Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2011, 21:43   #31
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Kaus z rozbawieniem ale i niedowierzaniem przyjął słowa nadobnej Inkwizytor. Bez dowódcy?? “Głos większości”??!! To nie mieściło się w głowie, nawet tak wielkiej jak jego! Rychło jednak niepewność ustąpiła miejsca przewrotności starego gangera. Spodobało mu się to! Ach, ileż możliwości, odcieni, obietnic kryły w sobie te słowa!

Z zapałem dobrał się do map satelitarnych, choć raz wypuszczając cycuszki panny Octavii z okowów swej wyobraźni. Zachodził w głowę co też sprawiło że tak odległą lokację wybrano na miejsce zrzutu i założenie nowej bazy. Dla przyspieszenia ponownie podpiął moduł logiczny i przeszukał mapy pod kątem stabilności gruntu, położenia na wyżynie, możliwości łatwego zorganizowania obrony, odkrycia terenu, czegokolwiek innego co instynkt by mu podpowiedział. Zaraz odkrył powód - co prawda nie było wiadomo czy starej bazy broniły baterie przeciwlotnicze krótkiego zasięgu (co też mogło mieć wpływ), ale grzebanie w promieniu pięćdziesięciu klików od niej wykazało że jest to najlepsze potencjalne miejsce. Przerzedzone jeśli chodziło o lasy i w sporej odległości od terenów bagiennych. Szacunek Kausa dla Inkwizytor (lub jego taktyka) wzrósł.

W skrytości ducha jakaś część jego mózgu jęła się domysłów który z wybrańców Cecylii, pardon, Octavii, to taki kozak że temperatura niektórych części ciała pani Inkwizytor poszybowała pod niebiosa... jak mu jego sztuczne oczko podpowiadało. Oj, mało nóżkami nie przebierała. Co dodatkowo powiększało przyjemność Kausa z podglądactwa...
- Zaprosić cię na kolację połączoną ze śniadaniem - mruknął pod nosem słysząc tyradę Lady. Lubił takie gorące kocice skryte pod lodowatym pancerzem obojętności. Lód jest kruchy i nader efektownie pęka... A co mi tam, nie ma co czekać...
- Lady Inkwizytor Octavio Rivlain - zaintonował ponuro, z trudem kryjąc uciechę - w twych słowach wiele jest prawdy - faktycznie słudzy Boga-Maszyny - tu dłonie złożył w błogosławiony symbol zębatki - oddelegowali mnie do pomocy świętej Inkwizycji. By zacieśnić naszą współpracę po zakończeniu tej misji zaproszę cię na wspólny posiłek, ten konkretnie który zwiecie kolacją. W czasie gdy omawiać będziemy metody kooperacji nasze ciała przyjmą stosowną dozę protein, węglowodanów i tłuszczów.
Lady naprawdę długą chwilę wpatrywała się w Mistyka Maszyn zanim odpowiedziała opanowanym głosem:
- Powrót z tej misji będzie dobrą próbą twego charakteru, Techkapłanie i jeśli powrócisz pozwolę się zaprosić i sprawdzę jak mocno mogę … możemy zacisnąć więzi...
Czy tylko Debonair dostrzegł najlżejszy błysk w jej oku? Ukłonił się uprzejmie.
- Będzie to dla mnie zaszczyt, Lady Inkwizytor Octavio Rivlain - zadudnił. Obrócił się i popatrzył na psionika, od którego płynęła już taka fala zmiennych uczuć że czuł się niby otoczony przez baby. Przez chwilę zastanawiał się czy obandażowany inwalida przetrwa podróż przez dżunglę i doszedł do jedynie słusznego wniosku że …
- Dwadzieścia jeden procent plus minus piętnaście - podpowiedział pomocnie moduł logiczny. - Że przeżyje. Znaczy się, nie przeżyje.
Pokiwał głową. W razie czego zawsze będzie można go skonsumować. Kaus, dziecko hivu, wychował się na biomasie rosnącej na, hmmm, różnego rodzaju pożywkach. A że miał już okazję żreć schab z orka, to i udko z psionika przeżyje...
- Kiedy ruszamy? - zapytał Inkwizytor widząc że niektórzy zaczęli wiercić się w krzesełkach. Odpowiedź nie zdziwiła go zbytnio ani nie zmartwiła, ale wiedział że nie pośpi dziś długo.
- Adeptus Astartes - zaintonował następnie grobowym głosem - zostałem przeszkolony na świętym Świecie-Kuźni Marsie w zakresie obsługi Narthecium i Reduktora. Jeśli posiadacie w swych ciałach Geneziarno i życzeniem waszym jest by po waszej niechybnej śmierci - śmierci w chwalebnym boju, rzecz jasna - wróciło do waszych zakonów, rzeknijcie to teraz bym przygotował na czas te urządzenia...
Całe szczęście że Kausa twarz przesłaniał kaptur, bowiem widok min Marines był iście bezcenny. Cieszył się, bardzo się cieszył że w trakcie misji mieć będzie niedaleko Kosmicznych Wykidajłów. Raz że byli wyżsi od niego i znani jako zajadli i groźni wojownicy - co automatycznie przyciągało wrogi ogień do nich, a odsuwało od niego. Po drugie zaś - wybierani do zakonów byli w bardzo młodym wieku. Ćwiczeni od Kajtka w posługiwaniu się bronią, młodość spędzali w iście klasztornym rygorze, wciąż i wciąż podporządkowani jednemu nadrzędnemu celowi - wojnie w imię błogosławionego Imperatora. To zaś sprawiało że ta akurat trójka to była najpewniej prawdziwa…
- ...banda prawiczków... - rechotał Mistyk Maszyny Kaus “Golem” Debonair, zmierzając do swojej kwatery...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 11-02-2011, 22:36   #32
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ból. Ból to było pierwsze doznanie.

