Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-02-2011, 21:52   #141
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
"Dziesięć TYSIĘCY za łeb!" - Momentalnie bardowi zrobiło się gorąco. To był spory majątek. Podobnych nagród nie wystawiano nawet za skalpy najgorszych zbrodniarzy, a ich grupa na dobrą sprawę nie zrobiła niczego poważnego. Wrogowie ich ponurych przełożonych musieli być naprawdę zdesperowani.

Po chwili doszło do niego, że podłoga lepi się od rozsmarowanej na niej krwi. Minstrel spoglądał to na list, to na mokry burdel jaki pozostał po Amaretcie.
- Co za syf. - Burknął pod nosem. Zasępił się na chwilę.
- Ciało można wrzucić do najbliższej studni. Wleczenie jej - wskazał na zamordowaną tropicielkę - ze sobą, nie jest dobrym pomysłem. - starał się wytłumaczyć na spokojnie.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 15-02-2011, 01:31   #142
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Po dłuższej dyskusji, w czasie której drużyna nie mogła dojść do porozumienia w wydawałoby się błahej sprawie, z miasta wróciła Cristin
- Wóz załatwiony, możemy rusz... - Rudowłosa nie dokończyła, gdyż chwyciła się mimowolnie za usta, wchodząc do pokoju.
I wszyscy nagle umilkli, zdając sobie sprawę że to do niej należeć będzie ostateczny głos w tej sytuacji.

- Pewnie, że ją pochowamy! - krzyknęła jakiś czas później, kiedy Kaldor wyjaśnił jej sprawę. Nie omieszkała przy tym uderzyć kilka razy w ramię tropiciela i Davida, jako drugiego argumentującego "przeciw". - Gdyby was coś takiego spotkało, też byście chcieli mieć godziwy pogrzeb!
- Raczej wolałbym... - zaczął Kaldor, lecz płomienne spojrzenie Cristin momentalnie go uciszyło.

Tak więc do realizacji wybrano pomysł Bareda - ukryć ciało tropicielki pod niewidzialnością i po cichu wywieźć z miasta. Zaklęcia w tym celu użyczył Dant, zaś transportu oczywiście rudowłosa, ze swoim "nowiutkim" wozem.


W sumie chyba bardziej by się to nadawało na drewno do rozpalania ogniska... ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - czy jakoś tak.
- Ja nie jadę. - oświadczył nagle Kaldor - Muszę tutaj zatrzeć ślady waszego pobytu, zmylić zakonników... a poza tym... - spojrzał na chwilę na Bareda - Tak będzie lepiej. Jak skończę tutaj to spróbuję was dogonić, jednak pojęcia nie mam kiedy uda mi się wyrwać.
I... to chyba było jego pożegnanie.
Z wyjazdem z miasta na szczęście nie było problemów, a ceremonia odbyła się kawałek od miasta i od gościńca. Tak, żeby kapłanka mogła po wszystkim wrócić do Gistrzyc.

A w mieście tymczasem młoda kapłanka Sharuka miała się właśnie z kimś spotkać w piwnicy wyjątkowo starego, spróchniałego, zapleśniałego i zapadającego się domu...
Chwila, jak taki budynek mógł w ogóle jeszcze stać? Młoda aasimirka nie wiedziała i wolała nie wiedzieć. Bała się natomiast myśleć co się stanie, jeśli chata nagle stwierdzi, że nie chce jej już się męczyć i zapadnie się jej na głowę...

Pchnęła drzwi, które zaskrzypiały gorzej niż zardzewiałe kraty w więzieniach. I groziły wyleceniem z zawiasów.
- Kapłanko... oczekiwaliśmy ciebie. - powiedział tajemniczy głos w mroku. Okazał się być młodym mężczyzną w czarnych szatach. Całkiem niebrzydki, choć trochę blady i z zapadłymi policzkami - przydałoby mu się częściej wychodzić na dwór...


