| Góry Tylonu- położone w centralnej części kontynentu pasmo ostrych szczytów, źródło rzeki tylońskiej, uchodzące za jeden z najsurowszych tego typu regionów Barsawii ze względu na skrajne amplitudy temperatur i niską zawartość tlenu- spowodowaną również zanieczyszczeniami przemysłowymi.
Wiadomo, że przed Krachem Tylon otoczał pierścień ludnych państewek i księstw, a same Góry uchodziły za "święte"- podobno wiele miejsc kultu różnorakiego pochodzenia mieściło się w niedostępnych górach, nie prowadzono jednak wydobycia surowców kopalnych. Podczas Długiej Nocy -złośliwa koniunkcja czy objaw chaosu- deszcz meteorytów spustoszył większość budowli wraz z zamieszkującymi je Dawcami, znacznie ucierpiały same Góry Tylonu. Naukowcy wiążą to zjawisko z dużymi pokładami orichalku i innych rzadkich rud w Tylonie lub bezpośrednią ofensywą horrorów i/lub Furii na bezpieczeństwo Dawców Imion tego ludnego i 'uświęconego' regionu.
Obecnie największe osiedla w samych górach to niewielkie ośrodki wydobywcze oparte na osadnictwie throalskim- zakładane najczęściej w okolicach kraterów lub na innych podstawach uważane za profitowe. Znane kolonie to: Anastopol (10 tys.), Brama Terran'a (3 tys.), Oriport (2,5 tys.). Znane miejsca kultu: Zakon Teheran, ruiny Świątyni Ponownego Nazwania, Lodowy Szpic. Walutą jest dukat throalski, obowiązują prawa imperialne egzekwowane przez Legion i Flotę Imperialną.
...atakujących odparto i choć plotki na temat ilości ofiar różniły się to nie ulegało wątpliwości, że straty były dotkliwe. Uszkodzenia kadłuba oszacowano na kilka godzin roboty, "na szczęście nie uszkodzono napędu, a jedynie panele". Teraz statek lewitował przycumowany do niższych partii skalnych ścian, na wyłączonych silnikach. Jedynie ciche bzyczenie zdradzało działające boczne panele kinetyczne. Wiatr ustał, a pochmurne niebo rozjasniło się, ciepłe promienie Solis koiły zmęczonych obroną Hekstusa Ósmego. Jakby same Pasje spoglądały na statek przenikając go ciepłem i miłosierdziem, nadzieją. Tych towarów na pokładzie barki zdecydowanie brakowało, choć może to popyt był tak duży. **Jonas Blake**
Na mostku panowała nerwówka i zamęt po udanej obronie statku. Kapitan Mirco Hackdirt stał plecami do Ciebie, twarzą do dziobu statku. Odziany w nieformalną marynarkę, skórzane spodnie, boso. Z szeroko uniesionymi łokciami energicznie obrócił ster trzykrotnie w lewo- za nim dostrzegałeś jak dziub statku przesuwa się w lewo... dokładnie 45 stopni w lewo. Nie miałeś miarki, ale prawie dałbyś sobie rękę uciąć, że tak. Szorstkim głosem zarządził obniżenie lotu i cumowanie w jednej ze szczelin pasma. Przy długiej na całą tylną ścianę szafie urządzeń skakali jak na węglisku dwaj adiutanci- co dziwne nie w hekstusiańskich uniformach, a imperialnych. Czarne, wiązane buciory do łydek i wpuszczone w nie popielate spodnie spięte klamrą-godłem Throalu. Identyczne kurtko-kamizelki z wysokimi kołnierzami i skryte pod krótkimi kapelusikami. Przed oczyma stanął ci obraz Mirco przyjmującego Cię na statek- w imperialnym, czarnym mundurze kapitana i popielatym kapeluszu z broszą. Twoja wiedza nie wystarcza by ją zidentyfikować, ale gdybyś miał dostęp do stosownej księgi… Omiatając zamyślonym spojrzeniem mostek spostrzegłeś kolejną zagadkę, nawet dwie- po dwóch stronach pomieszczenia dwaj dżentelmeni we frakach starali się nie przeszkadzać i jednocześnie pozostać blisko centrum władzy. Cieńkie, strzyżone wąsy i ulizane na bok włosy- brakowało im jedynie meloników. Słowa, które kapitan Mirco wypowiedział wtedy w dokach nagle zyskały nieco ironicznego wydźwięku- wątpliwe by trzech oficerów marynarki throalskiej podróżowało -prawie- nieuzbrojoną barką handlową. Coś tu nie grało, ale w tym momencie wyłowiłeś patrzące na Ciebie z zaciekawieniem oczy młodego dowódcy.