Nie chodziło jednak o fizyczny, ten nigdy nie mógł się równać z innymi zmysłami. Odczuwał to, zniekształcenie, i zaraz pożałować, że nie wyposażył się w inny zestaw ekwipunku.
Maska zdawała się niemal bezużyteczna, poza domyślną funkcją.

Wiedział jednak, jeszcze w czasie lotu, że będzie musiał to znieść i zniesie to. Wiele lat kształtował swoją wolę i nie ugnie się wobec takiej sytuacji.

Potem zaczęły się turbulencje, coś poszło nie tak. Słyszał różne wypowiedzi i z twarzy towarzyszy starał się odczytać, jaka może być ich sytuacja. Nie miał pojęcia, nie rozumiał, co się działo, do czego doszło, uznał to więc za przejściowe trudności. Dopiero gdy ktoś oklapł, a jemu nie starczyło nawet przytomności by określić kto to stwierdził, że coś poszło bardzo, ale to bardzo źle.

***

Sztorm wysoko na niebie. Takimi właśnie słowami mógł określić szarość. Z czymś mu się kojarzyła. Widział już takie niebo, choć podejrzewał, że jest to niepowiązane z sytuacją.
Ból nie ustępował, we wszystkich kończynach. Jeżeli chodzi o pulsowanie w głowie, nie mógł odróżnić. Poczuł wilgoć i deszcz i ranę na twarzy. Odruchowo podniósł dłoń i dotknął palcami oblicza, lecz tego jakby z ołowiu. Przypomniał sobie, w jakim jest stanie i z przestrachem pomyślał o swoich kościach i sobie samym. Uniósł głowę, otwartą dłoń uniósł do góry i spróbować przemyć krew na twarzy. Wzrokiem chłonął najbliższe otoczenie. Widział obok snajpera, żołnierza regularnego, naiwnego nieświadomego czym był Ordo Xenos, jak go zapamiętał... naiwnego ale godnego zaszczytu służby dla Inkwizycji. Półleżał oparty na ramieniu, zastanawiając się, czy dopiero nie czuje ramion i jak wygląda reszta, jeżeli chodzi o jego stan. Odmówił w duchu dziękczynną modlitwę za przetrwanie katastrofy.

Sprawdził wszystkie kończyny, ignorując ruchy reszty. Przykurczył nogi i powoli wstał, walcząc z bólem i tępym wrażeniem braku czucia. Jeszcze ostrożniej niż zwykle podreptał w stronę żołnierza. Zataczając się i z trudem powstrzymując upadek.

Zatrzymał się jednak nagle. Odczucie... doznanie... liście.
Nie...

-Nie ruszać się! Jeden krok i skurwiel, który to zrobi nawet się nie zorientuje kiedy zginie!

Mężczyzna był bardziej przytomny, niż się przed chwilą zdawał. Pozbieranie się zajęło ułamek sekundy. Już celował w stronę jego i hałasów czynionych zapewne przez innych, którymi się nie zainteresował.
Lindeo nieomal zapomniał języka w gębie. Znieruchomiał momentalnie, napinając wszystkie mięśnie, zastanawiając się nad opcjami unieszkodliwienia człowieka.

Słyszał kroki i słowa innych, między innymi polecenie identyfikacji, chyba od Wilka, sam nie wiedział, był zbyt skupiony na żołnierzu.

Tu Inkwizytor Mordolph. Nie wiem, co robicie, ale pierwszym co powinniście zrobić jest obrona okrężna. A teraz znieruchomiejcie zanim... ten lunatyk kogoś zastrzeli. zaszczepił wszystkim widzianym w okolicy bytom w Osnowie własną myśl wypowiadaną w niskim gotyckim, łącznie z żołnierzem, który zdawał się wziąć ich za wroga. Przynajmniej tak, dość naiwnie jak stwierdził, sądził sam psionik.

