Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-02-2011, 11:33   #41
 
Karagir's Avatar
 
Reputacja: 1 Karagir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetny
Obserwował od czasu do czasu Sharlene bawiącą się obrączkami. Lubił ją, do tego bardzo mu się podobała, ale zastanawiał się mimochodem, czy ona także nie ma przypadkiem jakiejś tajemnicy, albo czy zrobiła coś, o czym dowiedzą się później.
Trudno, nie ma co się rozwodzić nad tym, co zrobił niziołek. Teraz trzeba skupić się na pracy. Pisał, litera po literze szyfru, zastanawiając się, jakie informacje zapisuje w swoim dzienniku.
I jakie będą konsekwencje całego wiru wydarzeń, w który zostali wciągnięci.

Po południu postanowił zrobić sobie przerwę w przepisywaniu i zajrzeć do „Księżyca”. Chciał sprawdzić czy Gustav odpowiedział na jego wiadomość. Na miejscu czekał na niego list od przyjaciela.

Witaj Eugen

Udało mi się załatwić ci wstęp do „Kociołka”. Jeden z członków klubu - historyk Bretonii nazwiskiem Zeugel zgodził się dopisać cię do listy gości. Będziesz mógł wejść do klubu nawet pod jego nieobecność. Niestety nie dałem rady namówić dziadygi by ktokolwiek mógł ci towarzyszyć. Dlatego musisz tam pójść sam.

Pozdrawiam,
Gustav


Po przeczytaniu listu wrócił do karczmy i zabrał się do przepisywania szyfru.
 

Ostatnio edytowane przez Karagir : 08-02-2011 o 07:35.
Karagir jest offline  
Stary 08-02-2011, 01:09   #42
 
stega's Avatar
 
Reputacja: 1 stega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetnystega jest po prostu świetny
Ankarian

Kiedy się zbudził było popołudnie. Deszcz przestał padać a w powietrzu czuć było zapach wilgotnej trawy. Znajdował się w tym samym zagajniku, w którym spędził noc - niewielkiej kępie drzew położonej na wzgórzu, u podnóża którego przebiegała droga. Siedział oparty o drzewo. Podrapał obolałą głowę, jakby chciał się upewnić, że w dalszym ciągu jest na swoim miejscu po czym rozejrzał się dookoła. Kilka metrów przed nim rozpalono ognisko. Nad płomieniem w niewielkim kociołku gotowała się zupa, której zapach elf stopniowo wyczuwał. Doglądała jej dziewczynka w wieku około trzynastu lat ubrana w brązowe skórzane spodnie, kaftan tej samej barwy i białą koszulę. Miała jasną cerę długie czarne włosy zaplecione w warkocz i duże niebieskie oczy. Siedziała oparta o stertę ekwipunku, w skład której wchodził plecak Ankariana i reszta jego rzeczy. Gdy spostrzegła, że elf odzyskał przytomność zwróciła się do niego:

- Nie śpisz, to dobrze. Ojciec zaraz wróci.

- Co się ze mną stało? - zapytał po chwili, nadal się rozglądając dookoła. Ostatnie co pamiętał, to ból głowy, a teraz nagle obudził się tutaj i nie wiedział co się z nim działo.

- Ty i ojciec musicie porozmawiać. Śledziliśmy cię od wyjazdu z miasta czekając na okazję by porozmawiać sam na sam.

- Nie dało się tego załatwić mniej boleśnie? Czy musiałem poczuć ten okropny ból i stracić przytomność? - zadał kolejne pytanie, teraz już patrząc na dziewczynkę.

- Musieliśmy liczyć się z możliwością, że sięgniesz po broń. Zresztą ojciec nie zrobił ci większej krzywdy.

- Widzę, że nasz gość się przebudził.

Ankarian spojrzał za siebie, skąd dochodził głos. Jego właściciel, odzieniem przywodzący na myśl łowcę musiał mieć ponad dwa metry wzrostu. Był potężnej budowy ciała a jego łysy czerep szpeciło więcej blizn niż elf mógłby zliczyć.

- Ty i ja mamy do pogadania. Razem ze swoimi przyjaciółmi wpakowałeś się w gorsze gówno niż którekolwiek z was mogłoby przypuszczać. Jest kilka rzeczy o których powinniście wiedzieć a ponieważ reszta waszej grupy delikatnie mówiąc nie wzbudza zaufania jesteśmy skazani na załatwienie sprawy z tobą.

Elf przyglądając się nieznajomemu, odczuł lekki strach. Na wojnie spotykał się z wieloma potężnymi przeciwnikami, ale zawsze miał broń, a teraz mimo,że nic nie wskazywało na walkę, to bał się trochę o siebie. Z drugiej jednak strony, gdyby ten mężczyzna chciał mu coś zrobić, to zrobiłby to już wcześniej.

- Może najpierw powiedz mi, kim w ogóle jesteś - zaproponował po chwili, nie spuszczając wzroku z rozmówcy.

- Nazywam się Edgar Falkenberg i zajmuję ściganiem ludzi wyjętych spod prawa. Ponad tydzień temu wynajęto mnie bym odnalazł pewnego człowieka, tego samego którego wy szukacie.

Ankarian drgnął lekko, gdy mężczyzna się przedstawił. Nie spodziewał sie, że to właśnie z nim miał teraz do czyneinia. Jednak teraz nie było czasu, aby się nad tym zastanawiać. Skoro już miał z nim rozmawiać, to trzeba było to załatwić szybko i wrócić do reszty. Swoją drogą elf był ciekawy, co oni teraz robią i czy przejęli się jego zniknięciem.

- O czym dokładnie chcesz porozmawiać? - zapytał po chwili.

- Nie wiem kto was wynajął do tej roboty, jednak kimkolwiek jest ów osobnik zamiast wypłacić wam obiecaną nagrodę pozbędzie się was jak tylko wykonacie zadanie. Oprócz waszego zleceniodawcy Kempera szuka kilka innych osób. Jest wśród nich pewna kobieta, która wcześniej czy później zechce się z wami skontaktować i przekabacić na swoją stronę jeżeli jeszcze tego nie zrobiła. Chciałbym was przestrzec przed przyjęciem jej propozycji, gdyż może to mieć dla was podobne następstwa co pozostanie wiernym swojemu zleceniodawcy.

- Jednego z nas już ktoś zabił, ale jeszcze nie wiemy kto dokładnie. Jeśli chodzi o jakąś kobietę, to już się ona z nami skontaktowała. Tylko, jak się ona nazywała? - elf zaczął się nad tym zastanawiać. Wtedy nie poświęcał jej zbytniej uwagi i teraz tego żałował. - Już wiem. Przedstawiła się jako Diana Valnor. Mieliśmy się z nią spotkać i przynieść na spotkanie dziennik Kempera zapisany szyfrem. Powiedziała, że pomoże nam zająć się rozszyfrowaniem tego szyfru. Mieliśmy się z nią spotkać chyba dzisiaj wieczorem, ale nie jestem pewien, bo nie słuchał zbytnio rozmowy którą przeprowadziła z nią reszta.

- Dobrze zrozumiałem? Macie jakiś zaszyfrowany dokument należący do Kempera?

- Tak, w noc, kiedy się włamaliśmy do jego domu, Oskar, ten niziołek, coś znalazł. Chyba wszystko jest zapisane jakimś szyfrem wojennym, ale żadne z nas nie było wstanie tego odczytać.

- Na waszym miejscu nie radziłbym pokazywać tej księgi kobiecie. Powiem więcej. Biorąc pod uwagę jakie informacje może ona zawierać za sam fakt jej posiadania możecie trafić na szafot. Dla waszego dobra byłoby najlepiej gdybyście zniszczyli ten dokument podobnie jak wszystkie inne papiery znalezione u Kempera i zapomnieli o całej sprawie.

- Dlaczego mówisz mi to wszystko? Czy życie mnie i reszty, coś dla ciebie znaczy? - zapytał elf, będąc zaskoczony tą całą sytuacją. Nie spodziewał się, że spotkanie z tym łowcą będzie tak wyglądało i do tego, że będzie chciał on ostrzec jego i innych.

- Ujmę to tak - dla moich zleceniodawców jest wszystko jedno czy po zakończeniu poszukiwań odejdziecie w siną dal czy też skończycie na dnie Reiku. Ja jednak nie mam zwyczaju pozostawiać po sobie stosu trupów wszędzie gdzie tylko się udam. To lubi się mścić. Gdybyś był zbirem, na którego dostał kontrakt nie zastanawiał bym się przez chwilę nad odebraniem ci życia. Tak się jednak składa, że ty i twoi przyjaciele znaleźliście się w złym miejscu o złym czasie i wpakowali w coś co was przerasta. Dlatego zanim ucieknę się do metod nieco bardziej bezpośrednich chciałem dać wam szansę na wycofanie się.

- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? - zapytał szybko i powoli wstał. - Jeśli nie, to chyba powinienem, wracać do reszty i ich ostrzec. Już jeden z nas zginął, więc nikt więcej ginąć nie powinien. Poza tym jeśli mówisz prawdę, to muszę zdążyć ich powiadomić przed spotkaniem z Dianą.

- Możesz odejść.

- W takim razie chyba powinienem ci za to podziękować, więc dziękuję - powiedział szybko i zabrał swoje rzeczy.

