Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2011, 15:51   #64
Cytryn
 
Cytryn's Avatar
 
Reputacja: 1 Cytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetnyCytryn jest po prostu świetny
Dym z pożeranego przez płomienie drewna i papieru szczypał w oczy. Przez usta wkradał się nikczemnie do gardła, płuc i drażniąc je wywoływał głuchy kaszel.
Ogólnie rzecz biorąc przeszkadzał jej, wielce przeszkadzał. Leiko trzymająca się z tyłu i zza Yasuro obserwująca sytuację w korytarzu, po raz wtóry tej nocy wargi oraz nos przesłoniła długim rękawem. W nim to też chowała się rękojeść wakizashi, którego smukłe ostrze wznosiło się w obronnym geście.
-Jeśli ogień się rozprzestrzeni, to będziemy w potrzasku i ta kreatura nie będzie naszym jedynym zmartwieniem – powiedziała nie kierując tego stwierdzenia do nikogo konkretnego i wzroku przy tym ni na chwilę nie odwracając od mgły. Pomimo dymu próbowała ogniskować na niej spojrzenie, aby przebić się przez ten gęsty kamuflaż lub chociaż dostrzec rozświetlony zarys schowanych w niej postaci – Powinniśmy najpierw się stąd wydostać, mieć jeden kłopot mniej.
Yasuro zacisnął dłoń na katanie, spojrzał na Kohena i Sogetsu Po czym zerknął w kierunku mgielnego oparu zbliżającego się do czwórki podróżników. I zaczął wydawać rozkazy.- Masz rację Leiko-san. Zabierz stąd Takami-san. A ja z Kazama-san będziemy osłaniać was. Przebijcie się do wewnętrznego ogrodu karczmy. To jedyna bezpieczna droga.
Jego głosowi towarzyszył huk gromu... wyglądało na to że na zewnątrz rozpęta się wkrótce burza. A tymczasem z mgielnego oparu odezwał się drwiący kobiecy głosik. -Ara, ara...chyba nie chcecie nas tak szybko opuszczać.
Dwa yata-garasu wyskoczyły z mgły. Ostrze yari niczym piorun uderzyło w kierunku głowy młodego samuraja z klanu Hachisuka. Jednak zdołał go uniknąć. Zaś na Kazamę natarł drugi yata-garasu machając niewprawnie kamą. Lecz sama Sumiko nadal otulona mgiełką...czekała swej okazji.
Łowczyni bez słowa skinęła głową, przy czym z pełną świadomością zignorowała wtrącenie się niedawno ją duszącego demona. Nie to, żeby była przyzwyczajona do wykonywania cudzych poleceń. Wprawdzie bliższe Leiko były własne kocie ścieżki, acz jej krokami kierowała i mogła kierować tylko jedna osoba... jednak wydarzenia w gospodzie rządziły się własnymi prawami. Jeśli wszyscy mieli ujść z życiem to ktoś musiał się wykazać rozsądną inicjatywą, a skoro żaden z reszty mężczyzn się do tego nie kwapił, zatem szczęśliwie mogła zawierzyć umiejętnościom dowódczym Yasuro.
Obróciła się, po czym ruszyła korytarzem odchodząc nieco od nich i wymijając pokój samuraja. Dopadła za to do drzwi kolejnego, teoretycznie niedostępnego i rozsunęła je szybkim, niecierpliwym ruchem, po którym zerknęła w bok.
-Tędy, Takami-san – rzuciła krótko i sama zastosowała się do swoich słów wchodząc do niewielkiego pomieszczenia. Chociaż pierwsze wrażenie związane z jego wystrojem miała już za sobą, to ponowne przebywanie w miejscu takiej rzezi nie należało do przyjemnych.
- Pani mgieł - mruknął Sogetsu gdy Sumiko zaczęła rozpościerać swoją zasłonę. Wiedział teraz już czego Jinbei tak mocno się bał. Nie wiedział ciągle czemu, ale był pewien że tego przeciwnika nie można zlekceważyć. Przez moment stał dziwnie zamyślony rozważając w jakiej sytuacji się znaleźli. Zdawał sobie sprawę ze kobieta ma rację z tym że ogień może stać się dla nich śmiertelną pułapką, ale wyjście na zewnątrz gdzie mogło znajdować się jeszcze więcej demonów też nie wyglądał zbyt optymistycznie. Przebicie się na zewnątrz może było jednak ich jedynym wyjściem jednak oznaczałoby to również że musieli pozostawić Huro na pastwę demonów. Jego rozmyślania przerwał nagły atak yata-garasu, zdołał odparować atak wyprowadzony widocznie niewprawną ręką. Mimo że był już zmęczony i mocno potłuczony to ciągle wiedział jak poradzić sobie z niewyćwiczonym przeciwnikiem. Po sprawnym bloku rzucił w stronę Yasuro szybkie pytanie - Co z Huro ? - nie spojrzał jednak nawet w stronę samuraja skupiony na atakującym go oni.
