Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2011, 21:49   #46
Karagir
 
Karagir's Avatar
 
Reputacja: 1 Karagir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetny
Pożegnał się z Sharlene i wymknął się z lokalu.
Gdy Eugen dotarł do “Kociołka” była późna noc. Ze środka lokalu dało się jednak słyszeć gwar rozmów. Dwójka służących stojących przy wejściu spytała go o imię. Kiedy się przedstawił jeden z nich zniknął za drzwiami by powrócić po niedługim czasie i poinformować mężczyznę, że jego nazwisko figuruje na liście, w związku z czym może wejść. Po przekroczeniu progu Eugen znalazł się w ciągnącym się kilka metrów wąskim korytarzu, który kończył się kolejnymi drzwiami. Gdy je otworzył ujrzał ogromną salę zastawioną stołami, przy których siedzieli goście. Większość z nich dawno ukończyła pięćdziesiąty rok życia. Wzdłuż ścian ustawiono półki z książkami. Spora cześć bywalców pogrążona była w ożywionych debatach na najróżniejsze tematy. Eugen kierując się w stronę szynku za którym uwijało się dwóch młodzieńców starał się wychwycić strzępki rozmów. Z prawej kilku ponurych osobników dyskutowało na temat najnowszych planów imperatora odnośnie polityki celnej. Z lewej jakaś grupka teologów spierała się o to czy Rok Wstydu jest faktem historycznym czy też częścią doktryny Sygmaryckiej. Rozejrzał się wokoło. Klub najwyraźniej nie przyjmował kobiet, gdyż nie dostrzegł żadnej niewiasty. Zamówił lampkę wina u jednego z barmanów i usiadł przy stoliku. Był w środku teraz należało ustalić z kim spotykał się tu Kemper.

Po paru łykach wina Eugen wstał, z lampką wina podszedł do stolika, przy którym trwały dyskusje o polityce celnej Imperium. Przez chwilę słuchał rozmowy, starając się wtrącić jakąś celną uwagę we właściwym momencie tak, aby siedzący zauważyli go.

- ...Mówię ci Viktor. Jeśli nie obierzemy twardego kursu w negocjacjach z władzami Marienburga, miasto zaleje nas biżuterią i futrami sprzedawanymi po cenach, na jakich nasi rzemieślnicy nie wyprodukowaliby towaru po kosztach nie mówiąc już o zarobieniu czegokolwiek. Poza tym...

Puszysty jegomość nie dokończył zdania. Oczy wszystkich pięciu zasiadających przy stole mężczyzn zwróciły się na Eugena, który nie pasował do towarzystwa ani ze względu na wiek gdyż mógłby się z powodzeniem podawać za syna któregokolwiek z panów ani ze względu na odzienie. Mimo iż odzienie miał względnie zadbane nie mogło ono konkurować z ich atłasami i bogatą kolekcją biżuterii. “Prawnicy” przemknęło mu przez myśl.

- Witamy. Pan chba jest nowy. Ostatnimi czasy rzadko widujemy w Kociołku nowe twarze.

- Witam panów - Eugen skłonił się z należnym szacunkiem - faktycznie, dopiero, gdy udowodniłem, że polityka celna z 2310 roku przyniosła Marienburgowi większe straty na przestrzeni dekady, niż zyski w pierwszym kwartale po wprowadzeniu, mój mistrz zdecydował się zapisać mnie na listę uprzywilejowanych, abym mógł rozwijać swe zdolności wśród najlepszych tego świata - ponownie się skłonił.

- Właśnie o tym mówiłem, kiedy mi przerwałeś Erich - odezwał się najmłodszy z mężczyzn - pięćdziesięcioletni chudzielec z brodą sięgającą niemal do pasa - w dłuższej perspektywie podnoszenie barier celnych zaszkodzi obu stronom.

- Tak? To spróbuj to wytłumaczyć naszym gildiom. Na ostatnim zebraniu mistrzów z cechu jubilerów jeden mało nie dostał apopleksji kiedy oznajmiłem, że władze miasta mają zamiar obniżyć cło na wyroby ze złota.