- To ja, sierżancie. Chciałem upewnić się, że przetrwałeś katastrofę. Opuść broń. - wychrypiał na głos. Bał się żołnierza tylko przez chwilę, był przekonany, że w tej chwili zorientuje się, że mierzy do Inkwizytora i uzna, że to niezbyt roztropny ruch. Jedynie miał nadzieję, że nie wywróci się z powodu bólu i konsternacji zanim ten tego nie zrobi.
 
-2- jest offline  
Stary 12-02-2011, 00:02   #33
 
Revan Jorgem's Avatar
 
Reputacja: 1 Revan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znanyRevan Jorgem wkrótce będzie znany
Płomienie powoli zanikały, jednak wojownik stojący przed nim był coraz bardziej wyraźny. Widział jego smukłą, nienaturalnie wysoką sylwetkę, odzianą w ciężki, niebieski pancerz oznaczony plugawymi symbolami pana przemian, Tzeentha i oznaczeniami legionu Wyznawców Nowego Ładu. W głowie usłyszał jakiś mroczny głos w nieznajomym języku, który jednak zrozumiał doskonale. Otoczyć go i zabić, głowa jest moja! Może mutant nie zorientował się że on też słyszy te słowa?
-To ja sierżancie- powiedział ten na przeciwko podchodząc w jego stronę- Patrzyłem jak umiera twój ojciec. Opuść broń albo skończysz jak on!
Trzeba było działać natychmiast. W głowie zaświtała mu pewna myśl. Powoli zniżał się ku ziemi, za sobą usłyszał jeszcze jakieś dwa głosy. Cały czas patrzył w oczy zbliżającego się powoli przeciwnika i położył broń na ziemi. Nie wstawał jeszcze. Spojrzał na bandolet przepasający go od lewego ramienia na pasie kończąc, jedna z kieszeni najwyraźniej się odpięła podczas katastrofy ale to akurat dobrze. Sięgnął do niej wyciągając granat, błyskawicznym ruchem odbezpieczył. Potoczył go na przeciwko prosto pod nogi tamtego i zanim nastąpiła eksplozja odpiął drugą kieszeń i rzucił do tyłu. BUM! pierwszy wybuch. BUM! Za jego plecami także zadziałał. Chwycił karabin i pobiegł ile miał tylko sił w nogach w kierunku gęstych drzew. Na granatach dymnych nigdy się nie zawiódł, a teraz najwyraźniej też się sprawdziły, gdyż za sobą usłyszał krztuszące się od kaszlu postacie. Biegł nie oglądając się za siebie i co chwila zmieniając kierunek ucieczki.
 
__________________
Gdy cię mają wieszać w ostatnim życzeniu poproś o szklankę wody, nigdy nie wiadomo co się stanie zanim ją przyniosą.
Revan Jorgem jest offline  
Stary 13-02-2011, 02:13   #34
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Poruczniku… Poruczniku… Poruczniku… Te słowa zapętlały się niemal w nieskończoność w głowie Simona. Powoli odzyskiwał świadomość. Migoczące mu przed oczami sceny. Dziwne chmury. Pikające kontrolki. Wirujące płomienie. Po dłuższej chwili odzyskał możliwość swobodnego myślenia. Co się stało? Gdzie ja jestem? Statek… Prowadził rozmowę sam ze sobą w myślach. Wypadek. Taaaak… Wypadek. To ostatnie, co pamiętam. Wszystko inne wydaje się takie odległe... Czy ja przeżyłem? Chyba tak. Mam nadzieję, że w zaświatach tak wszystko nie boli. Ja pierdolę… Moja głowa, to jest nie do zniesienia. Ale… Gdzie ja jestem? Misja… Towarzysze! Powoli zbierał z powrotem wszystkie informacje do kupy. Gdzie reszta? Czy oni żyją? Kurwa co się ze mną dzieje! Muszę się uspokoić...

Z wielkim trudem otworzył oczy. Próbował się poruszyć, jednak przy próbie podniesienia nogi poczuł jedynie wielki ból i miał wrażenie, jakby coś dociskało ją do podłoża. Powoli podniósł głowę i opuścił za chwilę opuścił ją zrezygnowany.

- No ja pierdolę… Oczywiście te drzwi musiały wylądować na mnie – Powiedział cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek w jego okolicy.

Z powrotem podniósł głowę i zbadał przedmiot, który chwilowo unieruchamiał go w tym miejscu. To musiały być drzwi do mostka. Ze zrezygnowaniem stwierdził, że były niestety zbyt masywne, aby dał radę uwolnić się samemu i będzie potrzebował pary rąk do pomocy.

- Jest tu ktoś? – Krzyknął słabo – Przydałaby się mi drobna pomoc z tym żelastwem… Niestety muszę przyznać, że skutecznie krępuje ono moje ruchy i raczej nie zajdę daleko wciąż mając je na nodze...
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 13-02-2011, 14:42   #35
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Ostatnie co pamiętał to to że miał ochotę poznajomić się przy święconce z Kosmicznym Wilkiem. Fakt, Ragnar najpewniej był prawiczkiem, ale przynajmniej wyglądał na takiego co to za kołnierz nie wylewa, i właśnie kolebał się do niego gdy...

