Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2011, 01:31   #142
Gettor
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Po dłuższej dyskusji, w czasie której drużyna nie mogła dojść do porozumienia w wydawałoby się błahej sprawie, z miasta wróciła Cristin
- Wóz załatwiony, możemy rusz... - Rudowłosa nie dokończyła, gdyż chwyciła się mimowolnie za usta, wchodząc do pokoju.
I wszyscy nagle umilkli, zdając sobie sprawę że to do niej należeć będzie ostateczny głos w tej sytuacji.

- Pewnie, że ją pochowamy! - krzyknęła jakiś czas później, kiedy Kaldor wyjaśnił jej sprawę. Nie omieszkała przy tym uderzyć kilka razy w ramię tropiciela i Davida, jako drugiego argumentującego "przeciw". - Gdyby was coś takiego spotkało, też byście chcieli mieć godziwy pogrzeb!
- Raczej wolałbym... - zaczął Kaldor, lecz płomienne spojrzenie Cristin momentalnie go uciszyło.

Tak więc do realizacji wybrano pomysł Bareda - ukryć ciało tropicielki pod niewidzialnością i po cichu wywieźć z miasta. Zaklęcia w tym celu użyczył Dant, zaś transportu oczywiście rudowłosa, ze swoim "nowiutkim" wozem.


W sumie chyba bardziej by się to nadawało na drewno do rozpalania ogniska... ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - czy jakoś tak.
- Ja nie jadę. - oświadczył nagle Kaldor - Muszę tutaj zatrzeć ślady waszego pobytu, zmylić zakonników... a poza tym... - spojrzał na chwilę na Bareda - Tak będzie lepiej. Jak skończę tutaj to spróbuję was dogonić, jednak pojęcia nie mam kiedy uda mi się wyrwać.
I... to chyba było jego pożegnanie.
Z wyjazdem z miasta na szczęście nie było problemów, a ceremonia odbyła się kawałek od miasta i od gościńca. Tak, żeby kapłanka mogła po wszystkim wrócić do Gistrzyc.

A w mieście tymczasem młoda kapłanka Sharuka miała się właśnie z kimś spotkać w piwnicy wyjątkowo starego, spróchniałego, zapleśniałego i zapadającego się domu...
Chwila, jak taki budynek mógł w ogóle jeszcze stać? Młoda aasimirka nie wiedziała i wolała nie wiedzieć. Bała się natomiast myśleć co się stanie, jeśli chata nagle stwierdzi, że nie chce jej już się męczyć i zapadnie się jej na głowę...

Pchnęła drzwi, które zaskrzypiały gorzej niż zardzewiałe kraty w więzieniach. I groziły wyleceniem z zawiasów.
- Kapłanko... oczekiwaliśmy ciebie. - powiedział tajemniczy głos w mroku. Okazał się być młodym mężczyzną w czarnych szatach. Całkiem niebrzydki, choć trochę blady i z zapadłymi policzkami - przydałoby mu się częściej wychodzić na dwór...


Zaprowadzono ją do piwnicy, by upewnić się że nikt ich nie będzie podsłuchiwał... jasne, jakby ktoś chciał z własnej woli zbliżać się do tego domu, a co dopiero wchodzić do środka.
Usiedli przy stole, w pokoju oświetlonym tuzinem świec.
- Jest pewna grupa... wybranych. - powiedział wprost młodzianin, po chwili przypatrywania się Sharuce. A raczej jej ciału. - [i]Tak, wybrani... Mają oni dotrzeć do miasta z którego właśnie przybyłaś, a następnie jeszcze dalej na północ, by odzyskać niezwykle ważny dla nas artefakt. Twoim pierwszym i głównym zadaniem jest dołączenie do nich, by zabezpieczyć sukces misji i ich pilnować. Bo zaczęli ostatnio coś kręcić. Wyjawiają sekrety swojej misji na prawo i lewo. Póki co to tylko jedna osoba i niech tak zostanie - kapłanka Ilmatera o imieniu Elora. Z tego co wiemy chwilowo jest z nimi, jednak ma pozostać w mieście. I to jest twoje *ewentualne* drugie zadanie. Dopilnować, by nikomu nie powiedziała ani o tej drużynie, ani o jej zadaniu. W dowolny sposób, byle skuteczny.
- No... chyba że nie czujesz się na siłach, by zajmować się innymi kapłankami. W takim wypadku znajdziemy kogoś innego. A tamta drużyna ci nie ucieknie, zadbaliśmy o to. - zakończył cyricowiec ze złowieszczym uśmiechem. Co najmniej dwuznacznym...

W międzyczasie, na polach za miastem, ceremonia pogrzebowa dobiegała końca. Była krótka i trochę nijaka - nikt nie potrafił powiedzieć zbyt wiele o Amareccie.
Na odchodnym, Elora zaciągnęła Bareda na bok i wręczyła mu zapieczętowany zwój.
- Dała mi to moja matka przełożona, kiedy opuszczałam klasztor. - wyjaśniła. - Powiedziała, żebym tego użyła jeśli będę miała jakieś wątpliwości. To zwój z zaklęciem Obcowania - możesz dzięki niemu zadać kilka pytań Ilmaterowi... czy raczej jego słudze... czy innemu bóstwu, w jakie wierzysz... tego... rozumiesz... - zakończyła nieco niezgrabnie.
Zamiast tego stanęła na palcach i pocałowała łotrzyka w policzek.
- To na szczęście... - wymamrotała, po czym szybko wskoczyła na swojego konia.

- Nie mogę powiedzieć, że życzę wam sukcesu w misji... więc... bywajcie. - pożegnała się z pozostałymi, na co zareagowali grobową ciszą patrząc po sobie.
- Komu w drogę, temu czas. - wypaliła nagle rudowłosa siadając na wóz. Na woźnicę została wybrana z dość prostego powodu - jej wierzchowiec jako jedyny nadawał się do ciągnięcia wozu. Chociaż było tam miejsca na dwa rumaki, więc gdyby ktoś z drużyny miał dość jazdy wierzchem, mógłby swojego wierzchowca przypiąć do wozu.

I wędrówka na północ, do miasta Hluthvar mogła być kontynuowana...
Do czasu...
- Satyr. - stwierdził Bared przypatrując się dziwnej istocie z daleka. - I to na gryfie...
Istotnie, drogę zagradzało im kilka stworzeń - były jednak tak daleko, że trzeba było wytężyć wzrok, by je dostrzec. I faktycznie, dwa z nich były faunem i dostojnym gryfem. Zaś pozostałe... jakieś pół tuzina... jakby zielone. Może gobliny? Orkowie? Tylko co tutaj robili?
- Eee... czemu stoimy? - zapytał Kane.
- To może być zasadzka. - wyjaśniła mu jak idiocie rudowłosa. - Skoro ujarzmił gryfa, to pewnie jest druidem. Spotkaliśmy już wcześniej jednego takiego satyrowego druida... nie było to ani miłe, ani zdrowe spotkanie.
- Więc? Czemu nie wyrżniemy sobie zwyczajnie drogi przez ich trupy? - wojownik nie dawał za wygraną, zaś jego koń zarżał.

Kobieta spojrzała na niego z politowaniem, później na wóz którym powoziła...
- Dziwne, że jeszcze nas nie dostrzegli... - stwierdziła, nie komentując wypowiedzi Kane'a.
Istotnie, faun i jego zgraja zdawali się ich nie zauważać - a byli przecież widoczni jak na dłoni, dookoła nich była tylko wysoka trawa i nieliczne drzewa kilkanaście metrów od gościńca.
 
Gettor jest offline