Zaprowadzono ją do piwnicy, by upewnić się że nikt ich nie będzie podsłuchiwał... jasne, jakby ktoś chciał z własnej woli zbliżać się do tego domu, a co dopiero wchodzić do środka.
Usiedli przy stole, w pokoju oświetlonym tuzinem świec.
- Jest pewna grupa... wybranych. - powiedział wprost młodzianin, po chwili przypatrywania się Sharuce. A raczej jej ciału. - [i]Tak, wybrani... Mają oni dotrzeć do miasta z którego właśnie przybyłaś, a następnie jeszcze dalej na północ, by odzyskać niezwykle ważny dla nas artefakt. Twoim pierwszym i głównym zadaniem jest dołączenie do nich, by zabezpieczyć sukces misji i ich pilnować. Bo zaczęli ostatnio coś kręcić. Wyjawiają sekrety swojej misji na prawo i lewo. Póki co to tylko jedna osoba i niech tak zostanie - kapłanka Ilmatera o imieniu Elora. Z tego co wiemy chwilowo jest z nimi, jednak ma pozostać w mieście. I to jest twoje *ewentualne* drugie zadanie. Dopilnować, by nikomu nie powiedziała ani o tej drużynie, ani o jej zadaniu. W dowolny sposób, byle skuteczny.
- No... chyba że nie czujesz się na siłach, by zajmować się innymi kapłankami. W takim wypadku znajdziemy kogoś innego. A tamta drużyna ci nie ucieknie, zadbaliśmy o to. - zakończył cyricowiec ze złowieszczym uśmiechem. Co najmniej dwuznacznym...

W międzyczasie, na polach za miastem, ceremonia pogrzebowa dobiegała końca. Była krótka i trochę nijaka - nikt nie potrafił powiedzieć zbyt wiele o Amareccie.
Na odchodnym, Elora zaciągnęła Bareda na bok i wręczyła mu zapieczętowany zwój.
- Dała mi to moja matka przełożona, kiedy opuszczałam klasztor. - wyjaśniła. - Powiedziała, żebym tego użyła jeśli będę miała jakieś wątpliwości. To zwój z zaklęciem Obcowania - możesz dzięki niemu zadać kilka pytań Ilmaterowi... czy raczej jego słudze... czy innemu bóstwu, w jakie wierzysz... tego... rozumiesz... - zakończyła nieco niezgrabnie.
Zamiast tego stanęła na palcach i pocałowała łotrzyka w policzek.
- To na szczęście... - wymamrotała, po czym szybko wskoczyła na swojego konia.

- Nie mogę powiedzieć, że życzę wam sukcesu w misji... więc... bywajcie. - pożegnała się z pozostałymi, na co zareagowali grobową ciszą patrząc po sobie.
- Komu w drogę, temu czas. - wypaliła nagle rudowłosa siadając na wóz. Na woźnicę została wybrana z dość prostego powodu - jej wierzchowiec jako jedyny nadawał się do ciągnięcia wozu. Chociaż było tam miejsca na dwa rumaki, więc gdyby ktoś z drużyny miał dość jazdy wierzchem, mógłby swojego wierzchowca przypiąć do wozu.

I wędrówka na północ, do miasta Hluthvar mogła być kontynuowana...
Do czasu...
- Satyr. - stwierdził Bared przypatrując się dziwnej istocie z daleka. - I to na gryfie...
Istotnie, drogę zagradzało im kilka stworzeń - były jednak tak daleko, że trzeba było wytężyć wzrok, by je dostrzec. I faktycznie, dwa z nich były faunem i dostojnym gryfem. Zaś pozostałe... jakieś pół tuzina... jakby zielone. Może gobliny? Orkowie? Tylko co tutaj robili?
- Eee... czemu stoimy? - zapytał Kane.
- To może być zasadzka. - wyjaśniła mu jak idiocie rudowłosa. - Skoro ujarzmił gryfa, to pewnie jest druidem. Spotkaliśmy już wcześniej jednego takiego satyrowego druida... nie było to ani miłe, ani zdrowe spotkanie.
- Więc? Czemu nie wyrżniemy sobie zwyczajnie drogi przez ich trupy? - wojownik nie dawał za wygraną, zaś jego koń zarżał.

Kobieta spojrzała na niego z politowaniem, później na wóz którym powoziła...
- Dziwne, że jeszcze nas nie dostrzegli... - stwierdziła, nie komentując wypowiedzi Kane'a.
Istotnie, faun i jego zgraja zdawali się ich nie zauważać - a byli przecież widoczni jak na dłoni, dookoła nich była tylko wysoka trawa i nieliczne drzewa kilkanaście metrów od gościńca.
 
