Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2011, 17:51   #24
majk
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Góry Tylonu- położone w centralnej części kontynentu pasmo ostrych szczytów, źródło rzeki tylońskiej, uchodzące za jeden z najsurowszych tego typu regionów Barsawii ze względu na skrajne amplitudy temperatur i niską zawartość tlenu- spowodowaną również zanieczyszczeniami przemysłowymi.
Wiadomo, że przed Krachem Tylon otoczał pierścień ludnych państewek i księstw, a same Góry uchodziły za "święte"- podobno wiele miejsc kultu różnorakiego pochodzenia mieściło się w niedostępnych górach, nie prowadzono jednak wydobycia surowców kopalnych. Podczas Długiej Nocy -złośliwa koniunkcja czy objaw chaosu- deszcz meteorytów spustoszył większość budowli wraz z zamieszkującymi je Dawcami, znacznie ucierpiały same Góry Tylonu. Naukowcy wiążą to zjawisko z dużymi pokładami orichalku i innych rzadkich rud w Tylonie lub bezpośrednią ofensywą horrorów i/lub Furii na bezpieczeństwo Dawców Imion tego ludnego i 'uświęconego' regionu.
Obecnie największe osiedla w samych górach to niewielkie ośrodki wydobywcze oparte na osadnictwie throalskim- zakładane najczęściej w okolicach kraterów lub na innych podstawach uważane za profitowe. Znane kolonie to: Anastopol (10 tys.), Brama Terran'a (3 tys.), Oriport (2,5 tys.). Znane miejsca kultu: Zakon Teheran, ruiny Świątyni Ponownego Nazwania, Lodowy Szpic. Walutą jest dukat throalski, obowiązują prawa imperialne egzekwowane przez Legion i Flotę Imperialną.


...atakujących odparto i choć plotki na temat ilości ofiar różniły się to nie ulegało wątpliwości, że straty były dotkliwe. Uszkodzenia kadłuba oszacowano na kilka godzin roboty, "na szczęście nie uszkodzono napędu, a jedynie panele". Teraz statek lewitował przycumowany do niższych partii skalnych ścian, na wyłączonych silnikach. Jedynie ciche bzyczenie zdradzało działające boczne panele kinetyczne. Wiatr ustał, a pochmurne niebo rozjasniło się, ciepłe promienie Solis koiły zmęczonych obroną Hekstusa Ósmego. Jakby same Pasje spoglądały na statek przenikając go ciepłem i miłosierdziem, nadzieją. Tych towarów na pokładzie barki zdecydowanie brakowało, choć może to popyt był tak duży.