Nie było czasu do stracenia, wiec od razu ruszył biegiem do miasta i magazynu przy którym mieli się spotkać rano. Wątpił, że kogoś tam zastanie, ale może chociaż zostawili dla niego jakąś wiadomość. Dotarcie do miasta zajęło mu kilka godzin. Gdy znalazł magazyn słońce chyliło się ku zachodowi. Wewnątrz nie zastał żadnego z towarzyszy. Dostrzegł coś co mogło być wiadomością pozostawioną przez resztę drużyny jednak nie umiał jej odczytać. Nie wiedząc co dalej począć ruszył w stronę "Wron". Nawet jeśli ich tam nie zastanie być może ktoś z gości będzie wiedzieć co się z nimi stało.
 
__________________
Nie możesz być pewien swej racji, jeśli o argumentach swoich oponentów nie będziesz wiedział więcej od nich samych.

M. Friedman

Ostatnio edytowane przez stega : 08-02-2011 o 01:18.
stega jest offline  
Stary 08-02-2011, 11:44   #43
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Kiedy dotarł do “Kucyka” był już późny wieczór. Lokal pękał w szwach od zgromadzonych wewnątrz gości. Oskar po przekroczeniu progu kierował się w stronę szynku. Gdy udało mu się przepchać przez ciżbę zagadnął oberżystę.

- Byłem umówiony z panem Kochem.

Mężczyzna wskazał mu schody na piętro.

- Pierwszy pokój po lewej.

Niziołek udał się we wskazanym kierunku. Po chwili znalazł się w niewielkim pokoju w towarzystwie właściciela karczmy oraz odzianego w nędzne łachy starca, z którym Koch siedział przy stole.

- Wreszcie jesteś. Pokaż no te papiery.

- Proszę bardzo, Panie Koch. - powiedział służalczym tonem niziołek podając księgę właścicielowi “Czarnego Kucyka”. - Jak Pan zapewne widzi na początku była zabezpieczona pułapką. Kolce wysuwając się zraniły jednego z moich towarzyszy. Później okazało się, że wnętrza strzeże jakiś zamek z szyfrem, ale rozpracowałem go w mgnieniu oka. - dodał dumnie.

Koch obejrzał pobieżnie wolumin, przekartkował go po czym podał starcowi. Ten poprawił osadzone na haczykowatym nosie okulary i zabrał się do czytania księgi. Po kilkunastu minutach wertowania orzekł:

- Mamy problem. Znam ten rodzaj szyfru. Niestety nie da się odtworzyć oryginalnej wiadomości nie znając klucza.

- Jakiego znów klucza?! - spytał zniecierpliwiony Koch.

- Jak Pan widzi ten rodzaj szyfru składa się z kilkudziesięciu symboli - liter, cyfr oraz kilku innych znaków. Jednakże znaczenie poszczególnych symboli zmienia się według ściśle określonych reguł zawartych w osobnej księdze nazywanej kluczem. Dla przykładu w zależności od tego kiedy powstała wiadomość dany symbol może oznaczać literę cyfrę bądź też nie oznaczać nic - jak Pan zapewne zauważył liczba symboli na każdej stronicy jest taka sama. To zaś oznacza, że oprócz tekstu zawarto na nich tak zwane “wypełnienie” - przypadkową mieszaninę cyfr i liter mającą utrudnić złamanie kodu. Położenie wypełnienia również określają reguły ustalone w kluczu. Nie byłbym zdziwiony gdyby zmieniało się ono w zależności od czasu sporządzenia wiadomości, jej twórcy i tym podobnych czynników. Krótko mówiąc wolumin jest bezwartościowy dopóki nie dostanę klucza lub kogoś kto go zna.

- Niech to szlag. Nie znaleźliście w domu Kempera żadnej innej księgi?

- Już mówiłem, że nie. - odpowiedział niziołek. - Jednak wspominałem też, że nie wszystkie zakamarki zostały sprawdzone. Mogę tam wrócić i poszperać w tej jego biblioteczce. Jak tam nic nie znajdę zostaje nam zawsze sprawdzenie piwnicy jak dotąd przez nikogo nie odkrytej. No, poza Kemperem rzecz jasna. - dodał po chwili hobbit.

- Dobrze. Wiesz zatem gdzie masz się skierować w pierwszej kolejności. I pamiętaj, wasz czas ucieka. Księgę zatrzymam na wypadek gdyby mój przyjaciel doznał olśnienia i dał radę ją rozszyfrować samodzielnie - mówiąc to posłał starcowi ponure spojrzenie - jeśli nie masz mi nic więcej do przekazania możesz odejść. Mam dzisiaj jeszcze kilka innych spraw, o które muszę się zatroszczyć.

- Wiem, że jest Pan człowiekiem niezwykle zajętym, ale jestem zmuszony poruszyć pewną kwestię: Zajął się Pan tym Falkenbergiem? Nie dość, że nie mogę czuć się wcale o cal bezpieczniejszy niż ostatnio, to jeszcze kolejny z moich towarzyszy ulotnił się w dziwnych okolicznościach. - powiedział szybko Oskar patrząc na Kocha.

- Moi ludzie szukają go na mieście. Na razie bez rezultatów. Udało mi się ustalić, że łowca nagród o takim nazwisku faktycznie zawitał niedawno do Altdorfu. Mój kontakt w lokalu “Beim Starken Mensch” twierdzi, że delikwent był w karczmie wczoraj wieczorem ale szybko wyszedł. Od tej pory nikt go nie widział.

- Skoro mam już jakieś poświadczenie o pańskich działaniach w jego sprawie mogę poczuć chociaż odrobinę luzu. Mam nadzieję, że ta łajza zgnije w jakimś lochu na przesłuchaniach u Bruna. Jeżeli chodzi o mnie to by było chyba na tyle. Postaram się odwiedzić dom Bernarda i zaraz po tej wizycie się z Panem skontaktować. - powiedział niziołek wstając i zmierzając do wyjścia z pokoju.

***

Po wyjściu z "Kucyka" niziołek spostrzegł, że jest już późny wieczór. Jeżeli elf zamierzał zrobić jak nakazywała wiadomość to będzie czekał przed wejściem do magazynu. Oskar, jak zwykle nieco nadłożoną drogą, wybrał się do ciemnego przejścia pomiędzy budynkami skąd będzie mógł obserwować wejście do magazynu. Jakby nikogo tam nie było wróci do "Róży", gdzie zapewne będą już czekać inni. Ciekawe co ustalili na spotkaniu z Dianą Valnor i czy wiedzą już gdzie się podziewa elf?
 
Lechu jest offline  
Stary 09-02-2011, 12:50   #44
 
Saverock's Avatar
 
Reputacja: 1 Saverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemuSaverock to imię znane każdemu
Zgodnie z ustaleniami poczynionymi wczoraj Sharlene i Eugen stawili się po wieczór we “Wronach” by spotkać się z Dianą Valnor. W lokalu panował tłok. Ursyn razem z pomocnicami krzątali się przy szynku usługując gościom. Nowo przybyli zaczęli rozglądać się po wnętrzu w poszukiwaniu kobiety. Dostrzegli ją przy stole ustawionym w rogu sali. Siedziała tam w towarzystwie młodzieńca wyglądającego na jakieś 20-25 lat odzianego w habit. Gdy tylko ich dostrzegła gestem dłoni dała znak by się przysiedli.

- Witajcie. Siedzę tu już ponad godzinę. Myślałam, że coś się wam przytrafiło. Gdzie są pozostali?


- Coś im wypadło - powiedziała Sharlene krótko, przysiadając się obok niej.

- Tak jak uzgodniliśmy mam ze sobą fragmenty dziennika, które udało mi się zdobyć. Przynieśliście księgę?

- Mamy kopię -
stwierdził Eugen, rozglądając się po lokalu w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby przynieść mu lampkę wina - oryginał niestety nie jest w tej chwili dla nas dostępny - powiedział spokojnie. - Pozwoli pani, że zamówię jakieś wino? Dla pań? - spojrzał pytająco najpierw na Sharlene, potem na Dianę - dla pana? - jak by dopiero zauważył mężczyznę w habicie.

- Czerwone, dziękuję -
odparła Sharlene.

Kiedy już napitki znalazły się na stole młodzieniec towarzyszący Dianie zabrał się za przeglądanie dokumentu. Po kilku minutach uważnego studiowania znaków obrzucił wzrokiem Eugena i dziewczynę po czym wyszeptał coś do kobiety.

- Hmm wygląda na to że sama księga niewiele nam da. Do jej odcyfrowania będziemy potrzebowali kilku informacji, których może dostarczyć jedynie Kemper. Teraz pewnie chcecie zerknąć na mój fragment dziennika. Oto i one.

To mówiąc kobieta rozłożyła na stole kilka pomiętych kartek.

Sharlene sięgnęła po nie i rzuciła na nie okiem. Eugen w skupieniu przeglądał kartki przeczytane już przez Sharlene. W czasie gdy tych dwoje było zajętych przeglądaniem nowo pozyskanych fragmentów dziennika drzwi karczmy otworzyły się z trzaskiem i do środka wpadł zdyszany Ankarian.

Gdy dostrzegł Sharlene i Eugenena, siedzących razem z Dianą, przeklnął pod nosem. Może jednak nie było jeszcze za późno, ale nie mógł tracić czasu. Szybko podszedł do ich stolika.

- Musimy porozmawiać, to ważne - powiedział do razu i nawet nie spojrzał na Dianę i jej towarzysza.

Eugen spojrzał na Elfa, przeprosił damy i człowieka w habicie, wstał i poszedł z nim na stronę.
- Erm, po pierwsze, fajnie że wpadłeś, po drugie, martwiliśmy się, po trzecie, o co chodzi? Nie możemy posiedzieć wszyscy razem i pomyśleć nad ułożeniem tej układanki?

- Później powiem co się ze mną działo, ale muszę porozmawiać z Tobą i Sharlene. Przełóżcie to spotkanie z Dianą lub każcie jej trochę poczekać, bo nie ma czasu. To o czym chcę porozmawiać jest bardzo ważne - odparł od razu elf, zerkając w stronę stolika przy którym siedziała jeszcze Sharlene, Diana i ten mężczyzna w habicie.

- Ta kobieta może nam pomóc, już w zasadzie to zrobiła, dlaczego mielibyśmy przekładać spotkanie? Nie rozumiem. Może teraz to powiedz? Wiesz, jak to będzie wyglądało, gdy zawołamy jeszcze Sharlene? - powiedział Eugen.

- Chodzi o moje zniknięcie. Dowiedziałem się czegoś bardzo ważnego. Nie możemy ufać Dianie - powiedział po chwili Ankarian, przy ostatnich słowach, ściszając głos, aby tylko Eugen go usłyszał.

- Dobra, plan jest taki, że podejdziemy teraz - razem - jeżeli mi pozwoli, to przepiszę te parę kartek z pamiętnika i umówimy się na spotkanie z nią za dwa, trzy dni tłumacząc się, że musimy teraz pędęm udać się w miejsce, gdzie możemy odnaleźć trop zabójcy naszego kolegi. Powinna zrozumieć, jak nie, to spróbuję z nią pogadać trochę inaczej - Eugen mrugnął porozumiewawczo do Elfa. - Idziemy? Cokolwiek się nie wydarzyło, nie możemy już się bawić w taką amatorkę, grajmy w tą grę tak, żeby nie wszyscy orientowali się w naszych zamiarach...

- Tylko szybko - odparł natychmiast białowłosy i westchnął.

- Sharlene, mamy dobre wieści, być może uda się namierzyć mordercę! - niemal wykrzyczał radośnie Eugen, podchodząc z powrotem do stolika razem z towarzyszem. - Pani wybaczy - powiedział do Diane - wczoraj zaszło...niezmiernie ważne i wstrząsające dla nas wydarzenie, jesteśmy jeszcze nim wstrząśnięci... - ciągnął Eugen.

- Teraz? - Sharlene uniosła brwi. - A ty gdzie byłeś? - zwróciła się do Ankariana.

- Później powiem, ale jeśli mamy znaleźć tego mordercę, to nie możemy tracić czasu - powiedział szybko, mając nadzieję, że nie będzie musiał długo przekonywać, aby Sharlene odeszła od stolika i porozmawiała z nim.

Dziewczyna westchnęła.

- Tak czy siak, to chyba już wszystko, co miałyśmy sobie do przekazania, prawda? - spojrzała na Dianę. - W razie potrzeby gdzie będziemy mogli się spotkać ponownie?

- Fragmenty dziennika możecie zatrzymać, dysponuję kopią. Co do księgi to chwilowo nie będę z niej mieć większego pożytku. Razem z moim przyjacielem mamy dziś jeszcze jedną sprawę do załatwienia toteż możemy się pożegnać. Proponuję spotkanie w tym samym miejscu za dwa dni. Pojawię się tu wieczorem i przy odrobinie szczęścia do tego czasu uda mi się ustalić coś więcej na temat obecnego miejsca pobytu Kempera.

Po pożegnaniu się z trójką ruszyła razem z towarzyszem w stronę wyjścia. Zostali sami przy stoliku.

- Może chodźmy na górę? - zaproponowała Sharlene. - Niemądrze będzie siedzieć tutaj. Wciąż ściga nas pół dzielnicy. Powiesz nam co wiesz o tym mordercy.

- Tu nie chodzi o morderce, ale o coś innego. Dowiedziałem się czegoś ważnego. Na górze wszystko wam powiem - odparł elf.

Dziewczyna zaprowadziła ich na górę, gdzie do tej pory mieszkała z resztą szajki. Na poddaszu nikogo nie zastali. Zamknęła za nimi drzwi.

- No, to o co chodzi?

- Zacznijmy od tego co się ze mną działo. Kiedy udałem się na spotkanie do magazynu spotkałem tego całego łowcę. Ogłuszył mnie i obudziłem się dopiero na jakiejś polanie. Tam chwilę z nim porozmawiałem i od razu zacząłem was szukać. Uzyskałem od niego kilka ciekawych informacji. - Elf bardzo dokładnie opisał im rozmowę z Falkenbergiem. - I właśnie dlatego chciałem, abyście przełożyli to spotkanie z Dianą.

Sharlene przysłuchiwała się jego wypowiedzi marszcząc brwi. Teraz usiadła na łóżku i przygryzła wargi.

- Ruda wciąż nie wie, o czym jest dziennik. Dopóki zdobywamy informacje jesteśmy przydatni. Cholera... Czemu wszystko na tym świecie musi mieć swoją cenę? - mruknęła kobieta pod nosem.

- Co teraz zamierzacie zrobić? - zapytał Ankarian po chwili.

- Razem w tym siedzimy, mój drogi, więc raczej “zamierzamy”. Hmm... Nie mam pojęcia... To robi się coraz mniej zabawne. Myślę, że póki co trzeba zachowywać się naturalnie, spotkać się z nią za te dwa dni. Skoro tylko Kemper będzie potrafił swój notes odszyfrować, to do czasu, aż Von Kemper się odnajdzie nie będziemy zagrożeni z jej strony. Z tego co mówił Oskar, to Koch dał nam tydzień na jego znalezienie, albo pośle nas do piachu. Trafiliśmy zatem między młotek a kowadło. - odezwała się Sharlene

- W porządku - zaczął Eugen - ale co z kolei ma spowodować, że zaczniemy wierzyć z kolei panu Falkenbergowi? Trzeba będzie to wszystko bardzo, ale to bardzo dokładnie przemyśleć.

- Gdyby ten cały Falkenberg chciał mnie zabić, to miał ku temu dobrą okazję, ale tego nie zrobił, więc jakiś powód, aby mu zaufać jest - powiedział elf po krótkim namyśle.

- To może powiedzieć każda grupa interesu, na którą napotkaliśmy. Innymi słowy, każda z tych napotkanych przez nas osób, czy organizacji może mieć w swoim interesie pałętających się po okolicy takich jak my, chociażby dlatego, że zwiększa to szansę odnalezienia pana niewidzialnego. Mamy Kocha, Diane, Falkenberga, kogoś jeszcze? - zapytał Eugen.

- Jeszcze Borha, ale z tego co wywnioskowaliśmy, to nas wystawił. Miał na celu to samo, co reszta tych, jak to nazwałeś, “grup interesu”. Wszystkim będziemy potrzebni tak długo, jak do czegoś się przydajemy. Jak tylko nasza użyteczność dobiegnie końca nie będą mieli powodów, żeby zostawić nas przy życiu. Wychodzi zatem na to, że nikomu nie możemy ufać - powiedziała Sharlene.

- Jeszcze ten dziwny magiczny starzec... - zamyślił się Eugen.

- Czekaj... dziad umiał czarować... Natknęliśmy się na niego tego samego dnia, co na naszą Rudą. Zwróciłeś może uwagę na wzmiankę o “wiedźmie” w notkach Kempera? - mruknęła kobieta po chwili zamyślenia. - Może po prostu za dużo kombinuję, ale Diana wygląda mi właśnie na kogoś takiego.

- Acha. Przypuśćmy, że Diana to wiedźma z jego notek. Kim wtedy jest starzec? - zapytał Eugen.

- Ponoć ona i jej pomagierzy dopuścili się jakiegoś strasznego mordu. Ruda wyszła cało z odwiedzin dziadygi, więc... może to jakiś jej znajomy? -
powiedział kobieta.

- W porządku. Nie, zdecydowanie nie w porządku - zmieszał się Eugen. - Zupełnie straciłem obraz sytuacji, muszę chyba na spokojnie odtworzyć sobie wszystkie wydarzenia sprzed paru dni i zastanowić się, co przegapiliśmy. Naprawdę nie chciałbym myśleć o ewentualności, że wszyscy nasi potencjalni pracodawcy chcą nas zabić. Bo wykorzystać - co do tego nie mam możliwości. Z drugiej strony - litości, ci wszyscy bandyci, szpiedzy, spryciarze do tej pory by nie wpadli na odwiedziny w jego domu? Nie wpadliby na przeszukanie półek? Boję się, że ta sprawa ma jeszcze ze dwa dna, a my nawet nie dotarliśmy do pierwszego.

Elf słuchał po prostu całej tej rozmowy, nie poświęcając jej dużej uwagi. Bolała go jeszcze głowę, wiec wolał się nawet nie odzywać. Nagle przypomniał sobie o czymś ważnym ,ale tylko dla niego. Dlaczego do cholery nie zdzielił tego łowcy przez łeb, aby poczuł, jak bolało, gdy dwa razy był prze niego ogłuszony. Jednak szybko zrozumiał dlaczego. Falkenberg miał dwa metry wzrostu,więc nie skończyłoby się to najlepiej dla elfa.

