - Trzmieeeel!! Degaryyyy! - wrzasnęła, rozglądając się wokół, po czym w przerażeniu zakryła sobie ręką usta. Cokolwiek zmusiło maga do porzucenia najcenniejszego przedmiotu mogło tu nadal być! Szybko spakowała rozrzucone rzeczy do sakwy i zaczęła szukać śladów... stóp, walki, połamanych krzaków - czegokolwiek, co wskazałoby gdzie zniknął Trzmiel. Kapłanka pokręciła się jeszcze chwilę po okolicy, jednak bez rezultatu. Dopiero teraz zauważyła jak szybko zapadał zmrok. Zanim dotrze do domu będzie już zupełnie ciemno, a nie miała ani pochodni, ani latarni, ani żadnej broni... Dziewczyna zadrżała i objęła się rękami. Wizje duchów czarnych rycerzy i krwiożerczych wilków wypełniły jej umysł i za nic nie chciały się wynieść. Sama w ciemnym lesie... niby jak miała znaleźć Trzmiela? Łzy stanęły jej w oczach i stoczyły się na policzki. Ścisnęła wisior Habbakuka. Co sobie o nich pomyśli jej bóg, skoro kilka dni po objawieniu, oni robią dokładnie na odwrót? Miała poczucie że powinna iść na przód, szukać chłopaka nawet po zmroku, że tak postąpił by prawdziwy przyjaciel - tyle że jak, no JAK miała go znaleźć bez żadnego tropu, bez światła, bez niczego?! Zadrżała ponownie i przycisnęła do piersi trzmielową torbę, po czym szybkim krokiem ruszyła traktem w stronę Haven. Bała się zapuszczać ponownie w las, a może, MOŻE jednak przed czymkolwiek uciekał Trzmiel (bo Amarys nie chciała dopuścić do siebie myśli, że ktoś go porwał), to uciekał w najbezpieczniejszą znaną mu stronę - do domu.
 
Sayane jest offline