-Nie możemy mu teraz pomóc, może jego szwagier...- odpowiedź Yasuro była prosta, acz okrutna w swej wymowie. Niemniej, miał rację. Poza tym, możliwe Huro został użyty przez Sumiko, jako przynęta. “Ratujcie go i wejdźcie prosto w mą pułapkę.”
Podczas walki jednak cały czas chodziły mu po głowie słowa Jinbeia “Pani mgieł, złodziejka skór” i nagle przez jedną krótką chwilę wydawało mu się że wie co należy zrobić. Nagle naparł na demona ze zdwojoną siłą, zamarkował krótkie cięcie i znienacka naparł barkiem na demona. Manewr ten nie był wykonany by zabić, ale liczył jedynie że upadający ścierwojad da mu chwilę czasu. Popiskując stworem upadł na ziemię próbują się jak najszybciej pozbierać. A Sogetsu, nagle zerwał się w stronę ciągle klęczącego Takamiego, po drodze krzycząc do Yasuro - Nie daj się wciągnąć w mgłę - Gdy dotarł do Kohena szybkim zdecydowanym ruchem podniósł go z klęczek nie zważając na to że dopiero co kaszlał krwią i zadał mu pytanie jednocześnie lekko popychając go w stronę Leiko która już powoli znikała w sąsiednim pomieszczeniu - Dasz radę rozpędzić mgłę ? - zostawił go przy wejściu do pomieszczenia w którym dopiero co zniknęła łowczyni. Sam ruszył biegiem z powrotem by stanąć obok Yasuro licząc na to że przez tą krótką chwilę niewyćwiczony yata-garasu nie zdążył się pozbierać. Nie było dla niego zagadką że demon nazywany “Panią mgieł” będzie najsilniejszy w stworzonym przez siebie środowisku, dlatego tak ważne zdawało mu się rozpędzenie tej zasłony. Jeżeli czarownik wyrobiłby się dość szybko możliwe że dałoby się wyciągnąć Huro spod łap Sumiko, nie miał jednak zamiaru zbytnio ryzykować ta decyzja należała do Yasuro.
Zbroja...nie pokonasz jej dopóki nie zniszczysz jej zbroi. Nie pokonasz jej, dopóki nie zedrzesz jej maski”-krótki i cichy szept Jinbei’a. Po czym oni uwięzione w ostrzu znów zamilkło. Dziwne było, że się krył. Dziwniejsze jednak było, że pomagał.
Skupiony na walce Yasuro uskoczył przed kolejnym ciosem yari. Wyćwiczonym ruchem, katana samuraja zatoczyła poziomy łuk, pozbawiając głowy yata-garasu. Drgające ciało upadło w jedną, a głowa w drugą stronę.
A Sumiko nagle uderzyła...Szybki zamach trzymaną w jednym ręku kataną. Yasuro zdołał jakimś cudem, zablokować cios swym mieczem i tyle... Siła ciosu odrzuciła do tyłu samuraja i powaliła go na podłogę. Czarny duszący dym płonącej gospody znacznie utrudniał oddychanie i zasnuwał pole widzenia. Ale nie oni. Pokraczny mały yata-garasu ruszył z kamą w kierunku leżącego samuraja. Licząc, że Yasuro stanie się teraz łatwym celem...
Maskę ?” - patrząc na demonicę nie miał pewności o co dokładnie może chodzić Jinbeiowi, czym może być ta maska. Widząc jednak jej nagły atak na Yasuro był pewien że w tej chwili nie ma czasu zastanawiać się nad tym czym może okazać się ta “maska”. Przyspieszył jeszcze mocniej by zdążyć zastawić drogę małej pokrace nim ta dojdzie do samuraja. Nie dając czasu na zorientowanie się w sytuacji zaatakował ścierwojada z boku starając się zamienić impet biegu w jedno sprawne cięcie.
