Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2011, 01:09   #11
Gniewny
 
Gniewny's Avatar
 
Reputacja: 1 Gniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodzeGniewny jest na bardzo dobrej drodze
Myślisz... Wystrzeliłem z jednej lufy czy obu? Właściwie... Jestem zbyt pijany by to stwierdzić. Więc spytaj się. Masz dzisiaj złoto?
- Klif Eastrock

Dwa dni przed przybyciem do d’Arvill

Klif człapał powoli, bo zygzakiem. Wypił już śniadanie i właśnie kończył obiad, najlepsze ale ze starego, dobrego browaru Bugmana. Prawie miesiąc temu uznał, że czas odwiedzić swego dawnego kompana. Jak mu tam było... Yavandir? Yavek? Ten skurwiały elf, w każdym razie. Decyzja o odwiedzinach była nagła i kierowana impulsem. Impuls objawił się w osobach kilku gatunkistów, którzy jakoś nigdy nie potrafili się pogodzić, że krasnoludy też mogą pijać w „ich” knajpach. Przekonywali się o tym bardzo szybko, najczęściej boleśnie. Wzrost nigdy nie był dla Eastrocka problemem, nie miał na tym punkcie kompleksów. Leżących kopie się tak samo bez względu na to ile masz stóp.
Poza typowym gatunkizmem doszło też kilka oszczerczych listów gończych i nocy w miejskim loszku. Gatunkizm, kurwa. Miejscy strażnicy nigdy nie potrafili zrozumieć, że odbieranie innym ich złota jest zjawiskiem kulturowym u krasnoludów, to drobne nieporozumienie jakoś zawsze przekreślało jego dobre relacje z „władzą”.

Wędrowcy jakoś zawsze schodzili Klifowi z drogi, tchórze skapciali. W sumie dziwić się nie powinien. Obwieszony bronią, wyglądał jak chodzący stojak na narzędzia do zabijania. Na plecach długa strzelba, dwie lufy. I nie można było nie zauważyć, że zwykła broń to nie była. Do diaska, bardziej to przypominało małą armatę, niż strzelbę. Kilf miał do niej sentyment. Wybijała dziury w ludziach. Praktyka lubiana przez Eastrocka, ale niepożądana przez stróżów prawa. Przy pasie dwa pistolety, topór. Długa, poprzetykana pasmami siwizny czarna broda. A na głowie skórzany kapelusz.
Nie uczestniczył w porządnej bitce od dobrych dwóch dni, kiedy to struł się jakąś dziwną okowitą w przydrożnej karczmie. Musiała chyba być rozcieńczana wodą. Z tego co pamiętał jego znajomek żył sobie spokojnie w jakimś tam d’Arvill w Bretonii. To się skubaniec ucieszy. Będzie można powspominać dawne czasy. Rozróby w karczmach, wspólne noce w loszkach, różnych, częste. Wspólne ucieranie nosa pieprzonym gatunkistom. Ech, to były czasy.

Nie pamiętał czemu się właściwie ich drogi rozeszły. Elf chyba coś mówił o solowej karierze i stabilizacji. O ile pierwsze Klif mógł zrozumieć, to drugie słowo nie mieściło się w jego słowniku. Dla krasnoluda stabilizacją był kilof w łapie i kopanie do końca żywota. Nic ekscytującego.
Yavandir musi się w tym d’Arvill strasznie nudzić, cóż, będzie okazja by rozruszać tą jego chudą elfią dupę.

Dzień, niestety kurwa, obecny

Pomylił się. Na brodę swego ojca, co to za lat młodzieńczych lał go kilofem po dupie, pomylił się jak nigdy. Toż to liczył, że przyjeżdża do znajomka, co to go ugości na zamkowych komnatach, może jakąś małą fuszkę załatwi, a potem w miłej atomsferze, przy dobrym trunku się pogada o dawnych czasach. I co? Gówno. Wyglądało na to, że Yavandir ma tutaj większy burdel, niż Klif zostawił za sobą. A to już osiągnięcie.
Siedzieli sobie w spokoju w karczmie, skończyli już jedną flaszkę, rozgrzewali się właśnie piwem przed drugą, gdy nie wparował do środka jakiś palant, marudzący o trupie w sroczu. Inkwizytor jego mać, takich to powinno się na miejskim rynku za jaja wieszać, aż im to całe gówno ze łba normalnymi otworami ciała nie wyleci.

- Yavek. O czym on pierdoli? Bo go zaraz mogę oświecić, z obu luf i niech mu światłość wiekuista lekką będzie. – mruknął i zanurzył usta, brodę i sękaty nochal w kuflu z piwem, pociągnął, mocno, dwa razy. Starczyło, osuszony do dna kufel wylądował na stole z głuchym stukiem.
- Wiesz, brachu, ja to mogę mieć tutaj areszt, choćby i z rok. Piwo, wódkę i wałówę mają. Tylko towarzycho trochę jakieś nie teges. Właśnie, towarzystwo... – przeciągnął się i wyciągnął na stół pistolet. Spojrzał wymownie na kolesia, co to raczył bez słowa się doń dosiąść.
- Will, tak? Godność, tak? Spierdalaj może i szukaj przyjaciół gdzie indziej? Bo mi twoje towarzystwo nie służy, piwo nawet smakować przestaje. Kiedy będziemy sobie chcieli pogadać o dupach i pierdołach, to... – już miał kontynuować swoją tyradę gdy poczuł dłoń Yavka na ramieniu.
- Daj spokój, szkoda gadać. – Yavandir uspokoił swego kompana. Klif westchnął tylko, elf ma chyba na niego zbyt dobry wpływ, ot poprzewracało mu się z tej dobroci w dupie. Kiedyś to w tym czasie już by szykował się do dobrej bitki, a tak? Powiedział co wiedział, dyskusję zakończył.

- No... Ale to byłoby dobre. - mruknął niepocieszony i pociągnął z kolejnej flaszki. Na razie nie miał co się przejmować inkwizytorskim prosiakiem, zacznie, gdy będzie się przypierdalał do mniejszości rasowych, dosłownie.
 

Ostatnio edytowane przez Gniewny : 15-02-2011 o 01:13.
Gniewny jest offline