**Jonas Blake**

Na mostku panowała nerwówka i zamęt po udanej obronie statku. Kapitan Mirco Hackdirt stał plecami do Ciebie, twarzą do dziobu statku. Odziany w nieformalną marynarkę, skórzane spodnie, boso. Z szeroko uniesionymi łokciami energicznie obrócił ster trzykrotnie w lewo- za nim dostrzegałeś jak dziub statku przesuwa się w lewo... dokładnie 45 stopni w lewo. Nie miałeś miarki, ale prawie dałbyś sobie rękę uciąć, że tak. Szorstkim głosem zarządził obniżenie lotu i cumowanie w jednej ze szczelin pasma. Przy długiej na całą tylną ścianę szafie urządzeń skakali jak na węglisku dwaj adiutanci- co dziwne nie w hekstusiańskich uniformach, a imperialnych. Czarne, wiązane buciory do łydek i wpuszczone w nie popielate spodnie spięte klamrą-godłem Throalu. Identyczne kurtko-kamizelki z wysokimi kołnierzami i skryte pod krótkimi kapelusikami. Przed oczyma stanął ci obraz Mirco przyjmującego Cię na statek- w imperialnym, czarnym mundurze kapitana i popielatym kapeluszu z broszą. Twoja wiedza nie wystarcza by ją zidentyfikować, ale gdybyś miał dostęp do stosownej księgi… Omiatając zamyślonym spojrzeniem mostek spostrzegłeś kolejną zagadkę, nawet dwie- po dwóch stronach pomieszczenia dwaj dżentelmeni we frakach starali się nie przeszkadzać i jednocześnie pozostać blisko centrum władzy. Cieńkie, strzyżone wąsy i ulizane na bok włosy- brakowało im jedynie meloników. Słowa, które kapitan Mirco wypowiedział wtedy w dokach nagle zyskały nieco ironicznego wydźwięku- wątpliwe by trzech oficerów marynarki throalskiej podróżowało -prawie- nieuzbrojoną barką handlową. Coś tu nie grało, ale w tym momencie wyłowiłeś patrzące na Ciebie z zaciekawieniem oczy młodego dowódcy.
[Jonas]
Obserwacja funkcjonowania mostka jako takiego w sytuacji wymagającej szybkiego, a jednocześnie dokładnego i maksymalnie nieomylnego działania była ciekawym doświadczeniem, choć niewątpliwie czułem się jak conajmniej siódme koło u wozu. Zastanawiającą była zarówno ilość jak i jakość oficerów marynarki obecnych na statku. Pewne rzeczy nie pasowały. Mozliwości jak zwykle było kilka począwszy od zesłania za niesubordynację - co raczej nie wchodziło w rachubę, bo Micro był zbyt zrelaksowanym facetem i zbyt obnosił się przed odlotem ze swoim imperialnym mundurem... Drugą stroną medalu było oczywiście to, że badziewna barka, na którą nikt nie postawiłby złamanego grosza w rzeczywistosći przewoziła coś na tyle wartościowego i/lub ważnego, że do jej dowodzenia przydzielono najlepszych ludzi... Ta teza znacznie bardziej trzymała się faktów. Skoro doszło do jakiegoś ataku, najwidoczniej dobrze przygotowanego i sprawnie przeprowadzonego, to użyte siły i środki były niewspółmierne do tego co można było osiągnąć po zrabowaniu "zwykłej" barki handlowej.
[Mirco]
-Potrzebuję Twojej pomocy na pokładzie Jonas, nie przyjmuję odmowy. -rzucił krótko i ostro, nawet Ty nie śmiałeś protestować, wyszliście na zewnątrz.
[Jonas]
Skinąłem głową. Niezależnie czy była to prawda, czy grzeczność - sytuacja dawała mi możliwość przyjrzenia się wszystkiemu bliżej. Zarówno samemu statkowi, jak i jego załodze. Kolejny klocek układanki zaskoczył na miejsce - niewielu ludzi potrafiło autorytatywnie powiedzieć mi co mam robić...
Nie wiedziałem do czego mogę być przydatny, ale każda pomoc wydawała się wskazaną...
(…)
Gdy się zorientowałeś było już za późno- obaj staliście przy położonym na stole młodym majtku. Mirco pochylał się nad nim, przykładał dłoń do rany, a kula sama wyskakiwała z rany. Plask. Wylądowała na trzymanej przez Ciebie metalowej tacce.
[Mirco]
-[i]To już ostatnia. A więc, odnośnie Twojego pytania: jedynym magicznym elementem jest sam pulpit- on obrazuje obiekty w zasięgu radaru. Sygnał jednak jest rejestrowany przez urządzenie zwane sonarem, który wysyła niesłyszalne dla Dawców dźwięki i wychwytuje ich odbite echos na tej podstawie tworząc obraz przestrzeni dookoła statku. Co ciekawe vizaremowie w jakiś sposób uniknęli echolokacji… myślę, że to ma związek ze stworzeniami których dosiadali. Znam jednego takiego, co się interesuje zwierzętami w Anastopolu.. chyba, że Ty też.. jesteś biegły.. w biologii? Najwyraźniej miał w poważaniu nauki biologiczne, ale nie chciał urazić 'dobrze wyedukowanych'- Jak się trzymacie Fannel? -zwrócił się do innego, znacznie bardziej uszkodzonego. Ten tylko jęknął w odpowiedzi.
Nogi elfa zmiażdzyła jedna ze skrzyń, gdy pokład przechylili wizaremowie, przez co miał cztery złamane kości i pęknięte biodro.
[Mirco]
-Podaj mi tą strzykawę z białą cieczą w środku -poprosił wskazując apteczkę.
Długa igła pięć razy przekłuwała skórę marynarza, za każdym razem tuż przy złamaniu, pod odpowiednim do kośćca kątem- cylinder był duży, ale cały poszedł na Fannel'a. Mirco szybko odłożył strzykawkę i w skupieniu trzymał dłonie w miejscach nakłuć. Sam nie byłeś już pewien co o nim sądzić: wojskowy, człowiek, kapitan barki, uzdrowiciel conajmniej 2-giego stopnia zważywszy to z jaką łatwością zgrzewa kości nieboraka- a znacie się ledwie dobę...


