Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2011, 22:51   #38
Araks3
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
A więc dowodzenie przejmie złotowłosy porucznik. Nie wątpił w jego umiejętności dowódcze, czy też skuteczność w boju, gdyż tym elementem musiał wykazać się już znacznie wcześniej. Lady nie ściągnęła byle kogo na pokład Vittori. Skoro stwierdziła, że będzie nadawał się do rozkazywania - widocznie tak musiało być w rzeczywistości. Nie będzie miał jednak żadnych wewnętrznych problemów z podporządkowaniem się jego rozkazom, wszak nie ma niczego gorszego od bezrozumnego chaosu w szeregach oddziału. W głębi ducha nie zazdrościł mu jednak prowadzenia takiego gabinetu indywiduów, w którym każdy z nich będzie miał odmienne zdanie. Z pewnością będzie to trudny test dla jego charakteru i umiejętności.
Chwilę potem przyszedł czas na kolejny z serii monologów kapłana maszyn, bo w sumie trudno było do niego coś dopowiedzieć, a i żal przerywać. Przynajmniej wesoło oglądało się rozgrywki Inkwizytorki i kapłana maszyn, którego największym marzeniem było chyba zostanie sam na sam z Inkwizytorką i poddanie jej ciała szeregom ważnych testów, jeśli dałoby się to tak eufemistycznie określić.
- Krucza Gwardia jest nieliczna... mój zakon będzie wdzięczny, jeśli powróci do niego geneziarno każdego z poległych. Możesz przygotować urządzenia. - Stwierdził ze spokojem, podnosząc się ze swojego miejsca. Odprawę mogli uznać za zakończoną, chyba że któryś z nich chciał się popisać jeszcze szczególnym zainteresowaniem celami misji, bądź też jak w przypadku kapłana maszyn wdziękami lady Inkwizytor. Nie mylił się też on w kwestii podejścia Marines do tych szczególnie interesujących ludzkich spraw. Mając dwanaście lat z pewnością trudno uganiać się z dziewczynami, zważywszy na to, że i przed próbami czasu jest wyjątkowo mało. Późniejsze życie w zakonie również nie sprzyja zawieraniu romansów, czy też miłosnym wyznaniom. Nie taki był cel ich istnienia. Byli dumnymi synami Imperatora walczącymi za jego chwałę, a nie rozrywkowymi plejasami, czy też szczęśliwymi tatusiami.
Zmierzając do swojego pokoju nucił pod nosem pochwalną pieśń czynów Corax`a, kiedy w końcu stalowe drzwi ustąpiły pod pchnięciem silnej dłoni Astartes. Pokój urządzony był oczywiście w spartańskim stylu. Łóżko, stolik z kartami papieru i czymś do pisania, a także solidny uchwyt obejmujący rękojeść piłomiecza. Prezent od zakonu, którego pochodzenie datowane jest na czasy Herezji. Podobno pobłogosławiony przez samego Imperatora. Niezwykła rzecz, jednakże kto powiedział, iż zakon nie dbał o swoich podopiecznych? Marcus usiadł na brzegu łóżka rozmyślając jeszcze nad ostatnimi wydarzeniami, po czym zajął się kalibrowaniem i ostatnimi poprawkami swego pancerza. Zuepłnie nieświadomy tego co miało się właśnie wydarzyć zza chwilę.


****

- Uch... cholera jasna. - Zaklął cicho pod nosem spoglądając na obraz katastrofy. W jego nozdrza niemal natychmiastowo uderzył zapach gnijących roślin, wilgoci i krwi. Wyczuwał jednak ten charakterystyczny zapach ludzi z oddziału. Woń stalowej maski psionika i mechanizmów kapłana maszyn. Ostry, przesiąknięty mrozem zapach Wilka. Miał nadzieję, że i im udało się to wszystko przeżyć. Podnosił się już miejsca, kiedy nagle w jego prawym ramieniu odezwał się kujący ból. Metalowa rura musiała przebić się przez płyty pancerza, by następnie trafić w ramię przygwożdżając go tym samym do ziemi. Marcus nie bał się bólu. Prawdę mówiąc był bardziej zmartwiony chwilową utratą sprawności bojowej prawego ramienia oraz uszkodzeniem zbroi, niż całego wypadku i myślą, że zawsze mogło być gorzej. Lewa dłoń zacisnęła się mocno na metalowej rurce, by po chwili zacisnął zęby i jednym płynnym ruchem wyciągnął tkwiący w nim przedmiot. Dźwignął się szybko na równe nogi, wywołując tym samym krótkie i bolesne zawycie serwomechanizmów. No tak, teraz brakowało im jeszcze tego aby stracili dowódcę, bądź po wystrzeliwali się nawzajem.
- Niezbyt dobry początek dowodzenia. - Rzucił ironicznie do Simona znajdując się obok nich, by po chwili w jego lewej sprawnej dłoni znalazł się poczciwy pistolet bolterowy. Miecz przerzucił przez plecy, co by chwilowo nie przeszkadzał mu w walce. Chełmu nie mógł jednak znaleźć za cholerę.
- Brat Marcus żywy i gotowy do walki. Zawołał w odpowiedzi na krzyki Wilka i pozostałych. Znowóż brat kierował broń przeciwko swojemu bratu? Dostrzegł tylko smugi granatu dymnego, kiedy puścił się biegiem do przodu, byle tylko bliżej serca całej tej pokręconej sytuacji.

- Jak to uciekł? Jaki heretyk? Co tu się w ogóle kurwa dzieje? - Zapytał w pierwszym napływie ogłupiających informacji kierując lufę bolteru w kierunku drzew, za którymi zniknął jakiś heretyk.
- Revan? Masz na myśli Revana? - Zapytał po chwili, spoglądając to raz na psionika to na kosmicznego wilka w nadziei, że któryś z nich wytłumaczy mu całą sytuację.
- Zaprzeczam. Powinniśmy zostać tutaj, zebrać ekwipunek, nawiązać łączność i zając się rannymi. Pościg w nieznanym terenie, za wyszkolonym snajperem to misja wyjątkowo trudna. W tym terenie będzie miał nas jak na dłoni, tutaj możemy znaleźć ochronę we wraku. Potrzebujemy też dobrego miejsca zanim nadejdzie noc, a jeśli my nie potrzebujemy odpoczynku to z pewnością innym przyda się na pewno. Jeśli chcesz możemy sformować małą grupę, która ruszy w pościg, jednakże rozdzielanie się w miejscu takim jak te nie należy do najmądrzejszych rzeczy. Zresztą... wszystko zależy od dowódcy. - Dokończył, rozglądając się dookoła.
 
Araks3 jest offline