- Można by spróbować - wyjaśnił nieśmiało Eugen - przecież złoto niedługo wyjdzie z mody, poza tym jest to podobno najlepsza metoda na długoletnie lokowanie kapitału - przez co prawdziwi ludzie interesu będą zainteresowani złotem, ale w sztabach, a nie jako ozdóbki - a co by tu dużo mówić, zacni państwo, ozdoby ze złota kiepsko wyglądają w oczach dam, gdy pojawiają się kamienie z dalekich lądów, które kolorystycznie lepiej wyglądają w srebrnych oprawach....

- Młodzieniec ma rację - odpowiedział starzec z brodą. Gruby nie wydawał się do końca przekonany, zaś pozostała trójka zdawała się ważyć w myślach argumenty obu stron - mogę wiedzieć z czyjego polecenia przyjęto pana do klubu? Nieczęsto się zdarza by członkostwo uzyskał ktoś w pana wieku.

- Hm, rozumiem troski, drodzy Mistrzowie - och, jak pragnąłem takiego towarzystwa! - podniecił się Eugen - polecił mnie pan Gustav, chyba nie muszę dodawać nazwiska...- zawiesił głos.

Jego rozmówca zamyślił się.

- W zasadzie to znam trzech członków o tym imieniu - wszyscy są wartościowymi ludźmi. Przyszedł pan spotkać się z nim czy też po prostu przekonać się co “Kociołek” ma do zaoferowania?

- Szanowni Panowie, najpierw odważę się - Wasze zdrowie! - zaczął Eugen - a tak szczerze - z czterech powodów. Po pierwsze, rzeczywiście chciałem spotkać tutaj swojego mentora, po drugie, aby zaznać tak uczonych dyskusji, po trzecie - podobno kuchnia tutaj pasuje do poziomu intelektualnego - wreszcie, po czwarte, poszukuje jeszcze innego dawnego wykładowcy, który choć krótko, to intensywnie i rzeczowo uczył mnie o podstawach teorii wojskowości oraz historii intryg dworskich. Były to zajęcia indywidualne i to dawno temu - podrapał się po łysiejącej głowie Eugen - ale bardzo dobrze je wspominam i mam nadzieję na ciąg dalszy. Nie znam zbyt wielu zacnych ludzi, pół życia spędziłem przy księgach, ale mam dużą ochotę nauczyć się więcej od mości Kempera... - zakończył uczony.

- Kemper? - odezwał się gruby - nawet nie wiedziałem, że on cokolwiek wykładał. Szczerze powiedziawszy to nie wyglądał mi na osobę, która uniwersytet widziała choćby z daleka. I ta awantura, jaką urządził gdy Leibnitz odwołał jego zaproszenie. Naprawdę młodzieńcze, takie zachowanie jakim wykazał się twój mentor w zupełności nie licuje z powagą tego klubu.

Eugen postarał się najlepiej, jak tylko umiał odegrać scenę wstrząsu, szoku i zaskoczenia.
- Na...naprawdę? Ja bym w życiu nie są...przepraszam, szanowni panowie, nie wiedziałem...a jak już wspomniałem, był ekscentrycznym nauczycielem, nauczał mnie osobiście, gdyż jak stwierdził ‘Uniwersytety bardziej pilnują swych murów niż otwartego myślenia’...Ja nie..a co to była za awantura, jeżeli mogę to wiedzieć, jako młody i niedoświadczony jeszcze tak jak panowie uczony?

- Ech trafna uwaga z tym myśleniem młodzieńcze - odparł chudzielec - a co do awantury to nie bardzo jest o czym opowiadać. Przyszedł tu tydzień albo dwa tygodnie temu, nie pamiętam dokładnie kiedy, w stanie wskazującym na spożycie znacznych ilości alkoholu i gdy służący poinformował go przy wejściu, że jego zaproszenie zostało odwołane zaczął mu wygrażać. Ponoć Udo, człowiek pilnujący wejścia, musiał go przegonić.