Kohen dochodził do siebie, po ataku choroby. Wiedział, ze tym razem był on poważniejszy, niż wcześniejsze objawy. Niemniej zdołał wychwycić nieco z otaczającej go sytuacji. Która nie była za ciekawa. Poczuł szarpnięcie, kiedy Kazama poderwał go z klęczek. Na pytanie czy zdoła rozpędzić mgłę, pokręcił głową.
- Może nie dam rady jej rozpędzić... - powiedział, łapiąc równowagę - Ale...
Mag spojrzał w stronę nadchodzącej mgły. Wiedział, ze jeśli nie pozbawią demona jego naturalnego środowiska, będzie ciężko go pokonać. Takami zdążył już zauważyć, że fizyczny atak ich dowódcy na niewiele się zdał. Do tej pory jedynymi ofiarami po stronie przeciwnika były te małe potworki.
Kohen stanął na nogach, spoglądając na płonący budynek. Następnie na mgłę, która zaczęła zbliżać się do źródła ognia. To podsunęło mu pewien pomysł.
- Mauriken-san - krzyknął do Leiko, zatrzymując się - Proszę, daj mi chwilę do koncentracji . Być może uda mi się dopomóc w walce z demonem. Jednak nic, powtarzam, nic, nie może mnie wytrącić z koncentracji!
Nie czekając na jej odpowiedź, Takami usiadł w pozycji lotosu. Zawierzał życie teraz swoim towarzyszom. Choć czar defensywny nadal go chronił, nie miał do końca pewności, czy wystarczyłby on do tego, co zamierzał uczynić.
Siedząc na wilgotnej ziemi i czując żar od płonącego budynku, Kohen pogrążył się w medytacji. Musiał wczuć się w ogień, dotknąć jego prawdziwej formy, tak aby osiągnąć z nim jedność. Tak, aby móc pokierować jego niszczycielską potęgą.
Zamknął oczy, a jego dłonie zaczęły poruszać się miarowo, powoli, jak gdyby sam mag znajdował się pod powierzchnią wody. Ruchy były spowolnione, jednak płynne. Na opuszkach palców pojawiły się małe ogniki, znacząc ślad dłoni youjutsusha. Jednak ważniejszym było to, co Takami “widział” za zamkniętych powiek. Im dłużej pozostawał w koncentracji, tym ostrzejsze kształty pojawiały się w jego umyśle. Płonący budynek stał się jedną wielką świecącą kulą. Magiczna mgła, była rozproszoną błękitną wstęgą, powiększającą się z sekundy na sekundę. Jednak tym, co najbardziej zwróciło uwagę maga, była czerń. Czerń, która wyróżniała się nawet na tle mroku panującego u ślepca. Czerń ta pochłaniała znajdujące się dookoła odcienie jasności. Kohen wiedział, że to aura demona. Nie miała ona określonego kształtu, gdyż raz była owalna, następnie wydłużała się na wzór kija.
Mag rozpoczął szeptanie zaklęcia. Nie miał pojęcia, ile czasu zajęło mu znalezienie się w tym stadium, lecz sądząc po aurach panujących dookoła, niewiele. Teraz musiał jedynie “wejść” w ogień. Jego jaźń sunęła ku jasnej kuli, okrążając ją kilkakrotnie, przypatrując się jej, starają się znaleźć punkt w którym mógłby przeniknąć do środka.
Sogetsu, dopadł przeciwnika. Silny ruch nadgarstka, sprawne cięcie podzieliło zaskoczonego potworka na dwie połowy, z których jedna powoli zsunęła się w dół. A Yasuro krzyknął.- Za tobą !
Kazama odwrócił się odruchowo zasłaniając mieczem. Sumiko zadała poziome cięcie. Zderzenie ostrzy dwóch katan. Sogestu zadrżały ręce...impet uderzenia odsunął go do tyłu.Niemniej zdołał się utrzymać. Hario był silny, ale... przy Sumiko, jego ciosy wydawały się być leciutkie.
-Jinbei, a więc tu się ukryłeś.- kobieta uśmiechneła się po zderzeniu ciosów.- Jednak wróciłeś do mnie, choć pod przymusem.
Yarasu natarł. Szybkie pchnięcie katany w ciało kobiety. Cios w okolice wątroby, który powinien ją przebić na wylot. Nie przebił. Katana zatrzymała się na czymś. Samuraj odskoczył widząc sytuację i stając w podstawie szermierczej. W miejscu które trafił...skóra Sumiko pękła, a pod nią widać było coś zielonego, niczym przeżarte zielonym trądem ciało.
 
__________________
I wiedzie nas siedem demonów, co nami się karmią...
Cytryn jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem