Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2011, 18:41   #41
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wszystko było w jak najlepszym porządku. Żołnierz się uspokoił, chociaż minę miał ciętą. Lindeo nie dziwił się snajperowi. Mierzył wszak do Inkwizytora. Za coś takiego w innych okolicznościach najpewniej zawisnąłby, ale równie ważnym mogło być, że celował do osoby nominowanej do szerzenia woli Imperatora. Przez ochronę jego domeny przed niewidocznym.

Żołnierz przykucnął i złożył dłoń na ziemi, spuszczając wzrok, oczy mu utkwiły w pasie taktycznym. Psionik nie mógł się nadziwić, jak żarliwie prości ludzie mogli reagować na własne błędy. Zrobił krok w jego stronę i już chciał zrobić krok w jego stronę, gdy nagle człowiek jakby już był w innej pozycji z granatem w ręku i natychmiast potoczył go pod nogi psionika. Sięgał już po kolejny.

Lindeo ponownie zatkało. Był na to zupełnie nieprzygotowany. Nagle sytuacja powtórzyła się, człowiek się poruszył, zrobił to jeszcze podczas wizji niedalekiej przyszłości w odruchu, który mógłby mu ocalić życie w normalnych warunkach. Tutaj skoczył dopiero, gdy granat był pod jego nogami, normalnie mógł spróbować uniknąć bezpośredniej eksplozji, rzucić się na ziemię na czas, ale był zaskoczony widząc odległą o sekundy przyszłość i zareagował bardzo szybko, ale zbyt późno. Serce zabiło mu dwukrotnie szybciej i zapewne jedynie snajper mógł odczuć w umyśle psioniczny impuls będący wyrazem okrzyku zdumienia i napięcia, gdy umysł inkwizytora sięgał po jedyne, co mogło w takiej sytuacji być może go ochronić...
Wtedy szarość nieba wypełniła mu cały widok i oczy, aż do łez. Padł na ziemię już kaszląc w gryzącym dymie, wyczuł, usłyszał przebiegającego sierżanta.
Napięcie zmieniło swój stan. Psionik zarówno myślał jak i odczuwał szybciej i sprawniej niż większość ludzi, strach przed śmiercią i ciężkimi ranami ustąpił.
Mógłbym cię złapać. pomyślał, ale nie ośmielił się zaszczepić uciekającemu tej myśli.
Co to było? Kto? Jak? Tak go kusiło, by sięgnąć po inne atrybuty i fetysze związane z mocami umysłu, jakie posiadał, obecnie nie wchodziło to jednak w grę. Bezpieczeństwo było podstawą. W ułamku sekundy przerzucił się na wznak i zaczął czołgać przed siebie, w miejsce z którego uciekł sierżant i dalej, gdzie słyszał głosy. Czołgał się szybko jak umiał, szybciej niż inni by uwierzyli, że jest w stanie. W sumie skoro nikt go nie widział przez dym, to dlaczego nie? I tak od chwili katastrofy zaczynał polegać bardziej na swoim darze niż na ciele.
Natrafił na to. Namacalny dowód. Tylko czego? zapytał sam siebie, słysząc chrzęst rozdrabnianych, uschłych liści w zaciśniętej dłoni. Czołgał się naprzód. Ku dźwiękom, krztusząc się i w zasadzie wstrzymując oddech. Raptem parę metrów. Dwie sekundy, trzy. Chciał już nawet podnieść się w klęczki, wiedząc, że snajper go nie zobaczy.
Przeanlizował szybko sytuację myśląc, kto tu się znajduje. Ktoś zaatakował umysł psionika. On sam nie mógł ich tutaj chronić, nie w ten sposób, ale na szczęście większość była bezpieczna. Astartes, kapłan maszyn - choć tutaj zgadywał, sam miał ograniczone doświadczenia z Duchem Maszyny, jeżeli by nie stwierdzić, że nie miał ich wcale - Inkwizytor i...
Szturmowiec. Dowódca. Nie musiał przechodzić żadnego mentalnego przeszkolenia. Był tylko zwykłym żołnierzem. Elitarnym, ale żołnierzem.
Lindeo skupił swój umysł i odszukał w Osnowie otaczających go bytów. Zlokalizował umysł drugiego z inkwizytorów, jedynej osoby, którą posądzał o dostateczną bezwzględność i rozumienie konieczności szybkości działań, by zrobić co konieczne dostatecznie szybko.
Inkwizytorze Haxtes. Wykryłem działanie wrogiego psionika atakującego umysły grupy. Astartes i techkapłan są odporni i wiem, że musiałeś przejść identyczne mentalne przeszkolenie. Unieszkodliw porucznika Albriechta, zanim...

