Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2011, 00:22   #7
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
“No i masz ci gnomie placek” - pomyślał Lilawander gdy usłyszał o zatrzymaniu z powodu morderstwa. Spojrzał też na inkwizytora gdy ten pluł wspominając o nieludziach licząc, że dosłyszy może jakąś wzmiankę, że nie ma na myśli szlachetnie urodzonych nieludzi... przeliczył się, nie po raz pierwszy zresztą odkąd jego stopa stanęła w Bretonii. Myśl o faktorii handlowej w tym zapyziałym miejscu podobała mu się coraz mniej, powoli zaczynał żałować, że miast na początek dołączyć do rodziny, na własną rękę postanowił otworzyć nowe placówki. Oczywiście było to zgodne z planami rodu, jednak nikt od niego nie wymagał tak szybkich postępów... Spodziewał się w mniejszych miejscowościach właściwego spokoju potrzebnego do interesów, jak widać jednak przeliczył się, co wskazywało na dość smutny fakt, że gdzie by się u ludzi nie znalazł tam wszędzie był syf , bród i ubóstwo... nawet zamachowcy byli wyrafinowani jak te sracze w których popełniali morderstwa.

Oderwawszy wzrok od osoby która szarfowała ich wolnością powrócił do przyjemniejszego towarzystwa - Yavandira. Tutejszy elf był ostoją wśród ludzkiej dziczy, jako łowczy D’Arvilów... czy też raczej były łowczy był bogatą kopalnią wszelkiej maści informacji i co prawda na handlu znał się tak jak pewna dziewczynka sprzedająca chrust na mrozie, to jednak Lilawander z uzyskanych informacji potrafił zrobić właściwy dla handlowca użytek. Odległości wpływały na ceny, zasoby i surowce także, wystarczyło odpowiednio jedno powiązać z drugim a już można było zbijać fortunkę na pośrednictwie. Miał wrażenie, że nawet towarzyszący im krasnolud rozumie wizję handlowa, jaką zdołał już roztoczyć swoim nowym kompanom, piękne i doskonale wykonany z rodzimej stali oręż jak i uzbrojenie miały być trzonem tutejszej placówki. Tym bardziej, że miasto i okolice zbroiły się ile wlazło. Zaś morskie przyprawy, owoce i kunsztowne gobeliny miały być jedynie uzupełnieniem, stąd zaś zamierzał wysyłać surowiec wszelkiej maści i żywność oraz wszystko to co dla okolic niepowtarzalne. Z racji zwolnienia Yavandira z funkcji łowczego, zdołał już mu zaproponować własną fuchę przy faktorii jaką zamierzał otworzyć a i krasnoludowi z racji braku uprzedzeń złożył ofertę zajęcia się ochroną przyszłej faktorii, zamierzając w ten sposób bronić się przed napadami krasnoludzkiej konkurencji, która ziomka raczej nie powinna ruszać... Nawet dla magika który towarzyszył elfowi przewidział odpowiednią funkcję w swej faktorii, choć nie wiedział jeszcze czy rola badacza i eksportera zainteresuje młodego maga , wiedział jednak, że ludzka magia może być eksportowym hitem do rodzinnych stron - pod warunkiem, że będzie odpowiednio sprawdzona.

Co prawda jego wysokim wymaganiom estetyki w okół siebie wciąż jeszcze przeszkadzał odór alkoholu i silna woń prochu jaka dolatywała od krasnoluda oraz resztki pożywienia znajdujące się w jego brodzie, założył jednak, że ochroniarza faktorii będzie widywał na tyle rzadko, sporadycznie, że nie będzie mu to specjalnie przeszkadzało. Na ochroniarza - biorąc pod uwagę jego sprzęt i chęć do bójek, nadawał się idealnie. Był jeszcze mankament słownictwa, ale i tu liczył, że po pewnym czasie uda się utemperować kurdupla, lub chociaż przez zatrudnienie Yavandira, pośrednio wpływać na krótkonoga. Dopóki Klifowi "pasowało" elfie towarzystwo nie było większego problemu - a po słowach inkwizycji tyczącej się nieludzi, w jakiś dziwny sposób trójka niejako zbliżyła się do siebie, wiedząc, że to o nich mowa i odczuwając z tego powodu swoistą jedność - nawet jeśli wymuszoną zewnętrznymi okolicznościami.

“Gdyby mnie teraz rodzina widziała...” - pomyślał Lilawander z pewnym zażenowaniem , uświadamiając sobie, że on wielki szlachcic, członek zamożnej rodziny kupieckiej, znalazł się wśród podejrzanych o mord i zakwalifikowany został do tej samej grupy co krasnolód...
“Bywają gorsze rzeczy... chyba” - po raz kolejny pomyślał, nim wypowiedział pierwsze od całej tej akcji słowa

- Co za barbarzyństwo... - ostatnie słowo zaakcentował z niesmakiem. - czynić z nas zarówno podejrzanych jak i strażników, u nas przestępcom nie powierza się roli strażników a strażników nie podejrzewa o przestępstwa... inaczej musiano by ich zwolnić z owej funkcji. - Elf wykrzywił się na oznakę ludzkiej głupoty i to w wykonaniu ponoć obdarzonej pewną estymą organizacji. Jeśli tak miało wyglądać działanie elity, wolał nie myśleć co się dzieje na niższych szczeblach hierarchii. Przyglądał się uważnie całemu towarzystwu, wiedząc, że zapewne niewiele wskóra choćby nawet chciał przeprowadzić dochodzenie na własną rękę. Pozostało przyjrzeć się i dobrze zapamiętać twarze potencjalnych morderców i uciekinierów skoro ich ucieczkę sam miał przypłacać jakąś karą. Upił kolejnego łyka i z pewną dozą rezygnacji spojrzał po kompanach, wiedząc, że sam raczej wiele tu nie wskóra...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 14-02-2011 o 00:53.
Eliasz jest offline