- Ankarian? Słuchasz? Co o tym sądzisz? - Sharlene zwróciła się do elfa.

- Tak, tak... - odparł szybko Ankarian. - Zdaje się na wasze pomysły, bo jestem zmęczony i nie potrafię wymyślić nic dobrego.

- Chodźmy zatem, pokażę Wam moje miejsce...a może pójdziemy sami, Sharlene? - uśmiechnął się Eugen - Ankarian wydaje się być zmęczony, a Oskar nie powinien się martwić o nas. - Co powiesz na lampkę najlepszego wina, jakie piłaś w życiu?

- Chętnie - uśmiechnęła się i popatrzyła z politowaniem na elfa. - Zapłaciłam za gościnę w gospodzie pod “Złotą Różą”. To w dzielnicy kupieckiej. - Podała mu dokładną lokalizację nowej kryjówki. - Mam nadzieję, że trafisz. Jak wie się, gdzie leży, to nie trudno ją znaleźć.

Kiedy wszyscy wyszli z powrotem zamknęła drzwi na poddasze.

Przez dłuższy czas szli razem - miejsce, o którym opowiadał Eugen nie było położone daleko od “Złotej Róży”. Eugen poprowadził Sharlene przez uliczki Dzielnicy Kupieckiej.
- Zwróciłaś uwagę na to, jak czasami ulice tutaj potrafią zmienić bieg? - zagadnął.

- Mhm. Ale nie często mam potrzebę chodzenia po mieście. Do tej pory “Wrony” były miejscem, w którym spędziłam osiemdziesiąt procent czasu od kilku lat - odparła kobieta.

- Dlaczego? - zaciekawił się Eugen - Ja sam spędziłem sporo czasu w zamkniętych pomieszczeniach, ale gdzieś chyba wychodziłaś, co?

- Aż tak za mną źle nie było, że gniłam cały czas w jednej knajpie - Sharlene zaśmiała się. - Wychodziłam. Nawet często. Były to jednak wyprawy... nocne, jeśli wiesz, o co mi chodzi. Wracaliśmy z chłopakami zanim zrobiło się jasno. Potem zazwyczaj oni gdzieś sobie wychodzili, a ja pilnowałam naszego dorobku. - Tu prychnęła do siebie. - Z resztą, nawet teraz, kiedy wynajmowaliście pokoje u Ursyna można było to zauważyć.

- Hm...czyli takie wypady, podobne chyba jak naszego Niziołka - zastanowił się Eugen. - Ale coś chyba poza wyprawami, odpoczynkiem po nich i pilnowaniem robiłaś, nieprawdaż?

- Nie obraź się, ale nie lubię rozmawiać o tym, co robiłam. Zostawmy ten temat. - Kobieta uśmiechnęła się do niego.

- Carpe diem, jak to mawiają Bretończycy...oczywiście, milady - Eugen wykonał dworski ukłon - Szanujemy damy, a czymże jest dama bez tajemnic swych?

Sharlene uniosła brwi z uśmiechem. Nie odpowiedziała.

Po chwili dotarli do sporej i zadbanej kamienicy. Nie widać było żadnych jasnych oznaczeń, herbów - w zasadzie nic, poza znanym od lat Eugenowi motywem - wymalowanym na czerwono Mannsliebem na drzwiach. Przed nimi wartę sprawował Elf, tym razem inny niż ostatnio. Eugen przyjrzał się mu uważnie.
- Witaj, Nairadzie, jak tam idzie nauka historii?
Elf spojrzał na Eugena niewzruszony, po czym odpowiedział - Wiesz, trapią mnie dwie rzeczy - nie jestem w stanie dotrzeć do informacji o tym, jaki rocznik ‘Graala’ był najgorszy w Bretonii... - spojrzał taksującym wzrokiem na Sharlene -...oraz, jaki kolor sukien był najmodniejszy w Marienburgu w poprzedniej dekadzie.
Eugen zastanowił się przez chwilę, po czym odparł - Zdecydowanie 2522, zapewne skutek Burzy, a kolor - indygo.
Elf bez słowa otworzył ciężkie drzwi. Eugen przepuścił Sharlene przodem, prowadząc ją do wnętrza lokalu. Przeszli przez kolejne drzwi, gdzie Eugen powitał się z dwoma mężczyznami w charakterystycznych kapeluszach - Sharlene zauważyła błysk metalu broni palnej u pasa jednego z nich. Weszli do głównej sali. Jak zwykle, słychać było delikatne nuty wydobywane z harfy, bardzo ciche i dyskretne rozmowy.
W sali było około trzydziestu osób - połowa stolików była wolna.
Eugen zastanawiał się, jak Sharlene odbierze wystrój tego miejsca - stonowany, ale widać było koszty, jakie musiał ponieść właściciel lokalu. niesamowicie dobrze wykonana podłoga z dębowych desek, przepięknie wykonane krzesła i stoliki - właśnie, stoliki, a nie grubo ciosane ławy, różnokolorowe lampy je zdobiące, obrazy na ścianach - i to całkiem ładne, przedstawiające piękne kobiety, Elfy, historię Imperium i kilka ciekawych krajobrazów.
Nie widać było Illy - wyjątkowo Eugen odetchnął z ulgą; nie będzie ‘spojrzeń pełnych błyskawic”.
- Usiądziemy? - wskazał Sharlene miejsce przy dwuosobowym stoliku, oświetlonym lampą dającą światło fioletowego koloru.
Podeszła kelnerka, Eugen szepnął jej coś na ucho. Po chwili przed Eugenem i Sharlene pojawiła się deska z kilkoma rodzajami serów, pękata butelka ciemnego, gęstego - i dobrze pachnącego wina oraz koszyk z winogronami.
- To jest “Graal”, rocznik 2502, jeden z lepszych, gęste, pyszne, wytrawne, z nutą bergamotki i świeżo ściętej trawy, smakuje ci?

- Mhm, dobre - mruknęła kobieta po jego skosztowaniu. - Zawsze tu taki tłok? - Rozejrzała się dookoła. Zdecydowanie podobał jej się nastrój, jaki tam panował.

- A to zależy, co jest w programie, jaka jest pora roku - dużo bywalców to najlepsi studenci, bądź ci najbogatsi - puścił oko do Sharlene - oprócz tego wszyscy, których...hm...poziom edukacji pozwala przejść przez “wrota”. Ilonie chodziło o to, żeby zrobić maksymalnie bezpieczny i dyskretny lokal, ale taki, gdzie wiele osób będzie się mordować, żeby wejść do środka - uśmiechnął się - widzisz, to wino na przykład kosztuje trzydzieści koron. Nie dostaniemy raczej kolejnej butelki aż tak wypasionej, ale po pierwsze, chodzi o przyjemność, nie ilość, po drugie, muszę ci jeszcze pokazać ewentualne nasze pokoje, po trzecie - jak poprosimy o kolejną butelkę dostaniemy coś gorszego, na przykład “Bretońskie Wytrawne” za marne 5 koron - podniósł lampkę do ust i wypił kolejny łyk.

- Hmm... Straż stanowi długouchy przy “wrotach”? Jeśli jest sam a wejść zechce dwadzieścia uzbrojonych gentlemanów z rodzaju tych drabów z Jamy, to marnie to widzę. Chyba, że jest stąd jakieś inne wyjście - odezwała się Sharlene.

- Wyjść jest kilka - zastanowił się Eugen - a główne wejście...cóż, Elf jest może niepozorny, ale nie wiem, czy zauważyłaś kilka rzeczy - zaczął wyjaśniać Eugen - po pierwsze, same drzwi są takie, że bez mocnego huku, który zaalarmuje cały lokal się nie obejdzie. Po drugie, zauważyłaś otwory w suficie zaraz za drugimi drzwiami? - Spojrzał uważnie na Sharlene. Gdy nie zauważył potwierdzenia w oczach, kontynuował - są jeszcze koledzy z tymi nowymi zabawkami na proch strzelniczy, ale przede wszystkim - wszystko, co widziałaś, prowadzi tylko i wyłącznie do lokalu. Miejsca na nocleg są w innym budynku.

- Cóż, nie wygląda to aż tak źle, przynajmniej tutaj. Ważniejsze raczej jest lokum, które proponujesz. - Kobieta łyknęła wina. - Robi się późno. Dokonajmy oględzin tego drugiego budynku i wracajmy. Tak czy siak na razie zostaniemy w “Różach”. Oddałam Piliusowi wszystko, co udało mi się zawinąć w ciągu paru ostatnich miesięcy, a Oskara wkręciłam do kuchni. Dopóki można proponuję wykorzystać tamto miejsce. I tak ryzykowałam, żeby nas tam wkręcić. Knajpka uczęszczana jest przez stałych bywalców, którzy wiedzą jak do niej trafić. Nie kręci się tam nikt spoza pewnego kręgu społecznego. - Uśmiechnęła się dopiwszy lampkę wina. - Bardzo dobre - mruknęła.

- Zdrowie! - Eugen wziął trochę winogron na drogę, po czym wstali od stolika i zaprowadził Sharlene do kolejnych drzwi, przykrytych gobelinem - podniósł go delikatnie, żeby dziewczyna mogła zobaczyć okucia.

-Chodź, pokażę Ci pięterko...