I zaczęło się.

Pocisk za pociskiem przecinał z harmidrem powietrze nad jego głową. Pogłos był potworny, bowiem ktoś - Wilk - prowadził ogień z ciężkiego boltera tuż nad jego głową, rozproszony, jak należy. Lindeo niemal wtopił maskę w błoto modląc się, by żadna z rozpryskowych, niosących śmierć kul nie natrafiła na podłoże lub cokolwiek twardego, na pewno nie na niego. Jeszcze zanim krótki tumult się skończył, już się ruszał, znajdując się na skraju dymu i widząc równie szarą co otaczający go obłok i niebo pancerną sylwetkę Astartesa dzierżącego ciężką broń. Drugi akurat dobiegł, podobnie jak utykający ale żwawy porucznik i podążający tuż za nim kapłan maszyn. Widział tu wszystkich, tylko nie adresata swej wiadomości.

Od chwili, gdy się podniósł i ruszył w stronę snajpera minęło może kilkanaście sekund, jak się zorientował. Jego spojrzenia spomiędzy wąskich szpar hełmu nie dało się odczytać, ale nikt nie mógł mieć wątpliwości, co ubłocony psionik myśli o Kosmicznym Wilku.

Słyszał, jak pozostali coś mówią, Astartes się co do czegoś sprzeczają. Snajper już mógł być przyczajony. Lindeo spędził kiedyś z podobnymi mu trochę czasu. Kawałek czasu szmat czasu temu.

Pozwolił im mówić. Powstrzymał westchnięcie. Czas na działanie minął. Wbrew jego nadziejom, obaj Astartes okazali się skretyniałymi imbecylami bez krztyny inicjatywy, niezdolnymi do podjęcia samodzielnych działań. Nie miałby w sumie Wilkowi nic za złe, gdyby pobiegł od razu schwytać żołnierza, gdy jeszcze odbyłoby się to bez problemu. I tak spora szansa, że Revan został rozstrzelany z ciężkiej broni, mało prawdopodobne, by przez ten dym spostrzegł salwę z broni, która za nic ma sobie roślinność i zabija odłamkiem. W zasadzie tylko szczęściu Lindeo zawdzięczał przeżycie, choć podejrzewał, że doświadczony żołnierz mógł wykorzystać relatywnie długie odstępy pomiędzy wystrzałami. Szybkostrzelność? Tak to nazywają?. W każdym razie jeżeli miał nie mniej szczęścia.

Wtedy wysłuchał porucznika. Jeżeli nie był skończonym głupcem, to sprawiły się jego przewidywania o kontroli przez wrogiego psionika. Przez chwilę miał nadzieję, że snajper wyręczy ich i zastrzeli go po głosie, mimo dymu. Inkwizytor opuścił twarz i klęczał, wspierając się na rękach, wysłuchując do końca jego słów.
Dał sobie chwilę na analizę. Na rozumienie.

Jeżeli wystąpiła psionika, wiedział, z kim walczą. Wcale mu się to nie podobało. Istniała jednak inna możliwość. Czy na pewno?

Błazen. Głupiec. Diabeł. Księżyc. Skurwiele. Bogowie. W tej kolejności.
Ciałem psionika wstrząsnął trwający sekundę spazm, dreszcz wynikający z najczystszego przerażenia i głębokich domysłów.
I zrozumienia.

Przypomniał sobie nagranie.
Moja twarz. Twoja twarz.
Zwiedzeni i okłamani.

Pradawne rasy? A skąd ona akurat wiedziała?

Odrzucił na razie te myśli, modląc się w duchu, by nie miał racji. Istniały pilniejsze sprawy.

Z zadumy wyrwał go mechaniczny tembr głosu kapłana maszyn. Gdy ten się odwrócił i zaczął odchodzić, psionik szarpnął gwałtownie ręką, wskazując porucznika Albirechta.
Dość tego! Wrogi psionik musiał zmylić zmysły sierżanta, inaczej już by mnie zabił. Wszyscy tutaj przeszli w pewnym stopniu szkolenie chroniące przed takimi wpływami - poza nim! przekazał z dawną irytacji wprost do zgromadzonych wokół umysłów za zdatnym wyjątkiem porucznika...

Nie dopuści, by rozbito ten oddział jego własnymi sposobami. I na pewno nie dopuści, by taki głupieć powiódł ich ku zagładzie biorąc pod uwagę możliwą naturę ich wroga...
 
-2- jest offline