Czarno. Potem trochę światła...

Przez chwilę miał wrażenie że jakiemuś dowcipnisiowi przyszło do głowy majtać jego ramieniem, rozzłoszczony potrząsnął głową - był to zły pomysł z dwóch powodów. Pierwszy to to że bioniczna kończyna była modelem montowanym w egzemplarzach Skitarii Praetorian, wykonanym z adamandytu i ceramitu, przeznaczonym do wytrzymywania niewiarygodnych wręcz uszkodzeń, po drugie - w uznaniu żartu wyrwałby wesołkowi nogi z tyłka i wsadziłby mu je w dupę!!! Brak logiki tego stwierdzenia jakoś nigdy go nie zniechęcał do jego wypróbowania.


Na szczęście po otwarciu oczu i zrestartowaniu systemów pancerza dziwne wrażenie okazało się fałszywe i Debonair bez problemów podniósł obolałe dupsko. Rozkładające się zza pleców na podobieństwo szczypiec modliszki mechadendryty bardzo się przydały w tym zbożnym dziele. Coś mu tam mocno dzwoniło pod czaszką i szybciutko musiał zdjąć hełm by nie zarzygać go sobie, ale ulżył sobie wypuszczając z pyska rzadką zupkę a Medpak wbił mu w żyły kilka centymetrów sześciennych jakichś wzmacniających świństw. Po paru łykach święconki mógł z całą stanowczością potwierdzić że nie ma najmniejszej ochoty oddawać się w czułe objęcia Omnisjasza. Kogoś innego mógł oczywiście złożyć w ofierze … to znaczy, ukrócić jego cierpienia, ale sam był jak najbardziej żywy. Chłoszczący deszcz również pomógł. Włączył powtórnie jeden z bezpieczników pancerza - najwidoczniej doszło do jakiegoś przebicia - i przetestował sprzęt.



Udało mu się zebrać myśli do kupy i skupić wzrok - o tyle o ile. Nie wiedział co się dzieje, a pokrzykiwania dały znać że problemy się nie skończyły. Jakieś słabe acz elokwentne nawoływania sprawiły że zadudnił butami po pokładzie statku. Aż skrzywił się pod komunikatem psionika, obiecując sobie w stosownym czasie wsadzić Inkwizytorowi meltę między poślady za takie numery. Zaraz jednak zapomniał o miłych perspektywach. - Tylko jakiegoś szajbusa brakowało...
Włączył nadawanie.
- Tu Kaus Debonair! Meldować co się dzieje! - ryknął - Ktoś nas atakuje?!

Nachylił się nad porucznikiem, prezentując mokrą twarz, wyglądającą zza góry adamandytu i ceramitu niczym pomidor na trumnie.
- Trzymaj się.
Stanął stabilnie blisko krawędzi, przesunął mechadendryty do dołu i w przód, tworząc podnośnik. Chwycił nimi krawędź drzwi, zgiął nogi, zablokował korpus i podźwignął się, a serwomechanizmy zawyły. Nie silił się na jakieś dramatyczne odrzucanie płyty - gdy tylko oswobodził nogi Simona chwycił go obiema rękami i powoli, ostrożnie wyciągnął spod drzwi.
- Coś z ekwipunku zostało pod spodem? - zapytał, a widząc przeczenie puścił właz. Podniósł porucznika i nie siląc się na delikatność chwycił go za twarz, zajrzał w źrenice, czy nie rozszerzone, sprawdził temperaturę, obmacał nogę Simona. W porządku.
- Poruczniku, proszę nawiązać ze wszystkimi łączność! Musimy wiedzieć co się dzieje! - ryknął nakładając już hełm i zmierzając do wyjścia niczym
Land Raider z rozwścieczonym Duchem Maszyny na pokładzie. Wybuch granatu przyspieszył jego ruchy. Dzień Golema kiepsko się zaczął. Sięgając po bolter i meltę miał niekłamaną chęć odstrzelić komuś dupę...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 13-02-2011, 17:43   #36
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Ragnar nagle usłyszał wybuch. Albo nic nie widział. Tak czy inaczej zrozumiał co się stało. Zwiadowca wcale nie widział kogoś w dżungli - widział ich, był heretykiem! Postanowił uderzyć. Ragnar zrobił kilka kroków w przód i nacisnął spust od ciężkiego boltera, w kierunku w którym uciekał uprzednio tamten młodzieniec.