Schody prowadziły na górę, po czym korytarz, którym szli przekształcił się w położony wysoko taras - zdumiona Sharlene zobaczyła, że kamienica była w rzeczywistości zbudowanym na bazie kwadratu umocnieniem, w środku którego znajdował się ogród i szeroki, dwupiętrowy murowany obiekt.
Eugen pokazał towarzyszce okno.
-Tam jest pokój, który może być do naszej dyspozycji. Z każdego pomieszczenia na poziomie ziemi jest zejście do kanałów, oczywiście takie, które otwiera się w jedną stronę. Proszę, tym razem ty nie pytaj, skąd, co i dlaczego. Jest jeszcze ciekawiej, gdy miejsce to gości jakiegoś ważnego Elfa...ochrona jest, powiedzmy - mocno wypasiona - uśmiechnął się. - No i są jeszcze pomieszczenia, gdzie można pograć w rozmaite rzeczy, ale raczej nie można nastawiać się ani na niskie stawki, ani na proste karczmarne gry.

Zeszli z tarasu po schodkach, Eugen wyciągnął klucz, otworzył drzwi, potem kolejne i pokazał Sharlene pokój. Nie był duży, ale był bardzo czysty i schludnie urządzony. Miejsca starczyłoby na trzy pojedyncze łóżka, teraz było jedno duże...i parę pustych butelek po winie.
- Okno wychodzi dokładnie na schody, którymi trzeba zejść. Co o tym myślisz? - powiedział, mając nadzieję, że Sharlene nie zauważy rąbka sukienki, którą zostawiła w jego pokoju Illy - kawałek wystawał spod kołdry. Niestety, wyglądało na to, że ona zauważyła. Wyszczerzyła się do niego.

- Więc to o taki rodzaj relacji musisz dbać? - zaśmiała się.

Eugen zmieszał się - erm...powiedzmy, że dwie wolne dusze lubią latać razem, bez zobowiązań, od czasu do czasu, aby oddalić się chociaż na chwilę od szarości tego świata na co dzień...

- Całkowicie zrozumiałe. - Kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust patrząc na puste butelki po winie. - Cóż, jak się to posprząta to będzie jak znalazł.

Eugen spojrzał na czystą podłogę, półki bez kurzu, szafę, która nie wykazywała oznak brudu.
- No dobra, te trzy puste butelki wezmę teraz. A odnośnie …- machnął ręką na skrawek sukienki - powiedzmy, że nie chodzi o pościel, tylko o to, żebym znalazł zawsze czas dla damy, która prowadzi to miejsce - żeby porozmawiać, albo pobyć trochę w jej towarzystwie. W zasadzie jestem to jej winien za pewną sprawę sprzed lat, ale mniejsza o to...idziemy?

- Ależ ja o nic nie pytam. To twoje sprawy - uśmiechnęła się Sharlene. - Tak, chodźmy.

Po niedługim czasie dotarli do ‘Róży’.

*****

Sharlene i Eugen poszli do miejsca o którym mówił Eugen, a elf dotarł do 'Róży'. Zastał tam Oskara i przekazał mu co z pozostałymi. Odpowiedział mu też co się z nim działo i już kolejny raz dokładnie opisał rozmowę, która przeprowadził z Falkenbergiem. Nie chciał długo rozmawiać, bo był zmęczony. Potem poprosił niziołka, aby zaprowadził go do jakiegoś pokoju i tam od razu położył się na łóżku, aby trochę odpocząć. Dosyć długo był nieprzytomny, więc mimo wszystko nie zbierało mu się na sen i dużo czasu minęło zanim w końcu usnął.
 
Saverock jest offline  
Stary 12-02-2011, 02:27   #45
 
Raeynah's Avatar
 
Reputacja: 1 Raeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetnyRaeynah jest po prostu świetny
Po dotarciu spowrotem do “Róży” wróciła na piętro. Zanim jednak rzuciła się na swoje łóżko coś jej się przypomniało. Westchnęła po cichu. Rzuciła tylko przez ramię, że idzie do “Wieprza” i wyszła.

Było już późno, nie chciała już wyciągać żadnego z nich na miasto. Sama była już nieco zmęczona. Postanowiła załatwić to jak najszybciej. Pośpiesznym krokiem ruszyła w stronę knajpy.

Gdy dotarła na miejsce usłyszała szum rozmów z wewnątrz. Z zewnątrz na bruk wylewało się złotawe światło. Weszła i rozejrzała się po sali. Trudno było powiedzieć czy zjawiła się na czas. Lokal pękał w szwach ale nie mogła mieć pewności czy mecze, które pewnie rozgrywano na zapleczu, nie dobiegły końca. Przy szynku dostrzegła wielkoluda, jednego z braci Schantzheimer, który zlecił jej misję w Jamie. On również ją zauważył i gestem dłoni zaprosił do szynku. Gdy udało jej się przecisnąć przez ciżbę wykrzyknął:

- Twoje zdrowie! Takich obrotów nie mieliśmy tutaj od czasów gdy hycel rozkręcił swój interes. Co tam u ciebie? Widzę, że na razie udało się uniknąć ludzi Icheringa?

- Tak, na razie tak
- wykrzywiła twarz w grymasie niezbyt zadowolonego uśmiechu. - Cieszę się, że interes znów się kręci. Proponowałabym jednak, żebyś nieco ściszył głos. Mecz się zaczął?

- W zasadzie jest już po imprezie. W środku tygodnia organizujemy góra trzy walki na wieczór. Jeśli jednak jesteś tutaj z powodu imć Rammelofa to trafiłaś w samą porę. Tam
- wskazał stół w rogu izby - siedzi w towarzystwie kilku pijaczków i topi żale po dwudziestu karlach, które dzisiaj przepuścił.

Dziewczyna wyśledziła go wzrokiem. Był, siedział tam, gdzie wskazał jej Schantzheimer. Kiwnęła mu głową na znak, że widzi i ruszyła w kierunku Rammelofa.

- Bry wieczór, panowie - uśmiechnęła się podchodząc do stolika.

Ci, którzy byli na tyle trzeźwi by dostrzec jej obecność obojętnie skinęli głową. Rammelof oderwał wzrok od dna opróżnionego przed chwilą kufla i spojrzał na nią mętnym wzrokiem.

- A co w nim dobrego?

- Hmmm? A cóż pana trapi?
- spytała niewinnie unosząc brwi i przysiadając się obok.

- Właśnie przepieprzyłem większość mojego uposażenia i nie wiem za co będę jadł przez resztę miesiąca... Nawet nie mam za co się dopić.

Westchnęła.

- Może mogłabym jakoś panu pomóc? Może jakoś pocieszyć? - uśmiechnęła się.

- Dzięki skarbie ale przy obecnym stanie mojej sakiewki nie stać mnie na dziwki.

- Nie to miałam na myśli, szanowny panie
- zaśmiała się cicho marszcząc brwi. - Jeśli zechce pan ze mną porozmawiać, obiecuję, że zadbam o pański żołądek. Nawet przez cały miesiąc, jeśli taka zajdzie potrzeba. Zechce pójść pan ze mną na górę? - uśmiechnęła się słodko. Miała wrażenie, że Rammelof drgnął lekko, gdy przystawiła mu sztylet do boku. - Nic panu nie zrobię, jeśli tylko zgodzi się pan pójść ze mną po dobroci - mruknęła cichutko. - Pomogę panu, jeśli pan pomoże mi.

Wydawało jej się, że mężczyzna zesztywniał lekko. Wstali, chwyciła go za ramię i dyskretnie przystawiając mu broń do żeber udali się w stronę schodów na górę. Dziewczyna cieszyła się w duchu, że panował tam taki tłok. Inaczej z pewnością nie udałoby jej się zrobić tego niepostrzeżenie.

Wprowadziła go do pierwszego pokoju po lewej i zamknęła za nimi drzwi. Pomieszczenie wcale nie było w lepszym stanie, niż parter. Śmierdziało stęchlizną a stojące tam meble błagały o pomstę za doprowadzenie ich do takiego stanu. Głową wskazała mu krzesło stojące obok drewnianego, podniszczonego biurka. Podszedł do niego niepewnie, cały czas obserwując Sharlene.

- Przepraszam za to - pokazała na sztylet. - Nie wyglądałeś, jakbyś zamierzał ruszać stamtąd swój tyłek, a ja musiałam porozmawiać z tobą w cztery oczy.

- Oh, jasne! Mogłem się domyślić - prychnął sarkastycznie, siadając na krzesełku. Uśmiechnęła się. - No dobra, czego ode mnie chcesz?

- Potrzebuję paru informacji - powiedziała rzeczowym tonem chowając sztylet do sakiewki. - Mniemam, że nazwisko Kemper nie jest panu obce.

- Bernard? Tak, faktycznie znamy się od jakiegoś czasu - wyprostował się. - Jeśli chcesz wiedzieć gdzie się teraz podziewa to powiem ci to samo co pozostałym, którzy o niego pytali. Nie wiem i nie chcę wiedzieć.

- Ale proszę, jeśli powie mi pan wszystko co pan o nim wie, to tak jak obiecałam, postaram się zapewnić panu wyżywienie na ten miesiąc. Nie komplikujmy zatem sprawy. To tylko parę informacji.
- Oparła się o blat biurka. - Często spotykał się pan z Kemperem?

- Bernarda poznałem przed rokiem
- westchnął. - W tym lokalu. Przegrałem wtedy sporo karli i zanim zdążyłem wrócić do domu jeden z moich pożyczkodawców chciał odebrać dług. Kemper uratował mi wtedy skórę. Muszę przyznać, że jak na swój wiek nieźle się bije. Od tego czasu widywaliśmy się tutaj przy okazji meczów. Kilka razy byłem u niego w domu.

