Wanna. Ileż tam morderstw popełniono! Od czasów "Psychozy" łazienka zrobiła się bardzo popularna wśród psychopatów, któż bowiem nie chciałby, śladami mistrza jajkofoba, obserwować jak krew miesza się z rozgrzaną wodą? Jakież to romantyczne, musieli sobie myśleć ci mordercy, kiedy decydowali, że to mogłaby być niezła sceneria aby uczynić z czyjejś tragedii ni mniej ni więcej jak tylko obrazek odpowiadający jakieś pojebanej estetyce.
A mnie to nie zachwycało!
Bynajmniej. Kiedy siedziałam sobie w wannie, nakręcona przez ostatnie wizje i zastanawiałam się czy mi aby nie odwala, takie wizje wywoływały u mnie raczej nieprzyjemny dreszcz i budziły zastanowienia nad motywacjami. No bo... po co? Materialne korzyści? Niewymierne przy ryzyku. Satysfakcja? Jaka satysfakcja? Najbardziej zrozumiała była zwierzęca wola przetrwania ale to nad nawet nie dotyczyło, żyliśmy w cywilizowanym świecie! Zanurzyłam się po nos w wodzie i zrobiłam nim kilka bąbelków. Sceptycyzm mnie naszedł przeogromny, ale z drugiej strony dlaczego przyszła mi na myśl tak masochistyczna wersja samej siebie, gdy zasłabłam? Nie rozumiałam, ale i nie chciałam mieć w swojej głowie żadnych patologii. Dodatkowa wizja pójścia na bal halloweenowy nieszczególnie mi się więc podobała.
Mimo to wymyłam się porządnie, zrelaksowałam, pogapiłam w lustro dość długo na zaparowanym lustrze kreśląc ślady obrażeń jakby zastanawiając się jak to mogłoby wyglądać. Czad. Zmazałam wzór, warknęłam coś pod nosem i zaczęłam wycierać włosy, pod nosem nucąc jakąś piosenkę.
Strój miałam już dawno przygotowany. Kilka przerobionych na bardziej damskie i pomniejszonych
starych rzeczy ojca, jakiś kapelusz, nieco inne okulary i mocno podkute buty, w połączeniu z jednym pistoletem na kulki i jednym na kapiszony i wykonanym ręcznie z bibuły i tektury cygarem tworzyły kostium prosty i praktyczny, pozwalający też trochę się ukryć. Paniom zapewne narzucono sukienki ale, jak dobrze pójdzie, uda mi się usiąść z boku i poobserwować wspaniałość lateksowych peleryn.
To mi poprawiło nastrój. Wizja samych strojów była niezwykle kusząca, zadowolona więc się przystroiłam, bardzo nieznacznie umalowałam w sposób raczej podkreślający niż ukobiecający (czy coś), no i wszystko przygotowałam do wyjścia. No a potem - do boju, kowboju! Jak mi coś głupiego przyjdzie na myśl, najwyżej obleję się ponczem.