- Och, to szokujące, jak podwyżka ceł na futra z epoki Trzech Imperatorów...panowie, a pozwolicie mi poznać kogoś, z kim rozmawiał mój mistrz? Teraz moim celem będzie wyjaśnienie całej tej draki i oczyszczenie mojego Mistrza z zarzutów, a przede wszystkim - to chyba zrozumiecie - mam w końcu, po dziesięciu latach rozwiązanie jego zagadki logiczno-ekonomicznej...

- Powinieneś zacząć od porozmawiania z Siegfriedem Leibnitzem. To on wprowadził Kempera do klubu i on odwołał jego zaproszenie - odrzekł otyły jegomość - siedzi tam w rogu sali. Sam, jak zwykle. Może on będzie w stanie powiedzieć ci co dokładnie zaszło.

- Dziękuję, mości panowie - głos Eugena był tak uprzejmy, jak to tylko możliwe - pozwolę sobie przemyśleć waszą mądrą dyskusję i być może zaprezentuję wam moje argumenty zarówno za, jak i przeciw, aby zaprezentować pełne spektrum możliwych skutków zmiany ceł - zakończył uczony i skierował się w stronę stolika, przy którym siedział Siegfried.

- Szanowny panie...? - zaczął.

- Ktoś ty - Leibnitz spojrzał na niego mętnym wzrokiem, Eugen odniósł wrażenie, że delikwent jest lekko wstawiony. Sigfried miał jakieś sześćdziesiąt lat, był niski i niezwykle szczupły. W porównaniu z większością bywalców “Kociołka” odzienie miał liche. Jego głowę porastała gęsta czupryna siwych włosów, które dawno nie widziały grzebienia. Zwrócił twarz o ostrych rysach w stronę uczonego i ponowił pytanie - kim jesteś i czego ode mnie chcesz?

- Szanowny panie, nowo poznani mentorzy - wskazał ręką, ale nie palcem stolik, od którego przyszedł - po rozpoznaniu mojego problemu polecili mi porozmawiać z tobą, aby ustalić możliwe miejsce pobytu, bądź jakąś wskazówkę odnośnie tegowoż, w sprawie persony znanej jako pan Kemper, od którego miałem zaszczyt pobierać nauki wiele lat temu... podobno mistrz mój ma problemy i nawet jakąś awanturę zaliczył? - powiedział powoli i spokojnie Eugen, po czym wzniósł niemy toast na cześć Leibnitza.

- Lepiej dobieraj sobie mistrzów młody - odparł cierpko Siegfried - kto przestaje z Kemperem wcześniej czy później wpakuje się w kłopoty. Ucz się na cudzych błędach i zakończ swoją znajomość z Bernardem. Mi nie przyszło z niej nic dobrego.

- Ten człowiek nauczył mnie bardzo ciekawych rzeczy, ale to było dawno temu - zastanowił się Eugen - przede wszystkim o historii wojskowości, ale też wiem, jak skomplikowane gry toczą się na dworze imperatorskim. Potrafię uważać, ale nie sądziłem, że Kemper mógł aż tak skomplikować sobie życie...a mogę wiedzieć, panie Leibnitz, czemu z tej znajomości nie wyszło nic dobrego? Ja wyniosłem same dobre rzeczy...

- Mój były przyjaciel poprosił mnie jakiś czas temu o przysługę. Uczyniłem jego życzeniu zadość i w konsekwencji naraziłem na szwank moją reputację i karierę na dworze. Mówisz, że wiesz nieco na temat tamtejszych rozgrywek. Mam rozumieć, że jesteś jednym z nich?

- Skądże, mój panie - żarliwie zaprzeczył - uczyć się o nich, a być jednym z nich to duża różnica...niestety, mój status ani czyny nie pozwoliły zaznać życia dworskiego, ale było blisko - zamyślił się Eugen - czy mogę panu jakoś pomóc?

Słowa uczonego najwyraźniej wprawiły Leibnitza w konsternację. Starzec zmarszczył brwi, zadumał się po czym odpowiedział

- Młodzieńcze ty i ja mówimy chyba o dwóch zupełnie różnych rzeczach. Nie pytałem cię czy byłeś dworzaninem a sądząc po odpowiedzi jakiej mi udzieliłeś nie poznałeś Kempera w czasach gdy jeszcze pracował. W sumie to zanim będziemy mogli kontynuować rozmowę chciałbym się dowiedzieć dlaczego się nim interesujesz?