Gettor jest offline  
Stary 15-02-2011, 13:50   #143
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gdy wóz wytoczył się z miasta, David westchnął. Kolejne miejsce, które mógł skreślić z mapy Krain. Miał już dość klaustrofobicznego klimatu i psychozy, panującej na ulicach. Nieco swobody z pewnością mu posłuży. Usadowił się wygodnie obok niewidzialnych zwłok:
- Wiesz co? Zaczynam cię lubić - zaczął gadać do trupa. - Wreszcie jakaś kobieta, która siedzi cicho i nie ględzi co jej ślina na język przyniesie - spojrzał koso na kapłankę siedzącą na przodzie wozu. Bard złapał sztywniaka za pierś: - W sumie nie byłaś nawet brzydka... - zachichotał. W końcu jednak skrzywił się i machnął ręką. Po chwili gapienia się w krajobraz wyciągnął clairseach. Instrument był kunsztownie wykonany - przypominał lirę, był jednak od niej nieco większy. Znudzony szturchnął palcami kilka strun. Popłynął pierwszy akord, tuż za nim następny. Wkrótce minstrel złapał rytm i uchwycił niezłą, wpadającą w ucho melodię:
- Nazwę cię: "Pieśnią Chłodnych Kochanek". - Uśmiechnął się pod nosem i brzdąkał dalej.

Ceremonia pogrzebowa nie ciągnęła się zbytnio; wkrótce wyruszyli w dalszą drogę. Gdy ich drogę przeciął Satyr na gryfie, David podrapał się po skroni:
- Cóż za cholerstwo... - mruknął
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 15-02-2011, 22:25   #144
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Stracili Amarettę, teraz zostawiła ich Elora.
Szczególnie ta druga strata była dość dotkliwa. Chodziło oczywiście nie o urodę dziewczyny, ale o wykonywaną przez nią profesję. Życie poszukiwacza przygód pełne jest niebezpieczeństw i ktoś, kto potrafi leczyć był bezcenny. Niestety słowo 'był' stało się gorzką rzeczywistością, bo ktoś raczył chlapnąć przedwcześnie ozorem.
Cóż... Droga życia usiana była przeszkodami, a głupcy wyrastali na niej masowo. Niestety.

Bared odprowadził wzrokiem Elorę, schował zwój do torby, w której znajdowały się zakupione w mieście mikstury leczące, a potem poprawił się w siodle. Wolał spędzić parę godzin w siodle, niż ryzykować, że nowy nabytek Cristin rozsypie się pod nim w trakcie jazdy.
Nie aż tak długiej znowu, bowiem na ich drodze wyrosła kolejna, kilkuosobowa przeszkoda.

- Nie będziemy tu stać całą wieczność - powiedział Bared. - Pojadę sprawdzić, czego sobie życzą. Może akurat nie na nas czekają - dodał. Z wyraźnym powątpiewaniem. - A może doszli do wniosku, że nasze złoto przyda im sie do utrzymania porządków w lesie. Ewentualnie chcą, byśmy zapłacili karę za odstrzelenie kilku wilkołaków bez zezwolenia.

Ruszył powoli do przodu, bacznie rozglądając się na wszystkie strony. W dłoni, zamiast gałązki oliwnej, trzymał opuszczoną, lecz gotową do strzału kuszę.
 
Kerm jest offline  
Stary 16-02-2011, 13:14   #145
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Gdy tylko Bared ruszył w kierunku "ruchomej przeszkody" na drodze, pozostali wzruszyli ramionami i postanowili ruszyć za nim.
W miarę zbliżania się, cała drużyna spostrzegła że satyr rozmawia o czymś z orkami i wszyscy byli odwróceni bokiem do nadjeżdżających.

W końcu jednak jeden z zielonoskórych ich spostrzegł i ostrzegł pozostałych - wtedy faun jakby spanikował. Próbował wyrwać jednemu z orków coś, co wyglądało na świstek papieru, jednak mu się nie udało, bo zielonoskóry ani myślał go oddać.
W końcu zrezygnowany satyr wskoczył na gryfa i zwyczajnie odleciał, kierując się na północ...

...zostawiając drużynie rozprawienie się z orkami, którzy już rozpoczęli atak. Pół tuzina strzał pomknęło w kierunku Bareda, który był na przedzie z czego na szczęście tylko jedna była celna.
Jednak świst strzał niekorzystnie wpływał na zachowanie wierzchowców, które zaczęły strasznie wierzgać. Na szczęście dzięki wrodzonym refleksom i zdolnościom jeździeckim większości drużyny udało się utrzymać na siodłach - do wyjątków należeli David i Kane. Obydwaj przeklinali siarczyście podnosząc się z ziemi.
Na szczęście ich konie nie wystraszyły się aż tak bardzo - pognały kilkadziesiąt jardów w kierunku z którego przybyli i zatrzymały się. Mniej więcej.

Do tego czasu reszta drużyny zapanowała już nad swoimi wierzchowcami, zaś orkowie szykowali kolejną salwę strzał.
 
Gettor jest offline  
Stary 16-02-2011, 13:52   #146
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
David otrzepał z siebie kurz i krzyknął do uciekającego wierzchowca:
- Na klej się nadajesz, ot co! - Splunął na ziemię i zaczął przyglądać się szarżującym orkom. W pierwszej kolejności zaczął skandować zaklęcie Snu, wymierzone w środek zbliżającej się grupy. Na wszelki wypadek rzucił je ponownie, również w ten sposób, by objąć nim jak największą liczbę przeciwników. Nie czekając na skutki swojego magicznego szturmu, zaczął trącać struny swojego clariseach. Starał się zainspirować kompanów do walki.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 16-02-2011, 16:01   #147
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Gistrzyce. Gdy tylko przekroczyła bramę miasta doszła do wniosku, że bez względu na zadanie ona długo tu nie zabawi. Uprzejmie pochylając głowę przed każdym strażnikiem, przeklinała w duchu wszystko to na czym ten świat stoi. No, prawie wszystko... Skąd na bogów tyle sług Torma w jednym miejscu. Czyżby owce wreszcie zaczęły wydawać potomstwo o dwóch nogach, a ona jakimś cudem przegapiła tą wieść? Na szczęście bez względu na swe pochodzenie, nie byli na tyle głupi by ją zaczepiać. Odpowiedziała kolejnym uśmiechem. Młodzik spłonił się jak panna i czmychnął wzrokiem od jej piersi. Była przyzwyczajona do tego, że jej osoba przyciąga wzrok. Działo się tak w każdym mieście i zwykle pozostawało przez nią ignorowane. Ciężko jednak nie zwracać uwagi gdy przystojny, dobrze zbudowany facet wlepia w ciebie maślane spojrzenie błękitnych oczu. Jak ten, który ją właśnie zaczepił.

- Herladyczna Piatka to w tamtą stronę, prze pani.

Rozpromieniła się niczym niewiasta co to właśnie klejnot jakiś dostała i uprzejmie podziękowała zawracając w stronę przeciwną do tej, którą podążała. Szlag by trafił. Widać tutejsi nie lubią jak im się obcy wałęsają po drogach bez widocznego celu. Szczególnie gdy nie należą do ich rodzaju.

Karczma sprawiała całkiem znośne wrażenie. Oddając ogiera w ręce pachołka nakazała by go dobrze nakarmić i dać mu czystej wody do picia. Z chęcią by podążyła za młokosem by sprawdzić czy dokładnie jej instrukcje wykonał, ale czasu na to nie miała. Zgarnęła worek z rzeczami i ruszyła do mrocznego wnętrza, które najwyraźniej nawet w biały dzień cieszyło się popularnością. Sami ludzie, stwierdzenie to nie zdziwiło jej bo to już drugie takie miejsce w tej okolicy, jednak zaczynało być niepokojące. Gdzie elfy, niziołki i reszta śmieci? Mogłaby to zgłębić, pogadać z karczmarzem, podręczyć jakiegoś biedaka, ale... Musiałą się spieszyć, gdyż w liście czarno na białym stało, że powinna się spieszyć.

Wynajęła pokój nie mówiąc na jak długo. Przez chwilę zastanawiała się nad posiłkiem ale w końcu z niego zrezygnowała i tylko worek z rzeczami rzuciła na łóżko, zamknęła dokładnie drzwi i ruszyła w drogę, którą jej przerwano. Tym razem z lepszym skutkiem, stwierdziła stając przed rozpadającą się chatą, aczkolwiek wolałaby nie mieć tego szczęścia i jeszcze przez chwil kilka oszczędzić oczom widoku. Jak ktoś może umawiać spotkanie w czymś takim... Właściwie nie w czymś, a pod czymś. Przecież jak to się zawali to jak nic żywa stamtąd nie wyjdzie.
Ostrożnie, by przez przypadek konstrukcji nie naruszyć, otworzyła drzwi krzywiąc się gdy w jej uszy wdarł się nieprzyjemny dźwięk. Bynajmniej nie chodziło o skrzypienie zawiasów.

Słuchała uważnie, ignorując rzucane jej spojrzenia i kpinę, która zabrzmiała w głosie rozmówcy gdy wspomniał o kapłance. Nie mógł być długo w zakonie, chyba że coś się zmieniło i zaczęli rekrutować głupców. Nie sprawdził jej nawet tylko od razu do rzeczy przeszedł. Idiota co to się zacina jak mu się przed oczy fragment kobiecego ciała postawi. Gdy zakończył swą przemowę z początku milczała. Musiała zastanowić się nad odpowiedzią i samym zadaniem, a właściwie jego dwoistością. Nie miała nic do kapłanki, to nie była jej sprawa. Natomiast drużyna... Nie przepadała za towarzystwem. Zazwyczaj stanowili zagrożenie, na które ani myślała się narażać. Szczególnie w wypadku gdy ich inteligencja dorównywała temu tu, pacanowi.
Mierząc go wzrokiem zaczęła bawić się woskiem ze świecy, który kałuże na stole tworzył. Czekała, chcąc sprawdzić ile wytrzyma nim zapyta czy przyjmuje zadanie.

Mężczyzna splótł dłonie i machał młynki kciukami w oczekiwaniu na odpowiedź, jednak jego cierpliwość zakończyła się po niecałej minucie.
- Więc... jak będzie? Podejmujesz się jednego, czy obu zadań? - spytał.

Uśmiechnęła się mimo, iż miała ochotę parsknąć niekontrolowanym śmiechem. Czy on właściwie należał do zakonu? Było to dość uzasadnione podejrzenie biorąc pod uwagę brak samokontroli i mówienie prosto z mostu. Może jej pozycja nagle spadła że przekazują jej zadanie przez kogoś takiego?

- Kim jesteś? - Zapytała niewinnie, bawiąc się przy tym naszyjnikiem w sposób dość prowokujący.
- Ta wiedza nie jest ci potrzebna do wykonania zadania. - odparł mężczyzna zakrywając splecionymi dłońmi usta. Mimo usilnych prób aasimirki, świdrował jej oczy wzrokiem, zamiast “skupić się” na naszyjniku.

- Wręcz przeciwnie. - Odparła zostawiając błyskotkę w spokoju i przesuwając dłońmi nieco niżej. Ta gra zaczynała ją bawić w sposób, którego nie przewidziała.

W odpowiedzi, a raczej jej części, mężczyzna powolnym ruchem dłoni złapał się za prawe ucho. Wydawał się przez chwilę być nieobecny...
- Czas ucieka, kapłanko. - powiedział w końcu. - Nie trwoń go na zbędne zabawy. Będziesz miała go nadto po skończonej misji.

Skinęła głową po czym oparła dłonie na stole i lekko nachyliła całym ciałem w stronę swego rozmówcy.

- Takie zabawy nigdy nie były dla nas trwonieniem czasu. - Warknęła nieprzyjaźnie. - Kimkolwiek jesteś, a śmiem wątpić byś był tym kogo tu oczekiwałam, powinieneś wiedzieć przynajmniej tyle. Jednak pragnę wierzyć, że zamiast tępego półgłówka przysłano mi naczynie wypełnione głosem właściwego posłańca, dlatego zgadzam się na pierwszą część zadania. Kapłanka to wasz problem. To wy nie potrafiliście utrzymać swych ludzi w ryzach. Dla mnie jej śmierć czy życie nie mają znaczenia. Czy to wszystko co twój pan chciał mi przekazać?

