Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2011, 08:40   #18
Takeda
 
Takeda's Avatar
 
Reputacja: 1 Takeda ma wyłączoną reputację


ego co się wydarzyło, chyba nikt się nie spodziewał. Porwani przez mgłę i wrzuceni w obcy świat awanturnicy rozdzielili się. Jedne, a właściwie jedna z nich, miała naprawdę gorącą krew i jakby niektórzy powiedzieli mały rozum. Mimo ostrzeżeń jakie przywódca wędrującej grupy pątników skierował do nich, Laurena postanowiła sprawdzić zarówno dokąd idą, jaki i kim jest tajemnicza Elizabeth do której pragną dotrzeć.
Pozostali woleli nie ryzykować nocnej wędrówki przez zdradliwe bagnisko i rozbili obóz na wysepce na której stali.
Po której stronie była racja, czas pokaże już niedługo.
Złośliwi bogowie, którzy obserwowali poczynania awanturników śmiali się i kpili z ich zagubienia i nieporadności.

Laurena

woja decyzja była szybka i wbrew temu co się mogłoby niektórym wydawać, bardzo dobrze przemyślana. Nie zamierzałaś być niemą owcą prowadzoną na rzeź. Ty swoja drogę życiową wybrałaś już dawno temu i to, że teraz los skierował cię w to ponoć przeklęte miejsce niewiele zmieniał w twoim życiu. Mimo, że trafiłaś do świata wiecznej mgły, do tego więzienia dla potępionych nie zamierzałaś nagle zawracać z drogi obranej wiele lat temu. To by było zaprzeczanie samej sobie, wyrzeczenie się swej duszy. I tak naprawdę wielkie tchórzostwo.
I jakby ten świat nie był posępny i mroczny to nie odstraszy cię przed poszukiwaniem wiedza której tak bardzo pragniesz. Wiedzy, która na pewno jest na wyciągnięcie ręki właśnie w tym świecie.
Nie jesteś tchórzem, by mgła i jakieś maszkarony mogły cię zniechęcić.
Ty nie jesteś tchórzem, ale ci z którymi tu trafiłaś już tak. Żaden z nich nie zamierzał iść z tobą. Jak jeden mąż postanowili pozostać lesie.
Czy naprawdę nie zdają sobie sprawy, że podążanie za tymi stworami jest tak naprawdę waszą jedyną szansą wydostania się z tego bagniska?
Jak źle by nie wyglądali i jak bardzo by nie śmierdzieli to nie zmienia to faktu, że znają drogę i to na pewno bezpieczną drogę. Oni się na pewno nie zgubią we mgle.


o raz ostatni obejrzałaś się na swoich towarzyszy niedoli.
Oni naprawdę zamierzają nocować na tej wyspie. Zaczęli już zbierać chrust i wypakowywać niezbędne rzeczy z plecaków.
Oni są naprawdę żałośni.
To już nieważne... Niech robią co chcą. Ty już wiesz co masz robić.
Ostrożnie ruszyłaś za kolumną maszkaronów. Wiatr na razie ci sprzyjał, ale po tym co zaprezentował ich lider można było przypuszczać, że posiada jakąś umiejętność dającą mu ograniczoną władzę nad żywiołem powietrza. Już sam ten fakt był interesujący i aż prosił się o zbadanie. Skoro takie paskudy posiadły taką umiejętność to równie dobrze ty możesz się tego nauczyć.
Szłaś za grupą w na tyle bezpiecznej odległości, by dostrzeżenie cię było naprawdę trudne, a z drugiej strony żeby nie stracić pochodu z oczu. Idąc za kolumną zauważyłaś, że stwory te faktycznie doskonale znają drogę. Grunt pod twoimi stopami mimo tego, że brodziłaś po kolana w błocie był dość twardy i kamienisty. Prawdopodobnie kiedyś przebiegała tędy ubita droga i te stwory albo o tym nie zapomniały, albo potrafiły ja znaleźć.
Teraz niezależnie od tego dokąd dojdziesz już wiesz, że postąpiłaś słusznie. Tamte niedojdy nie mają szans wydostać się z bagna. Nie zamierzasz jednak ich żałować. Skoro są tak głupi to za głupotę muszą płacić.
Posępna pieśń nie ustaje i zaczynasz zdawać sobie sprawę, że kołyszasz się w jej monotonnym rytmie.

