Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2011, 15:32   #9
Elthian
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Podróż karawaną nie była wygodna. Ciężkie ulewy uprzykrzały życie Williama na każdym kroku. A miał to być przecież „nowy początek”. Ciężko będzie rozpoczynać na nowo w miejscu takim jak D’Arvill, młodzieniec, więc nie planował zostawać tu na długo i miał nadzieję zaczepić kolejną karawanę wyruszającą z miasta. Ale nie dziś. Dziś Wiliam postanowił się odprężyć. Ruszył wartko w kierunku budyneczku o rozpalonych okiennicach i tak trafił do „U Mistrza C”, gdzie zająwszy miejsce wraz z zakupionym trunkiem począł rozglądać się po zgromadzonych.

Nie dostrzegał nikogo, kto zainteresowany byłby rozegraniem partyjki, niestety, bo William miał nadzieję kogoś ograć wzbogacając się przy tym. Wsłuchiwał się jedynie w rzucane z różnych stron historie i opowieści wykrzywiając usta w kształt imitujący uśmiech przy co śmieszniejszych wypowiedzeniach. Siedział tak na skraju ławy jedną ręką podpierając podbródek, drugą zaś obracając specjalnie udekorowane pudełko na jego szczęśliwą talię kart z napisem „Łut szczęścia”. Szczęście ostatnio jednak zdawało się go omijać.

Czarno odziany gość wstąpił i przekazał dość istotną informację.
- Cholercia… - mruknął do siebie William. ~ Wszystko idzie nie tak jak powinno a na dodatek teraz prawdopodobnie kogoś zamordowałem. Żyć, kurwa, nie umierać! ~ kolejne słowa wolał jednak niemo wypowiedzieć do siebie w myślach. Zrezygnowany odstawił kufel, w którym kołysała się resztka piwska.

Najbardziej martwiące było to, że nijak teraz nie mógł się oddalić, to cholerne miasto dało mu sporego kopa w dupsko i prawdopodobnie nie ostatniego. A był chłopak tego pewien, toteż jego grymas nabierał oraz głębszego wyrazu mówiącego zrezygnowanym tonem: „Ja pierdolę…

A teraz na dodatek trzeba było pilnować nie tyle co siebie, co także innych. Zaraz pewnie zaczną tworzyć się grupki, w których każdy swojego słowem będzie bronił. Gdyby coś. Niefajnie się sprawy układały faktem takim, iż William siedział przy stole sam.

Powstał z zamierzaniem wypowiedzenia się w sposób mądry, jednak zamilkł jakby tracąc wątek w jednej chwili. Powiódł wzrokiem po zgromadzonych. Wyszedł ku środkowi chcąc mieć lepszy widok. Dostrzegł już kilka znajomków trzymających się razem.

- Słuszna uwaga, przyjacielu, jeżeli można… - wypluł w końcu wyszukane (nareszcie) słowa w kierunku oburzonego zaistniałą sytuacją elfa. – Dobrze powiedziane, barbarzyństwo. Lepiej sam bym tego nie ujął – dokończył łapiąc z trudem słowa, gdyż nie jest to łatwe, gdy zwróci się na swoją osobę naście spojrzeń, tym bardziej odwróciwszy się w ich kierunku. Zamarł, ale się opamiętał. Spojrzawszy ponownie w stronę przeciwną, gdzie siedziała elfio-krasnoludzka ekipa z towarzyszem w postaci ludzkiego mężczyzny, przedstawił William swoją sytuację.

- To dość kłopotliwe być przetrzymywanym w mieście z powodu oskarżenia o zabójstwo, tym bardziej w tym mieście spędzając zaledwie… - pomyślał chwilę spoglądając ku sufitowi, - mniej niż godzin dziesięć. Ma godność Will – odparł chwytając pobliski stołeczek i stawiając pod własny zadek by usiąść przy ławie blisko elfa, jednak nienazbyt, co by nie wydać się natarczywym. A oparłszy łokcie o dechy stołu i spojrzawszy po siedzących obok rzekł ironicznie:

- No, siedzimy w niezłym gównie – z nawiązką do konkretnego miejsca zabójstwa.
 
Elthian jest offline