Dłonie mężczyzny na chwilę przestały się ruszać, zaś jego wzrok wyrażał wszystko to, co w tamtej chwili myślał o Sharuce - i nie było to nic miłego.
- Tak, to wszystko co chciał ci przekazać. - wstał od stołu. - Skoro nie podejmujesz się uciszenia kapłanki, radzę natychmiast wyjechać z miasta i kierować się na północ. A w międzyczasie wymyślić solidną historyjkę, którą kupią żebyś mogła z nimi podróżować.

- Sposób, którym się posłużę by do nich dołączyć nie powinien cię obchodzić. Przekaż swemu panu wyrazy szacunku. Żegnaj.

Co mówiąc ruszyła w stronę wyjścia nasłuchując czy przypadkiem nie podąża za nią. Na wszelki wypadek jej dłoń spoczęła na sierpie. Znając zasady panujące wśród wyznawców tego konkretnie boga, wolała nie ryzykować. Jednak wbrew jej nadziei jedynie odprowadził ja wzrokiem. Wychodząc na światło dzienne, przez chwilę mrużyła oczy by się do niego przyzwyczaić. Poświęciła ten czas by zastanowić się nad słusznością dokonanego wyboru. Zabicie kapłanki nie powinno jej sprawić problemów jednak kobieta ta nie stała na jej drodze. Zadanie, zadaniem ona jednak miała swój własny kodeks dzięki któremu wciąż żyła i miała się dobrze. Podstawą było nie ruszanie gówna o ile nie chce się by zaczęło śmierdzieć, a ta kapłanka była w tej chwili właśnie takim gównem.

Dotarcie do karczmy i zabranie swoich rzeczy zajęło jej mniej czasu niż wcześniej. Podziękowała za pokój, rzuciła kilka sztuk złota więcej by pozostawić po sobie miłe wspomnienia, po czym ruszyła do stajni. Chłopaka znalazła dość szybko gdyż wciąż zajmował się jej wierzchowcem.

- To piękny koń, pani.

- Zgadzam się z tobą. Proszę, to za twoją pracę.


Wyłuskała dziesięć sztuk złota i podała dzieciakowi, uśmiechając się na widok jego lśniących oczu. Pewnie i tak całość mu zabiorą ale to już nie jej sprawa. Dosiadła ogiera, po raz kolejny dochodząc do wniosku że czas najwyższy nadać mu jakieś imię.

- Wiesz może coś o drużynie poszukiwaczy przygód, która opuściła to miasto nie dawniej niż dzisiejszego ranka? - Zapytała mierząc chłopca przyjaznym spojrzeniem swych złotych oczu.

- Ja nic nie wiem pani... - wyjąkał młodzieniec, którego wzrok lawirował między oczami kapłanki, a jej biustem. - Ale ponoć nasz wielki łowczy z taką jak mówisz, pani, grupą ostatnio się zadawał. Tuzin wilkołaków ubili, tak mówią! Nazywa się Kaldor, o pani, lecz nie wiem gdzie go szukać.

Tuzin wilkołaków? Co w mieście takim jak to robił tuzin wilkołaków. Prędzej by uwierzyła że to wściekłe wilki, które przez przypadek stanęły na drodze tej “drużyny”.

- W takim razie może mógłbyś mnie skierować do kogoś kto zna miejsce jego pobytu?

- Pewnikiem w jednym z posterunków będą wiedzieć. On tam, znaczy ten łowczy, pomaga chwilowo straży utrzymać porządek w mieście. Stąd te ubite wilkołaki... - wyjaśnił chłopak. - A i masz szczęście, bo jeden z nich jest... o tam, po drugiej stronie ulicy.

Odwróciła wzrok od chłopaka by we wskazanym kierunku spojrzeć. Nie miała zbytnio ochoty na rozmowę ze strażą, która raz że mogła ją opóźnić, dwa że mogła się kiepsko zakończyć. Coś jednak więcej o ludziach, z którymi miała się związać, musiała wiedzieć. Przynajmniej ich wygląd poznać, a w najlepszym razie w zdolnościach bojowych się rozeznać.

- Dziękuję ci. Do zobaczenia. - Zmierzwiła mu czuprynę po czym ruszyła w stronę strażnika.
- Przepraszam, czy mogę o coś zapytać? - Uśmiechnęła się przymilnie.

Żołdak wyglądał na lekko zmieszanego, zaś jego twarz wyrażała coś w stylu "Ty do mnie mówisz?". Jednak po chwili otrząsnął się i odparł:
- Tak... chyba tak. O co chodzi?