[Jonas]
Obserwacja funkcjonowania mostka jako takiego w sytuacji wymagającej szybkiego, a jednocześnie dokładnego i maksymalnie nieomylnego działania była ciekawym doświadczeniem, choć niewątpliwie czułem się jak conajmniej siódme koło u wozu. Zastanawiającą była zarówno ilość jak i jakość oficerów marynarki obecnych na statku. Pewne rzeczy nie pasowały. Mozliwości jak zwykle było kilka począwszy od zesłania za niesubordynację - co raczej nie wchodziło w rachubę, bo Micro był zbyt zrelaksowanym facetem i zbyt obnosił się przed odlotem ze swoim imperialnym mundurem... Drugą stroną medalu było oczywiście to, że badziewna barka, na którą nikt nie postawiłby złamanego grosza w rzeczywistosći przewoziła coś na tyle wartościowego i/lub ważnego, że do jej dowodzenia przydzielono najlepszych ludzi... Ta teza znacznie bardziej trzymała się faktów. Skoro doszło do jakiegoś ataku, najwidoczniej dobrze przygotowanego i sprawnie przeprowadzonego, to użyte siły i środki były niewspółmierne do tego co można było osiągnąć po zrabowaniu "zwykłej" barki handlowej.
[Mirco]
-Potrzebuję Twojej pomocy na pokładzie Jonas, nie przyjmuję odmowy. -rzucił krótko i ostro, nawet Ty nie śmiałeś protestować, wyszliście na zewnątrz.
[Jonas]
Skinąłem głową. Niezależnie czy była to prawda, czy grzeczność - sytuacja dawała mi możliwość przyjrzenia się wszystkiemu bliżej. Zarówno samemu statkowi, jak i jego załodze. Kolejny klocek układanki zaskoczył na miejsce - niewielu ludzi potrafiło autorytatywnie powiedzieć mi co mam robić...
Nie wiedziałem do czego mogę być przydatny, ale każda pomoc wydawała się wskazaną...
(…)
Gdy się zorientowałeś było już za późno- obaj staliście przy położonym na stole młodym majtku. Mirco pochylał się nad nim, przykładał dłoń do rany, a kula sama wyskakiwała z rany. Plask. Wylądowała na trzymanej przez Ciebie metalowej tacce.
[Mirco]
-[i]To już ostatnia. A więc, odnośnie Twojego pytania: jedynym magicznym elementem jest sam pulpit- on obrazuje obiekty w zasięgu radaru. Sygnał jednak jest rejestrowany przez urządzenie zwane sonarem, który wysyła niesłyszalne dla Dawców dźwięki i wychwytuje ich odbite echos na tej podstawie tworząc obraz przestrzeni dookoła statku. Co ciekawe vizaremowie w jakiś sposób uniknęli echolokacji… myślę, że to ma związek ze stworzeniami których dosiadali. Znam jednego takiego, co się interesuje zwierzętami w Anastopolu.. chyba, że Ty też.. jesteś biegły.. w biologii? Najwyraźniej miał w poważaniu nauki biologiczne, ale nie chciał urazić 'dobrze wyedukowanych'- Jak się trzymacie Fannel? -zwrócił się do innego, znacznie bardziej uszkodzonego. Ten tylko jęknął w odpowiedzi.
Nogi elfa zmiażdzyła jedna ze skrzyń, gdy pokład przechylili wizaremowie, przez co miał cztery złamane kości i pęknięte biodro.
[Mirco]
-Podaj mi tą strzykawę z białą cieczą w środku -poprosił wskazując apteczkę.
Długa igła pięć razy przekłuwała skórę marynarza, za każdym razem tuż przy złamaniu, pod odpowiednim do kośćca kątem- cylinder był duży, ale cały poszedł na Fannel'a. Mirco szybko odłożył strzykawkę i w skupieniu trzymał dłonie w miejscach nakłuć. Sam nie byłeś już pewien co o nim sądzić: wojskowy, człowiek, kapitan barki, uzdrowiciel conajmniej 2-giego stopnia zważywszy to z jaką łatwością zgrzewa kości nieboraka- a znacie się ledwie dobę...