Kolejne pociski wylatywały z lufy i po kolej leciały przed siebie, grzecznie wysyłane przez tę armatę, zwaną ciężkim bolterem. Rozrzutem broni się nie przejmował. O to chodziło, pozwolił, był lekki rozrzut. Huk mieszał się z dźwiękiem łamanych gałęzi, kolejne pociski dziurawiły liście. Nie wiedział czy trafił, czy nie bo to było w tej chwili najmniej ważne. Łuski sypały się, odbijając kolejno od metalowych części, rozbłysk broni konkurował z jasnością dopalającego się ognia. W pewnym momencie Wilk przestał strzelać.

-Heretyk uciekł w tamtą stronę. Sugeruję pościg zanim nam ucieknie, zaszyje się i będzie próbować nas eliminować. - rzekł to do kapłana maszyn. - W jakim stanie są inni?

Ragnar nauczył się jednej rzeczy - szybki szturm był rzeczą najlepszą jaką można zastosować. Szczególnie, kiedy posiada się przewagę nad przeciwnikiem. Jeszcze ją posiada. To było jednak kwestią czasu, nim ten cały heretyk zacznie nękać oddział.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.
one_worm jest offline  
Stary 13-02-2011, 22:20   #37
 
Potwór's Avatar
 
Reputacja: 1 Potwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłośćPotwór ma wspaniałą przyszłość
Zuriel stał w korytarzu przed hangarem z lądownikami. W milczeniu wpatrywał się w przedstawiający aquillę medalion który znalazł go dosłownie przed chwilą gdy sięgał do kieszeni po paczkę lho-sticków. Przez chwilę zamyślony kręcił złotym łańcuszkiem na którym był zawieszony, obserwując odbłyski świateł korytarza na obracających się pomału skrzydłach orła.

-Co z tobą zrobić?- Szepnął sam do siebie.

Lata służby w Adeptus Arbites ukorzeniły w nim silną, graniczącą z paranoją, podejrzliwość. Złapał w palce orzełka i opuszkiem kciuka przejechał powoli po wszystkich krawędziach medaliku. Co to może być? Pamiątka? Ochronny amulet? Być może pluskwa bądź nadajnik?

Po chwili wahania zawiesił sobie łańcuszek na szyi i schował go pod pancerzem, czymkolwiek nie był ten przedmiot, wierzył że otrzymał go nie bez przyczyny.

Przez cały czas podróży przez eter Zuriel odczuwał mdłości na które pomagała jedynie nieznacznie metoda przekazana mu przez Quarla Klightusa. Przyjaciela jeszcze z Ambulona, miejsca z którego pochodził. Jakby to było wczoraj pamiętał jak pochorował się podczas lotu z Ambulona do Scintilli, ledwo był w stanie chodzić, a przerażeniem napawała go myśl że nie zda testów i nie dostanie się do Adeptus Arbites. Że zmuszony będzie wrócić do życia jako pozbawiony perspektyw na przyszłość bezimienny numer przy prasie do łusek w manufactorum. Wtedy zmusił się do metody Quarla – niewielkich dawek podłego amasecu i taniego tytoniu – wpierw myślał że towarzysz robi sobie z niego żarty, być może ma nadzieję że desperacka próba Zuriela pozbawi go jednego z konkurentów w Arbires. Na szczęście mylił się i Haxtes leczył się tą metodą skutecznie już od ponad trzech dziesięcioleci.

Gdy tylko statek wyszedł z warpa Zuriel poczuł że targające jednostką wstrząsy nie należą do normalnych. Podczas gdy syreny wyły na alarm on pędził do kapsuły ratunkowej, miał zamiar dobiec do jednego z foteli i przypiąć się do niego pasami ale nie zdążył. Nagły wstrząs zbił go z nóg, a uderzenie potylicą o ścianę korytarza pozbawiło go przytomności.

Tępy ból czaszki sprawił że ponownie się obudził, z przerażeniem leżał na podłodze i wpatrywał się w sufit. Nie mógł ruszać ciałem, całą swoją wolę skupił na palcach lewej ręki starając się je zgiąć. –Imperatorze, spraw aby to z szoku- wyszeptał i faktycznie, chwilę później po jego ciele rozlała się fala ciepła. Powoli, rozkoszując się możliwością ruchu wstał. Chwiejnym krokiem ruszył w stronę wyrwy w burcie lądownika co rusz potykając się i przytrzymując poprzewracanego osprzętu statku. Przystanął na chwilę gdy znalazł torbę ze swoim ekwipunkiem, trzęsącymi się dłońmi rozsznurował worek i wysypał jego zawartość na podłogę –Jest!- znalazł to czego szukał, niewielki srebrny pojemnik zawierający kilka dawek stymulantów bojowych oraz strzykawkę pneumatyczną. Przeklął głośno gdy jeden ze szklanych pojemniczków upadł na ziemię, ostrożnie podniósł go i zamontował w podajniku. Następnie przystawił jego igłę do własnego karku i nacisnął spust. Zacisnął zęby z bólu gdy gruba igła wbiła się głęboko w skórę, a po chwili substancja zaczęła działać pompując do krwioobiegu substancje chemiczne zwiększające produkcję adrenaliny oraz silne środki przeciwbólowe. Wiedząc że ma niewiele czasu zanim środek przestanie działać, już pewnymi ruchami , zaczął pospiesznie nakładać na siebie ekwipunek i ruszył w poszukiwanie reszty oddziału.