- Poszukuję człowieka imieniem Kaldor. Powiedziano mi, że mógłbyś panie udzielić informacji o miejscu jego pobytu.

- Nie wiem, kto ci takie coś powiedział, ale... - strażnik spojrzał na chwilę za Sharukę. Cokolwiek to było, wywołało na jego twarzy wyraz wielkiej ulgi. - ...nie pomylił się. Człowiek, którego szukasz jest za tobą, konno.

Kiedy się odwróciła, ujrzała młodego bruneta o długich włosach i uzbrojeniu godnym łowczego. Dwa miecze, łuk i prawdopodobnie jakiś ukryty sztylet... Chwilę później zsiadł z wierzchowca i oddał go w ręce chłopca stajennego z którym kapłanka rozmawiała chwilę temu.

- Dziękuję. - Rzuciła swemu rozmówcy mając wrażenie, że jak jeszcze raz słowo to wypłynie z jej ust to zwróci zawartość żołądka. Po raz kolejny zawróciła wierzchowca kierując go na spotkanie z łowczym.
- Łowczy Kaldor? - Zapytała uprzejmie, zatrzymując konia tuż przed mężczyzną i odcinając mu drogę.
- Kto pyta? - odparł mężczyzna stojąc tyłem do kapłanki i nie racząc się nawet odwrócić. Zajęty był szukaniem czegoś w jukach przy siodle.

- Ktoś zainteresowany drużyną, która pokonała niedawno kilka wilkołaków. Powiedziano mi, że możesz coś o nich wiedzieć. - Usilnie starała się nie warknąć na niego. W końcu wciąż znajdowała się w obrębie miasta.
- A kto jest zainteresowany... - tropiciel odwrócił się. Widząc Sharukę zaniemówił w połowie zdania, lecz tylko na chwilę. - ... tą drużyną? Czy raczej po co?
Zmierzył aasimirkę wzrokiem, prychnął.
- Czyżby uratowali tym bohaterskim czynem twojego biednego męża i chcesz się im odwdzięczyć?

- Gdybym takowego posiadała upewniłabym się wcześniej, że da radę sam się sobą zaopiekować. -
Tym razem nie udało się jej powstrzymać gniewnego błysku w oczach ani irytacji, którą zabarwione były słowa.
- Racz wybaczyć, zmęczenie bierze górę. - Skłamała gładko.
- Jestem nimi zainteresowana z nieco innego powodu. Czy mógłbyś mi rzec słów kilka o tych ludziach? Czy można na nich polegać? Jak są uzbrojeni? Czy mają wśród siebie maga lub kapłana? To ważne, zapłacę za informację.

- Zwykły zlepek podróżników, jakich pełno w okolicach. Mag, trubadur, wojownik, łotrzyk, czarnoksiężnik. Nic szczególnego. - zbył ją wzruszając ramionami.

- Wiesz może gdzie ich mogę spotkać? - Nie potrzebowała tej informacji, jednak gdyby ich plany nagle uległy zmianie wolała o tym wiedzieć zanim za nimi wyruszy.

- Kim jesteś? - spytał zamiast odpowiedzieć, krzyżując ramiona na piersi.

- Zwą mnie Christa, jestem kapłanką i podróżuję na północ w imieniu mej bogini. Jakiś czas temu miałam drobne kłopoty na drodze więc próbuję znaleźć kogoś z kim mogłabym bezpiecznie dotrzeć do Hluthvar. -
Odpowiedziała, skromnie spuszczając wzrok by nie mógł dojrzeć jej oczu.
- Usłyszałam o tej drużynie i pomyślałam, że mogliby się nadać. - Wzruszyła ramionami.

- Bezpiecznie dotrzeć, hę? - zakpił Kaldor, po czym oddalił się na kilka kroków, zerwał ze ściany kartkę papieru i podał ją Sharuce. - Oto twoja drużyna do "bezpiecznej wędrówki".