**Jednooki**

[Orfis]
-Nie przesadzam, tylko taką ilością naboi podwoiłeś wagę tego bydlaka! Nie słyszałeś jak pierdolnął o skały? Echo niosło się przez.. no conajmniej pół tarczy… - Orfis najwyraźniej nie za bardzo znał się na zegarach, wręcz oględnie, ale też nie kandydował do miana zegarmistrza.
Niski jak na orka Orfis siedział z Tobą i Marloe'm na podłużnej skrzyni przy schodach na mostek- Ci dwaj znali się dobrze. Ork z dumą pokazał Ci tatuaż na klacie -trupia czaszka osadzona na odwróconym toporze mogła z powodzeniem straszyć niegrzeczne bachory. Marloe, mniej chętnie, pokazał swój- podwinął rękaw pokazując biceps wielkości arbuza i dyniowaty bark. Na napiętych pręgach ten sam symbol.
[Orfis]
-Fort Peragian chłopie, Legion Imperialny, to jest to sito, które oddziela prawdziwych twardzieli od reszty pozerów i groszołapów. Nie dowiesz się na ile Cię stać póki nie odsłużysz swojego w Legionie, potem poradzisz sobie w najgorszym szambie uzbrojony w cynową łyżkę. Eeech.., czasem żałuję, że nas wyjebali… Ale Ciebie nie ma w rejestrze, umiesz walczyć to na pewno dadzą zarobić, a i szkolą kadeta- w Anastopolu jest nawet fort… eeyyymm..
[Marloe]
-…fort Arsen. -dokończył za niego Marloe
Potężny ciemnoskóry w rękach prostował statyw do kaema, który pokrzywił się w akcji. Orfis popił z manierki i skrzywił się niby z obrzydzenia, ale uśmiechnięty jak dzieciak- zakorkował i rzucił Tobie.
[Orfis]
-Częstuj się elfie, za tą wojaczkę na linach należy Ci się conajmniej beczka gorzały. Podwinął rękaw i wypluł część alkoholu na długą na całe przedramie ranę po czym najzwyczajniej w świecie sam chwycił igłę i nić łapiąc brzegi tkanki. -Daj też naszemu dzielnemu kulomiotowi, co prawda nie tak widowiskowo, ale też prawie sam zabił jedną z tych przeraz. Zdrowie prawdziwych wojowników!
[Jednooki]
Wziąłem z ręki orka manierkę. Upiłem z niej łyk, po czym oddałem Marloe. Wstąpienie do Legionu Imperialnego... wolne żarty.
- Nie jestem zainteresowany służbą w jakimś legionie. Wolę działać na własną rękę. – spojrzałem po rozmówcach. Nie było sensu dzielić się z nimi tym, co naprawdę uważałem o służbie.
- Beczka gorzały też mnie nie interesuje. Chcę jakąś chustę, pieniądze i odpowiedzi kapitana na moje pytanie.
[Orfis]
Spojrzeli po sobie i na raz ryknęli śmiechem- nie szyderczym, raczej serdecznym.
-Hardy z Ciebie osobnik elfie, nieco pokory by Cię nie zabiło, dobrze przynajmniej, że wiesz czego chcesz. Albo tak Ci się widzi- samemu wolniej zdobywa się wyżyny.
[Jednooki]
- Pokory mam tyle ile potrzeba. Ani za mało, ani za dużo. I jakoś nie przypominam sobie bym chciał kiedykolwiek zdobywać jakieś wyżyny. Na nizinach żyje mi się wystarczająco dobrze. – mój głos był pozbawiony wszelkich emocji. Był zimny. Niemal trupio zimny.
[Orfis]
- Dobra, dobra.. nie napinaj się tak- żaden z nas na siłę nie będzię Cię tam ciągnął, nie Janus? -uśmiech dosłownie spłynął z jego twarzy gdy napotkał lodowate spojrzenie Marloe’a.
[Marloe]
-Nie...-odparł krótko, groźnie, przekonująco.
 

Ostatnio edytowane przez majk : 13-02-2011 o 22:04.
majk jest offline