- Mhm, kontynuuj.
- Uniosła brwi zachęcając go do podjęcia tematu.

- Bernard potrzebował mojej pomocy z uzyskaniem pewnych dokumentów. Wyświadczyłem mu tą przysługę i jakiś czas po ich otrzymaniu mój znajomek zapadł się jak kamień w wodę.

Pokiwała do siebie głową w zadumie. Schantzheimerowie wspominali, że Rammelof coś Kemperowi przyniósł, zanim ten zniknął bez śladu. Pewnie były to właśnie te dokumenty.

- Co to były za papiery?

- Sprawozdanie z wydatków garnizonu jakieś twierdzy.

- Było to na oko tydzień lub dwa, zanim zniknął, tak?

- Zgadza się.

- Hmm
- mruknęła do siebie. Tak, zbieżność w czasie pasowała. - Garnizonu twierdzy, powiadasz... Jakiej twierdzy konkretnie?

- Nie pamiętam dokładnie... Hochenstauf czy jakoś podobnie
- podrapał się po zaroście. - Aha - to były stare dokumenty, sprzed 10 lat może nawet starsze i skategoryzowane przez archiwistów imperialnego skarbnika jako tajne, choć trudno mi powiedzieć czemu.

- Dobrze, to chciałam wiedzieć. Dużo osób pytało o niego? Jeśli nie jestem jedyna to muszę wiedzieć, kto jeszcze go szuka.

- Pierwszy osobnik wyglądał mi na szlachcica... Tyle w każdym razie możnaby wywnioskować z jego stroju i manier. Drugi miał twarz przeoraną ilością blizn, która starczyłaby dla kilku weteranów. I, podobnie jak ty, posiłkował się nożem w celu zachęcenia mnie do współpracy.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

- Nie miej mi tego za złe. Te informacje są dla mnie niezmiernie ważne - podeszła do okna. Był prawie środek nocy. - Dobrze. Tak jak obiecałam, załatwię ci posiłki a ty postarasz się zapomnieć, że kiedykolwiek się ze mną spotkałeś, zgoda?

- Myślę, że nie będę miał z tym większych problemów.

- To dobrze. Teraz chodź ze mną.


Dziewczyna zaprowadziła Rammelofa do “Wron”. Ursyn skrzywił się lekko na jej widok, ale nie wyglądał na niezadowolonego z jej wizyty. Przywitała go swoim szerokim uśmiechem.

- Podziwiam cię, że masz siły tak siedzieć za tą ladą całymi dniami.

- Znowu chcesz mi tu cuś nabroić? Nie dość już zmalowałaś?
- wytarł ręce w swój stary fartuch. - Dziwne towarzystwo mi sie tu za tobą pałęta.

- Znów wadłam tylko na chwilę
- mrugnęła. - Ten pan - tu złapała Rammelofa za ramię - będzie się tu codziennie stołował. Zadbaj o to, żeby wszystkie koszty pokryte zostały z kieszeni Gabriela, dobrze? - uśmiechnęła się słodko. - A ty nie szalej zbytnio - mruknęła do mężczyzny.

Zwróciła się ku wyjściu. Kiedy zobaczyła przez ramię, że tamten już zamówił sobie pełen kufel piwska uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawa była reakcji Gabriela kiedy się dowie, że ma na utrzymaniu tak dystyngowanego gentlemana.

Kiedy spowrotem zawitała w “Róży” wszyscy już spali. Wślizgnęła się do pokoju niezauważenie i przekręciwszy klucz w drzwiach ułożyła się wygodnie w swoim łóżku. Zasnęła po paru minutach.
 
__________________
"Jeśli płomień mnie nie oślepia i nie spala to ja jestem płomieniem"
Raeynah jest offline  
Stary 12-02-2011, 21:49   #46
 
Karagir's Avatar
 
Reputacja: 1 Karagir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetnyKaragir jest po prostu świetny
Pożegnał się z Sharlene i wymknął się z lokalu.
Gdy Eugen dotarł do “Kociołka” była późna noc. Ze środka lokalu dało się jednak słyszeć gwar rozmów. Dwójka służących stojących przy wejściu spytała go o imię. Kiedy się przedstawił jeden z nich zniknął za drzwiami by powrócić po niedługim czasie i poinformować mężczyznę, że jego nazwisko figuruje na liście, w związku z czym może wejść. Po przekroczeniu progu Eugen znalazł się w ciągnącym się kilka metrów wąskim korytarzu, który kończył się kolejnymi drzwiami. Gdy je otworzył ujrzał ogromną salę zastawioną stołami, przy których siedzieli goście. Większość z nich dawno ukończyła pięćdziesiąty rok życia. Wzdłuż ścian ustawiono półki z książkami. Spora cześć bywalców pogrążona była w ożywionych debatach na najróżniejsze tematy. Eugen kierując się w stronę szynku za którym uwijało się dwóch młodzieńców starał się wychwycić strzępki rozmów. Z prawej kilku ponurych osobników dyskutowało na temat najnowszych planów imperatora odnośnie polityki celnej. Z lewej jakaś grupka teologów spierała się o to czy Rok Wstydu jest faktem historycznym czy też częścią doktryny Sygmaryckiej. Rozejrzał się wokoło. Klub najwyraźniej nie przyjmował kobiet, gdyż nie dostrzegł żadnej niewiasty. Zamówił lampkę wina u jednego z barmanów i usiadł przy stoliku. Był w środku teraz należało ustalić z kim spotykał się tu Kemper.

Po paru łykach wina Eugen wstał, z lampką wina podszedł do stolika, przy którym trwały dyskusje o polityce celnej Imperium. Przez chwilę słuchał rozmowy, starając się wtrącić jakąś celną uwagę we właściwym momencie tak, aby siedzący zauważyli go.

- ...Mówię ci Viktor. Jeśli nie obierzemy twardego kursu w negocjacjach z władzami Marienburga, miasto zaleje nas biżuterią i futrami sprzedawanymi po cenach, na jakich nasi rzemieślnicy nie wyprodukowaliby towaru po kosztach nie mówiąc już o zarobieniu czegokolwiek. Poza tym...

Puszysty jegomość nie dokończył zdania. Oczy wszystkich pięciu zasiadających przy stole mężczyzn zwróciły się na Eugena, który nie pasował do towarzystwa ani ze względu na wiek gdyż mógłby się z powodzeniem podawać za syna któregokolwiek z panów ani ze względu na odzienie. Mimo iż odzienie miał względnie zadbane nie mogło ono konkurować z ich atłasami i bogatą kolekcją biżuterii. “Prawnicy” przemknęło mu przez myśl.

- Witamy. Pan chba jest nowy. Ostatnimi czasy rzadko widujemy w Kociołku nowe twarze.

- Witam panów - Eugen skłonił się z należnym szacunkiem - faktycznie, dopiero, gdy udowodniłem, że polityka celna z 2310 roku przyniosła Marienburgowi większe straty na przestrzeni dekady, niż zyski w pierwszym kwartale po wprowadzeniu, mój mistrz zdecydował się zapisać mnie na listę uprzywilejowanych, abym mógł rozwijać swe zdolności wśród najlepszych tego świata - ponownie się skłonił.

- Właśnie o tym mówiłem, kiedy mi przerwałeś Erich - odezwał się najmłodszy z mężczyzn - pięćdziesięcioletni chudzielec z brodą sięgającą niemal do pasa - w dłuższej perspektywie podnoszenie barier celnych zaszkodzi obu stronom.

- Tak? To spróbuj to wytłumaczyć naszym gildiom. Na ostatnim zebraniu mistrzów z cechu jubilerów jeden mało nie dostał apopleksji kiedy oznajmiłem, że władze miasta mają zamiar obniżyć cło na wyroby ze złota.

- Można by spróbować - wyjaśnił nieśmiało Eugen - przecież złoto niedługo wyjdzie z mody, poza tym jest to podobno najlepsza metoda na długoletnie lokowanie kapitału - przez co prawdziwi ludzie interesu będą zainteresowani złotem, ale w sztabach, a nie jako ozdóbki - a co by tu dużo mówić, zacni państwo, ozdoby ze złota kiepsko wyglądają w oczach dam, gdy pojawiają się kamienie z dalekich lądów, które kolorystycznie lepiej wyglądają w srebrnych oprawach....

- Młodzieniec ma rację - odpowiedział starzec z brodą. Gruby nie wydawał się do końca przekonany, zaś pozostała trójka zdawała się ważyć w myślach argumenty obu stron - mogę wiedzieć z czyjego polecenia przyjęto pana do klubu? Nieczęsto się zdarza by członkostwo uzyskał ktoś w pana wieku.

- Hm, rozumiem troski, drodzy Mistrzowie - och, jak pragnąłem takiego towarzystwa! - podniecił się Eugen - polecił mnie pan Gustav, chyba nie muszę dodawać nazwiska...- zawiesił głos.

Jego rozmówca zamyślił się.

- W zasadzie to znam trzech członków o tym imieniu - wszyscy są wartościowymi ludźmi. Przyszedł pan spotkać się z nim czy też po prostu przekonać się co “Kociołek” ma do zaoferowania?