Słysząc wybuchy granatów, a następnie długą serię z ciężkiego boltera Zuriel ponownie rzucił się na ziemię. Szybko doczołgał się do dziury w burcie i wyjrzał ostrożnie na zewnątrz. W kłębach dymu stał Ragnar strzelając w bliżej niezidentyfikowanym kierunku.

---
Chwilę po obu wybuchach i pojawieniu się kłębów przesłaniającego dwie oddalone od miejsca katastrofy sylwetki dymu, Zuriel usłyszał w swoim umyśle głos drugiego z inkwizytorów raz jeszcze.

Inkwizytorze Haxtes. Wykryłem działanie wrogiego psionika atakującego umysły grupy. Astartes i techkapłan są odporni i wiem, że musiałeś przejść identyczne mentalne przeszkolenie. Unieszkodliw porucznika Albriechta, zanim...

Kontakt się urwał wraz ze strumieniem pocisków, który Ragnar posłał w obłoki dymu.
---

Zuriel poczuł na całym ciele ciarki gdy w myślach usłyszał mentalny przekaz od Mrdolpha. Ponownie wstał i pobiegł w kierunku mostka, w kabinie pilotów ponownie poczuł mdłości. Starając nie patrzyć się na zwłoki sięgnął po mikrofon Voxa i zaczął nadawać.

-Vittoria, Vittoria! Słyszycie nas? Tu Zuriel Haxtes. Lądownik rozbity, powtarzam lądownik rozbity. Będziemy potrzebowali alternatywnej metody ewakuacji z planety. Co z zadaniem?
 
Potwór jest offline  
Stary 13-02-2011, 22:51   #38
 
Araks3's Avatar
 
Reputacja: 1 Araks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie cośAraks3 ma w sobie coś
A więc dowodzenie przejmie złotowłosy porucznik. Nie wątpił w jego umiejętności dowódcze, czy też skuteczność w boju, gdyż tym elementem musiał wykazać się już znacznie wcześniej. Lady nie ściągnęła byle kogo na pokład Vittori. Skoro stwierdziła, że będzie nadawał się do rozkazywania - widocznie tak musiało być w rzeczywistości. Nie będzie miał jednak żadnych wewnętrznych problemów z podporządkowaniem się jego rozkazom, wszak nie ma niczego gorszego od bezrozumnego chaosu w szeregach oddziału. W głębi ducha nie zazdrościł mu jednak prowadzenia takiego gabinetu indywiduów, w którym każdy z nich będzie miał odmienne zdanie. Z pewnością będzie to trudny test dla jego charakteru i umiejętności.
Chwilę potem przyszedł czas na kolejny z serii monologów kapłana maszyn, bo w sumie trudno było do niego coś dopowiedzieć, a i żal przerywać. Przynajmniej wesoło oglądało się rozgrywki Inkwizytorki i kapłana maszyn, którego największym marzeniem było chyba zostanie sam na sam z Inkwizytorką i poddanie jej ciała szeregom ważnych testów, jeśli dałoby się to tak eufemistycznie określić.
- Krucza Gwardia jest nieliczna... mój zakon będzie wdzięczny, jeśli powróci do niego geneziarno każdego z poległych. Możesz przygotować urządzenia. - Stwierdził ze spokojem, podnosząc się ze swojego miejsca. Odprawę mogli uznać za zakończoną, chyba że któryś z nich chciał się popisać jeszcze szczególnym zainteresowaniem celami misji, bądź też jak w przypadku kapłana maszyn wdziękami lady Inkwizytor. Nie mylił się też on w kwestii podejścia Marines do tych szczególnie interesujących ludzkich spraw. Mając dwanaście lat z pewnością trudno uganiać się z dziewczynami, zważywszy na to, że i przed próbami czasu jest wyjątkowo mało. Późniejsze życie w zakonie również nie sprzyja zawieraniu romansów, czy też miłosnym wyznaniom. Nie taki był cel ich istnienia. Byli dumnymi synami Imperatora walczącymi za jego chwałę, a nie rozrywkowymi plejasami, czy też szczęśliwymi tatusiami.
Zmierzając do swojego pokoju nucił pod nosem pochwalną pieśń czynów Corax`a, kiedy w końcu stalowe drzwi ustąpiły pod pchnięciem silnej dłoni Astartes. Pokój urządzony był oczywiście w spartańskim stylu. Łóżko, stolik z kartami papieru i czymś do pisania, a także solidny uchwyt obejmujący rękojeść piłomiecza. Prezent od zakonu, którego pochodzenie datowane jest na czasy Herezji. Podobno pobłogosławiony przez samego Imperatora. Niezwykła rzecz, jednakże kto powiedział, iż zakon nie dbał o swoich podopiecznych? Marcus usiadł na brzegu łóżka rozmyślając jeszcze nad ostatnimi wydarzeniami, po czym zajął się kalibrowaniem i ostatnimi poprawkami swego pancerza. Zuepłnie nieświadomy tego co miało się właśnie wydarzyć zza chwilę.