Elizabeth! O Eliiii-zaaabeeeth!
Elizabeth! Oooooo Eeeeeliii-zaaabeeeth!
Rooooozkoooszyy naszaaaa! Naaaasssyyyć naaaaaszeee zmysłyyy!

Elizabeth! O Eliiii-zaaabeeeth!
Elizabeth! Oooooo Eeeeeliii-zaaabeeeth!
Dopuść nas przed swe nieskalane oblicze!


siężyc już dawno przekroczył zenit, a wy ciągle maszerowaliście. Jednostajne bicie w bębny i pieśń ku czci Elizabeth odcisnęły już mocne piętno na twoim umyśle. Znałaś już każde słowo pieśni, a na domiar złego parokrotnie łapałaś się na tym że śpiewasz wraz z całą grupą. Gdy tylko zdawałaś sobie z tego sprawę, przystawałaś i próbowałaś się otrząsnąć. Po każdym takim zdarzeniu czułaś się tak, jakby ktoś grzebał w twoim mózgu. Wraz ze słowami pieśni ktoś wdzierał się do twojego umysłu, niczym złodziej wkradający się do czyjegoś domu i szukający kosztowności. Było to nie tylko bardzo nieprzyjemne, ale zdałaś sobie sprawę że bardzo groźne. Starałaś się kontrolować swojej myśli, ale pieśń niczym natrętny robak wpełzała pomiędzy twoje myśli i wiła się w zwojach mózgowych ocierając się o nie lubieżnie.
Zdałaś sobie również sprawę, że w czasie waszej wędrówki do pochodu dołączali się nowi przedstawiciele tej paskudnej rasy. W chwili gdy drzewa zaczęły się przerzedzać, a bagno zaczynało być wspomnieniem, kolumna liczyła kilkudziesięciu osobników.
Drzew ubywało z każdym kolejnym krokiem, a wasze stopy wędrowały już mocno ubitej kamiennej drodze. Jedyne co się nie zmieniło to mgła leniwie wijąca się wokół waszych kolan. Jasne stało się że dalej nie możesz podążać za posępnymi pątnikami. Dalszy marsz za nimi byłby zbyt niebezpieczny. Otwarty teren jaki zaczynał się zaraz za lasem pozbawiony był jakichkolwiek kryjówek, a przy doskonałym węchu tych istot było bardziej niż pewne, że wykryją cię.
Zatrzymałaś się przy ostatniej linii drzew i obserwowałaś okolicę i kroczący pochód. Przed tobą rozciągała się rozległa równina ciągnąca się przez dobre kilka kilometrów. Po lewej stronie wśród oparów mgły wiła się dość szeroka rzeka. W jej pobliżu poprzez mgłę przedzierało się jasne światło. Coś co kojarzył ci się z świetlikami, ale jeżeli to są świetliki to muszą być ogromne. Spojrzałaś na prawo, a tam w niewielkiej kotlince jakieś cztery, pięć kilometrów od ciebie tonęła w oparach mgły jakąś niewielka wioska. Natomiast przed tobą na okazałym wzgórzu się potężny zamek i to właśnie tam zmierzał pochód zawodzący swoją przeklętą pieśń.



Morgil Luveer, Aart Valestil, Stor von Durmn

asza prowizoryczna jedność została szybko wystawiona na próbę i z próby tej wyszła poważnie nadszarpnięta. Laurena wydawać by się mogło, że z racji płci najsłabsza z was zdecydowała się mimo wyraźnych ostrzeżeń podążać za dziwną procesją. Wam nie było w głowie ani narażać się na niebezpieczeństwo podróżowania za grupą maszkaronów, ani tym bardziej powstrzymywanie kobiety. Podjęła decyzję i każdy z was ją uszanował. Nie można się litować nad każdym i matkować wszystkim. Każdy ma swój rozum i sam podejmuje decyzje.
Wy woleliście miejsce już wam znane, a przez to bezpieczniejsze. Po co narażać się na wędrowanie po nocy w lesie i bagnie, które są wam kompletnie nieznane. To czyste szaleństwo.
Patrzyliście jak kobieta oddala się od was i zaczyna czaić się w mroku.
Gdy zniknęła zupełnie w oparach mgły i mroku, zajęliście się przygotowaniem obozu. Zebraliście wszystkie drewno jakie udało wam się znaleźć na wysepce. Nie było to może najlepszy opał, ale uda się na nim rozpalić niewielkie ognisko. Rozłożyliście sobie koce, a pod głowę położyliście plecaki. Jesteście przyzwyczajeni do nocowania pod gołym niebem, ale to miejsce napawa was dziwnym, zdecydowanie irracjonalnym lękiem. Trudno to do końca wyjaśnić, ale ta mgła... może to szaleństwo, ale wydaje się wam że was obserwuje. Nie ma co jednak popadać w paranoję, na razie nic się nie wydarzyło.
Zgodnie z tym co ustaliliście pierwszy wartę objął Stor, a wy ułożyliście się do snu.

