Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2011, 22:08   #98
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny

Słońce znikało powoli za linią horyzontu zalewając zbocze góry szkarłatem. Milkły głosy dziennych ptaków, powoli cichło zwyczajne tu zawodzenie wiatru, a powietrze powoli stawało się przejmująco chłodne. Ciemne głazy połyskiwały w ostatnich promieniach słonecznego blasku, pokryte drobną rosą. Po wschodnim widnokręgu powoli piął się jasny kształt Luinari, otoczonego naszyjnikiem migoczących gwiazd. Z nagła spokój dziczy zakłócił odgłos staczających się kamieni, które licznie posypały się z rumowiska. Ciemniejszy od zbliżającej się nocy kształt przemknął po zboczu. Zdawało się, że długimi susami przeskakuje od jednej plamy cienia do kolejnej, starannie unikając powoli niknących słonecznych promieni. Zatrzymał się w pobliżu szczególnie wyniosłego głazu, o ostro zakończonym szczycie, niczym nie podobnym do obłych kamulców rozrzuconych po okolicy.

U podnóża tego głazu otwierała się szeroka i ciemna szczelina. Zdawało się, że ze wszystkich stron właśnie tam gromadzą się cienie i biła z jej wnętrza cuchnąca woń i wilgoć. Raz po raz unosiły się, w kwaśnych podmuchach wydobywających się z owej szczeliny, wyschnięte źdźbła trawy. Dziwna postać zatrzymała się w pół kroku, u wejścia do jaskini i poczęła nasłuchiwać. Nagle powiem dobywający się z czeluści stał się intensywniejszy, a z wnętrza dobył się chrobot, a po chwili głos:

- Jesteś wreszcie! - Zadudniło w ciemności. - Czy Twoje poszukiwania dobiegły wreszcie końca?

Tajemniczy jegomość odrzucił precz kaptur, który dotychczas zakrywał mu oblicze i jego blada, wprost kredowo biała twarz mocno odcinała się w smolistej ciemności panującej dookoła. Mężczyzna przygładził swe długie, czarne włosy i prychnąwszy pod nosem rzekł biorąc się pod boki.

- Dobrze wiesz, że nie! - Krzywy uśmiech wypłynął na jego pociągłej twarzy. - Ale bądź pewna, że nie zawiodę tam, gdzie ty nie podołałaś w wypełnieniu zadania. Jak tam twój bok? Azaliż wciąż jeszcze nie wyleczony?


W ciemności szczeliny zapłonęły dwa jasne płomyki, a zaraz do nich dołączył szeroki blask tuż pod nimi, układający się w złowieszczy kształt potężnych zębisk. Mężczyzna jednak tylko szerzej się uśmiechnął, a jego czarny płaszcz począł się niespokojnie furkotać, jakby szarpany wichrem. Jego wątła sylwetka zdawała się rosnąć i potężnieć, a syczący głos nabrał niezwykłej siły i głębi:

- Nie zapominaj z kim masz do czynienia Onyks! -Poniosło się echem po stokach.

Z ciemności dało się słyszeć prychnięcie, a straszne płomyki przygasły w jednej chwili.

- Chciałam cię tylko ostrzec drogi przyjacielu, że doszły mnie słuchy... - Głos z rozpadliny stał się nagle przymilny i słodki. -... Jakoby w te strony przybył Azgul i jego krety. Czyżby nasz Pan nie ufał twoim talentom, Smoła?

Mężczyzna słysząc te słowa syknął przeciągle i zarzuciwszy płaszczem rzekł:

- Nie twoja sprawa! Zawiodłaś i straciłaś swoją szansę! Nie będę tracił czasu z tobą na czcze pogawędki! Moi ludzie schwytają kogo trzeba! - Wychrypiał i ruszył szybkim krokiem w stronę pobliskiego urwiska.

Jeszcze z daleka ścigał go szyderczy śmiech z wnętrza rozpadliny.



Na polance od jakiegoś czasu było cicho i jedynie czasem z głośnym trzaskiem pękało w ogniu jakieś polano. Żadnemu z nich nie chciało się gadać. Próżne mielenie ozorami dobre było dla mędrków takich jak ten, tam rzucony pod drzewem, z workiem na głowie i związanymi nogami i rękoma. Tacy jak oni, powiedzieli już wszystko co było do powiedzenia. Szybko i sprawnie wykonali swoją robotę. Porwali tego, którego mieli schwytać! A teraz proszę, czekają na zapłatę za wykonane zadanie. Prawdziwi złoczyńcy! Silni, bezwzględni i milczący...

- Stam... - Rozległ się cichy, sepleniący głos Briderana. - Ten cały Smoła, to jak nas znajdzie?
- Nie wiem. Powiedział, że znajdzie, to znajdzie. - Uciął krótko Stam, grzebiąc osmalonym patykiem w żarze.
- Stam... - Cisza trwała tylko przez chwilę. - A co Smoła zrobi z tym niedojdą Trzemielem?
- A bo ja wiem? Może mu drugą łapę urwie? - Rosły chłopak zarechotał nerwowo, a zaraz do niego dołączył Deran. I znów zrobiło się cicho, lecz po chwili Stam dodał z przekonaniem. - Guzik mnie to obchodzi, co z nim zrobi i ciebie też nie powinno. Ważne, żeby nam zapłacił, jak obiecał. Niech sobie z nim robi co chce! I koniec dyskusji! Idę spać, a wy pilnujcie go żeby nic, nie wyczarował. Jak coś będzie mamrotać, to wiecie co macie robić?
- Dać po łbie! - Deran zaśmiał się chrapliwie, uderzając pięścią o otwartą dłoń z głośnym klaśnięciem.

Stam tylko kiwnął głową i ruszył, do posłania. I nie zauważył, pary jasnych, bursztynowych oczu, połyskujących w cieniu zarośli...


Amarys ocknęła się łapiąc z trudem powietrze. Musiała długo biec, pot szerokim strumieniem spływał jej z czoła, zalewając oczy i szczypiąc przy tym paskudnie. Była zmęczona jak, chyba nigdy wcześniej. Stała tuż na skraju jakiejś polany, gdzie płonęło ognisko. Przy jej nodze warował Owca, dygocząc z podniecenia. A na polanie... Otworzywszy szeroko oczy, nie mogła uwierzyć widząc przed sobą Tych Trzech. Już miała ruszyć w ich stronę głośno wołając, gdy ktoś zatrzymał ją w pół kroku. Rav, wraz z Aglahadem przyczaili się za pobliskimi drzewami. Rav trzymał ją za rękę i dawał znak by była cicho, a Aglahad wskazywał na coś co jeszcze przed chwilą młoda kapłanka wzięła za stertę szmat i rupieci. Mrużąc oczy dostrzegła, że sterta rupieci ma dwie, starannie skrępowane nogi i od czasu do czasu się porusza, jakby ktoś ułożył ją na włażących w plecy szyszkach.


 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt
Avaron jest offline