Eugen wziął głęboki wdech - chciałbym zostać...jednym z nich. Aby to uczynić, muszę go odnaleźć. Moje życie jest w tej chwili warte określoną ilość Karli, jeżeli wiesz panie, o czym mówię - dopił wino do końca - chciałbym odpowiedzi na parę pytań, przede wszystkim na takie - dlaczego przez niego mój żywot został ekhm...wyceniony. Bardzo chętnie bym z nim o tym porozmawiał.

- Po pierwsze, jeżeli chciałbyś przystać do byłych pracodawców Bernarda to jaj jestem ostatnią osobą, która może ci to umożliwić. Pytałem czy przypadkiem dla nich nie pracujesz bo Kemper zniknął jakiś czas temu a na kilka tygodni przed tym mógł zwrócić na siebie ich uwagę. Myślałem, że wcześniej czy później ktoś od nich zacznie go szukać. I zaczął. Trzy dni temu miałem po drodze do domu dość niespodziewane spotkanie z niezbyt przystojnym osobnikiem. On również wypytywał od Kempera. Gdy wymieniłeś jego nazwisko pomyślałem, że z tamtym coś się stało. Co do twojej obecnej sytuacji to niestety nie będę mógł ci zbyt wiele pomóc. Przysługa, którą wyświadczyłem Kemperowi polegała na wystawieniu przepustki do archiwów imperialnego skarbca, gdzie przechowujemy głównie sprawozdania finansowe i tym podobne dokumenty. Nie powiedział mi czego tam szuka a ja go nie pytałem. O oszustwie dowiedział się mój przełożony i omal nie zostałem wydalony ze służby. Wtedy też oświadczyłem Kemperowi, że nie chcę go więcej widzieć a później tego samego dnia odwołałem jego zaproszenie do klubu.

Eugen podniósł ręce tak, jak by się poddawał.

- No dobra, nie chodzi mi o to, by być jednym z nich - zaczął. - Ten średnio przystojny pan to jeden z mojej grupy, zginął niedawno, zamordowany prawdopodobnie przez osobników, którzy szukają Kempera - albo go chronią, trudno stwierdzić. Cała ta sprawa jest tak zagmatwana, że trudno ją zrozumieć. Nie będę przynudzać, widzę, że obydwoje wiemy, że chodzi o coś, co grozi śmiercią, degradacją albo połamanymi kończynami każdemu, kto się tą sprawą zainteresuje, niemniej strasznie mnie ciekawi to, że z jednej strony ma się wrażenie, że tego człowieka szuka pół miasta, a z drugiej strony każdy, kto jego szuka ginie. Czyli albo wojna dwóch frakcji, albo wielowarstwowa intryga mająca na celu jego nie wiem - ucieczkę z miasta, czy udawanie, że nie żyje albo ktoś na serio chce go zlikwidować, niemniej ciekawe, że ten ktoś mimo swojej potęgi nie pokwapił się, żeby chociaż przeszukać jego dom - skończył Eugen, wyciągnął jedną z kartek zawierającą kopię dziennika Kempera i pokazał rozmówcy.
- Tylko pokazuję, nie wiem, czy znasz taki szyfr...podobno i tak nie da się nic wskórać bez ‘klucza’. Powiedz mi jednak, panie - czy człowiek mający jakieś sekrety szyfruje swój dziennik? Czy człowiek, który chce zniknąć, znika bez takiej księgi? Czy człowiek, który chce, żeby Kemper zniknął nie chciałby tego dla siebie? Dysponująć środkami wystarczającymi do zabicia takiego jegomościa, czemu miałby popuścić sobie włamanie do domu i przeszukanie go? A może... - w tym momencie przyszła Eugenowi do głowy myśl, że może księga to tylko stek bzdur, który ma stanowić kolejną pułapkę, a prawdziwy zaszyfrowany wolumin jest gdzieś bezpieczny. Zaniemówił z wrażenia - o tym jeszcze nie myślał. Spojrzał na Leibnitza wyczekująco. - Chciałbym przeżyć jeszcze te parę lat.