****

- Uch... cholera jasna. - Zaklął cicho pod nosem spoglądając na obraz katastrofy. W jego nozdrza niemal natychmiastowo uderzył zapach gnijących roślin, wilgoci i krwi. Wyczuwał jednak ten charakterystyczny zapach ludzi z oddziału. Woń stalowej maski psionika i mechanizmów kapłana maszyn. Ostry, przesiąknięty mrozem zapach Wilka. Miał nadzieję, że i im udało się to wszystko przeżyć. Podnosił się już miejsca, kiedy nagle w jego prawym ramieniu odezwał się kujący ból. Metalowa rura musiała przebić się przez płyty pancerza, by następnie trafić w ramię przygwożdżając go tym samym do ziemi. Marcus nie bał się bólu. Prawdę mówiąc był bardziej zmartwiony chwilową utratą sprawności bojowej prawego ramienia oraz uszkodzeniem zbroi, niż całego wypadku i myślą, że zawsze mogło być gorzej. Lewa dłoń zacisnęła się mocno na metalowej rurce, by po chwili zacisnął zęby i jednym płynnym ruchem wyciągnął tkwiący w nim przedmiot. Dźwignął się szybko na równe nogi, wywołując tym samym krótkie i bolesne zawycie serwomechanizmów. No tak, teraz brakowało im jeszcze tego aby stracili dowódcę, bądź po wystrzeliwali się nawzajem.
- Niezbyt dobry początek dowodzenia. - Rzucił ironicznie do Simona znajdując się obok nich, by po chwili w jego lewej sprawnej dłoni znalazł się poczciwy pistolet bolterowy. Miecz przerzucił przez plecy, co by chwilowo nie przeszkadzał mu w walce. Chełmu nie mógł jednak znaleźć za cholerę.
- Brat Marcus żywy i gotowy do walki. Zawołał w odpowiedzi na krzyki Wilka i pozostałych. Znowóż brat kierował broń przeciwko swojemu bratu? Dostrzegł tylko smugi granatu dymnego, kiedy puścił się biegiem do przodu, byle tylko bliżej serca całej tej pokręconej sytuacji.

- Jak to uciekł? Jaki heretyk? Co tu się w ogóle kurwa dzieje? - Zapytał w pierwszym napływie ogłupiających informacji kierując lufę bolteru w kierunku drzew, za którymi zniknął jakiś heretyk.
- Revan? Masz na myśli Revana? - Zapytał po chwili, spoglądając to raz na psionika to na kosmicznego wilka w nadziei, że któryś z nich wytłumaczy mu całą sytuację.
- Zaprzeczam. Powinniśmy zostać tutaj, zebrać ekwipunek, nawiązać łączność i zając się rannymi. Pościg w nieznanym terenie, za wyszkolonym snajperem to misja wyjątkowo trudna. W tym terenie będzie miał nas jak na dłoni, tutaj możemy znaleźć ochronę we wraku. Potrzebujemy też dobrego miejsca zanim nadejdzie noc, a jeśli my nie potrzebujemy odpoczynku to z pewnością innym przyda się na pewno. Jeśli chcesz możemy sformować małą grupę, która ruszy w pościg, jednakże rozdzielanie się w miejscu takim jak te nie należy do najmądrzejszych rzeczy. Zresztą... wszystko zależy od dowódcy. - Dokończył, rozglądając się dookoła.
 
Araks3 jest offline  
Stary 14-02-2011, 01:39   #39
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
- Dzięki... - Zdołał tylko wydusić z siebie, gdy Debonair zdołał uwolnić go spod nieco ciążących mu drzwi. Już dawno zdołał dojść do siebie bo wypadku i teraz starał się obiektywnie spojrzeć na całą sytuację.

- W porządku - Usłyszał jeszcze od swojego towarzysza, gdy tamten zbadał mu nogę. Rzeczywiście. Simon czuł, że nie jest złamana, ale mimo wszystko bolała go jak cholera. Przypuszczał, że kilka dni będzie musiał pokuśtykać i pamiętać o nienadwyrężaniu jej. Chociaż to ostatnie w jego profesji było raczej niemożliwe. Zagrożenie czekało wszędzie i tylko będąc non stop gotowym ma jakiekolwiek szanse na przetrwanie.