Stor von Durmn

en las...
Ten przeklęty las nie wróży nic dobrego. Siedząc samotnie w nocy przy ognisku rozglądałeś się bacznie wokół. Nocowałeś już w nie jednym lesie i nie jedno w życiu widziałeś, ale ten las wydawał się całkowicie pozbawiony życia. Nie było słychać żadnych nocnych zwierząt, ani rechotu żab, które na tym terenie powinny być w dużej obfitości. Nawet wiatr był cichy i milczący. Coś tu było nie tak.
W ciszy słuchałeś oddechów swoich towarzyszy, którzy ułożyli się pod murem zniszczonego domostwa. Zastanawiałeś się jaka mogła się tutaj rozegrać tragedia i co ty lub ktokolwiek z was mieliście z nią wspólnego, że ta cholerna mgła was tutaj przeniosła. Ponoć w jej postępowaniu nie ma przypadkowości. Tak przynajmniej twierdzili ci którzy opowiadali ci o Ravnelofcie. Jeżeli to świat potępiony, to ty na pewno nie trafiłeś przez przypadek.
A co z twoimi towarzyszami?
Co zrobiła ta kobieta? Jakich zbrodni dopuścił się elf? Jakie grzechy ciążą na sumieniu twego przyjaciela?
Te pytanie nie były takie bezsensowne jakby się mogło w pierwszej chwili wydawać. Te pytania nie odmiennie wiązały się z innym jakże fundamentalnym pytaniem: czy można im ufać?
W tej chwili byliście na siebie niejako skazani, ale co będzie w momencie gdy każdy z was będzie miał inny pomysł na dalsze życie. Czy powinniście się trzymać razem i wspólnie szukać odpowiedzi na pytanie dlaczego tutaj trafiliście? Czy może każdy z was powinien sam znaleźć sposób, by przetrwać w tym wrogim świecie? W grupie zawsze łatwiej przetrwać, ale...
Twojej rozmyślania przerwał głośny krzyk:
- Aaaaaaaaa pooooomooooocyyy!!!!

Morgil Luveer, Aart Valestil, Stor von Durmn
- Aaaaaaaaa pooooomooooocyyy!!!!
Krzyk jaki rozdarł nocną ciszę poderwał was wszystkich na nogi. Instynktownie chwyciliście za broń i rozglądając się wokół szukaliście źródła hałasu.
Spojrzeliście po sobie, a potem znowu wróciliście do obserwowania terenu.
- Pooooomooocyyyy!
Teraz nie mieliście już żadnych wątpliwości, że to krzyk młodej kobiety. Zdołaliście nie tylko zlokalizować miejsce z którego nawoływała, było to jakieś pięćdziesiąt metrów od was, ale także zauważyliście blade niebieskie światło charakterystyczne dla czaru światło.
W jednej chwili przypomnieliście sobie wszystkie opowieści o pułapkach w których przynętą była nawołująca pomocy kobieta. Jej pojawienie się w środku nocy było zgoła podejrzane. Z drugiej jednak strony ona także mogła zostać porwana przez mgłę, ale nie miała tyle szczęścia i wpadła w głębokie bagno a nie na suchą wyspę.
Jaka by nie była jednak prawda trzeba było podjąć jakąś decyzję. I to szybką decyzję, bo sądząc po jej panicznym głosie nie zostało jej wiele czasu.
 
__________________
"Lepiej w ciszy lojalności dochować...
Nigdy nie wiesz, gdzie czai się sztruks" Sokół

Ostatnio edytowane przez Takeda : 14-02-2011 o 22:34.
Takeda jest offline