- Szanowni Panowie, najpierw odważę się - Wasze zdrowie! - zaczął Eugen - a tak szczerze - z czterech powodów. Po pierwsze, rzeczywiście chciałem spotkać tutaj swojego mentora, po drugie, aby zaznać tak uczonych dyskusji, po trzecie - podobno kuchnia tutaj pasuje do poziomu intelektualnego - wreszcie, po czwarte, poszukuje jeszcze innego dawnego wykładowcy, który choć krótko, to intensywnie i rzeczowo uczył mnie o podstawach teorii wojskowości oraz historii intryg dworskich. Były to zajęcia indywidualne i to dawno temu - podrapał się po łysiejącej głowie Eugen - ale bardzo dobrze je wspominam i mam nadzieję na ciąg dalszy. Nie znam zbyt wielu zacnych ludzi, pół życia spędziłem przy księgach, ale mam dużą ochotę nauczyć się więcej od mości Kempera... - zakończył uczony.

- Kemper? - odezwał się gruby - nawet nie wiedziałem, że on cokolwiek wykładał. Szczerze powiedziawszy to nie wyglądał mi na osobę, która uniwersytet widziała choćby z daleka. I ta awantura, jaką urządził gdy Leibnitz odwołał jego zaproszenie. Naprawdę młodzieńcze, takie zachowanie jakim wykazał się twój mentor w zupełności nie licuje z powagą tego klubu.

Eugen postarał się najlepiej, jak tylko umiał odegrać scenę wstrząsu, szoku i zaskoczenia.
- Na...naprawdę? Ja bym w życiu nie są...przepraszam, szanowni panowie, nie wiedziałem...a jak już wspomniałem, był ekscentrycznym nauczycielem, nauczał mnie osobiście, gdyż jak stwierdził ‘Uniwersytety bardziej pilnują swych murów niż otwartego myślenia’...Ja nie..a co to była za awantura, jeżeli mogę to wiedzieć, jako młody i niedoświadczony jeszcze tak jak panowie uczony?

- Ech trafna uwaga z tym myśleniem młodzieńcze - odparł chudzielec - a co do awantury to nie bardzo jest o czym opowiadać. Przyszedł tu tydzień albo dwa tygodnie temu, nie pamiętam dokładnie kiedy, w stanie wskazującym na spożycie znacznych ilości alkoholu i gdy służący poinformował go przy wejściu, że jego zaproszenie zostało odwołane zaczął mu wygrażać. Ponoć Udo, człowiek pilnujący wejścia, musiał go przegonić.

- Och, to szokujące, jak podwyżka ceł na futra z epoki Trzech Imperatorów...panowie, a pozwolicie mi poznać kogoś, z kim rozmawiał mój mistrz? Teraz moim celem będzie wyjaśnienie całej tej draki i oczyszczenie mojego Mistrza z zarzutów, a przede wszystkim - to chyba zrozumiecie - mam w końcu, po dziesięciu latach rozwiązanie jego zagadki logiczno-ekonomicznej...

- Powinieneś zacząć od porozmawiania z Siegfriedem Leibnitzem. To on wprowadził Kempera do klubu i on odwołał jego zaproszenie - odrzekł otyły jegomość - siedzi tam w rogu sali. Sam, jak zwykle. Może on będzie w stanie powiedzieć ci co dokładnie zaszło.

- Dziękuję, mości panowie - głos Eugena był tak uprzejmy, jak to tylko możliwe - pozwolę sobie przemyśleć waszą mądrą dyskusję i być może zaprezentuję wam moje argumenty zarówno za, jak i przeciw, aby zaprezentować pełne spektrum możliwych skutków zmiany ceł - zakończył uczony i skierował się w stronę stolika, przy którym siedział Siegfried.

- Szanowny panie...? - zaczął.

- Ktoś ty - Leibnitz spojrzał na niego mętnym wzrokiem, Eugen odniósł wrażenie, że delikwent jest lekko wstawiony. Sigfried miał jakieś sześćdziesiąt lat, był niski i niezwykle szczupły. W porównaniu z większością bywalców “Kociołka” odzienie miał liche. Jego głowę porastała gęsta czupryna siwych włosów, które dawno nie widziały grzebienia. Zwrócił twarz o ostrych rysach w stronę uczonego i ponowił pytanie - kim jesteś i czego ode mnie chcesz?

- Szanowny panie, nowo poznani mentorzy - wskazał ręką, ale nie palcem stolik, od którego przyszedł - po rozpoznaniu mojego problemu polecili mi porozmawiać z tobą, aby ustalić możliwe miejsce pobytu, bądź jakąś wskazówkę odnośnie tegowoż, w sprawie persony znanej jako pan Kemper, od którego miałem zaszczyt pobierać nauki wiele lat temu... podobno mistrz mój ma problemy i nawet jakąś awanturę zaliczył? - powiedział powoli i spokojnie Eugen, po czym wzniósł niemy toast na cześć Leibnitza.

- Lepiej dobieraj sobie mistrzów młody - odparł cierpko Siegfried - kto przestaje z Kemperem wcześniej czy później wpakuje się w kłopoty. Ucz się na cudzych błędach i zakończ swoją znajomość z Bernardem. Mi nie przyszło z niej nic dobrego.

- Ten człowiek nauczył mnie bardzo ciekawych rzeczy, ale to było dawno temu - zastanowił się Eugen - przede wszystkim o historii wojskowości, ale też wiem, jak skomplikowane gry toczą się na dworze imperatorskim. Potrafię uważać, ale nie sądziłem, że Kemper mógł aż tak skomplikować sobie życie...a mogę wiedzieć, panie Leibnitz, czemu z tej znajomości nie wyszło nic dobrego? Ja wyniosłem same dobre rzeczy...

- Mój były przyjaciel poprosił mnie jakiś czas temu o przysługę. Uczyniłem jego życzeniu zadość i w konsekwencji naraziłem na szwank moją reputację i karierę na dworze. Mówisz, że wiesz nieco na temat tamtejszych rozgrywek. Mam rozumieć, że jesteś jednym z nich?

- Skądże, mój panie - żarliwie zaprzeczył - uczyć się o nich, a być jednym z nich to duża różnica...niestety, mój status ani czyny nie pozwoliły zaznać życia dworskiego, ale było blisko - zamyślił się Eugen - czy mogę panu jakoś pomóc?

Słowa uczonego najwyraźniej wprawiły Leibnitza w konsternację. Starzec zmarszczył brwi, zadumał się po czym odpowiedział

- Młodzieńcze ty i ja mówimy chyba o dwóch zupełnie różnych rzeczach. Nie pytałem cię czy byłeś dworzaninem a sądząc po odpowiedzi jakiej mi udzieliłeś nie poznałeś Kempera w czasach gdy jeszcze pracował. W sumie to zanim będziemy mogli kontynuować rozmowę chciałbym się dowiedzieć dlaczego się nim interesujesz?

Eugen wziął głęboki wdech - chciałbym zostać...jednym z nich. Aby to uczynić, muszę go odnaleźć. Moje życie jest w tej chwili warte określoną ilość Karli, jeżeli wiesz panie, o czym mówię - dopił wino do końca - chciałbym odpowiedzi na parę pytań, przede wszystkim na takie - dlaczego przez niego mój żywot został ekhm...wyceniony. Bardzo chętnie bym z nim o tym porozmawiał.

- Po pierwsze, jeżeli chciałbyś przystać do byłych pracodawców Bernarda to jaj jestem ostatnią osobą, która może ci to umożliwić. Pytałem czy przypadkiem dla nich nie pracujesz bo Kemper zniknął jakiś czas temu a na kilka tygodni przed tym mógł zwrócić na siebie ich uwagę. Myślałem, że wcześniej czy później ktoś od nich zacznie go szukać. I zaczął. Trzy dni temu miałem po drodze do domu dość niespodziewane spotkanie z niezbyt przystojnym osobnikiem. On również wypytywał od Kempera. Gdy wymieniłeś jego nazwisko pomyślałem, że z tamtym coś się stało. Co do twojej obecnej sytuacji to niestety nie będę mógł ci zbyt wiele pomóc. Przysługa, którą wyświadczyłem Kemperowi polegała na wystawieniu przepustki do archiwów imperialnego skarbca, gdzie przechowujemy głównie sprawozdania finansowe i tym podobne dokumenty. Nie powiedział mi czego tam szuka a ja go nie pytałem. O oszustwie dowiedział się mój przełożony i omal nie zostałem wydalony ze służby. Wtedy też oświadczyłem Kemperowi, że nie chcę go więcej widzieć a później tego samego dnia odwołałem jego zaproszenie do klubu.

Eugen podniósł ręce tak, jak by się poddawał.