- Ten zaszyfrowany dokument raczej nie jest jego dziennikiem. Powiedzmy, że służył do nieco bardziej “urzędowych” zastosowań, przynajmniej kilkanaście lat temu kiedy to ostatni raz miałem z czymś takim kontakt, niż czyjeś osobiste zapiski. Co do osób szukających Kempera to jestem niemal pewien, że są wśród nich jego byli mocodawcy. Mogę natomiast powiedzieć nieco więcej na temat dlaczego ktoś może go szukać. Bernard zrobił się sentymentalny na starość. Zwłaszcza przez ostatnie kilka lat. Spotykaliśmy się rzadko ale widziałem, że coś go gryzie. Możliwe, że miało to związek ze sprawą z końca jego kariery. Nie wiem dokładnie o co tam chodziło. W każdym razie został zwolniny i zdegradowany. Kiedyś wspomniał mi, że ma zamiar wysłać do lochu tych, którym kiedyś służył. Nie wiedziałem jednak ile było w tym prawdy a ile pijackiego zrzędzenia.

- Hm...to ciekawe. No dobrze, ale jeżeli tyle osób go szuka, po co mordować jedną z grup zamiast ją na przykład śledzić, przynajmniej dopóki nie trafi na trop? - zastanowił się na głos Eugen. - Czyli twierdzisz, że jemu grozi albo groziło niebezpieczeństwo, czy masz jakiekolwiek pojęcie, gdzie on teraz przebywa?

- Odpowiedź na drugie z twoich pytań brzmi - nie i nie obchodzi mnie to. Co do pierwszego jeśli ktoś nastaje na twoje życie czemu automatycznie zakładasz, że ma to związek z Kemperem? Altdorf jest pełen drażliwych ludzi. Być może przy okazji poszukiwań Bernarda nadepnąłęś któremuś z nich na odcisk?

- Hm. Raczej stadu z nich. Przyznam, że poruszaliśmy się po tym temacie z gracją smoka w składzie delikatnej porcelany. O tym, że nie chodzi o poszukujących Kempera przyznam szczerze nawet nie pomyśleliśmy...rozumiem, że cię on już nie obchodzi i krzywdy, jakie doznałeś przez niego. Ale może chociaż możesz mi podpowiedzieć, jak zachować swoje życie? Jest jakiś ślad albo cokolwiek, co może mnie naprowadzić na tego jegomościa?

- Jak tak się zastanowić nad całą sprawą to bardziej istotne wydaje mi się nie gdzie ale dlaczego. Pomyśl, Kemper odszedł ze służby w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Miał pełne prawo do odegrania się na tych, którzy stali za jego zwolnieniem. Był wówczas człowiekiem, który wiedział dużo na temat kół rządzących w tamtych czasach a mimo to przez niemal dziesięć lat pozwolono mu staczać się na dno butelki. Dlaczego? Zaraz po odejściu mógłby zdziałać znacznie więcej niż teraz. Co go powstrzymywało przez te wszystkie lata? Choć może zamiar pomsty na swoich mocodawcach powziął niedawno. W takim wypadku co go do tego zmotywowało? Myślę, że powinieneś ustalić co takiego Kemper ma lub miał, jeśli już nie żyje, że połowa miasta chce go odnaleźć.

Eugen zamyślił się. - W zasadzie sam mógł być czymś szantażowany. Ciekawy tok myślenia, panie Leibnitz, daleko mi jeszcze do takiej przenikliwości - przyznał. - W zasadzie, może nawet miał tą księgę od kogoś, ale nie miał klucza, albo zaszło faktycznie takie zdarzenie, że zmienił podejście do życia...no chyba, że miał taki honor, że komuś przysiągł, że tych spraw nie wyciągnie przez określoną ilość czasu. Albo stary znajomy zaczął mu grozić. No dobrze, temat do myślenia przez całą noc. Fajnie by było porozmawiać z kimś, kto miał z nim naprawdę styczność jakiś czas temu, ale boję się, że to niemożliwe...marne mamy szanse na przeżycie, naprawdę, a czas nam ucieka...nie wiem, czy moje schronienie uchroni mnie przed śmiercią - Eugen powstrzymywał się jak tylko mógł, ale widać było po nim dość duże poruszenie. - Czy ktoś go znał bliżej niż ostatni kumple od kieliszka albo damy lekkich obyczajów? I czemu nie wziął ze sobą tej cholernej księgi, on albo ci, którzy go porwali - jeżeli go porwali. Chyba, że jest zwyczajnie zabity i karmi sobą rybki... - Eugen był już mocno zrezygnowany.

