Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-02-2011, 22:10   #87
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Koncentracja prysła, moc buchnęła z niego jak para z czajnika. Nie zdążył jej skondensować i zgromadzić - jego umysł był jak złożone w miskę dłonie pełne jagód które ktoś nieuważnie potrącił. Tylko pojedyncze kropelki pozostały, reszta z sykiem wróciła w mętny żywioł. Skrybie zakręciło się w głowie, nie zdawał sobie sprawy z tego co się działo. Spojrzał na dziewczynę cielęcym wzrokiem, zamrugał.

-Naucz mnie tego– Prosiła. Jej sarnie oczy błyszczały jak letnie gwiazdy, dłoń, sprawczynię wszelkiego zamętu w głowie – i motyli w brzuchu – skryby wciąż trzymała na jego ramieniu. Zygfryd czuł jej ciepło, wiedząc że to niemożliwe - szczypało, skrobało, jej dotyk nie był tak miły jak mu się na początku zdawało. Wibrowały mu od niego kości, w grdyce urosła maślana gula. Ot, nienawykłyś do damskiej ręki, żuczku! Nie tobie były pisane te proszące oczy jak jeziora, skóra gładka i słodka jak mleko, jeno szorstki pergamin i grube cielska tomów tajemnej wiedzy…

-Słucham?...- Zagdakał, ale szybko odzyskał rezon. -Nauczyć… Widziałaś mnie? Ty Czujesz? Jesteś czarodziejką?- Spytał i umarł trochę wewnątrz, choć nie wiadomo czemu miałby się spodziewać że piękna dziewczyna w jej wieku i parająca się takim zawodem wciąż miałaby być dziewicą. Zresztą, oczywiście że nie była czarodziejką – nie pytałaby go wtedy jak Pobierać, zakładając że do tego zmierzała. A potem przypomniał sobie – dziewczyna przed chwilą łatała jednego z najemników, ale nie zwrócił na to uwagi zajęty rozmową ze Stormem. A więc miała podstawy, ale skąd, i czemu nie pociągnęła nauki dalej? Uciekła z Thanedd? Wątpliwe.

Jedna strona mózgu mówiła mu żeby spławić wiedźmę i starać się trzymać ją z daleka od wieśniaków i pochodni. Jak masz zamiar przelać lata praktyki i teorii w tę dziewczęcą główkę? Jesteś tylko adeptem, żuczku. Nie masz nawet różdżki, nie dostałeś amuletu – jesteś gołodupcem i uciekinierem.

Druga natomiast wykonywała nieprzyzwoite ruchy biodrami i głośno rekomendowała to czego miałby sobie życzyć w zamian za pomoc.

Zygfryd natomiast, ku własnemu zdumieniu, odnalazł i trzecią stronę konfliktu, co mogłoby postawić na głowie całą dzisiejszą wiedzę na temat budowy móżdżka który jak wiadomo podzielon był na dwie równe części, od których zależały odpowiednio zachowanie racjonalne, jak i eratyczne, i połówki te utrzymywały ciało w odpowiednim balansie od którego zależało przetrwanie gatunku. Podjął decyzję.

-Wybacz, nie wiem nawet jak ci na imię, damo- Rzekł uśmiechając się niezręcznie, z nazbyt formalną manierą. -Jestem Zygfryd Faulker, adept magii Akademii Ban Ard w Kaedwen. Widziałem dzisiaj jak Splatasz, robisz to bardzo sprawnie; jak to się stało że nie nauczono cię Pobierania Mocy? Nie jesteś z Aretuzu, prawda?- Bardziej oznajmił niż spytał. Dziewczę intrygowało go coraz to bardziej. Miała talent, miała dobre, smukłe palce harfistki i bystre spojrzenie, a mordkę już miała taką że ciężko uwierzyć że jej nie poprawiali czarami. Wcisnąć ją w kiecę z dekoltem do pępka, dać jej kota i cholera wie czy nie wyglądałaby bardziej czarodziejsko niż niepozorny Zygfryd. -Z chęcią…- Zaczął, ale przerwała mu wrzawa na pokładzie. Skryba rozejrzał się na boki, zerknął za burtę. Wiedźmin dopadł swojego srebrnego ostrza, ludziska zaczęli szeptać między sobą. -Proszę mi wybaczyć, o pani, ale stosowniejszym będzie kontynuować rozmowę nieco bliżej centrum łodzi. Zechce pani odejść od burty? Chyba żyjątka wyczuły że podano do stołu- Mruknął, zezując spode łba na Storma. O dziwo, będąc wkurwionym, skryba zachowywał się wcale pewniej i dojrzalej podchodził do obecności najemniczki.

Mówił mu, mówił temu niedomytemu fallusowi o tym że będą mieć na głowie rzecznego krakena albo inne zmutowane frutti di canale. Mogli być od dwudziestu minut w drodze i wtedy mieliby te wszystkie potwory tak głęboko w dupie że mogłyby podglądać na świat spomiędzy ich zębów, ale pewnie, kto by słuchał jebanego uczonego, jedynego faceta na łajbie który potrafi podetrzeć sobie dupę bez mapy wytatuowanej na jajcach. Ale jak wiedźmin puści wiatry kwadrans po fakcie śliniąc się przy tym jak ożywieniec z udarem odbytu to nagle się wszystkim włączył zdrowy rozsądek, nagle wszyscy coś widzieli za burtą, zaczynają chodzić na palcach. I teraz jest szansa że jebane kałamarnice z Księżyca przerywają mu pierwszą rozmowę w życiu z prawdziwą kobietą która nie chciała mu niczego sprzedać. Oczykurwawiście.

Pozostaje mieć nadzieję że wiedźmin walczy lepiej niż daje to po sobie poznać, bo co jak kurwa co, ale na takie gówno się Zygfryd nie pisał.
 

Ostatnio edytowane przez K.D. : 12-02-2011 o 23:40.
K.D. jest offline