Był to list gończy za pięcioma osobami, plugawymi sługami Cyrica, z nagrodą po dziesięć tysięcy sztuk złota za każdego. Był tam opisany wygląd i imiona każdego z nich, jednak aasimirka nie potrafiła na tej podstawie dopasować przedstawionych przez Kaldora profesji do tych opisów. Zwłaszcza nie pasował "Sędziwy stażec o długiej brodzie i białej szacie, poruszający się o lasce" o imieniu Turion.
Tropiciel uważnie obserwował reakcję Sharuki na tą wiadomość.

- Ale... - Zacięła się uważnie lustrując wzrokiem podany jej przez Kaldora skrawek papieru.
- Ale przecież mówiono mi, że pokonali wilkołaki więc nie mogą być źli... - Wyjąkała klnąc w duchu na głupotę istot ludzkich i swą własną.
- Nie wierzę w to. - Odrzuciła list gończy jakby parzył żywym ogniem.
- To jakieś kłamstwa i tyle. Jedyna drużyna w tym mieście, która mogłaby mi pomóc miałaby być sługami... Sługami Cyrica?! Zobaczymy! - Pisnęła po dziewczęcemu po czym ściągnęła wodze wierzchowca kierując go na drogę.

Ruszyła galopem jednak po chwili zwolniła. Co za idioci pozwolili by wystawiono za nimi list gończy. Na dodatek byli to idioci z którymi zgodziła się podróżować i których musiała pilnować. Najchętniej zawróciłaby i ruszyła na południe. Niestety przyjęła już zadanie, a duma nie pozwalała tak łatwo się poddać. Gdy więc wyjechała z miasta skierowała się na północ mając nadzieję, że zdąży ich dogonić nim palną kolejne głupstwo.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 17-02-2011, 11:21   #148
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Naciąganie łuków zwykle nie oznaczało przyjacielskiego powitania, szczególnie wówczas, gdy groty strzał skierowane były w przybywającego. Bared uniósł kuszę i strzelił w chwili, gdy orki puściły cięciwy. Chmara strzał uniosła się w powietrze i Bared uchylił się, w próbie ich uniknięcia. Daremnej próbie...
Syknął przez zaciśnięte zęby, bardziej ze złości niż z bólu, gdy jedna ze strzał jednak go dosięgnęła. Ścisnął kolanami boki wierzchowca i skierował go w stronę stojącego na jego drodze orka.
Odwrót nie miał sensu. Zanim znalazłby się poza zasięgiem strzał orki zrobiłyby z jego pleców poduszkę na szpilki. Podobnie skończyłaby się próba pozostania na miejscu i wymiana strzałów. Siła złego na jednego, jak powiadają, a orki nie wyglądały na takie, które stać było tylko na jedną, czy dwie strzały...
Pochylony nad grzbietem konia, częściowo schowany za jego szyją, stanowił, miał przynajmniej taką nadzieję, trudniejszy cel. Zamienił kuszę na rapier i przyspieszył, by jak najszybciej znaleźć się wśród orków. Miał zamiar przejeżdżając przez linię wroga zadać cios lub dwa, a potem zeskoczyć z konia i pieszo stawić czoła wrogom.
Miał tylko nadzieję, że inni pójdą w jego ślady i nie będzie musiał sam walczyć ze wszystkimi przeciwnikami.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-02-2011, 17:49   #149
 
Kovix's Avatar
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
Kiedy orkowie zaczęli strzelać, Dantowi z trudem udało się utrzymać swego wierzchowca i przy okazji siebie na nim. Bydle było silne, a Dant – cóż, nie był umięśnionym osiłkiem.

David zaczął grać. Chyba był to rodzaj jakiejś magicznej pieśni, bo rzeczywiście wszystkich ogarnął zapał do walki,choć przejawiał się różnie. Dant zaczął wyczarowywać magiczny pocisk, wycelowany w środkowego orka…
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline  
Stary 20-02-2011, 23:41   #150
 
Aegon's Avatar
 
Reputacja: 1 Aegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwuAegon jest godny podziwu
Elf nie miał większych problemów z opanowaniem wierzchowca. Wkrótce też mógł zabrać się do działania. Bez dłuższego zastanawiania się rozpoczął formowanie w dłoni pocisku energii. Niedługo później fioletowa kula była gotowa do ataku w orka stojącego z brzegu. Dwa podobne pociski miały pomknąć w orki niedługo później.
 

Ostatnio edytowane przez Aegon : 20-02-2011 o 23:50.
Aegon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172