Rozejrzał się w poszukiwaniu swojej broni. Hot-shot lasgun leżał niedaleko, w stanie niemal nienaruszonym. Jednak pomimo wszystkiego to nie był jego najgorszy dzień. Resztę ekwipunku miał zawsze przy sobie, nie lubił pozostawać bezbronnym. Podniósłszy broń ruszył za kapłanem maszyny ignorując jego słowa. Miał dziwne wrażenie, że coś tu było nie tak.

Po chwili przysłuchiwał się konwersacji prowadzonej przez jego towarzyszy.
- Powinniśmy zostać tutaj, zebrać ekwipunek, nawiązać łączność i zając się rannymi. Pościg w nieznanym terenie, za wyszkolonym snajperem to misja wyjątkowo trudna. W tym terenie będzie miał nas jak na dłoni, tutaj możemy znaleźć ochronę we wraku. Potrzebujemy też dobrego miejsca zanim nadejdzie noc, a jeśli my nie potrzebujemy odpoczynku to z pewnością innym przyda się na pewno. Jeśli chcesz możemy sformować małą grupę, która ruszy w pościg, jednakże rozdzielanie się w miejscu takim jak te nie należy do najmądrzejszych rzeczy. Zresztą... wszystko zależy od dowódcy.

Wiedział, że do tego dojdzie. Doskonale przeczuwał do czego ta rozmowa zmierza i zdawał sobie sprawę z tego, że to jego głos będzie decydujący. Jednak tym razem nie miał wątpliwości.

- Nie możemy sobie pozwolić na odpoczynek. Nie teraz. Tak doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak niebezpieczny jest Revan, szczególnie w tych warunkach. Ale naszym priorytetem jest wykonanie powierzonej nam misji. A Revan stanowi aktualnie jej największe zagrożenie. Nie możemy odpoczywać, ani ruszać dalej ryzykując, że wrogi snajper będzie miał nas non stop na celowniku. Uwierzcie mi... Tacy jak on nie śpią, kiedy są na polowaniu. I to my jesteśmy aktualnie jego zwierzyną. Jeśli zignorujemy zagrożenie płynące z jego strony istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie nas zdejmował po kolei. Jeden po drugim. Jednak jeśli uderzymy teraz mamy szansę! Wątpię, żeby zdołał dokonać rozeznania w terenie w tak krótkim czasie, a to będzie stanowiło jego największą przewagę potem. Musimy go unieszkodliwić i tyle. I muszę zgodzić się z Marcusem - rozdzielanie się nie będzie najmądrzejszym pomysłem.

- Jednak - Podkreślił - Przez unieszkodliwienie rozumiem rozbrojenie, pozbawienie przytomności, cokolwiek. Powinniśmy go zabić jedynie w ostateczności. Jego umiejętności na pewno nam się przydadzą potem... Sądzę, że dwójka Inkwizytorów powinna mu przywrócić możliwość racjonalnego myślenia...

Stanął w milczeniu i przezornie sprawdził działanie Auspexu, miał nadzieję, że nie został uszkodzony podczas niefortunnej podróży. Czekał spokojnie na reakcje towarzyszy. Wiedział, że w takim gronie jego rozkaz powinien być potraktowany raczej jako sugestia. To od zgromadzonych tutaj zależało na dobrą sprawę to czy jego plan wejdzie w życie.
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline  
Stary 14-02-2011, 16:07   #40
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Kaus rozglądał się naokoło, zaprzęgając do sprawdzania otoczenia bioniczne oko i systemy celownicze pancerza. Deszcz bębnił o ceramit jego zbroi a widoki nie napawały nadzieją na rychłe znalezienie chętnych, napalonych lasek. Przemyślał sprawę. Im szybciej ruszą z kopyta tym szybciej odpręży się w jakimś przyjemnym miejscu. Przypomniał sobie akta towarzyszy i widząc że Simon nie pali się do wydawania rozkazów rzucił:
- Zmieniamy kanał - powiedział i naskrobał niestandardowy numer częstotliwości radiowej. Poczekał aż wszyscy zmienią ustawienia radia - Trzymamy się tego w czym jesteśmy najlepsi. Ragnar, Marcus, Kosmiczny Marine jest podobno wart stu zwykłych żołnierzy - znajdźcie Revana i złapcie go. Jesteście opancerzeni i szybcy, macie dobre sensory, poradzicie sobie we dwóch. Gdyby wcześniej zapadła noc - wracajcie. Psioniku - odwrócił się do Lindeo - jesteś w stanie wyczuć Revana? Spróbuj go zlokalizować i pilnuj też jakiejkolwiek innej aktywności psychicznej. Urallio i porucznik, pilnujcie wraku - zajmijcie pozycje za osłonami. Inkwizytor już próbuje nawiązać łączność, sprawdzę z nim gdzie jesteśmy, jaką łącznością dysponujemy i co możemy zrobić. Jeśli ktoś zauważył coś przydatnego to mówić śmiało a nie dusić tego w sobie.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 20-02-2011 o 00:03.
Romulus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172