- No dobra, nie chodzi mi o to, by być jednym z nich - zaczął. - Ten średnio przystojny pan to jeden z mojej grupy, zginął niedawno, zamordowany prawdopodobnie przez osobników, którzy szukają Kempera - albo go chronią, trudno stwierdzić. Cała ta sprawa jest tak zagmatwana, że trudno ją zrozumieć. Nie będę przynudzać, widzę, że obydwoje wiemy, że chodzi o coś, co grozi śmiercią, degradacją albo połamanymi kończynami każdemu, kto się tą sprawą zainteresuje, niemniej strasznie mnie ciekawi to, że z jednej strony ma się wrażenie, że tego człowieka szuka pół miasta, a z drugiej strony każdy, kto jego szuka ginie. Czyli albo wojna dwóch frakcji, albo wielowarstwowa intryga mająca na celu jego nie wiem - ucieczkę z miasta, czy udawanie, że nie żyje albo ktoś na serio chce go zlikwidować, niemniej ciekawe, że ten ktoś mimo swojej potęgi nie pokwapił się, żeby chociaż przeszukać jego dom - skończył Eugen, wyciągnął jedną z kartek zawierającą kopię dziennika Kempera i pokazał rozmówcy.
- Tylko pokazuję, nie wiem, czy znasz taki szyfr...podobno i tak nie da się nic wskórać bez ‘klucza’. Powiedz mi jednak, panie - czy człowiek mający jakieś sekrety szyfruje swój dziennik? Czy człowiek, który chce zniknąć, znika bez takiej księgi? Czy człowiek, który chce, żeby Kemper zniknął nie chciałby tego dla siebie? Dysponująć środkami wystarczającymi do zabicia takiego jegomościa, czemu miałby popuścić sobie włamanie do domu i przeszukanie go? A może... - w tym momencie przyszła Eugenowi do głowy myśl, że może księga to tylko stek bzdur, który ma stanowić kolejną pułapkę, a prawdziwy zaszyfrowany wolumin jest gdzieś bezpieczny. Zaniemówił z wrażenia - o tym jeszcze nie myślał. Spojrzał na Leibnitza wyczekująco. - Chciałbym przeżyć jeszcze te parę lat.

- Ten zaszyfrowany dokument raczej nie jest jego dziennikiem. Powiedzmy, że służył do nieco bardziej “urzędowych” zastosowań, przynajmniej kilkanaście lat temu kiedy to ostatni raz miałem z czymś takim kontakt, niż czyjeś osobiste zapiski. Co do osób szukających Kempera to jestem niemal pewien, że są wśród nich jego byli mocodawcy. Mogę natomiast powiedzieć nieco więcej na temat dlaczego ktoś może go szukać. Bernard zrobił się sentymentalny na starość. Zwłaszcza przez ostatnie kilka lat. Spotykaliśmy się rzadko ale widziałem, że coś go gryzie. Możliwe, że miało to związek ze sprawą z końca jego kariery. Nie wiem dokładnie o co tam chodziło. W każdym razie został zwolniny i zdegradowany. Kiedyś wspomniał mi, że ma zamiar wysłać do lochu tych, którym kiedyś służył. Nie wiedziałem jednak ile było w tym prawdy a ile pijackiego zrzędzenia.

- Hm...to ciekawe. No dobrze, ale jeżeli tyle osób go szuka, po co mordować jedną z grup zamiast ją na przykład śledzić, przynajmniej dopóki nie trafi na trop? - zastanowił się na głos Eugen. - Czyli twierdzisz, że jemu grozi albo groziło niebezpieczeństwo, czy masz jakiekolwiek pojęcie, gdzie on teraz przebywa?

- Odpowiedź na drugie z twoich pytań brzmi - nie i nie obchodzi mnie to. Co do pierwszego jeśli ktoś nastaje na twoje życie czemu automatycznie zakładasz, że ma to związek z Kemperem? Altdorf jest pełen drażliwych ludzi. Być może przy okazji poszukiwań Bernarda nadepnąłęś któremuś z nich na odcisk?

- Hm. Raczej stadu z nich. Przyznam, że poruszaliśmy się po tym temacie z gracją smoka w składzie delikatnej porcelany. O tym, że nie chodzi o poszukujących Kempera przyznam szczerze nawet nie pomyśleliśmy...rozumiem, że cię on już nie obchodzi i krzywdy, jakie doznałeś przez niego. Ale może chociaż możesz mi podpowiedzieć, jak zachować swoje życie? Jest jakiś ślad albo cokolwiek, co może mnie naprowadzić na tego jegomościa?

- Jak tak się zastanowić nad całą sprawą to bardziej istotne wydaje mi się nie gdzie ale dlaczego. Pomyśl, Kemper odszedł ze służby w niezbyt przyjemnych okolicznościach. Miał pełne prawo do odegrania się na tych, którzy stali za jego zwolnieniem. Był wówczas człowiekiem, który wiedział dużo na temat kół rządzących w tamtych czasach a mimo to przez niemal dziesięć lat pozwolono mu staczać się na dno butelki. Dlaczego? Zaraz po odejściu mógłby zdziałać znacznie więcej niż teraz. Co go powstrzymywało przez te wszystkie lata? Choć może zamiar pomsty na swoich mocodawcach powziął niedawno. W takim wypadku co go do tego zmotywowało? Myślę, że powinieneś ustalić co takiego Kemper ma lub miał, jeśli już nie żyje, że połowa miasta chce go odnaleźć.

Eugen zamyślił się. - W zasadzie sam mógł być czymś szantażowany. Ciekawy tok myślenia, panie Leibnitz, daleko mi jeszcze do takiej przenikliwości - przyznał. - W zasadzie, może nawet miał tą księgę od kogoś, ale nie miał klucza, albo zaszło faktycznie takie zdarzenie, że zmienił podejście do życia...no chyba, że miał taki honor, że komuś przysiągł, że tych spraw nie wyciągnie przez określoną ilość czasu. Albo stary znajomy zaczął mu grozić. No dobrze, temat do myślenia przez całą noc. Fajnie by było porozmawiać z kimś, kto miał z nim naprawdę styczność jakiś czas temu, ale boję się, że to niemożliwe...marne mamy szanse na przeżycie, naprawdę, a czas nam ucieka...nie wiem, czy moje schronienie uchroni mnie przed śmiercią - Eugen powstrzymywał się jak tylko mógł, ale widać było po nim dość duże poruszenie. - Czy ktoś go znał bliżej niż ostatni kumple od kieliszka albo damy lekkich obyczajów? I czemu nie wziął ze sobą tej cholernej księgi, on albo ci, którzy go porwali - jeżeli go porwali. Chyba, że jest zwyczajnie zabity i karmi sobą rybki... - Eugen był już mocno zrezygnowany.

- Może Kemper sam potrzebował jakiś informacji z tego woluminu a po ich odczytaniu księga stała się dla niego bezwartościowa? Co do przyjaciół to możecie mieć z tym nie lada problem. Bernard nie był typem człowieka, który łatwo otwiera się przed innymi. Hmm... przypomniałem sobie coś jeszcze. Tego dnia kiedy mu oświadczyłem, iż nie chcę go więcej widzieć odparł, że z moją pomocą lub bez niej i tak dostanie to czego chce. Może zna kogoś jeszcze z kancelarii skarbnika? Inne wytłumaczenie nie przychodzi mi do głowy.

- Kancelaria skarbnika? - zainteresował się Eugen - dużo osób tam pracuje?

- Kilkadziesiąt. Może nawet setka. Cały urząd zajmuje dwa pokaźne budynki.

- Duża instytucja, czyli duży bałagan. Współpracują z innymi instytucjami jak mniemam? I dużo osób przybywa, pokazuje papierek i wchodzi do środka. Wiesz może, jak wygląda taki papier? Czy tam są prowadzone księgi, kto dostał dostęp do czego, czy hulaj dusza?

- Aby uzyskać dostęp do archiwów potrzebna jest przepustka. Ma ona formę dokumetu opieczętowanego przez samego skarbnika lub któregoś z trzech zastępców. Przepustka jest jednorazowa. Możliwy jest dostęp do akt również bez niej jednak ten przywilej jest zarezerwowany dla urzędników tam zatrudnionych.

- Jakie kwalifikacje są potrzebne do zatrudnienia? Chyba nie będę w stanie spreparować lewego dokumentu, ale mam sporą wiedzę...może w ten sposób bym mógł się tam dostać?

- Zależy od stanowiska. Jeśli miałbyś być zwykłym skrybą wystarczyłaby umiejętność czytania i pisania. Od kancelistów wymaga się dodatkowo znajomości imperialnego prawa, w każdym razie tych jego partii poświęconych podatkom i opłatom oraz podstaw rachunkowości. Liczarze zajmują się przeliczaniem i sortowaniem pieniędzy przechodzących przez urząd. Każde stanowisko powyżej wymienionych wymaga albo kontaktów albo odpowiednio grubej sakiewki celem przyjęcia do służby.

- Hm. Jeszcze dwa pytania - czy jesteś takim potencjalnym kontaktem? Czy w ogóle jest szansa w tym ogromie papierów namierzyć informacje, których mógł szukać Kemper?

- Bez dokładnej wiedzy o tym czego masz szukać możesz nawet nie próbować. Archiwum zajmuje trzy kondygnacje. Niestety nie będę mógł wam pomóc. Zostałem przyłapany na próbie pomocy Kemperowi i nie skończyło się to dla mnie zbyt ciekawie.

- Już pomogłeś, mości Leibnitz. Czasem wystarczy podać dobrą myśl - podziękował Eugen i pożegnał się.

Wracał. Będzie na pewno niewyspany. W każdym razie Eugen był w fatalnym nastroju. Ciężar wszystkich ostatnich wydarzeń nie pozwalał mu na choćby jeden uśmiech. Gdy wrócił do „Róży” od razu położył się do łóżka. Długo jednak nie mógł zasnąć. Uśmiechnął się dopiero wtedy, gdy słyszał skradającą się Sharlene, która też chyba była na jakiejś nocnej eskapadzie. Zaraz po tym w końcu nadszedł długo wyczekiwany sen.
 
Karagir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172