- Może Kemper sam potrzebował jakiś informacji z tego woluminu a po ich odczytaniu księga stała się dla niego bezwartościowa? Co do przyjaciół to możecie mieć z tym nie lada problem. Bernard nie był typem człowieka, który łatwo otwiera się przed innymi. Hmm... przypomniałem sobie coś jeszcze. Tego dnia kiedy mu oświadczyłem, iż nie chcę go więcej widzieć odparł, że z moją pomocą lub bez niej i tak dostanie to czego chce. Może zna kogoś jeszcze z kancelarii skarbnika? Inne wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy.

- Kancelaria skarbnika? - zainteresował się Eugen - dużo osób tam pracuje?

- Kilkadziesiąt. Może nawet setka. Cały urząd zajmuje dwa pokaźne budynki.

- Duża instytucja, czyli duży bałagan. Współpracują z innymi instytucjami jak mniemam? I dużo osób przybywa, pokazuje papierek i wchodzi do środka. Wiesz może, jak wygląda taki papier? Czy tam są prowadzone księgi, kto dostał dostęp do czego, czy hulaj dusza?

- Aby uzyskać dostęp do archiwów potrzebna jest przepustka. Ma ona formę dokumetu opieczętowanego przez samego skarbnika lub któregoś z trzech zastępców. Przepustka jest jednorazowa. Możliwy jest dostęp do akt również bez niej jednak ten przywilej jest zarezerwowany dla urzędników tam zatrudnionych.

- Jakie kwalifikacje są potrzebne do zatrudnienia? Chyba nie będę w stanie spreparować lewego dokumentu, ale mam sporą wiedzę...może w ten sposób bym mógł się tam dostać?

- Zależy od stanowiska. Jeśli miałbyś być zwykłym skrybą wystarczyłaby umiejętność czytania i pisania. Od kancelistów wymaga się dodatkowo znajomości imperialnego prawa, w każdym razie tych jego partii poświęconych podatkom i opłatom oraz podstaw rachunkowości. Liczarze zajmują się przeliczaniem i sortowaniem pieniędzy przechodzących przez urząd. Każde stanowisko powyżej wymienionych wymaga albo kontaktów albo odpowiednio grubej sakiewki celem przyjęcia do służby.

- Hm. Jeszcze dwa pytania - czy jesteś takim potencjalnym kontaktem? Czy w ogóle jest szansa w tym ogromie papierów namierzyć informacje, których mógł szukać Kemper?

- Bez dokładnej wiedzy o tym czego masz szukać możesz nawet nie próbować. Archiwum zajmuje trzy kondygnacje. Niestety nie będę mógł wam pomóc. Zostałem przyłapany na próbie pomocy Kemperowi i nie skończyło się to dla mnie zbyt ciekawie.

- Już pomogłeś, mości Leibnitz. Czasem wystarczy podać dobrą myśl - podziękował Eugen i pożegnał się.

Wracał. Będzie na pewno niewyspany. W każdym razie Eugen był w fatalnym nastroju. Ciężar wszystkich ostatnich wydarzeń nie pozwalał mu na choćby jeden uśmiech. Gdy wrócił do „Róży” od razu położył się do łóżka. Długo jednak nie mógł zasnąć. Uśmiechnął się dopiero wtedy, gdy słyszał skradającą się Sharlene, która też chyba była na jakiejś nocnej eskapadzie. Zaraz po tym w końcu nadszedł długo wyczekiwany sen.
 
Karagir jest offline