**Jednooki**
[Orfis]
-Nie przesadzam, tylko taką ilością naboi podwoiłeś wagę tego bydlaka! Nie słyszałeś jak pierdolnął o skały? Echo niosło się przez.. no conajmniej pół tarczy… - Orfis najwyraźniej nie za bardzo znał się na zegarach, wręcz oględnie, ale też nie kandydował do miana zegarmistrza.
Niski jak na orka Orfis siedział z Tobą i Marloe'm na podłużnej skrzyni przy schodach na mostek- Ci dwaj znali się dobrze. Ork z dumą pokazał Ci tatuaż na klacie -trupia czaszka osadzona na odwróconym toporze mogła z powodzeniem straszyć niegrzeczne bachory. Marloe, mniej chętnie, pokazał swój- podwinął rękaw pokazując biceps wielkości arbuza i dyniowaty bark. Na napiętych pręgach ten sam symbol.
[Orfis]
-Fort Peragian chłopie, Legion Imperialny, to jest to sito, które oddziela prawdziwych twardzieli od reszty pozerów i groszołapów. Nie dowiesz się na ile Cię stać póki nie odsłużysz swojego w Legionie, potem poradzisz sobie w najgorszym szambie uzbrojony w cynową łyżkę. Eeech.., czasem żałuję, że nas wyjebali… Ale Ciebie nie ma w rejestrze, umiesz walczyć to na pewno dadzą zarobić, a i szkolą kadeta- w Anastopolu jest nawet fort… eeyyymm..
[Marloe]
-…fort Arsen. -dokończył za niego Marloe
Potężny ciemnoskóry w rękach prostował statyw do kaema, który pokrzywił się w akcji. Orfis popił z manierki i skrzywił się niby z obrzydzenia, ale uśmiechnięty jak dzieciak- zakorkował i rzucił Tobie.
[Orfis]
-Częstuj się elfie, za tą wojaczkę na linach należy Ci się conajmniej beczka gorzały. Podwinął rękaw i wypluł część alkoholu na długą na całe przedramie ranę po czym najzwyczajniej w świecie sam chwycił igłę i nić łapiąc brzegi tkanki. -Daj też naszemu dzielnemu kulomiotowi, co prawda nie tak widowiskowo, ale też prawie sam zabił jedną z tych przeraz. Zdrowie prawdziwych wojowników!
[Jednooki]
Wziąłem z ręki orka manierkę. Upiłem z niej łyk, po czym oddałem Marloe. Wstąpienie do Legionu Imperialnego... wolne żarty.
- Nie jestem zainteresowany służbą w jakimś legionie. Wolę działać na własną rękę. – spojrzałem po rozmówcach. Nie było sensu dzielić się z nimi tym, co naprawdę uważałem o służbie.
- Beczka gorzały też mnie nie interesuje. Chcę jakąś chustę, pieniądze i odpowiedzi kapitana na moje pytanie.
[Orfis]
Spojrzeli po sobie i na raz ryknęli śmiechem- nie szyderczym, raczej serdecznym.
-Hardy z Ciebie osobnik elfie, nieco pokory by Cię nie zabiło, dobrze przynajmniej, że wiesz czego chcesz. Albo tak Ci się widzi- samemu wolniej zdobywa się wyżyny.
[Jednooki] - Pokory mam tyle ile potrzeba. Ani za mało, ani za dużo. I jakoś nie przypominam sobie bym chciał kiedykolwiek zdobywać jakieś wyżyny. Na nizinach żyje mi się wystarczająco dobrze. – mój głos był pozbawiony wszelkich emocji. Był zimny. Niemal trupio zimny.
[Orfis]
- Dobra, dobra.. nie napinaj się tak- żaden z nas na siłę nie będzię Cię tam ciągnął, nie Janus? -uśmiech dosłownie spłynął z jego twarzy gdy napotkał lodowate spojrzenie Marloe’a.
[Marloe]
-Nie...-odparł krótko, groźnie, przekonująco.
Ostatnio edytowane przez majk : 13-02-2011 o 22:04.
|